Powinno być świątecznie, ale będzie niepodległościowo. Z powodu cyklu wydawniczego oraz nie do końca wylanych żali.
Moja przygoda z warszawskim Marszem Niepodległości była bardzo krótka. Uczestniczyłem w nim rok temu wraz z żoną i parą najbliższych przyjaciół. Podjęliśmy trudną, choć jednogłośną decyzję, że marsz trzeba zobaczyć z bliska, a najlepiej od środka, by móc wyrobić sobie zdanie na jego temat.
I wyrobiliśmy je sobie. Owszem, było kilka nieprzyjemnych, antysemickich okrzyków, otaczało nas wielu kiboli, bynajmniej niebudzących zaufania, ale szliśmy też w towarzystwie ludzi takich jak my, rodzin z dziećmi, nastolatków i kombatantów, którzy z mozołem, lecz dumnie dźwigali drzewce flag i transparentów. Dzięki temu zdaliśmy sobie sprawę ze skali manipulacji, jaką uprawiały wokół marszu – z wyjątkową natarczywością – pewna gazeta i pewna stacja telewizyjna.
Już jednak w zeszłym roku wyczuwaliśmy podskórnie, że zmierza to w złym kierunku. Że narodowcy chcą marsz skolonizować, nie doceniając faktu, że uczestniczą w nim tysiące ludzi bardzo odległych ideologicznie od Ruchu Narodowego. Dlatego też w tym roku ani my, ani nasi przyjaciele na marsz się nie wybraliśmy. Okazało się, że nasza przezorność była ze wszech miar wskazana.
Obchody Święta Niepodległości nie powinny si
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 5000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń