Tysiące nawróceń codzienności
fot. nick fewings / UNSPLASH.COM

Tysiące nawróceń codzienności

Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Jana

0 votes
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 41,18 PLN
Wyczyść

Język mojej codzienności pozostawia wiele do życzenia. Bez dumy i z cieniem żalu przyznaję, że – zwłaszcza w przestrzeni biurowej – słownik, którym dysponuję, wykracza poza to, co powszechnie przyjęto jako poprawne. Marnym pocieszeniem jest to, że inwektywy, z których zwykłem korzystać, pozbawione są konkretnego adresata, a manifestują jedynie stan chwilowego konfliktu z rzeczywistością. 

Wśród ludzi, którzy dźwigają ciężar mojego codziennego towarzystwa, sytuacje tego typu budzą specyficzny dysonans. Choć unikam manifestów, znają moje przywiązanie do chrześcijańskich wartości. Kiedy więc rzeczywistość przybiera kształt trudny do akceptacji (bo ekspres do kawy odmówił posłuszeństwa), a ja daję upust złej energii, powietrze wypełnia atmosfera zaciekawienia, które szybciej, niż sam bym sobie tego życzył, materializuje się w formie uwagi o rozdźwięku między tym, co deklarowane, a tym, co autentyczne. 

Uwaga jest złośliwa, ale to ten szczególny rodzaj złośliwości, który bardziej niż złą wolą podszyty jest serdecznością i humorem. Większość ludzi potrafi obok takich sytuacji przejść w sposób naturalny i godny, czyli pięknym odpowiedzieć za nadobne. Niestety, wspólną cechą osób wierzących jest trudna do zdefiniowania przypadłość, która nakazuje nam reagować inaczej. 

Pierwsze brzemię to silna tendencja do tego, aby wszędzie tam, gdzie pojawia się kwestia wiary, kierować dyskusję na możliwie poważne tory (ewentualnie żartować w nieśmieszny sposób – co osobiście uważam za rzecz gorszą, bo zdecydowanie bardziej okrutną względem otoczenia). Druga skaza to niespotykana umiejętność komplikowania spraw już skomplikowanych. Kiedy nie wiemy, co powiedzieć, mówimy dużo, a nomenklatura ambony, którą jesteśmy przesiąknięci, zdecydowanie to zadanie ułatwia. 

A więc jeszcze chwilę temu przeklinając w sposób, którego nie powstydziłby się doświadczony szewc, teraz – wywołany do tablicy – gotów jestem wejść w rolę zatroskanego apologety. Wówczas, wiedząc, co się święci, towarzysze mojej biurowej niedoli, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zaczynają przypominać sobie o niezliczonej ilości zaległych spraw.

Szczęśliwie coraz częściej bywa też tak, że ja tracę swój karykaturalnie mentorski ton, a oni mają odwagę pytać nawet o rzeczy z pozoru błahe. Wówczas – już w atmosferze otwartości i zaciekawienia – zaczynamy rozmawiać na zupełnie innym poziomie. W efekcie nieuprawniony dystans między naszymi światami się zmniejsza, a my stajemy się bogatsi. 

Tutaj, a przypominam, że w powietrzu zawisła ciężka łacina, bez wielkich teorii i jeszcze większych słów przyznaję, że właśnie dlatego, że tyle we mnie nędzy i bałaganu, Bóg jest mi szczególnie potrzebny. Ta prosta prawda okazuje się wystarczająca, dlatego że znalazła swój bardzo przyziemny, codzienny kontekst. 

Nagle zrozumiałem, że to właśnie codzienność jest tym, z czego obdarliśmy chrześcijaństwo. W powszechnym rozumieniu dziwi i gorszy, a często wydaje się aktem hipokryzji, kiedy ci, którzy jeszcze jakiś czas temu deklarowali wiarę, dzisiaj okazują się ludźmi z krwi i kości. A więc takimi, którzy mają naturalną skłonność do popełniania błędów. Stworzyliśmy mit człowieka bez skazy, który dodatkowo daje sobie prawo, by innym mówić, jak żyć. Trudno się więc dziwić, że w praktyce jest nas coraz mniej. 

Tymczasem tym, co w Kościele wydaje się szczególnie ważne i stanowi dla współczesności ofertę wyjątkowo atrakcyjną, jest przekonanie, że człowiek – choć zdecydowanie nieidealny – jest dobry. Że w każdym z nas tkwi potrzeba rozwoju i odkrywania coraz lepszej wersji samego siebie. W końcu, że chrześcijaństwo nie jest zamkniętym, archaicznym zbiorem nakazów i zakazów, ale stylem życia opartym na relacji z osobowym Bogiem, dzięki któremu zmiana i wzrost są możliwe. Nie chodzi bynajmniej o spektakularne, widowiskowe zwroty w zachowaniu, bo byłoby czymś nieprzyjemnie dziwnym, gdyby te następowały często, ale o zmianę rozumianą jako tysiące małych nawróceń codzienności. 

Jak to, kiedy uświadamiam sobie, że przynajmniej od czasu do czasu dobrze zatrzymać się w pół słowa i nie zakłócać wspólnej przestrzeni tą mniej wyszukaną formą języka.

Tysiące nawróceń codzienności
Konrad Kruczkowski

urodzony w 1986 r. – związany z branżą reklamową, bloger HaloZiemia, laureat nagrody Blog Roku 2013.Autor cyklu felietonów pt....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszykKontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze