Wracałyśmy z miasta tym samym autobusem. Byłam bardzo zmęczona i szczerze mówiąc, ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę, było spotkanie jakiejkolwiek siostry zakonnej. Wysiadłyśmy razem na przystanku koło naszego klasztoru i na nic się zdało zwalnianie czy przyśpieszanie kroku albo udawanie, że wznoszę się na wyżyny kontemplacji: poczekała na mnie.
– Ale jestem wykończona – westchnęła. – Nie mam siły. Weźmiesz za mnie dzisiaj zmywanie naczyń po kolacji?
Marzyłam tylko o tym, żeby tego wieczoru jak najszybciej iść do siebie, ale przecież wiedziałam, że moje „nie mam siły” ma jednak trochę inny ciężar gatunkowy niż jej: schorowanej siostry dwadzieścia lat starszej ode mnie.
– Wezmę – powiedziałam bez entuzjazmu.
– Odrobię! – zapewniła mnie z przekonaniem.
Od razu włączyła mi się w głowie kalkulacja, kiedy ewentualnie mogłaby to za mnie odrobić, najlepiej, gdy będę gdzieś jechała, na przykład do dominikanów na jakąś imprezę związaną z jubileuszem Beczki.
Na drugi dzień miałyśmy razem planowy dyżur zmywania. Nie przyszła.
– Gdzie Marcysia? – pytam.
– Źle się czuje.
Nie widziałam jej przez trzy dni, ale nie zastanawiałam się szczególnie nad tym. W naszym klasztorze mieszka czterdzieści sióstr. Trudno w
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń