Mistrz
fot. izuddin helmi adnan / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Jana

0 votes
Wyczyść

Kłocz. Autobiografia, Jan Andrzej Kłoczowski OP, rozmawiają Artur Sporniak i Jan Strzałka, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2015, s. 368

Ta recenzja musi się zacząć od zdania: Nie poznałem osobiście Kłocza, dlatego mogę pisać o jego mówionej autobiografii.

Ile jest różnych wcieleń ojca Jana Andrzeja Kłoczowskiego, nie sposób zliczyć. Osoba prywatna i osoba publiczna, naukowiec i człowiek modlitwy, wykładowca mówiący do sali pełnej studentów i spowiednik mówiący do jednej osoby. Jakkolwiek będę pisać, zawsze będzie mało. A dla mnie, jeśli mogę uczynić wyznanie, ojciec Kłoczowski był zawsze filozofem i duszpasterzem. Nie sposób zgłębić tę postać – zawsze będzie coś do dodania. Dlatego, jak przypuszczam, ci, którzy znają Kłocza, powiedzą, że książka nazbyt jest uboga, ci, którzy go nigdy nie spotkali – że warto go poznać.

źródła

Artur Sporniak i Jan Strzałka prowadzą czytelnika poprzez rodzinne historie Kłoczowskich. Poznajemy ważne dla przyszłego zakonnika postacie, dowiadujemy się, dlaczego bardziej emocjonalnie zżyty był z ojcem, czytamy o dzieciństwie naznaczonym strachem okupacji z płonącą Warszawą w tle – to wszystko jest ważne, ale mnie interesuje Kłoczowski dominikanin, czytam więc dalej. Wraz z przestąpieniem przez niego progu klasztoru świat – zamiast zniknąć lub choćby ucichnąć – stanowczo upomniał się o Kłoczowskiego. A może nie tyle upomniał, co przypomniał, że od świata nie można uciec. Historia życia zakonnego ojca Kłoczowskiego zbiega się z historią ważnych wydarzeń w Polsce: to nasze polskie Miesiące, to pielgrzymki Jana Pawła II, to wreszcie spotkania z UB, to jeszcze duszpasterstwo prowadzone równolegle z działalnością opozycyjną. Można by zażartować, że klasztorny spokój (o ile coś takiego istnieje) był bardziej obecny w dzieciństwie, bo w życiu zakonnym zbyt wiele się dzieje.

Przez Autobiografię przewija się szereg znakomitych postaci (Tischner, Dzielski, Kołakowski), które wpłynęły na życie Kłoczowskiego. Spośród wielu uwagę przykuwa uporczywe powracanie do ojca Joachima Badeniego. O nim ojciec Kłoczowski powie: „Prawdziwy nauczyciel”. Dostrzegał w nim to, co najważniejsze. „Badeni nie był wielkim filozofem – i żadna to dla niego ujma – był za to najprawdziwszym mistykiem”. To Badeni pomaga rozpoznać powołanie przyszłego ojca Jana Andrzeja, to właśnie on stanowi jakby naturalną przeciwwagę dla pędzącego intelektualisty. Czytając Autobiografię, odnoszę wrażenie, że Kłoczowski, opowiadając o nim, spłaca dług wdzięczności. Bardzo podoba mi się ta cicha, pełna taktu obecność Badeniego na stronach książki.

dystans

Brakuje bardzo osobistych – tych sensacyjnych, tych najbardziej duchowo pikantnych – szczegółów z życia zakonnego Kłoczowskiego. Opowieść o powołaniu jest wyważona, nie spotkamy zapisu dramatu, nie ma też mocowania się z Bogiem o własne życie. Ktoś powie: Wieje nudą, plotek brak. I dlatego na Autobiografię ojca Kłoczowskiego należy spojrzeć tak, jak on sam tego chce: nie wszystko jest na sprzedaż, życie osobiste jest życiem własnym, taktu i umiaru nigdy dosyć. Tam, gdzie komuś może brakować wścibskich szczegółów, ojciec Kłoczowski sypie żartem z habitowego rękawa. Ot, kilka naprędce wynotowanych: „Toteż protestuję dziś zawsze przeciw zapisanemu w naszym prawie stwierdzeniu, że nie wolno obrażać niczyich uczuć religijnych. Powtarzam bowiem niezmiennie, że od dawna nie mam uczuć religijnych; owszem miałem je w dzieciństwie, ale straciłem je podczas nabożeństw majowych, które mnie strasznie, ale to strasznie, wynudziły”. Albo: „Księdzem zostałem z tej przede wszystkim racji, że szalenie nie lubię słuchać cudzych kazań”. O habicie: „Strój klubowy”.

pytanie

Zaskakuje mnie, jak ojciec Kłoczowski uważnie czyta kulturę współczesną. Ile w jego wypowiedziach poezji Różewicza! Filozof woli bardziej tę poezję niż autora Traktatu teologicznego. „Miłosz szybował po krainach gnostycyzmu, pociągały go metafizyczne pytania o istotę zła, a Różewicz nie pytał, skąd zło, bo wiedział, że zło jest w człowieku, że to człowiek jest źródłem zła”. To też jedna z cech ojca Kłoczowskiego – przyjaźnie zawierane nie z tymi oczywistymi. Jeśli poezja – to cierpki Różewicz. Jeśli filozofia – to oskarżycielski Ludwig Feuerbach. Jeśli religia – to wędrujący po jej obrzeżach Leszek Kołakowski. Jest w tych przyjaźniach i fascynacjach zawarta jakaś szczególna kreska w ogólnym portrecie dominikanina. Być ze światem, być z człowiekiem, zanim się wyda wszystkowiedzący sąd? Kłoczowski wie, że jego wypowiedzi lub kazania są nieraz mgławicowe, że brakuje im kropki nad i – ale to też ma swoją wartość. Zamiast wiedzieć nieomylnie można też wpatrywać się w Tego, który wie. I być z człowiekiem i światem współczesnym, trudnym i okaleczonym.

modlitwa

Ostatni rozdział („Jak westchnienie”) dotyka choroby, strachu, godzenia się na własne odejście. A to nie jest łatwe, bo jak mówi ojciec Kłoczowski: „wprawdzie dłużej żyjemy, ale też i dłużej umieramy”. Być może w tym ostatnim rozdziale dominikanin odsłania się najbardziej. Pytany o modlitwę, mówi przecież wprost: „Modlę się zatem w ciszy i samotności, a tajemnicą tej modlitwy jest świadomość Bożej obecności, pamięć o tym, komu oddałem swoje życie i komu mam pozostać wiernym aż do ostatniego tchu. Modlitwy nie można bowiem zaniedbywać, modlitwa wymaga regularności i wielkiej troski, bo ona jest oddechem naszej wiary, bez niej wiara zaczyna być niedotleniona i narażona na rozmaite zaburzenia”. Są też słowa o świętości: „Mamy tu do czynienia z tajemnicą wiary, bo świętość, czyli to, co w naszym życiu najważniejsze, przychodzi jako dar. Człowiek może dużo zrobić, by do niej dążyć, by swą siłę podporządkować dobru i by dobro nie było bezsilne, ale nie uda się tego osiągnąć, jak myślę, bez błysku łaski” – wczytuję się w te zdania raz po raz i dostrzegam w nich genialny miniesej.

jednym zdaniem

Autobiografia Kłoczowskiego jest wolna od taniej i dewocyjnej sensacji, w czym zasługa rozmawiających: Artura Sporniaka i Jana Strzałki. Pytania padają gęsto, ale jeśli bohater nie podchwyci tematu – nie naciskają. Rzecz coraz rzadziej spotykana, dlatego należy to docenić. Kłoczowski w którymś momencie stwierdza: „Lubię czytać opowieści o chasydach, którzy w trudnych dla siebie momentach biegali do rabinów z prośbą o radę życiową, ale czytając te opowieści, zawsze żałuję, że nie ma podobnych opowieści o księżach”. A ja myślę, że z tą książką i humorem Kłoczowskiego jesteśmy tego coraz bliżej.

Mistrz
Marcin Cielecki

urodzony w 1979 r. – polski poeta, eseista, recenzent, pisarz.  Autor m.in. zbioru esejów Miasto wewnętrzne, książek poetyckich Ostatnie Królestwo, Czas przycinania winnic....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze