Joanna Szczepkowska wykazuje się od kilku lat godną podziwu odwagą cywilną.
Jako znana i lubiana aktorka, a jednocześnie felietonistka, powinna płynąć z głównym nurtem, głosić opinie co najmniej okrągłe, a najlepiej obyczajowo liberalne. Po to, by z owego głównego nurtu nie wypaść z hukiem oraz z łatką zdrajczyni salonu.
Ale Szczepkowska ma to w nosie, bo już nie zależy jej na celebryckich okładkach, wywiadach o niczym w „Kawie czy herbacie” ani na telefonach od dziennikarek pytających: A jaki jest pani przepis na tak wspaniałą figurę? Wygląda na to, że Szczepkowska od całego tego blichtru woli spokój sumienia oraz przyjemność pisania i mówienia tego, co naprawdę myśli.
Nie ma więc okładek, nie ma zdjęciowych sesji w urokliwym, wiosennym ogrodzie, jest za to stała kolumna w „Rzeczpospolitej”, gdzie Szczepkowska znalazła sobie bezwietrzną przystań. Pisze tam o homoseksualnej propagandzie, o szaleństwie gender, o idiotyzmach politycznej poprawności. Chyba jako jedyna przedstawicielka świata teatru i filmu, bo nie przypominam sobie innej aktorki czy aktora, reżysera czy reżyserki, którzy z takim uporem płynęliby pod prąd, narażając się na piętno wariatów.
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń