Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan
W związku z beatyfikacją Ojca Świętego Jana Pawła II oraz naszym wyjazdem na tę uroczystość do Rzymu wielu dziennikarzy zwraca się do mnie z pytaniem: beatyfikacja tak, ale co dalej?
Nie stroniąc od mediów, grzecznie opowiadam o ciągu dalszym i kontynuacji wskazań samego Ojca Świętego. Jednak taka odpowiedź nie wyzwala entuzjazmu. Nie do każdego przemawiają argumenty, że beatyfikacja jest silnym atutem, bo mamy błogosławionego orędownika w przestrzeni świętych obcowania.
Z Janem Pawłem II jest OK, ale pozostaje pytanie: co z nami? Po kilku takich nagabywaniach wpadłem na odpowiedź, której udzielił sam Ojciec Święty w adhortacji Christifideles laici: „Wiara, która nie staje się kulturą, nie jest wiarą w pełni przyjętą, do końca przemyślaną, przeżywaną w należytej wierności”.
Kiedy tak rozważam, co dalej z dziedzictwem błogosławionego Papieża, te właśnie słowa przychodzą mi na myśl. Dziedzictwo Jana Pawła II powinniśmy przekładać na kulturę, inaczej zostanie w nas tylko słabnące z czasem wspomnienie Osoby, a jeszcze później obojętność. Ojciec Święty wyraźnie domaga się przekładania wiary na kulturę, by była ona przemyślana, dojrzała i uświadomiona. Emocji, które towarzyszyły naszym spotkaniom z Błogosławionym Papieżem, czy to w Polsce czy w Rzymie, nie da się przekazać pokoleniu idącemu za nami. Nasze emocje pozostaną naszymi emocjami i przeżyciami. Są z natury nieprzekazywalne. Musimy cały dorobek Jana Pawła II przełożyć, przetłumaczyć na kulturę, na język zrozumiały i zobiektywizowany, musimy się jakoś porozumieć z naszymi dziećmi i wnukami.
Drżę, bo wiem, że chociaż uda nam się przekazać treść i zawartość przesłania Jana Pawła, to nic nie jest w stanie oddać tych przeżyć, które stały się naszym udziałem podczas spotkań z tym wyjątkowym Narzędziem Boga. Wiem dobrze, że największym cudownym wydarzeniem w życiu są spotkania, i cała mądrość życia polega na tym, aby je docenić. Spotkania z Nim, fotografie, różance, błogosławieństwo. Moja głowa w Jego dłoniach. Czułem, jak rosną mi skrzydła wiary.
Teraz czeka nas wysiłek przetłumaczenia myśli i dzieła Jana Pawła II na język kultury rozumianej jak najszerzej. Kultury poważnej, która jest wyrazem człowieka i sposobem jego wiary, nadziei i miłości. Ogromne zadanie.
Od lat w duszpasterstwie obserwuję studentów, widzę różnice w ich stosunku do życia, do obowiązków, do wiary. To jest kultura, którą wynoszą z domu i przenoszą w środowisko. Jedni mają poważny stosunek do życia, do dzieci i obowiązków, są świadomi wymagań ze strony Boga, ojczyzny czy lokalnej społeczności, czują zobowiązanie. Nakaz dawania przykładu. Czują się w wpisani w pewną tradycję i za nią odpowiedzialni. Inni są kompletnie niefrasobliwi, dowcipni, żartownisie, którym wszystko jedno. Oczywiście w różnym stopniu.
Komu powierzyć to tłumaczenie, kto weźmie za nie odpowiedzialność?
Podczas ubiegłorocznych wakacji czytaliśmy z młodzieżą psalmy w różnych przekładach. Zaczynaliśmy od najstarszych, by sięgnąć też po najnowsze. Było rzeczą niezwykle wzruszającą śledzić, jak nasz język się zmieniał i pracował z materią Bożej treści w poszukiwaniu odpowiedniego słowa. Zaczynając od tłumaczenia księdza Wujka, poprzez Kochanowskiego, Karpińskiego, Staffa, Biblię Tysiąclecia, Miłosza, tłumaczenie ekumeniczne, poprzez Brandstaettera, aż do najnowszego tłumaczenia psalmów w Biblii paulistów. Niektóre tłumaczenia drętwe jak suchary, inne soczyste, ciągle świeże. Ja zawsze czekałem na Karpińskiego. Każda niemalże fraza w jego wykonaniu staje się przysłowiem zapamiętywanym od razu. Podobno Mickiewicz miał taki charyzmat, że nie tylko to co, ale i jak powiedział, na zawsze zachowywało się w pamięci. Takich sam charyzmat miał nasz Ojciec Święty. Zapamiętane wyrażenia i zwroty weszły na trwałe w krwioobieg naszej kultury. „Musicie od siebie wymagać, chociażby inni od was nie wymagali, musicie być mocniejsi od warunków, w których przyszło wam żyć, człowieka należy mierzyć miarą serca”. Ale arcydziełem naszej mowy pozostanie modlitwa do Ducha Świętego wypowiedziana w Warszawie na placu Zwycięstwa 2 czerwca 1979, kiedy prosił Go, by zstąpił i odnowił oblicze ziemi, dorzucił: Tej ziemi! To znaczy Polski, naszej ojczyzny, ziemi, którą przed chwilą ucałował. To brzmiało jak prowokacja wobec Ducha Świętego. Te słowa miały moc twórczą i sprawczą. W Polsce zaczęło się zmieniać. Ludzie zaczęli podnosić głowy. Powoli zaczęła kiełkować Solidarność.
Wierzę, że starczy nam entuzjazmu i inwencji, aby wielkie dziedzictwo Jana Pawła twórczo potraktować, bo tylko wtedy ma szansę na ocalenie i przetrwanie.
Oceń