Rezygnujemy z dyktatu natury, ale tak naprawdę pragniemy dyktatu społeczeństwa, które nam powie, jaka forma przeżywania miłości będzie teraz obowiązywała.
Anna Sosnowska: Gender – co to takiego?
ks. Jarosław A. Sobkowiak: Gender jest zjawiskiem – tak bym to na razie określił – i fenomenem, który próbował połączyć w historii kilka czy nawet kilkanaście różnych nurtów. Dotyka psychiatrii, chirurgii, ale przede wszystkim tego, co jest tak mocno osadzone w nauczaniu Kościoła: koncepcji natury i koncepcji prawdy.
A wszystko to w kontekście płci.
Biologia czy natura obdarza nas płcią – z angielskiego sex. Ale w dobieseksualizacji sex oznacza jednak dla nas po prostu seks. Dlatego pojawiła się potrzeba nazwania tego czegoś głębszego, co wiąże się z byciem mężczyzną albo kobietą. Gender – w neutralnym jeszcze punkcie wyjścia – byłoby więc przemyśleniem siebie w perspektywie swojej płci.
Na razie nie widać tu niczego groźnego.
Ponieważ nie dotknęliśmy jeszcze obrzeży, skrajności – zarówno po stronie zdeklarowanych genderowców, jak i po stronie katolickiej.
Ci pierwsi uważają, że nie ma czegoś takiego jak płeć biologiczna, że płeć możemy sobie dowolnie wybierać sami, a ci drudzy?
Twierdzą, że natura człowieka tak jasno kreśli ramy jego rozumienia, że z natury wynika po prostu wszystko – nawet to, kto powinien sprzątać i gotować. Odpowiedzią na takie myślenie są chociażby badania Margaret Mead, która pojechała do Nowej Gwinei i zauważyła, że role pełnione tam przez kobiety są zupełnie inne niż role pełnione przez kobiety w naszej kulturze. Zresztą tego typu sytuacje można znaleźć wszędzie.
Czy w takim razie powinniśmy się bać gender?
Powiedziałbym raczej, że trzeba unikać dwóch skrajności: banalizacji problemu, która prowadziłaby do myślenia, że do nas to zjawisko nie dotrze, bo my mamy przecież wiarę i tradycję, a z drugiej strony diabolizacji – niedawno jeden z polityków żartował, czy nas gdzieś w tramwaju nie ugryzie jakiś gender. W ten sposób w całej dyskusji dochodzimy do absurdu, a przecież w ramach zjawiska gender istnieje pewien środek, na który wszyscy mogliby się zgodzić i na tym polu mogliby współpracować.
Co jest tym środkiem?
Kwestia równości płci, choć gdzie indziej widzimy jej źródło, bo chrześcijanie wyprowadzają ją z samego aktu stworzenia, a współczesne społeczeństwa z tolerancji wypracowanej w debacie publicznej. W historii mamy wiele dowodów nierówności między kobietą a mężczyzną, z czym nie tylko mogą, ale i powinni polemizować także myśliciele chrześcijańscy. Możemy się na pewno zgodzić z genderowcami co do tego, że z tymi nierównościami trzeba coś zrobić. Kiedy powstawała oświeceniowa koncepcja praw człowieka, Kościół bardzo się ich obawiał z jednego prostego powodu: oświecenie kojarzyło się z odrzuceniem autorytetu, a często tym autorytetem był król i Kościół. Ale już w czasach papieża Jana XXIII zauważono, że nie można wylewać dziecka z kąpielą. Trzeba się bać tego, co jest prawdziwym zagrożeniem, a jednocześnie wyłowić to, na gruncie czego możemy pracować razem dla dobra człowieka. Podobnie jest z równością płci.
Gender nie ogranicza się jednak ty Zostało Ci jeszcze 85% artykułu Dalszy dostęp do artykułu zablokowanyWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania
żadnych plików!
Masz dostęp do archiwum?Zaloguj się
Wykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń