Świadectwo pielgrzyma
Oferta specjalna -25%

Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan

0 opinie
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 52,90 PLN
Wyczyść

Ludzkie cierpienie jest tematem, który zawsze był bliski człowiekowi. Swego rodzaju fascynacja tym trudnym doświadczeniem wypływa z wielkiej tajemnicy życia człowieka, która w cierpieniu szczególnie nabiera wyrazistości. Odpowiedź na pytanie, dlaczego, jest szczególnie pożądana. Wszelkie dywagacje teoretyczne z medycznego czy teologicznego punktu widzenia schodzą na drugi plan, kiedy człowiek zostaje dotknięty cierpieniem. Co wtedy robić? Jak się zachować? Odpowiedzi na te pytania udziela samo życie.

Niniejsze opracowanie wskaże jedno z możliwych rozwiązań. Jest to odpowiedź świadka, Clive’a Staplesa Lewisa, wybitnego angielskiego znawcy literatury średniowiecznej, profesora Uniwersytetu Oksfordzkiego, z zamiłowania teologa. Przybrała ona formę świadectwa włożonego w usta Lewisa tak, jakby on sam odpowiadał, był obecny tutaj.

C. S. Lewis będzie dawał swoje świadectwo nie jako naukowiec, ale przede wszystkim jako człowiek poszukujący odpowiedzi na jedno z najtrudniejszych pytań ludzkiej egzystencji, które sam sobie stawiał. Cierpienie na stałe zadomowiło się w życiu profesora z Oksfordu i dzięki temu jego rozważania, jego świadectwo, nabierają większej wiarygodności. Pielgrzymem, wspomnianym w tytule tego opracowania, nazwał się sam Lewis, opisując swoją drogę do wiary i chrześcijaństwa w książce pod tytułem: Błądzenie pielgrzyma, alegoryczna obrona chrześcijaństwa, rozumu i romantyzmu. Co powiedziałby nam dziś?

* * *

Nazywam się Clive Staples Lewis. Przyjaciele mówią na mnie Jack. Urodziłem się 29 listopada 1898 roku w Belfaście. Moja mama była rodowitą Irlandką, a ojciec pochodził z Walii. Mam także brata Warena, mojego wiernego przyjaciela, z którym łączą mnie wspólne pasje i zainteresowania. Nie zostaliśmy wychowani w atmosferze religijnej. Wprawdzie nauczono nas modlitwy i zachęcano do chodzenia do kościoła — należeliśmy z rodzicami do Anglikańskiego Kościoła Irlandii — ale nie dano nam właściwego przykładu i świadectwa. Wiara nie zajmowała w naszym życiu ważnego miejsca. Wszystko kiedyś jednak uległo zmianie.

Mam teraz 65 lat i widzę, że moje życie zmierza ku schyłkowi. W ciągu tych lat, które dane było mi przeżyć, ciągle stykałem się z cierpieniem — cudzym, ale przede wszystkim moim własnym. Na każdym etapie życia musiałem sobie znaleźć odpowiedź na pytanie: dlaczego. W 1940 roku brałem udział w bitwie pod Dunkierką. To, co tam widziałem i czego doświadczyłem, stało się dla mnie inspiracją do głębszej refleksji na temat cierpienia. Zostałem poproszony o napisanie książki. Była ona próbą systematycznej refleksji dotyczącej tego zagadnienia. Nazwałem ją Problem cierpienia. Chcę jednak wyznać, że pisząc tę książkę, czułem „się tak daleki od prawdziwego przeżywania tego, o czym piszę, że nie mogę zrobić nic innego, jak tylko wołać o litość i pragnąć jej, jeżeli mi wolno. (…) Jeżeli jakiś człowiek jest wolny od niebezpieczeństwa niedoceniania tego przeciwnika [cierpienia], to ja nim jestem. Muszę też dodać, że jedynym celem tej książki (…) było (…) rozwiązanie problemu intelektualnego zrodzonego z cierpienia; nigdy bowiem nie byłem tak szalony, by sądzić, że mam kwalifikacje do zrealizowania wyższego zadania uczenia innych odwagi i cierpliwości; nie mam też nic innego do zaoferowania moim czytelnikom oprócz przekonania, że gdy ma pojawić się cierpienie, odrobina odwagi pomaga bardziej niż wiedza, trochę ludzkiej sympatii bardziej niż wiele odwagi, a najmniejszy promień Bożej miłości bardziej niż wszystko” 1.

O cierpieniu wspominałem także przy okazji powstawania innych książek i różnych audycji radiowych.

Pierwszym bardzo bolesnym wydarzeniem, w którym zetknąłem się bezpośrednio z cierpieniem, była śmierć mojej matki. Zmarła na raka, gdy miałem zaledwie dziewięć lat. „Nie sądzę, by dzieci cierpiały mniej niż dorośli, ale ich cierpienie jest inne. Obaj z bratem poczuliśmy się opuszczeni. (…) Strata bliskiej osoby niesie ze sobą wiele innych bolesnych przeżyć. (…) Po śmierci mamy skończyła się spokojna szczęśliwość dzieciństwa, znikło poczucie bezpieczeństwa i stabilizacji. (…) Mój kontynent zatonął jak Atlantyda; zostały z niego tylko wyspy rozsiane po rozległym morzu” 2.

Wtedy było to dla mnie wydarzenie, które sprawiło, że dotychczasowy świat legł w gruzach, zawalił się. Długo nie mogłem się pozbierać po stracie ukochanej osoby. Nie wiedziałem, że ta sama choroba zbierze jeszcze większe żniwo w mojej rodzinie, wśród moich bliskich. Ponad dwadzieścia lat później umarł mój ojciec. Trzynaście lat temu zmarła moja ukochana żona Joy. Jej śmierć była dla mnie ciężką próbą zaufania i wiary w Boga, którą udało mi się przejść zwycięsko.

Oprócz cierpienia związanego ze stratą bliskich osób doświadczałem także cierpień ducha, którymi naznaczone były moje poszukiwania sensu i celu życia. Przez wiele młodzieńczych lat borykałem się z trudem poszukiwania Boga, wiary, chrześcijaństwa. Ulegałem nałogom. Popełniałem większe i mniejsze grzechy, a co najgorsze, nie mogłem znaleźć pomocy i zrozumienia. W moim sercu rodziła się coraz większa pustka. Wielokrotnie przeradzała się ona w ból całej mojej egzystencji, cierpienie ducha, którego nie sposób wyrazić słowami.

Przedstawię teraz moje świadectwo, świadectwo człowieka, który przeszedł już prawie całą pielgrzymkę życia. Będzie to niecodzienne świadectwo, gdyż posłużę się wieloma refleksjami, które w ciągu życia stawały przede mną. Będzie to świadectwo człowieka wierzącego, który ciągle jest pielgrzymem zmierzającym do domu Ojca.

Geneza i istota

Zdaję sobie sprawę z tego, że zajmując się zagadnieniem cierpienia, dotykam wielkiej tajemnicy, związanej bardzo ściśle z życiem człowieka. Punktem wyjścia dla moich poszukiwań była Biblia, z jej wizją cierpienia, które z jednej strony jest przedstawiane jako konsekwencja grzechu, a z drugiej jako środek służący napomnieniu, oczyszczeniu i udoskonaleniu człowieka w jego dążeniu do Boga.

Rozglądając się wokół, widzimy, że cierpienie w różnej postaci dotyka każdego. Niestety, część ludzi go nie rozumie. Stając w obliczu tego trudnego doświadczenia, próbują tłumaczyć je sobie na przeróżne sposoby: „To ludzie, a nie Bóg, wyprodukowali koła tortur, batogi, więzienia, niewolnictwo, karabiny, bagnety i bomby. To wskutek ludzkiej chciwości i głupoty, a nie w wyniku sknerstwa natury, mamy dziś ubóstwo i jesteśmy przepracowani. Jednak mimo wszystko pozostaje wiele cierpienia, którego nie da się wywieść z nas samych. Nawet gdyby wszystkie cierpienia były dziełem człowieka, chcielibyśmy znać powód, dla którego Bóg daje najgorszym z ludzi pozwolenie zadawania cierpień swym bliźnim” 3.

Myślę, że znaczna większość ludzi uważa, iż „gdyby Bóg był dobry, chciałby, by wszystkie Jego stworzenia były całkowicie szczęśliwe, a gdyby Bóg był wszechmocny, mógłby uczynić to, czego pragnie. Ale stworzenia nie są szczęśliwe. Dlatego też brak Bogu dobroci albo mocy, albo jednego i drugiego zarazem” 4.

Taki sposób ludzkiego myślenia nie jest zgodny z prawdą, jest niedorzeczny i zupełnie się z nim nie zgadzam.

Zanim spróbuję pokazać jego niedorzeczność, chcę chwilę zastanowić się nad samą genezą cierpienia, nad tym, skąd się ono wzięło. Uważam, że problem cierpienia został w jakiejś mierze wywołany przez chrześcijaństwo. Stało się tak, ponieważ pokazało ono ludziom inne życie, które znajduje swoje spełnienie w rzeczywistości szczęścia wiecznego w niebie. Owa perspektywa eschatologiczna przedstawia człowiekowi rzeczywistość opartą na sprawiedliwości i miłości, której istnienie jest odwiecznym pragnieniem ludzkości. „Chrześcijaństwo (…) nie jest systemem, do którego musimy dopasować kłopotliwy fakt cierpienia; jest ono samo w sobie jednym z owych kłopotliwych faktów, które muszą zostać dopasowane do każdego stworzonego przez nas systemu. W pewnym sensie raczej stwarza ono, niż rozwiązuje problem cierpienia; cierpienie bowiem nie byłoby problemem, gdybyśmy — doświadczając go na co dzień w tym świecie — nie otrzymali wiarygodnego według nas zapewnienia, że ostateczna rzeczywistość jest oparta na sprawiedliwości i miłości” 5.

Dopiero gdy człowiek zestawi te „dwa spojrzenia”, rodzi się w nim pytanie o sens cierpienia, skoro jego udziałem ma być szczęście w niebie 6.

Dzieląc się moim świadectwem dotyczącym zagadnienia cierpienia, chcę, abyśmy właściwie siebie rozumieli, mówiąc o tym tak trudnym wydarzeniu w życiu człowieka. Otóż moim zdaniem „każde doznanie, fizyczne czy umysłowe, które sprawia (…) przykrość (…), jest w istocie rzeczy synonimem »cierpienia«, »udręki«, »boleści«, »męczarni«, »przeciwności losu«, »dolegliwości« i to właśnie w związku z nim pojawia się problem cierpienia” 7.

Myśląc, mówiąc o cierpieniu, nie zastanawiam się także nad rozróżnieniem i podziałem cierpienia na fizyczne czy moralne. Są to dywagacje teologów, które, moim zdaniem, streszczają się w jednym słowie — cierpienie.

Cokolwiek byśmy mówili czy myśleli na temat cierpienia, trzeba jasno sobie powiedzieć, że jest ono ewidentnym złem. Nazwałbym je jednak złem, które nie wprowadza człowieka w błąd, złem, które nie jest zamaskowane. Gdy człowiek znajdzie się w jego obliczu, to staje się ono dla niego probierzem rzeczywistości. Nigdy nie pozwala mu na trwanie w urojonym obrazie samego siebie i otaczającego go świata 8. W jednym z tomów Opowieści z Narnii pod tytułem Srebrne krzesło pokazałem tę prawdę na przykładzie losów bohatera, Błotosmętka, który chcąc wyzwolić się spod złowrogich czarów Czarownicy, wkłada swoją nogę do ognia. „Ból otrzeźwił Błotosmętka tak, że przez chwilę wiedział dokładnie, co naprawdę myśli. Nie ma nic lepszego od mocnego wstrząsu spowodowanego bólem, jeśli się chce wyzwolić z mocy pewnego rodzaju czarów” 9.

Co więcej, myślę, że „spośród całego zła cierpienie jest tylko wysterylizowanym złem. Błąd czy zło intelektualne mogą się wydarzyć, ponieważ przyczyna pierwszego błędu (taka jak zmęczenie czy niewyraźne pismo) nadal działa. Jednak niezależnie od tego błąd mocą swego własnego prawa rodzi błąd. Jeżeli pierwszy krok w argumentacji jest zły, wszystko, co nastąpi później, będzie także złe. Grzech może się powtórzyć, ponieważ pierwotna pokusa trwa. Jednak niezależnie od tego grzech z samej swej natury rodzi grzech, umacniając grzeszny nawyk i osłabiając sumienie. Cierpienie, podobnie jak każde inne zło, może powracać, ponieważ jego pierwsza przyczyna (choroba czy wróg) nadal działa; cierpienie nie ma jednak skłonności do rozmnażania się mocą swego własnego prawa. Gdy się kończy, jest już po wszystkim, a naturalną konsekwencją pozostaje radość” 10.

Uważam zatem, że cierpienie jest znakiem, sygnałem dla człowieka, i tylko on może je zrozumieć i z pożytkiem dla siebie zinterpretować. Cierpienie, nie będąc złem moralnym, nie wprowadza człowieka w struktury grzechu, nie zniewala go tak, jak czyni to grzech. Sterylność cierpienia polega na tym, że jest ono „pozbawione skłonności do rozmnażania się, która jest najgorszą cechą charakterystyczną zła w ogólności” 11.

Cierpienie, ustępując, nie zostawia człowieka z wyrzutami sumienia czy bólem serca spowodowanym grzechem, a radość, którą wtedy człowiek przeżywa, można nazwać pełniejszą i głębszą. Myślę, że mimo tego, co wielu ludzi sądzi, cierpienie nie narusza godności człowieka w znaczeniu moralnym, jak czyni to grzech, ale godność tę szanuje i czyni ją bardziej wyrazistą.

Miłość, dobroć i wszechmoc Boga

Myśląc o cierpieniu, przeżywając je osobiście czy też będąc świadkiem cierpienia kogoś bliskiego, nie sposób pominąć pytania o dobroć i miłość Boga, a także o Jego wszechmoc. Czy Bóg, który stworzył świat z miłości i jest doskonałym dobrem, chciał także dla człowieka cierpienia? Jeśli nie, a cierpienie stało się „produktem ubocznym”, który pojawił się na przestrzeni dziejów człowieka, to czy Bóg, będąc wszechmocny, nie może sprawić, aby to cierpienie raz na zawsze wyeliminować z ludzkiej egzystencji?

Dzisiejszy człowiek nie może pogodzić dwóch rzeczywistości: dobroci, miłości i wszechmocy Boga z cierpieniem, które dotyka człowieka. Wbrew temu, co odczuwają ludzie, zwłaszcza w obliczu tego trudnego doświadczenia, jestem przekonany i chcę to mocno podkreślić, że zrozumienie sensu cierpienia jest integralnie złączone ze zrozumieniem dobroci i miłości Boga, którymi obdarza On wszelkie stworzenie bez wyjątku. Tylko właściwie rozumiejąc prawdę o dobroci i miłości Bożej, człowiek może w pełni uzyskać odpowiedź na pytanie o sens istnienia cierpienia i dlaczego tak często staje on twarzą w twarz z tym trudnym doświadczeniem. Zdaję sobie sprawę z tego, że w czysto ludzkim rozumieniu nie jest możliwe, a z pewnością jest bardzo trudne, pogodzenie idei dobrego i kochającego Boga z nieszczęściem człowieka, którym jest cierpienie.

Wydaje mi się, że podstawowym problemem i przeszkodą w zaakceptowaniu z jednej strony dobrego i kochającego Boga, a z drugiej bezmiaru cierpienia będącego udziałem wielu ludzi, jest wielka rozbieżność między tym, co człowiek rozumie pod pojęciem dobroci i miłości Boga, a tym, co przez te dwa charakterystyczne przymioty rozumie sam Bóg. Wszyscy widzimy, że „cierpienia istnieją. Jeśli są niepotrzebne, to Boga nie ma albo On nie jest dobry. A jeśli jest dobry, to cierpienia są konieczne. Bo nawet umiarkowanie dobra istota nie mogłaby zadawać ich i dopuszczać, gdyby było inaczej” 12.

Wiem, że takie postawienie tezy jest bardzo odważne. Podkreślę jeszcze raz, że według mnie źródłem niezrozumienia cierpienia jako przejawu miłości ze strony Boga jest inne rozumienie pojęcia dobra. Uważam, że Bóg jako Istota doskonała widzi lepiej i dalej, ma inną perspektywę spojrzenia na życie człowieka, na to, co jest dla niego dobre, a co złe. Problem nie tkwi w tym, że cierpienie istnieje, ale że człowiek nie umie na nie spojrzeć jako na jedną z oznak miłości Bożej, która w tak trudny sposób się objawia. Naszym wspólnym zadaniem, zadaniem każdego człowieka jest takie uformowanie swojego serca, swojej wiary, aby dostosować swoje kryterium dobra do tego, co pokazuje Bóg. Taka przemiana myślenia i spojrzenia na zagadnienie cierpienia, i na cały świat zarazem, dokonuje się w głębokim zaufaniu człowieka do Boga 13.

Mówiąc o Bożej miłości, myślę, że trzeba podkreślić, iż nie można jej utożsamiać jedynie z dobrocią Boga 14. Miłość to nie tkliwe uczucie. Jest ona także miłością wymagającą. Ta z kolei wiąże się nierzadko z wysiłkiem okupionym cierpieniem 15. Uważam, że miłość Boga do stworzenia najlepiej oddaje obraz garncarza z Księgi Proroka Jeremiasza (por. Jr 18). To człowiek, ja i ty, jest gliną w ręku garncarza — Boga — którą On wyrabia, aż osiągnie odpowiednie kształty i cechy. Przemiana taka jest zawsze związana z bólem i cierpieniem. Nie jest to jednak wystarczającym powodem, aby zwątpić w miłość Bożą 16.

Na domiar złego ludzie oprócz miłości i dobroci Boga kwestionują także Jego wszechmoc, gdyż ich zdaniem, nic On nie robi dla ludzi cierpiących, a jako wszechmocny mógłby przecież swoją nieskończoną mocą wybawić świat od cierpienia. Nic bardziej kłamliwego. W zupełności nie zgadzam się z takimi opiniami. Jestem przekonany, że taki sposób myślenia może się rodzić z niepełnego zrozumienia wszechmocy Boga; z patrzenia na rzeczywistość jedynie z perspektywy doczesności, a nie życia wiecznego 17. Gdyby cierpienie nie było potrzebne człowiekowi, to z pewnością nie miałby on z nim do czynienia.

Sens cierpienia

Rozważania rozważaniami, a życie kieruje się swoimi prawami. Pora już chyba odpowiedzieć sobie na pytanie o sens cierpienia. Czy Bóg, dopuszczając je, ma jakiś cel, który chciałby osiągnąć? Mówiąc krótko, czego Bóg chce od i dla człowieka, który cierpi?

Głęboko wierzę, że jedyną rzeczą, jedynym stanem, którego pragnie Bóg dla człowieka, jest szczęście. Oczywiście w takich ogólnych stwierdzeniach zawsze jest haczyk. Podobnie i w tym wypadku. Bóg pragnie szczęścia człowieka, ale rozumie je nieco inaczej niż my, ludzie. Ogólnie rzecz biorąc, rozumiemy szczęście jako stan błogości, nasycenia, braku trosk, często miłości łatwej i prostej. Bóg natomiast nie rozumie szczęścia, można powiedzieć, statycznie. Polega ono na kochaniu i obdarowywaniu miłością ludzi. Wszystko byłoby już łatwe i proste, gdyby nie przeszkody i ograniczenia ze strony człowieka, które uniemożliwiają pełny jego udział w szczęściu, którym go Bóg chce napełnić 18. Właśnie tutaj jest miejsce dla cierpienia i próby zrozumienia tego doświadczenia. Według mnie trzeba je rozumieć jako Bożą pomoc w przemianie człowieka, dzięki której będzie on w stanie przyjąć Jego miłość. Dopiero takie pojmowanie cierpienia może sprawić, że człowiek będzie mógł je choćby w części zaakceptować.

Widzimy także, że cierpienie jest w różnym stopniu udziałem poszczególnych ludzi. Jedni cierpią bardziej, a drudzy mniej. Uważam, że cierpienie jest tym większe, im człowiek jest bardziej oddalony od Boga i rozumienia tajemnicy Jego miłości. Jedynie ten, kto jest świadomy swej grzeszności, kto widzi potrzebę przemiany swego życia, może zrozumieć zamysł Boży realizowany przez cierpienie. Nie chodzi bynajmniej o rozumienie cierpienia jako kary za grzech, ale jako procesu, który przywraca nas do stanu utraconego w wyniku popełnionego grzechu 19.

W takim kontekście widać wyraźnie, że cierpienie służy dobru człowieka. Naszym zadaniem jest zrozumieć to dobro, a to nie jest najłatwiejszą sprawą. Nie jest to jednak niemożliwe. Myślę, że dobro stworzenia w Bożym pojmowaniu można najłatwiej zrozumieć, interpretując je jako poddanie się Stwórcy, poddanie Mu całej wolnej woli. Poddanie wolnej woli, którą człowiek uważa za swoją własność, już samo w sobie jest cierpieniem, ale tylko ono może przynieść człowiekowi szczęście. Ponadto cierpienie rozpoczyna proces unicestwienia wypaczonego człowieczego „ja”. Tutaj się rodzi wielki ból ludzkiej egzystencji, wielkie rozdarcie. Ból jest tym większy, im człowiek dłużej liczył na samego siebie 20, im dłużej był skoncentrowany jedynie na samym sobie. Poddanie się Bogu nie jest łatwe i czysto po ludzku jest niemożliwe. Jednakże jest ono konieczne. Jest to wyjątkowy rodzaj posłuszeństwa. Wynika ze specyficznego odniesienia Stwórcy do stworzenia. Uważam, że tajemnicę takiego posłuszeństwa można rozważać, powtórzę się, jedynie w świetle wiary i całkowitego zaufania Bogu 21, w innym wypadku będzie to czyste szaleństwo.

Człowiek, grzech, cierpienie

Nikt z nas nie zna siebie samego w stopniu doskonałym. Nie znamy swojej reakcji na ból, na trudności. Podobnie dzieje się w przypadku cierpienia. Możemy je przyjąć i zaakceptować, ale możemy je również odrzucić i nie wykorzystać tego „trudnego daru” Bożego.

Wydaje mi się, że rozumiem człowieka, który cierpi. Potrafię zrozumieć, że nie jest on w stanie w tym trudnym doświadczeniu zobaczyć celu, któremu miałoby ono służyć. Co więcej, trudno wtedy dostrzec wolę Bożą i Jego ukryty zamysł 22. Taka sytuacja jest okazją do buntu przeciwko Bogu. Może także być okazją do umocnienia swojej wiary, zaufania i miłości należnych Ojcu Niebieskiemu 23.

Myślę, że jednym z powodów, dla których człowiekowi ciężko zrozumieć cierpienie dotykające go w danym momencie życia, jest skoncentrowanie się na samym sobie. Egocentryzm jest jedną z największych przeszkód na drodze przyjęcia i zrozumienia cierpienia. Należałoby go pokonać i uznać przed samym sobą i Bogiem, że jest się jedynie stworzeniem, powołanym do miłości swego Stwórcy. Jeżeli coś przeszkadza w urzeczywistnieniu tej miłości, to cierpienie jest wyciągnięciem pomocnej dłoni Boga, która usuwa przeszkody i czyni człowieka zdolnym do miłości Stwórcy 24. Cierpienie staje się więc szansą i okazją do nawrócenia i poprawy.

Ufam, że doświadczenie cierpienia jest również okazją do uszlachetnienia ludzkiej woli. Tym samym jest ono próbą wierności człowieka względem Boga 25. Celem takiej próby jest oczyszczenie go z tego wszystkiego, co przeszkadza mu nawiązać głębszą relację ze Stworzycielem. Bóg, zsyłając cierpienie, chce oczyścić wolę człowieka z wszelkich przejawów egoizmu i poddać ją sobie 26.

Nie można także zapomnieć o tym, że każdy z nas niekoniecznie musi doświadczać cierpienia, aby stać się jego uczestnikiem. Możemy stać się świadkami cierpienia kogoś z naszej rodziny, bliskich czy znajomych. Wówczas może to być dla nas doskonała okazja do aktów miłosierdzia i współczucia wobec osoby cierpiącej 27. Nie chodzi oczywiście o litość, ale o pełne miłości niesienie pomocy potrzebującemu człowiekowi. Tutaj realizuje się iście chrześcijański wymiar cierpienia i miłości.

W moim świadectwie chciałbym jeszcze wspomnieć w paru słowach o grzechu. Często ludzie mówią, że cierpienie jest karą za grzech. Uważam, że u samego jego początku stoi pierworodny grzech człowieka. Byłoby chyba szaleństwem twierdzić, że Bóg, stwarzając świat, uczynił także cierpienie. Gdy ludzie wiążą grzech z cierpieniem, mają o tyle rację, że człowiek, dopuszczając się grzechu pierworodnego, sprowadził na siebie i na całą ludzkość cierpienie. Bóg go nie chciał, dlatego też jasno trzeba powiedzieć, że cierpienie samo w sobie nie jest dobre. W doświadczeniu cierpienia dobrem można nazwać jedynie poddanie się cierpiącego woli Bożej 28.

Wierzę, że grzech pierworodny był następstwem tego, iż człowiek poddał się kłamstwu szatana. W tym kontekście cierpienie pełni bardzo ważne zadanie, którym jest demaskowanie zakłamania człowieka 29. Tak rozumiane cierpienie jest najbardziej wymownym znakiem Boga, który człowiek może zignorować. Uważam, że „Bóg szepcze do nas w naszych przyjemnościach, mówi do naszych sumień, ale krzyczy w naszych cierpieniach. To Jego głos pobudza ogłuchły świat” 30.

Człowiek jest wolny w przyjęciu tego znaku; jeśli nawet odrzuci takie rozumienie cierpienia, to samo cierpienie i tak zostanie. Natomiast jemu będzie znacznie trudniej je przeżywać, gdyż sam pozbawi się sił potrzebnych do pokonania drogi, na której można to cierpienie zrozumieć i zaakceptować.

Cierpienie, Jezus Chrystus, człowiek

Wielokrotnie w czasie mojego świadectwa, mówiąc o cierpieniu, mówiłem także o Bogu, odnosiłem się do Niego. Teraz chciałbym jeszcze wspomnieć, jak rozumiem cierpienie Chrystusa, Syna Bożego. Przede wszystkim muszę powiedzieć, że jestem głęboko przekonany, iż Jezus nie cierpiał w pozorny sposób, jak uważają niektórzy. Jego cierpienia, chociaż był Bogiem, były realne i prawdziwe 31. Cierpienie Jezusa było konieczne, aby odkupić ludzi z grzechu pierworodnego. Myślę, że doskonale obrazują to wydarzenia, które opisałem w jednej ze swoich bajek pod tytułem Lew, Czarownica i stara szafa. Grzech — zdrada, której dopuścił się jeden z bohaterów tejże książki — mogła być odkupiona jedynie przez cierpienie i śmierć lwa Aslana, który jest typem Jezusa. Tak też się stało, Aslan, umierając, uratował życie chłopcu 32. Uważam, że cierpienie Chrystusa w nowy sposób usprawiedliwiło ludzi przed Bogiem i dało im nową czystą kartę. Przyniosło ono nowe rozumienie cierpienia i stało się przykładem dla człowieka, jak można przeżywać to trudne doświadczenie 33.

Kiedy człowiek rozmyśla nad cierpieniami Jezusa, ważne jest, aby właściwie je rozumiał i aplikował do swego życia. W moich utworach chciałem zawrzeć słowa św. Pawła: „Teraz raduję się w cierpieniach za was i ze swej strony dopełniam niedostatki udręk w moim ciele Chrystusa dla dobra Jego Ciała, którym jest Kościół” (Kol 1,24).

Wierzę, że każdy z nas ma swój udział w cierpieniach Chrystusa. Jezus przyjął ciężar krzyża jedynie ze względu na człowieka, którego chciał odkupić. Często nie uświadamiamy sobie i nie rozumiemy pełni znaczenia Jego cierpień. Mimo to naszym zadaniem jest praca nad tym, aby je zrozumieć i coraz bardziej upodabniać się do Jezusa 34.

Cierpienie, wieczność, dzisiaj

Myśląc o cierpieniu, nie sposób uciec przed pytaniem o to, czy przestanie ono kiedykolwiek istnieć. Jestem przekonany, że cierpienie będzie trwało do momentu, kiedy Bóg uzna, że świat jest już odkupiony lub że się nie da go już odkupić 35. Znaczy to, że cierpienie jako przejaw miłości Boga do stworzenia będzie trwało w rzeczywistości ziemskiej, dopóki Bóg będzie kochał swoje stworzenie. Miłość, tak jak Bóg, jest wieczna, tak samo cierpienie będzie nieodłącznie towarzyszyło człowiekowi na ziemi.

Jestem świadomy tego, że łatwo jest snuć refleksje nad tak trudnym zjawiskiem jak cierpienie na płaszczyźnie teoretycznej, natomiast w przypadku konkretnego człowieka, który zaczyna doświadczać cierpienia, wszelkie teorie, nazwy, pojęcia, tracą swoją wymowę. Rzeczywistość cierpienia jest znacznie bogatsza od wszelkich spisanych teorii 36. Sam doświadczyłem, że cierpienie bardziej boli, niż zdołają to wypowiedzieć najmądrzejsze słowa. Uważam, że doświadczenie cierpienia osacza człowieka, nie pozwala o niczym innym myśleć, tylko o swoim bólu. Człowiek nie jest w stanie przed nim uciec 37.

Doświadczyłem tego szczególnie, gdy zmarła moja ukochana żona Joy. Mimo że długo rozmawialiśmy o przyszłości, w której nie będzie nas razem, to jednak jej śmierć sprawiła mi przeogromny ból i niewyobrażalne cierpienie. Cały świat zawalił się w ciągu kilku dni. Wydawało się, że nie zdołam podołać temu, co stało się moim udziałem. Każdego dnia musiałem bronić swojej wiary, tłumaczyć sobie, uczyć się żyć. Z wielkim trudem i wysiłkiem udało mi się tę sytuację zaakceptować i częściowo zrozumieć. Dzięki wierze mogłem przeżyć te chwile cierpienia z godnością, ufnością i nadzieją, że czuwa nade mną Bóg 38.

Wydawać by się mogło, że po takim trudnym życiu, chociaż pod jego koniec można by spokojnie czekać na przejście do domu Ojca. Niektórym może jest to dane, nie mi. Chociaż mam jeszcze stosunkowo mało lat, to jestem już niedołężnym staruszkiem, chorym na osteoporozę, z chorymi nerkami i jeszcze paroma innymi chorobami i dolegliwościami 39. Bóg chyba mnie bardzo umiłował, skoro do końca moich dni „krzyczy w moich cierpieniach”.

1 C. S. Lewis, Problem cierpienia, tłum. T. Szafrański, Katowice 1996, s. 9–10.
2 Idem, Zaskoczony radością. Moje wczesne lata, tłum. M. Sobolewska, Warszawa 1999, s. 22–24.
3 Idem, Problem…, s. 81–82.
4 Ibidem, s. 24.
5 Ibidem, s. 21–22.
6 Por. ibidem.
7 Ibidem, s. 82.
8 Por. C. S. Lewis, Listy starego diabła do młodego, tłum. S. Pietraszko, Warszawa 1998, s. 65.
9 Idem, Opowieści z Narnii. Srebrne krzesło, tłum. A. Polkowski, Poznań 1997, s. 178.
10 Idem, Problem, s. 107.
11 Ibidem, s. 108.
12 C. S. Lewis, Smutek, tłum. J. Olędzka, Warszawa 1974, s. 47.
13 Por. idem, Problem…, s. 36.
14 Por. ibidem, s. 38.
15 Por. ibidem, s. 43–44.
16 Por. ibidem, s. 38–39.
17 Por. ibidem, s. 31–34.
18 Por. ibidem, s. 44.
19 Por. ibidem, s. 52.
20 Por. ibidem, s. 83–84.
21 Por. ibidem, s. 106.
22 Por. C. S. Lewis, Smutek, s. 8.
23 Por. idem, Problem…, s. 103.
24 Por. idem, O wierze i moralności chrześcijańskiej, tłum. M. Konińska, Warszawa 1968, s. 43–44.
25 Por. ibidem, s. 103.
26 Por. C. S. Lewis, Ziarna paproci i słonie, tłum. Z. Soroczyńska, Warszawa 1986, s. 64.
27 Por. idem, Problem…, s. 105.
28 Por. ibidem, s. 101.
29 Por. C. S. Lewis, O wierze, s. 87.
30 Idem, Problem…, s. 85.
31 Por. Idem, O wierze, s. 59–60.
32 Por. idem, Opowieści z Narnii. Lew, Czarownica i stara szafa, tłum. A. Polkowski, Poznań 1996, s. 134–154.
33 Por. J. R. Willis, Radość. Teologia C. S. Lewisa (1898–1963), tłum. K. Mądel, Kraków 1995, s. 91.
34 Por. C. S. Lewis, O wierze, s. 60.
35 Por. ibidem, Problem…, s. 105.
36 Por. C. S. Lewis, Smutek, s. 15.
37 Por. ibidem, s. 30.
38 Por. ibidem, s. 36.
39 Por. C. S. Lewis, Listy do nieznajomej, tłum. Z. Kościuk, Warszawa 1997, s. 97–98.

Świadectwo pielgrzyma
Paweł Nawalaniec MIC

marianin, przełożony domu zakonnego i dyrektor Ośrodka rekolekcyjno-wypoczynkowego w Grzybowie....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze