Chcąc pozostać chrześcijaństwem, protestantyzm musi – i przecież chce najszczerzej – uznać i uwielbić Słowo wcielone. Lecz im bardziej Je adoruje jako Boskie, tym pilniej oddziela od Niego Jego udzielanie się i uświęcające promieniowanie na terenie człowieczej natury, społeczności i historii.
Najgorszy jest „mały błąd na początku”, a raczej „mały błąd w zasadzie”. Dotyczy to także reformacji. Jednak nie szukajmy tu pomyłki w jakiejś konkretnej tezie teologicznej, tak jakby protestantyzm był czymś takim jak arianizm, czyli potop, który spadł na chrześcijaństwo z powodu przestawienia jednego słowa w nauce o Chrystusie. Nie, reformacja nigdy nie była herezją w ten prosty sposób – i być może dlatego jej potop się nie cofnął po ustabilizowaniu doktryny podczas Soboru Trydenckiego i po wielkiej pracy reformy katolickiej.
W przypadku reformacji owym brzemiennym w groźne skutki „małym błędem na początku” nie był więc ani spór o odpusty, ani idące zaraz za nim subtelności o naturze, łasce i wolnej woli. Był nim nie jeden określony pogląd czy teza, lecz pewna zmiana tonu teologicznego, metazasada umieszczona w porządku przeżywania, a nie dociekania. Słusznie się mówi – tak jak kiedyś o myśli teologicznej Marcina Lutra mówił wtedy jeszcze ksiądz Tomasz Węcławski – że rządzi nią i wypełnia ją nie jakaś fundamentalna teza, lecz „emocja religijna”. Teologia będzie dla niej jedynie środkiem wyrazu, obarczonym zadaniem komunikowania intuicji i wizji, a nie poglądów i zdań. Dotyczy to całej reformacji, a nie tylko jednego z jej ojców.
Mniej więcej to samo odkrywa uwaga księdza Henriego Huvelina, który u schyłku XIX wieku swym słuchaczom z krypty paryskiego kościoła św. Augustyna mówił o jansenizmie, że „wcześniej niż jakąś herezją jest on pewnym duchem”. Dotyczy to nie tylko elitarnych subtelności jansenizmu, lecz i społecznej burzy protestantyzmu.
Tak jak „emocja religijna” rodzi teologię, z którą bardzo trudno polemizować, tak duch, esprit, z zasady daje się uchwycić jedynie w swych mniej czy bardziej kształtnych inkarnacjach. A przecież duch protestantyzmu nie nabył nigdy inkarnacji, które reprezentowałyby go w sposób powszechny, trwały, niezmienny – można by rzec: katolicki. Nic więc dziwnego, że po stronie katolickiej piętnowano zmienność i niespójność przesłań reformacyjnych, pochodzących od sprzeczających się ze sobą ojców założycieli i powodujących rozdrobnienie bytów kościelnych. Gdy biskup Bossuet w swoim cenionym dziele Histoire des v
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń