Lojalnie uprzedzam szanownego czytelnika, że w tym tekście zamierzam się nieco odkleić od rzeczywistości, puścić wodze fantazji i pobujać w obłokach. Theological fiction nie jest gatunkiem szczególnie rozpowszechnionym – pewnie także dlatego, że teologię uprawiają zwykle Bardzo Poważni Ludzie – może trochę szkoda. Bo przecież – analogicznie do science fiction, a w odróżnieniu od fantasy – prowadziłoby to do penetrowania takich obszarów, które teologia czyni dostępnymi, do testowania scenariuszy, które choć z obecnej perspektywy bardzo mało prawdopodobne, to jednak nie są niemożliwe. Oczywiście – jeśli ktoś pomyśli, że pod szyldem theological fiction przemycam prywatne myślenie życzeniowe, to nie będzie daleko od prawdy.
Ale do rzeczy. Motorem pomysłu była pewna trudność, którą napotykamy w życiu kościelnym na śląskiej prowincji. W Katowicach mamy duży Kościół lokalny. Ponad trzysta niemałych parafii, ponad tysiąc księży. I na to wszystko: jeden biskup. Efekt? Nieunikniony (i nieprzezwyciężalny?) dystans między diecezjanami i prezbiterium a biskupem. Uprzedzam pytanie: ewentualne pomnażanie liczby biskupów pomocniczych nie jest żadnym rozwiązaniem, bo biskup diecezjalny pozostaje jeden – pomocniczy stają się wikariuszam
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 5000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń