Przeżyłem taki rok, gdy bycie księdzem było dla mnie ogromnie trudne. Pojawiła się nawet silna pokusa, aby zrezygnować z tej drogi, która w celibacie i posłuszeństwie wydawała się dalej niemożliwa.
Jestem księdzem. To stwierdzenie wciąż budzi we mnie emocje. Księdzem był też mój wujek, ale nie widywałem go zbyt często. Zapamiętałem jedynie, że był człowiekiem uśmiechniętym. Może dlatego bycie księdzem prawie zawsze kojarzyłem z byciem człowiekiem szczęśliwym. W sposób zdecydowany na moją wizję kapłaństwa wpłynął też mój proboszcz z Czarnkowa ks. Jan Chrzanowski. Oprócz tego, że gorliwie pełnił swoją służbę przy ołtarzu, w konfesjonale, no i w biurze parafialnym, budował więzi w Chrystusie i był blisko ludzi cierpiących, co, moim zdaniem, jest istotą chrześcijańskiego rozumienia służby. Moja mama, zaangażowana wówczas w Caritas parafialny, mówiła, że ks. Jan zna każdą biedną rodzinę w parafii i potrafi opisać ich kondycję psychiczno-duchową. Nigdy nie oddzielał służby ciału od służby duszy. Nie pamiętam, aby zbyt często w ogóle stosował takie rozróżnienie.
Moja parafia i mój proboszcz są istotnym kontekstem tego, co było począ
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń