Utarło się, że jesteśmy świetnymi duszpasterzami, a ilu wypaliło się w tej pracy? Dlaczego? Bo byli sami. Dawali z siebie wszystko, aż pękli.
Wojciech Dudzik OP, Dominik Jarczewski OP: Cieszysz się?
Paweł Kozacki OP: Nie narzekam. Wiedziałem, że byłem brany pod uwagę, i teraz czuję ulgę, bo nie lubię trwać w stanie zawieszenia: czy mam dalej myśleć o klasztorze krakowskim, czy już o całej prowincji. Wolę sytuacje trudne, ale klarowne. Przynajmniej wiem, z czym
mam się mierzyć.
Na pewno wiesz?
Oczywiście, że nie wiem. Gdzieś pewnie kryją się miny, na których łatwo można wylecieć w powietrze. Natomiast nie ma we mnie strachu przed przyszłością. Staram się żyć chwilą obecną.
To może łatwiej będzie zapytać o przeszłość. Trochę już zrobiłeś w zakonie. Pracowałeś w Szczecinie, prowadziłeś miesięcznik „W drodze”, byłeś przeorem dwóch klasztorów. Jak myślisz – co najlepiej przygotowało cię do obecnego zadania?
Po wyborze zadzwoniła do mnie Małgorzata Musierowicz, z którą przyjaźnię się od wielu lat. Powiedziała mi, że teraz, patrząc w kontekście tego wyboru, wiele niezrozumiałych elementów w moim życiu, trudności, z którymi się zmagałem, zaczyna nabierać sensu. Cieszę się, że w trakcie 24 lat kapłaństwa byłem i duszpasterzem, i przeorem, i redaktorem. Że miałem kontakt z różnymi grupami: uczyłem dzieci pierwszokomunijne, katechizowałem w podstawówce, w liceum, prowadziłem duszpasterstwo akademickie, pracowałem z niepełnosprawnymi, z dorosłymi, z rodzinami, z trzecim zakonem. Jeśli dołożyć do tego przeorstwo dwóch dużych klasztorów oraz studia na wydziale teologicznym, to taka różnorodność okazuje się atutem.
Można powiedzieć, kandydat doskonały…
Tak o sobie nie myślę.
Chciałbym jeszcze wrócić do samego momentu wyboru. Co się dzieje po ogłoszeniu wyników głosowania? Pierwsze miejsce, do którego idzie nowo wybrany papież, to pokój łez. Przydałby się dominikanom taki pokój?
Pokój łez by mi się przydał. To był moment, kiedy wszystkie emocje doszły do głosu. Coś bardzo podobnego czułem, gdy w zeszłym roku ukończyłem maraton. Kiedy przebiegłem linię mety, to miałem ochotę się rozpłakać. Gdy skończyliśmy już podpisywać wszystkie dokumenty, poszedłem do kaplicy. Posiedziałem tam trochę. Gdy wyszedłem, przyszła odpowiedź generała z Rzymu, że mój wybór został przez niego zatwierdzony. Wtedy poszedłem pobiegać. Sześć kilometrów i doszedłem do siebie.
Kiedy ktoś zostaje biskupem, wymyśla sobie zawołanie. Masz takie hasło na dobry początek?
„Wystarczy ci mojej łaski” (2 Kor 12,9) – czyli słowa, które usłyszał mój patron św. Paweł, gdy żalił się na swoją słabość. Wiedząc, że mogę zostać prowincjałem, modliłem się o siły i wówczas te słowa bardzo do mnie dotarły. Nie zabiegałem o to stanowisko. Jeśli więc to Pan Jezus chce, żebym je objął, to nie odmówi mi łaski.
Bycie prowincjałem wymaga wielu wyrzeczeń. Wyrzekasz się na przykład swojego czasu. Już na wejściu odziedziczyłeś po poprzedniku kalendarz zapisany na kilka miesię Zostało Ci jeszcze 85% artykułu Dalszy dostęp do artykułu zablokowanyWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania
żadnych plików!
Masz dostęp do archiwum?Zaloguj się
Wykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń