Ryba ciągnie haczyk
Oferta specjalna -25%

Dzieje Apostolskie

0 opinie
Wyczyść

Jan Grzegorczyk: Czy warto podejmować tak ogromny wysiłek, by powtórzyć spotkanie na Lednicy? Czy pola lednickie nie pochłaniają zbyt wiele duszpasterskiej energii?

Jan Góra OP: Problem kontynuowania Lednicy nie należy już tylko do mnie. Myślę, że sama młodzież nie pozwoliłaby mi z niej zrezygnować. Lednica kosztuje mnie co roku sporo zdrowia, ale jest z nią, czy raczej ze mną, tak jak z rodząca kobietą, która jęczy, stęka, drze się, a potem, gdy się dziecko urodzi, nie posiada się z radości. Trudy są wprost niewyobrażalne. Gołymi rękami, bez funduszów i etatowych współpracowników, od których można wymagać, stworzyć spotkanie mające być kontrapunktem dla III tysiąclecia, a przy tym przebić się przez szum medialny — to jest wyczyn.

Lednica — zwłaszcza pierwsze spotkanie — miała wielu przeciwników albo też prześmiewców. Czy ich szeregi stopniały?

Może nie przeciwników, ale osoby sceptyczne. Nie wymagałem jednak od nich tej wiary, jaką sam miałem. Bardzo trudno sztabowcom duszpasterskim i kościelnym rozeznać, czuć pole tak jak mnie, który jestem liniowym żołnierzem. Ja czuję to bardziej i musiałem się uwiarygodnić.

Jeden z biskupów, sceptycznie nastawiony do Lednicy, wyznał publicznie, że się „nawrócił” na Lednicę, o czym powiedział na „prywatnej spowiedzi” Papieżowi.

To był piękny gest. Zrobił to z dużą klasą i szczerością. Szalenie mi tym zaimponował. Tym bardziej, że w jego pretensjach, zgłaszanych pod moim adresem, było trochę racji. Jak wiesz, kiedy porywa mnie jakaś wizja, nie zawsze wystarczająco baczę na obowiązujące w Kościele konwencje w załatwianiu pewnych spraw.

Czy nie sądzi Ojciec, że idea Lednicy może się znudzić?

Jeżeli chodzi tylko o zewnętrzne zainteresowanie, to do ubiegłego roku my musieliśmy biegać za mediami. W tym roku media już nas szukają. Nie sądzę, by Lednica się znudziła, ponieważ ona będzie ewoluowała. Pomysłów na spotkania lednickie mamy tyle, że najbardziej realnym zagrożeniem jest ich przeładowanie. Z niektórych musimy rezygnować, bądź przenosić na następne lata. Tak stało się na przykład z pomysłem chrztu nad Lednicą. Zaproponowaliśmy arcybiskupowi Muszyńskiemu, aby w tym roku na Lednicy odbył się chrzest ludzi dorosłych, a on nam zasugerował, żeby przenieść to na rok następny i połączyć z zesłaniem Ducha Świętego. „Nie pakujcie tylu symboli naraz, bo wszystko zatkacie” — powiedział. I miał rację. Nic wspanialszego — ochrzcić w dwutysięcznym roku, po dziesięciu wiekach, w tej samej misie, w której byli chrzczeni nasi praojcowie, dorosłego Polaka czy Polkę. Sam bym chciał być tak chrzczony. Myślę, że to baptysterium i Brama nad Lednicą będą wybrzmiewały.

Dwa lata temu sen z powiek zdejmowało Ojcu postawienie Bramy III Tysiąclecia w kształcie ryby — olbrzymiej, stalowej konstrukcji, na którą musiał Ojciec zebrać sporą sumę pieniędzy. „Naciągał” Ojciec sponsorów argumentem, że będzie na Lednicy Papież. Gdy stawało się to mało realne, życzliwi powiadali, że Ojciec na tej bramie zawiśnie. Papież nie stanął na polach Lednicy, ale zakołował nad nimi helikopterem. Zeszłoroczną nocą czuwania, w przeddzień zesłania Ducha Świętego, pokazał Ojciec, że Lednica ma swą wielką wartość i bez fizycznej obecności Ojca Świętego. Czym tegoroczna Lednica 4 czerwca przyciągnie pielgrzymów?

Zasadniczą siłą dotychczasowych spotkań na Lednicy jest fakt, że są one kontynuacją pierwszej Lednicy sprzed tysiąca lat. W ten historyczny wymiar wpisuje się Papież, młodzież, starsi. Wszystkie nasze działania są tylko ożywieniem czegoś, co było, są tylko wydobywaniem rzeczy z istniejącego skarbca. „Wizualne atrakcje”, o które pytasz, to jest nasz wysiłek przełożenia wiary na kulturę. Pierwszy rok był celebracją Trójcy Świętej, ubiegły — Ducha Świętego, w rozmaitych aspektach: Zapachu, Soli i Światła. Ten rok jest celebracją Ojcostwa Bożego. Chcemy skorzystać z sugestii Ojca Świętego i uczynić przedmiotem rozważań modlitewnych Ojcostwo Boże, że Bóg jest naszym Ojcem. To jest ta prawda, którą objawił nam Chrystus. Chcemy, ażeby ludzie odwoływali się do własnych skojarzeń z ideą ojcostwa. Każdy ma w tym względzie jakieś doświadczenie. Jeżeli go nie ma, to jest to jego wielkim, życiowym problemem.

Prawdę o Bożym Ojcostwie chcemy wyrazić w kilku nabożeństwach, w kilku odsłonach. Dzięki użytym w nich symbolom wygrywamy wyścig z czasem i znużeniem zbytnim gadulstwem. Nie trzeba wszystkiego mówić, tłumaczyć, ludzie w swej wrażliwości świetnie rozumieją symbole.

Zaczniemy od uroczystego sprowadzenia relikwii św. Wojciecha. Pójdzie konfraternia św. Wojciecha: rycerstwo i konie. Przewodniczyć jej będzie arcybiskup Henryk Muszyński — gospodarz miejsca. Następnie odbędą się nieszpory i wielka procesja drogą III tysiąclecia.

Jako pierwsze zostanie odprawione nabożeństwo Genezis, czyli Księgi Rodzaju — misterium stworzenia ziemi i nieba, roślin zielonych, zwierząt i człowieka. Dotarłem do związku hodowców gołębi pocztowych. Powiedzieli mi, że przybędą na Lednicę i w trakcie nabożeństwa stworzenia wypuszczą tysiące gołębi. Mam nadzieję, że i poznańskie ZOO użyczy nam jakichś niedrapieżnych zwierząt. To będzie wspaniałe widowisko. Wyobraź to sobie z cudowną iluminacją i muzyką.

Ludzie przywiozą ziemie i kamienie z tych miejsc, gdzie usłyszeli Ewangelię. Znad Lednicy na polską ziemię rozeszła się wiara, światło wiary. I po tysiącu latach na Lednicę zostanie przywieziona ziemia, na której usłyszano Ewangelię, ziemia przemieniona światłem wiary. Usypiemy z niej kopiec.

Następnie dziewczęta poniosą rośliny, kwiaty i zioła. Wreszcie, prawdopodobnie burmistrz Zakopanego, Adam Curuś–Bachleda przepędzi kierdel owiec, a młode pary zawrą związek małżeński jako ukoronowanie dzieła stworzenia.

Drugą częścią będzie celebracja Imienia Bożego. W pierwszej odsłonie Bóg objawi się jako Stworzyciel, przez naturę, w drugiej poda Swoje Imię Mojżeszowi. Chcemy zainscenizować scenę z Mojżeszem i krzakiem gorejącym. „Ziemia, na której stoisz, jest święta. Zdejmij obuwie” — mówił Pan do Mojżesza. Chciałbym, aby ludzie na Lednicy, dobrze duchowo przygotowani na ten moment, zdjęli obuwie i pocałowali ziemię. Wtedy zaśpiewamy Święty Boże, Święty mocny. Chcę, ażeby zaśpiewać to także po grecku i po łacinie.

Potem rozpocznie się nabożeństwo celebrujące prawdę o Ojcu miłosiernym i powracającym synu marnotrawnym. Nabożeństwo to opowie o Bogu Ojcu, który przyrzekł nam, że nas nie opuści, o Bogu, który przyjmuje „ludzi z odzysku”. Zostanie rozpięty olbrzymi żagiel, płótno z reprodukcją obrazu Rembrandta „Powrót syna marnotrawnego”. Poprosiłem prof. Wojciecha Müllera, aby twarz ojca zastąpił twarzą Papieża, który w swej cudownej encyklice Bogaty w miłosierdzie przyrównał współczesną ludzkość do powracającego syna marnotrawnego. Chcę, abyśmy powtórzyli gest ojcowskiego przygarnięcia pokutującego syna; abyśmy wzajemnie podnosili się z klęczek, księża biskupów, świeccy kapłanów. Odegramy scenę przedstawioną na obrazie Rembrandta. I będziemy wtedy zakładać sobie pierścienie lednickie z rybą. Na pamiątkę synostwa Bożego.

Kolejne nabożeństwo będzie poświęcone Bogu Ojcu dającemu nam zawsze chleb. Tutaj rewelacja. Poprosiłem ludzi z całej Polski o ziarno na chleby, które będą miały wyciśniętą rybę. Z rozmaitych zakątków Polski przychodzi ziarno. Poczta Polska zwolniła z opłat wszystkie paczki, do 10 ki-logramów, z ziarnem na Lednicę. Ja mógłbym kupić sobie ziarna, ale przecież to nie to samo. Poprosiłem o ziarno, którego nikt nie chce, którego rolnicy nie mogą sprzedać. A ja to ziarno chcę. Bo ziarno na chleb ma większą wartość niż jego cena rynkowa, a chleb znaczy coś więcej niż nie zjedzony produkt, który człowiek współczesny, zatraciwszy jego znaczenie, wrzuca do kubłów na śmieci. Z przysłanego ziarna będzie upieczony chleb lednicki. Zwróciłem się do pana Adama Nowaka, znanego piekarza poznańskiego z ulicy Woźnej. Obiecał mi, że 50.000 takich chlebów wypiecze. To będą chleby o wielkości dużej bułki, którymi będziemy się łamać. Zostaną one za-wiezione wielkim tirem na pola Lednicy. Pan Nowak z kolei wskazał nam młynarza, pana Stanisława Grygiera z Kościana, który okazał się gotowy do przyjęcia ziarna nadchodzącego z Polski, przemielenia go w swoich młynach i wyprodukowania odpowiedniej ilości mąki. Nie obawiam się, że będzie za dużo. Co zostanie, będziemy rozdawać. Będziemy docierać z lednickimi chlebami wszędzie. Do domów dziecka, do domów starców. Do wszystkich. Fabryka Inco „Veritas” przygotowuje nam pierścienie oraz wykrojnik do ryby na lednickie chleby. Po nabożeństwie chleba, dla ukazania prawdy, że „nie samym chlebem żyje człowiek”, nasz prowincjał, Maciej Zięba, rozda młodym dominikanom płonące pochodnie. Zatwierdzając przed wiekami nasz zakon, papież powiedział, że mamy być pugiles fidei et vera mundi lumina „puklerzem wiary i prawdziwą światłością świata”. Chciałbym, aby to było prawdziwe pasowanie na rycerza, abyśmy poprzez ten symboliczny gest weszli w misję i wielkie apostolstwo III tysiąclecia.

Przechodzącym przez Bramę będą grały przeróżne zespoły. Aż do świtu, kiedy zaśpiewamy jutrznię.

Ojca wielkim marzeniem było, aby za pomocą olbrzymiego ekranu, telebimu pojawił się na Lednicy Jan Paweł II. Czyżby ta idea upadła?

Tak, ale może to i dobrze. Byłoby to przecież szalenie drogie, absorbujące dla Papieża, a nam wystarczy jego życzliwość. Papież zawsze pozytywnie się do nas ustosunkowywał. Zresztą Lednica to jest jego pomysł. Idea Bramy jest przecież wzięta z Tertio millennio adveniente. Papież ma słuch absolutny. Pomimo trudności był zawsze z nami. Podczas pierwszej Lednicy był to nalot helikopterem na Bramę, na drugim spotkaniu arcybiskup Muszyński odczytał telegram od Papieża. To wystarczyło. Obecność przez telebimy byłaby wymuszana. Natomiast powitanie „nieobecnego” Papieża jest bardzo potrzebne dla dzisiejszej młodzieży, ponieważ ona nie pamięta wysublimowanych środków obecności i powitań, których nauczyła nas „peerelka” i Kościół. Przypomnijmy sobie peregrynację Obrazu Jasnogórskiego. Odbywała się w niektórych momentach w sposób niezwykle symboliczny. Kiedy komuniści „aresztowali” obraz, wędrowała sama rama z kwiatami. Albo pusty fotel dla papieża Pawła VI na Jasnej Górze, w trakcie obchodów Millenium. Oczywiście, to są inne konteksty, inne przyczyny nieobecności, ale te działania nauczą młode pokolenie przeżywania symbolu. Symboliczna obecność jest nawet mocniejsza.

Złośliwi powiadają, że Ojciec każdą swą porażkę jest w stanie nazwać sukcesem.

Złośliwych pozdrawiam i zapraszam na Lednicę. Natomiast faktem jest, że życie toczy się, jak się toczy, nasze wyobrażenia i wizje zostają przezeń weryfikowane. Mądrość człowieka polega nie tylko na pogodzeniu się z tym, ale wręcz na szukaniu „radosnej pokory” wynikającej z tego, że życie pisze ciekawsze scenariusze niż my sami. To jest moja filozofia i metoda na życie, a nie tylko na duszpasterskie inicjatywy. Żyjemy w czasach, gdy sporo ludzi, obserwuję to zwłaszcza u młodych, z najbłahszych powodów popada w depresję i frustrację. Bo coś nie idzie wedle ich zamierzeń. Zatem jako duszpasterz, oprócz innych zadań, powinienem na swoim przykładzie uczyć ludzi pozytywnego spojrzenia na życie.

Wróćmy do Papieża. W jaki sposób będzie obecny na Lednicy?

Poprzez wizerunek na transparencie, o którym wspomniałem, i poprzez jakiś znak: być może napisze do nas list, telegram, nagra dla nas słowo na taśmie, tak jak za pierwszym razem, albo na wideokasecie.

Chcemy przywitać Papieża pieśnią. Ksiądz Jan Twardowski, Ernest Bryll, Leszek Aleksander Moczulski, Józef Baran, Adam Ziemianin i inni znani polscy poeci, już napisali wiersze na powitanie. Znakomici komozytorzy, tacy jak Katarzyna Gertner i Krzesimir Dębski — który ostatnio wsławił się wspaniałą muzyką do Ogniem i mieczem — piszą już utwory na ten dzień.

Ojcze, chodziły słuchy, że spotkanie na Lednicy stoi w sprzeczności z dyrektywami Episkopatu, który sugerował, aby Polska, przed przyjazdem Papieża, „wyciszyła” się poprzez adorację Najświętszego Sakramentu w parafiach.

To były jakieś niedobre słuchy, przecież my na Lednicy nie mamy być ani o pół tonu w dysharmonii z sugestiami Episkopatu. Podporządkowałem się prośbie biskupa Stanisława Dziwisza, aby Lednica nie odbywała się w trakcie wizyty Ojca Świętego. Zrobiliśmy spotkanie na 24 godziny przed przylotem. Lednica nie może się odbywać bez łączności z Ojcem Świętym, bo ona jest Jego pomysłem. Świadczą o tym wszystkie Jego przesłania w tonie poważnym, serio czy nawet okazjonalne żarty. To aż nazbyt czytelne. Próby interpretacji są czynione przez ludzi małodusznych i bojaźliwych. Przecież na Lednicy będzie znaczna część Episkopatu, z Prymasem na czele, więc takie rozważania są bezsensowne.

Zaraz po odśpiewaniu Jutrzni zamieniamy się w słuch i jedziemy za Papieżem. Jedni do Gdańska, inni ze mną do Bydgoszczy, ponieważ 7 czerwca jest tam Ojciec Święty, a 8 czerwca wypada 25–lecie mojego kapłaństwa. Chcę w przededniu mego jubileuszu koncelebrować z Ojcem Świętym mszę św. Muszę dodać jeszcze jedną rzecz. Pragnę na Lednicę zaprosić wszystkich neoprezbiterów, ze wszystkich seminariów, aby przybyli i jedną z pierwszych mszy świętych sprawowali w czasie tego wyjątkowego nabożeństwa. Przecież to oni będą kapłanami III tysiąclecia. Zapraszam ich do celebrowania Najświętszej Ofiary w tym historycznym miejscu i czasie.

Na tegorocznej Lednicy dokona się powrót do źródeł, bo to spotkanie przenosi nas do początków Biblii, do księgi Genezis, a jednocześnie kieruje nasze myśli ku naturze. Pewne pojęcia znaczą już dla nas co innego niż dla naszych rodziców czy raczej dziadków.

Weźmy na przykład ziemię. Człowiek współczesny chodzi raczej po trotuarze niż po piaszczystych drogach, w butach o jakichś monstrualnych podeszwach. Nikomu już nie przychodzi do głowy, żeby ziemię całować tak, jak czyni to Papież, gdziekolwiek pielgrzymuje.

Ojciec miłość do ziemi ma po rodzicach, którzy wywodzili się ze wsi. Ale tak naprawdę, te „geny” Ojca odżyły parę lat temu na Jamnej, gdzie czuje się Ojciec prawdziwym gospodarzem.

W pewnym sensie po raz wtóry narodziłem się na Jamnej, ale i Lednica tam się narodziła. Zrodziła się przez zazdrość byłego przeora poznańskiego, Tadeusza Klichowicza, który denerwował się, że urządzamy Jamną w Galicji, że jeżdżę tam z młodzieżą, a zostawiamy Poznań. Szczerze i pobożnie się denerwował i zazdrościł, więc Pan Bóg zrobił drugą Jamną w Wielkopolsce, na sposób wielkopolski. Trochę szerzej, bo tu teren inny.

Pierwotny scenariusz obecnego spotkania na Lednicy powstał na Jamnej, w trakcie zeszłorocznych listopadowych rekolekcji dla duszpasterzy akademnickich. Przyleciały tam same orły. To był tygiel żarliwych kapłanów, których coś interesuje i chcą coś robić. Przedyskutowaliśmy scenariusz dość dokładnie i to jest dzieło tych księży. Oczywiście każdy dzień przynosi korektę, my już dziesiąty raz zmieniamy foldery lednickie.

Mówiliśmy, że tegoroczna Lednica w symboliczny sposób przenosi człowieka do natury. Już poprzednio pojawił się głos, że ociera się Ojciec o „New Age”.

To był raczej „głosik”, a nie głos i to na tyle niekompetentny, że wspominanie go jest kiepskim żartem albo wysoce niestosowne. Jeżeli całej sprawie błogosławi Papież, Prymas i biskupi, którzy firmują tożsamość wiary, to opowiadanie o New Age’u jest nieporozumieniem. Zabiegam stale o pieczęć hierarchii, która by nie stłamsiła entuzjazmu młodzieży. To jest fenomen: mamy pieczęć hierarchii i entuzjazm młodzieży. To się wspiera, a nie wytłumia.

Ilu osób spodziewa się Ojciec w tym roku?

W tym roku będzie 30–40 tysięcy. Tu nawet nie chodzi o ilość. Ci ludzie wytwarzają nieprawdopodobną jakość.

W zeszłym roku przed Lednicą powiedział mi Ojciec: „Brama na Lednicy jest wskazówką zegara dziejów. Kiedyś ludzie budowali katedry, przykrywając sklepienie gotyckimi łukami. Dzisiaj buduje się katedry na wolnym powietrzu. Nie jesteśmy ograniczeni murami, lecz chmurami, niebem, gwiazdami. To też jest epoka budowania katedr.” A w tym roku jednak pragnie Ojciec postawić kościółek–kaplicę na Jamnej.

Bezustannie modyfikuję swoje poglądy. Pozostając im zasadniczo wierny, lekko je zmieniam. Prawdą jest to, co powiedziałem o katedrach pod słońcem i gwiazdami, ale obok tego marzy mi się, aby na tych cudownych przestrzeniach, na których mogą zgromadzić się tysiące, budować minibazyliki, kapliczki, do których będą wracać pielgrzymi.

W czasie obiadu u Papieża, w ubiegłym roku, 22 listopada, ks. Dziwisz spytał mnie, czemu na Lednicy jeszcze bazylika nie stoi? A ja na to, że choć mam nadwagę, nadciśnienie, a tylko pieniędzy nie mam, to coś zrobię. Licheń to nie będzie, ale bazylikę postawię. Powstał już projekt kościoła. Miniaturka bazyliki romańskiej. Taka na dwa autobusiki pielgrzymów. Wymiary 14 na 24 metry. Pięknie wpisze się w krajobraz i nie zagłuszy Bramy. Nada charakter temu miejscu. Pielgrzymi będą mieli wyobrażenie o kościele romańskim. Myślę, że taką bazylikę w przyszłym, 2000 roku wybudujemy.

Ojcze, na koniec pytanie natury technicznej. Czy Ryba się nie psuje? Powiadano, że zostanie Ojciec kustoszem złomu na Lednicy.

Ryba ma się dobrze, jest fachowo zakonserwowana. Sądzę że będzie stała przez dziesięciolecia. Jak to powiedział Papież „jeśli ryba połknęła haczyk, to trzeba ciągnąć”. My ciągniemy rybę, a do niej ciągną wycieczki. Większość autokarów z Ostrowa Lednickiego zahacza o Bramę Trzeciego Tysiąclecia. Stale tam ktoś wędruje, a od wiosny w niedzielę są tam minitłumy.

Dziękuję serdecznie za rozmowę.

3 marca 1999

Ryba ciągnie haczyk
Jan Góra OP

(ur. 8 lutego 1948 w Prudniku – zm. 21 grudnia 2015 w Poznaniu) – Jan Wojciech Góra OP, dominikanin, prezbiter, doktor teologii, duszpasterz akademicki, rekolekcjonista, spowiednik, prozaik, twórca i animator, organizator Dni Prymasowskich w Prudniku i Ogólnopolskiego Spotka...

Ryba ciągnie haczyk
Jan Grzegorczyk

urodzony 12 marca 1959 r. w Poznaniu – pisarz, publicysta, tłumacz, autor scenariuszy filmowych i słuchowisk radiowych, w latach 1982-2011 roku redaktor miesięcznika „W drodze”. Studiował polonistykę na Uniwersytecie im. A...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze