Liturgia krok po kroku
Kiedyś kobieca agresja znajdowała ujście w różnych pośrednich formach. Jedną z nich było odmawianie mężczyznom współżycia. Dziś kobiety nie sięgają już po tak przebiegłe sposoby.
Bożena pracuje w dużej międzynarodowej korporacji. Ostatnie lata to pasmo jej sukcesów zawodowych. Jednak w pewnym momencie problemy osobiste i rodzinne, jakie jej się przytrafiły, spowodowały, że zaczęła dużo gorzej spełniać swe obowiązki. Kilka razy się pomyliła i ledwo uniknęła w związku z tym poważnych kłopotów. Spadek formy zauważyła koleżanka z pracy. „Wydawało mi się, że jesteśmy sobie z Justyną bliskie. Opowiedziałam jej o moich problemach. Parę dni potem szef wezwał mnie do siebie i ostrzegł, że jeszcze jedna taka pomyłka, a będą się musieli ze mną pożegnać. Po tej rozmowie Justyna unikała mojego wzroku. Zapytałam ją, czy to ona powiedziała szefowi o moich pomyłkach. Wzruszyła ramionami i odpowiedziała, że nie powinnam od niej oczekiwać dyskrecji, bo przez moje błędy inni mogą mieć kłopoty. A to, co przede wszystkim nas łączy, to relacje zawodowe, w nich zaś najważniejszy jest profesjonalizm”.
Podstawowa kobiecość
Zdaniem Waldemara Dudka – psychiatry, specjalisty psychologii analitycznej Junga, takie zachowanie jest dowodem na to, że kobiety coraz częściej przejmują męskie zachowania, w tym walkę o pozycję społeczną i zawodową. „Rola społeczna kobiety staje się coraz bardziej dominująca. Kobiety chcą osiągać wysoką pozycję społeczną, a elementem tego dążenia jest agresja”. Kobiety nie tyle budują własną przestrzeń, ile walczą o to, by robić dokładnie to samo, co mężczyźni, i udowodnić, że są w tym lepsze. Zaczęły tym samym realizować się w świecie w męski sposób, poprzez pozycję, władzę, pracę i pieniądze, poprzez rywalizację, a nie współpracę. Tymczasem to właśnie współpraca i współdziałanie były zawsze mocną stroną kobiet. W naszym świecie od wieków reguły ustalają mężczyźni, więc kobiety, chcąc być aktywne, nie wnoszą swoich wzorców i zachowań, tylko przejmują męskie, w tym często te skrajne i negatywne. Pogubiły to, co w psychologii Junga nazywa się kobiecością podstawową, czyli ciepło, opiekuńczość, delikatność, troskliwość oraz umiejętność długotrwałego budowania relacji na podstawie wyżej wymienionych cech. Zasadą kobiecego funkcjonowania jest trwanie, męska kultura zaś nastawiona jest na zdobywanie, konfrontację i cel. Można powiedzieć, że kobiety, wchodząc do męskiego świata, odcinają się od świata kobiet, od tego wszystkiego, co przez lata było ich mocną stroną. To by pokazywało, że brakuje im łączności z wcześniejszymi pokoleniami kobiet. Ponieważ przez setki lat patriarchatu kobiece wartości były deprecjonowane, kobiety same zaczęły je lekceważyć.
– Jestem zdziwiona złośliwością i napastliwością moich koleżanek, kiedy im wspominam o swoich planach życiowych – mówi Agnieszka. – Nie ukrywam, że najważniejsza jest dla mnie rodzina. Chcę mieć troje dzieci. Jedno już urodziłam. Ilekroć pytają mnie, kiedy wrócę do pracy i czy po to robiłam doktorat, żeby niańczyć dzieci, to jest w tym tyle złości i pogardy, że nigdy od żadnego mężczyzny tyle jej nie słyszałam. Tymczasem jestem bardzo wdzięczna mojej mamie, że nie musiałam biegać z kluczem na szyi, a po powrocie ze szkoły witał mnie jej uśmiech i zapach pysznego obiadu. Przy tym moja mama nigdy nie była poświęcającą się cierpiętnicą. Opiekowanie się mną i bratem sprawiało jej wiele radości. Czy jest coś złego w tym, że zamiast przesiadywać na uczelni, chcę urodzić dzieci i się nimi zajmować?
Jednak takie pozytywne nastawienie do wzorów kobiecości przekazywanych przez matki jest coraz rzadsze. Młode kobiety bardzo często odrzucają je ze złością, powtarzając jak mantrę: „Nie będę taka jak moja matka, inaczej wychowam swoje dzieci, mój związek z mężczyzną będzie inny, ja sama też będę inna”. Przyczyny odcięcia się młodych kobiet od ich matek można upatrywać w ogromnej frustracji sięgającej wielu pokoleń. Jeśli rodzinę potraktować jak system, w którym uwikłania i problemy przechodzą z pokolenia na pokolenie, to szczególnie są nimi obciążone kobiety, dla których podporządkowanie przez całe wieki było jedynym sposobem na przetrwanie. Ich potrzeby, prawo do wyrażania złości i niezgody, były głęboko stłumione. Status społeczny kobiety zależał od mężczyzny, była ona chroniona, jedynie będąc czyjąś córką, siostrą czy żoną. Na niepodporządkowanych mężczyźni wyładowywali lęki, złości i frustracje seksualne. Jeśli pomyślimy o całych pokoleniach takich kobiet, to wówczas zdamy sobie sprawę, jak dużo gniewu dostałyśmy po nich w spadku.
Justyna – elegancka, zadbana ambitna 30–latka na wysokim stanowisku nie ukrywa, że nie lubi mężczyzn. Jest wobec nich bardzo krytyczna, bezlitośnie punktuje każdą pomyłkę. Swojemu mężowi nieustannie wytyka słabości. – Jarek jest dobrym mężem, kochającym ojcem. Tymczasem z byle powodu czuję do niego taką wściekłość, jakby zrobił mi nie wiem jak wielką krzywdę. Wiem, że jestem niesprawiedliwa – mówi. Psycholog i psychoterapeutka Elżbieta Sanigórska tłumaczy, że nic nie bierze się bez przyczyny, a dzisiejsza agresja młodych kobiet sięga korzeniami bardzo głęboko. Może mieć swoje źródło dwa, trzy pokolenia wcześniej, ale dopiero dzisiejsze na nią przyzwolenie stworzyło warunki, aby ujrzała wreszcie światło dzienne. – Jeśli matka kobiety jest z mężczyzną w związku, w którym czuje się skrzywdzona, niespełniona, to naturalne jest, że budzi to jej złość i gniew. Jest to reakcja naturalna, ale z różnych przyczyn przez wiele kobiet zatrzymywana. Jednak, mimo że matka tej złości nie będzie pokazywać, to jej córka przejmie ją na nieświadomym poziomie. Wchodząc w dorosłość, może mieć w sobie dużo złości do mężczyzn. Szczególnie bolesne traumatyczne doświadczenia pozostają długo w systemie rodzinnym, bo przejmują je kolejne pokolenia. Kiedyś w terapii brała udział dziewczyna, która mówiła, że sama nie wie skąd, ale czuje wielką wściekłość na cały świat i niechęć do mężczyzn. W trakcie rozmów wyszło na jaw, że jej prababka została w okrutny sposób zgwałcona – mówi Sanigórska.
Chorobliwa ambicja
Dający się zaobserwować wśród kobiet wzrost zachowań agresywnych odpowiada zwiększonemu poziomowi agresji w całym społeczeństwie. Jednak nowa rola i pozycja społeczna, którą zajmują dziś kobiety, powoduje, że ich agresywne zachowania przybierają inne formy. Zdaniem Elżbiety Saniogórskiej, agresja sama w sobie nie jest niczym złym. To nawet bardzo dobrze, że kobiety wreszcie dają sobie na nią przyzwolenie. Problem w tym, że nie mając od poprzednich pokoleń kobiet wzorców agresywnych zachowań, sięgają do wzorców męskich. Kiedyś kobieca agresja znajdowała ujście w różnych pośrednich formach. Jedną z nich było odmawianie mężczyznom współżycia. „Mam coś, czego ty chcesz, ale za karę, bo jestem zła, mogę ci tego nie dać”. Dziś kobiety nie sięgają już po takie sposoby. – Nie wiem, co mam zrobić – mówi bezradnie Michał. – Jestem przerażony zachowaniem Asi. Zawsze miała temperament, szybko wpadała w złość i nie przebierała wtedy w słowach. Ale teraz zachowuje się jak miotacz ognia – o byle co wybucha taką wściekłością, że zapiera mi dech. Krzyczy, przeklina, grozi rozstaniem. Nie ma szans na spokojną rozmowę. Jej koronny argument to stwierdzenie, że jak mi się coś nie podoba, to mogę się w każdej chwili wyprowadzić. Ona doskonale da sobie radę sama – dodaje Michał.
Jednocześnie Asia coraz częściej płacze, że nie ma już sił na to wszystko. Co jakiś czas musi wyjeżdżać na parę dni do pracy, do innego miasta i w tym czasie zostawia maleńkiego syna z opiekunką. – Kiedy widzę, jak on się do niej uśmiecha, to mam ochotę ją udusić, bo wydaje mi się, że zabiera mi dziecko. Na jakąkolwiek jej sugestię w kwestiach opieki czy wychowania wybucham gniewem, że to ja jestem jego matką, a nie ona, i dobrze wiem, co mam robić – opowiada. Asia nie może zrezygnować z pracy z przyczyn finansowych. Ale też nie wyobraża sobie, żeby siedzieć w domu i zajmować się jedynie dzieckiem. – Kiedy jestem w pracy, to czuję się podłą matką i wszystko we mnie aż się rwie do synka. Kiedy siedzę z nim w domu, to myślę, że powinnam bardziej przyłożyć się do pracy, żeby coś osiągnąć – mówi.
Wykreowany obecnie model kobiety jest ogromnie frustrujący. Powinna być aktywna zawodowo, być idealną matką a do tego zadbaną, szczupłą i atrakcyjną, pełną inicjatywy i pomysłowości kochanką. Wszystkie te wygórowane oczekiwania powodują nieustanny stan napięcia, rodzą frustrację, od której już tylko krok do agresji na wszystkich i wszystko – na mężczyzn, na siebie, na dzieci, na cały świat. Kobiety w znacznie większym stopniu niż mężczyźni czują się zobowiązane, by spełniać oczekiwania innych. – Samo zajmowanie się dzieckiem jest już tak pracochłonnym i wyczerpującym zajęciem, że jeśli kobieta musi robić dodatkowo inne rzeczy, oznacza to, że funkcjonuje w 200 albo i 300 procentach. Często we wszystkim, co robi, czuje się nie dość dobra, bo dla kobiet normy i oczekiwania są bardzo wiążące. To pułapka, w którą kobiety same się złapały. Stąd tyle w nich gniewu – tłumaczy Jolanta Łagodzińska z Instytutu Zdrowia Psychicznego i Rozwoju Osobowości. Kobiety aspirują dziś do tych samych osiągnięć, co mężczyźni. Z wielu jednak powodów, w tym kulturowych, nie udaje im się zrealizować swoich planów. Efektem tego jest wzrost agresji pofrustracyjnej.
Iwona z niczego w życiu nie potrafi zrezygnować, jest chorobliwie ambitna. Świetna w pracy, wręcz niezastąpiona, jednocześnie ma również ambicje bycia najlepszą matką. Jej dzieci chodzą do najlepszej szkoły, prowadzi je na wiele dodatkowych zajęć. Po wypadku samochodowym, cała obolała musiała chodzić w kołnierzu. Nie zrezygnowała jednak z planowanego remontu mieszkania. Przełożenie go na przyszły rok uważała za porażkę. Nie toleruje u siebie i u innych żadnej słabości. Niedospana, zmęczona buduje dla dzieci piaskownicę na działce, sama zmienia koło w samochodzie, naprawia drzwi w swoim domu. O byle co podnosi głos na męża i dzieci. Nie ma dnia, żeby na nich nie krzyczała. – Nie ma w niej cienia kobiecości, delikatności, ciepła – narzeka jej mąż. – Nie toleruje żadnej słabości, jeśli tylko wspomnę, że źle się czuję albo jestem zmęczony, to zaraz szydzi, że zachowuję się jak baba. Iwona ripostuje: – Nie jestem jego matką, a on małym dzieckiem, żeby mu aspirynkę podawać. Niech wstanie i sam ją sobie weźmie. Jednocześnie jednak jest pełna urazy, że nikt wystarczająco nie docenia jej wysiłku, nie podziwia ogromu rzeczy, które z takim staraniem robi.
– Można powiedzieć, że to zachowanie świadczy o odcięciu się od własnej kobiecości. Bo jednym z jej elementów jest opiekuńczość wobec słabszego. Za odcięcie się od kobiecości przyjdzie nam zapłacić dużą cenę – twierdzi Elżbieta Sanigórska. – Realizowanie różnych zadań i celów na męski sposób poprzez agresję i rywalizację pozbawia kobiety satysfakcji z własnej tożsamości płciowej – mówi. Chcemy czy nie, jesteśmy biologicznie nastawione na dawanie bezpieczeństwa i opieki. Na współpracę, a nie rywalizację. Stając do bezwzględnego wyścigu po sukces, działamy wbrew samym sobie, nieraz agresywnie nawet wobec własnej fizjologii.
– Z niedowierzaniem czytałam ostatnio w prasie reklamę jakiegoś środka, który zatrzymuje miesiączkę i dzięki temu jadąca na wakacje kobieta może spokojnie żeglować, pływać czy robić inne rzeczy wymagające kondycji i formy – mówi Sanigórska. – Coraz więcej młodych kobiet ma kłopoty z cyklem menstruacyjnym.
Wiele kobiet aktywnych zawodowo po czterdziestce przestaje miesiączkować? A to dlatego, że naszą własną biologię traktujemy jako nieszczęście i dopust boży. A przecież właśnie ta cykliczność czyni z nas istoty wyjątkowe. Dzięki niej jesteśmy bardzo blisko natury. Dając życie, bezpośrednio uczestniczymy w mistycznym kole narodzin i śmierci. Tymczasem coraz częściej wypieramy się naszej tożsamości. Niepokojąco dużo kobiet ma dziś problem z zajściem w ciążę i donoszeniem jej. Wypowiadamy wojnę naszym ciałom, żądając od nich nieustannie kondycji na najwyższym poziomie. Gdy nasze ciała proszą o odpoczynek, my przymuszamy je, żeby były wiecznie silne, sprawne, aktywne i atrakcyjne.
Męskie kobiety i kobiecy mężczyźni
Jedną z form agresji jest autoagresja, która jest centralnym elementem osobowości borderline – jest to nowa jednostka zaburzeń z pogranicza nerwicy i psychozy. Beata wybucha jak tajfun z byle powodu. Niedawno jej narzeczony tak ją rozdrażnił zmianą planów wakacyjnych, że zaczęła rzucać po mieszkaniu wszystkim, co miała pod ręką. Gdy oprzytomniała, ujrzała wokół siebie pobojowisko. Przez wiele dni nie mogła potem dojść do siebie. Jest załamana tym, że nie daje sobie rady z najmniejszymi konfliktami. Z jednej strony pragnie bliskości, ale gdy tylko z kimś się zbliży, to zaczyna go tak ranić, że dochodzi do ochłodzenia stosunków. Zdaniem Waldemara Dudka zauważalny jest bardzo duży wzrost tego rodzaju zaburzeń wśród kobiet.
Psychologowie alarmują, że lawinowo wzrasta liczba zachowań agresywnych wśród coraz młodszych dziewcząt. Dla Ewy, nauczycielki w jednym z warszawskich gimnazjów, wielkim szokiem było, kiedy niechcący usłyszała rozmowę dwóch uczennic. – Bardzo je lubię, są inteligentne, bystre, mają poczucie humoru. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom, kiedy niechcący usłyszałam, jak rozmawiały na temat nauczycieli i niektórych koleżanek. Nie jestem święta, sama nieraz przeklnę i w ich wieku też to robiłam, ale oniemiałam, słysząc to, co one mówiły. Tyle w tym było jadu, nienawiści, pogardy i agresji. To było tak wulgarne i ordynarne, że brak słów – mówi Ewa.
Zauważenie problemu domowej przemocy wobec dzieci spowodowało obalenie mitu, jakoby jej jedynymi sprawcami byli mężczyźni. Zdaniem Katarzyny Fenik z Fundacji Dzieci Niczyje, zdarza się, i to wcale nie tak rzadko, że przemoc fizyczną i emocjonalną wobec dzieci praktykują również kobiety. – Ojciec nigdy mnie nie uderzył, nawet głosu nie podniósł – opowiada Ewa, która od dwóch lat korzysta z pomocy psychoterapeuty. – Ale moja matka biła o byle co. Za każdym razem powtarzała – biję w to, co przewiniło. Jeśli dotykałam czegoś, czego mi nie było wolno dotykać, to biła po rękach. Jeśli, jej zdaniem, odpowiedziałam nie tak, jak należy, to biła mnie po twarzy. Bardzo była dumna ze swojej metody – dodaje Ewa.
W ciągu ostatnich dziesięciu lat o jedną trzecią wzrosła liczba pobić i bójek z udziałem kobiet. W tym samym czasie liczba pobić wśród nastolatek wzrosła o połowę. Od 1990 roku trzykrotnie zwiększyło się spożycie alkoholu wśród kobiet. Coraz częściej sprawczyniami różnego rodzaju wykroczeń są coraz młodsze dziewczęta, niejednokrotnie będące pod wpływem alkoholu lub narkotyków. Zdaniem Elżbiety Sanigórskiej frustracja dziewcząt, a wraz z nią coraz większa powszechność zachowań agresywnych, bierze się z faktu, że bardzo trudne jest osiąganie tego, co pozornie znajduje się w zasięgu ręki. – Nasze potrzeby są sztucznie tworzone i wyolbrzymiane przez rynek i reklamę. Tymczasem realna dostępność zachwalanego towaru czy możliwości wcale nie jest większa. Trzeba nieraz olbrzymich poświęceń i starań, żeby coś osiągnąć – mówi Sanigórska. Na dodatek bardzo często dziewczęta z tymi wyolbrzymionymi pragnieniami i zachciankami pozostawione są same sobie. Nikt nie uczy ich hamowania apetytu i rozpoznania w sobie autentycznych pragnień i potrzeb.
Coraz więcej jest silnych, agresywnych, władczych kobiet i coraz więcej słabych, kobiecych mężczyzn. Mężczyźni oczekują od kobiet niemożliwego, a one odpłacają im tym samym, chcąc, aby byli jednocześnie silni, zaradni, stanowczy, mocni, odważni, ale i delikatni, romantyczni, czuli i opiekuńczy. Zagubiliśmy się w tych wzajemnych oczekiwaniach. – Obserwując rzeszę rozdrażnionych, pełnych złości kobiet, mam ochotę je zapytać, z czego są tak bardzo niezadowolone w swoim życiu? Czego im aż tak bardzo brakuje? – zastanawia się Elżbieta Sanigórska.
Oceń