Są szefowie, którzy twierdzą, że im bardziej zaangażowany, utalentowany i ambitny pracownik, tym bardziej dąży do tego, żeby do biura wracać i pracować tam wspólnie z innymi, oczywiście szanując pandemiczne zasady ostrożności. Moje obserwacje to również potwierdzają. Mniej ufam tym, którzy obstają przy pracy domowej, bo widzę w niej półśrodek, narzędzie przetrwania raczej niż rozwoju.
Dziesięcioletni syn moich sąsiadów bardzo chciał mieć kota. Rodzice niestety nie chcieli, zwłaszcza że tata na kocią sierść był uczulony. A jednak rezolutny dzieciak znalazł sposób, by kot Charlie – dostojny kocur rasy rosyjskiej niebieskiej – w ekspresowym tempie został zakupiony. Wystarczyło, że pewnego razu w czasie mojej sąsiedzkiej wizyty, wiedząc, że rodzice liczą się z moim zdaniem w życiowych sprawach, wygłosił krótkie, a przełomowe dla nas wszystkich zdanie: Panie Darku, czy to nie straszne, że kiedy wracam ze szkoły, jedynym moim przyjacielem jest smartfon?
Od pewnego czasu dla bardzo wielu z nas „jedynym przyjacielem jest smartfon”. Pandemia na różne sposoby zamknęła nas w domach, zredukowała częstość i rozległość międzyludzkich kontaktów. W środku lockdownu nasz świat wyglądał jak w piosence Skaldów z 1987 roku:
Wiatr nam okna zamyka
Zatrzaskują się bramy
Ktoś się nocą przemyka
Za człowieka przebrany
Nie domykajmy drzwi, Ewa Lipska, 1987
Wciąż szukamy klucza do poradzenia sobie z wirusem SARS-CoV-2, ale mamy przecież – jako ludzkość i jako cywilizacja – rosnącą świadomość kilku równolegle toczących się pandemii: plagi samotności, otyłości, depresji, agresji domowej, problemów emocjonalnych i finansowych. I pewnie jakiś ogólnoświatowy kryzys nadziei. Mówimy – nie bez przyczyny – o rosnącym długu zdrowotnym, finansowym, edukacyjnym, energetycznym. Coraz więcej jest rzeczy, które powinniśmy byli zrobić, dla siebie, dla rodziny, dla współpracowników, a nie było sposobności, zasobów, czasu ani motywacji. Niezaspokojone potrzeby odkładają się i piętrzą w jakimś złowrogim cieniu. Doskonale wiemy, że przyjdzie czas, gdy trzeba im będzie stawić czoło. Co roztropniejsi nas ostrzegają i każą się na tę konfrontację szykować. Niektórych już dopadło – zwłaszcza jeśli pracowali w branży, która musiała być zamknięta, albo jeśli sobie psychicznie nie poradzili z emocjami i relacjami. Nie jest tajemnicą, że gabinety psychologiczne i psychiatryczne są przepełnione, a czas oczekiwania na konsultację rośnie. Kiepsko śpimy i kiepsko się czujemy. A nie musi tak być.
Na szczęście dla uczciwości trzeba też powiedzieć o tych, którzy sobie radzą, o tych, których sytuacja alarmowa obudziła i zmobilizowała. Analizy społeczne pokazują wyraźnie, że trudne czasy wszystkim nam uświadomiły, że jesteśmy na tym świecie dużo bardziej razem, niż nam się do tej pory wydawało, że potrzebujemy siebie i od siebie zależymy w stopniu, z którego nie zdawaliśmy sobie dotąd sprawy. Bo ktoś dba o to, żeby był prąd, żeby był makaron i mleko, żeby te produkty można było gdzieś kupić, że są kurierzy, że ktoś „robi, że jest internet”, skądś się bierze oprogramowanie do rozmów i spotkań online. Wielu moich kolegów menedżerów z dużą pokorą przyznaje dzisiaj, że świat sobie bez nich doskonale radzi – bez specjalnej szkody dla kogokolwiek mogą się udać na kwarantannę czy pracę zdalną. Nie dotyczy to ludzi odpowiedzialnych za wodociągi, wywóz śmieci, o
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń