Koniec republiki białych
fot. andrea zignin / UNSPLASH.COM

Koniec republiki białych

Oferta specjalna -25%

Hewel. Wszystko jest ulotne oprócz Boga

3 opinie
Wyczyść

Wypalanie traw, Wojciech Jagielski, Znak 2012, s. 304

Powietrze gęstnieje, atmosfera wzbiera niepokojem. Kłęby dymu z wypalanych traw podchodzą pod białe miasteczko z różnych stron, osaczają je. Nie wiadomo, czy płoną tylko ścierniska, czy także któraś z okolicznych farm, razem z mieszkańcami. Jak trawa na stepie wokół Ventersdorpu wypalana przez czarnoskórych robotników z przedmieść co roku odrasta, tak samo stale powracają konflikty rasowe. Upadek apartheidu w RPA nie zdołał ich rozwiązać.

Wypalanie traw Wojciecha Jagielskiego jest zapisem wydarzeń, które doprowadziły do zmiany ustroju i przyznania praw obywatelskich czarnym mieszkańcom RPA – wielkiej rewolucji społecznej, która miała przynieść wolność, a zakończyła się rozczarowaniem. Dlaczego? Odpowiedź na to pytanie kryje się nie tyle w meandrach polityki, ile w mental- ności ludzi, ich głęboko zakorzenionych przekonaniach, uprzedzeniach, niespełnionych nadziejach. Złożoną problematykę rasową i tożsamościową mieszkańców RPA Jagielski przedstawia przez pryzmat niewielkiego miasta w Transwalu. Miasta białych farmerów, otoczonego slumsami czarnej biedoty, różniącego się od innych takich miejsc tylko jednym: obecnością Eugène’a Terre’Blanche’a, zafascynowanego Hitlerem nacjonalisty, założyciela Afrykanerskiego Ruchu Oporu.

Jagielski pisze, że „do Ventersdorpu przyjeżdżało się dla Terre’Blanche’a, nawet jeśli nie było go w miasteczku. Zlał się z nim i jego mieszkańcami w jedność, jedną postać, którą ulepił według swojego uznania i której nadał własną twarz. (…) Podróże tam były też swoistą wędrówką do jądra ciemności, by w mieszkańcach miasteczka, jak w zwierciadle, przyjrzeć się samemu sobie, własnym lękom, uprzedzeniom, obsesjom i przesądom, głęboko i wstydliwie skrywanym pod pancerzem dobrych manier, wpojonych granic między dobrem a złem (…) Eugène Terre’Blanche, otwarcie i bez skrępowania głosząc coś, co wszystkich zawstydzało, czynił to mniej groźnym, oswajał. Zdejmował brzemię grzechu i potępienia, ale w zamian czynił z tego wyznanie wiary narzucone całemu miastu. Dawał usprawiedliwienie i poczucie wspólnoty tym, którzy z ulgą odkrywali pokrewieństwo myśli z innymi mieszkańcami miasteczka. (…) Do Ventersdorpu przyjeżdżało się dla Eugène’a Terre’Blanche’a, ale wielu przybywało tu także po to, by dokonać właśnie tego wstydliwego rytuału oczyszczenia i pokuty”1. Aby zrozumieć, w jaki sposób zdobył ogromną popularność i poparcie społeczne, trzeba wziąć pod uwagę dwie sprawy: tożsamość Burów i niezwykłe zdolności manipulacji samego Terre’Blanche’a.

Burowie, potomkowie białych osadników, przybyli do południowej Afryki przed Anglikami, wkrótce jednak zostali brutalnie wyparci z zajętych obszarów. Brytyjczycy w walce o władzę nad pełną bogactw ziemią nie wahali się zamykać burskich kobiet i dzieci w obozach koncentracyjnych. Prześladowani Burowie zbudowali swoją tożsamość na opozycji wobec czarnych autochtonów i wobec znienawidzonych Anglików, zachowując odrębność, zawierając małżeństwa tylko między burskimi rodzinami, żyjąc w zamkniętych społecznościach miasteczek i rozrzuconych wokół nich farm. Uważają się za odrębny naród, jedyne białe plemię Afryki; jak podkreślała jedna z mieszkanek Ventersdorpu, „(…) aby zostać Afrykanerem, wystarczyło posługiwać się językiem afrikaans i być dobrym chrześcijaninem, kalwinem. Burami zaś mogli nazywać się tylko ci, którzy opowiadali się za wolnością i odrębnością, niezależnym burskim państwem i nie znosili żadnej obcej władzy zwierzchniej. Ani czarnych, ani Anglików. Burowie o wolność toczyli wojny, Afrykanerom zaś wystarczał sam dostatek i wygody. (…) Stwórca wyznaczył Burom na miejsce Afrykę”2. Ostatnie zdanie pokazuje jeszcze jedną istotną sprawę: wiarę w to, że Burowie są prawdziwym narodem wybranym, posłanym do nowej ziemi zamieszkanej przez czarnych pogan, z którymi pod żadnym pozorem nie wolno im się mieszać. Takie przekonanie służyło za religijne, ideologiczne uzasadnienie słuszności apartheidu, jako zalecenia samego Boga, skwapliwie głoszonego przez białych pastorów. Życie nie obok czarnych, za niewidzialną, choć mocną barierą prawa i obyczajów z czasów kolonizacji, ale życie razem z nimi – było dla Burów nie tylko sprzeczne z ziemskim porządkiem rzeczy, ale i stanowiło naruszenie boskiego zakazu.

Eugène Terre’Blanche za cel postawił sobie stworzenie burskiej republiki zamieszkanej wyłącznie przez białych. Kreował się na burskiego wodza, któregoś z otaczanych narodową czcią pionierów. Jednocześnie wzorując się na Hitlerze, zorganizował prywatną armię złożoną z komand białych ochotników w mundurach ze swastykami, którzy siali postrach wśród czarnej ludności i rozpędzali wiece polityków przekonujących do zakończenia apartheidu. Niezwykła charyzma, a także umiejętność odwoływania się do resentymentu rodaków sprawiały, że porywał słuchaczy, dawał im poczucie jedności, budził w nich gniew i siłę, jaka może powstać tylko w anonimowym tłumie, kierującym się najprostszymi emocjami. Wykrzykiwał to, o czym inni biali wstydzili się powiedzieć: nienawiść do czarnych i do zwolenników równości ras, podszytą strachem przed utratą przywilejów, pozycji społecznej – ale także tożsamości. Chociaż formalnie nie piastował żadnego stanowiska, miał faktyczną władzę w państwie: zwykli ludzie obawiali się jego fanatycznych bojówkarzy, politycy – publicznego ośmieszenia. Terre’Blanche z reportażu Jagielskiego ma w sobie coś z Conradowskiego Kurtza, przeraża i fascynuje – jednocześnie romantyczny gniewny bohater narodu i okrutnik, katujący swoich pracowników i przypadkowo napotkanych czarnych. Tak samo, jeśli nie jeszcze bardziej, fascynuje i przeraża wpływ, jaki przez lata wywierał na ludzi.

Spośród innych bohaterów książki uwagę zwraca Raymond Boardman, odrzucony przez Burów jako potomek Anglików, który w przeciwieństwie do sąsiadów dobrze traktuje czarnych robotników, czuje się za nich odpowiedzialny, a po upadku systemu segregacji rasowej chce im pomóc się usamodzielnić. Ma bolesną świadomość tego, że do realnej zmiany stosunków między białymi i czarnymi nie wystarczy zmiana prawa, potrzeba czegoś jeszcze – dobrej woli wszystkich, współpracy w budowaniu porozumienia. Aby stworzyć nowe, wielorasowe państwo, trzeba coś utracić – poczucie wyższości w przypadku białych, wygodną bierność czarnych. Ci ostatni jednak, zamiast pracować na własny rachunek, kiedy otrzymują taką możliwość, wolą rabować i podpalać farmy białych.

Rewolucja społeczna nie przyniosła sprawiedliwości, szybko zamieniła się we własną karykaturę. Wpływowi biali, którzy bezkarnie katowali czarnych, zajmują stanowiska w rządzie Nelsona Mandeli, a sytuacja najbiedniejszych wcale się nie zmienia. Inny z bohaterów reportażu, Tommy Lerefolo, jeden z przywódców buntu czarnych mieszkańców przedmieść, po odebraniu władzy białym zostaje radnym miejskim. Wkrótce jednak traci stanowisko na skutek intryg i prywaty czarnoskórej pani burmistrz. „A więc tylko o to chodziło? – zastanawiał się coraz częściej Tommy Lerefolo. – Zająć po prostu najlepsze miejsca dla siebie, pozostawiając wszystko inne bez zmian? Nie tyle nawet zamienić się rolami z białymi, ile przejąć od nich władzę i wszystkie przywileje. I rządzić, panować jak kiedyś oni, nad czarnuchami, dobrymi czarnuchami, cierpliwymi i pokornymi, znającymi swoje miejsce. Zachowanie starych, znanych porządków, nawyków i przyzwyczajeń nie wymagało wysiłku, było prostsze i łatwiejsze niż tworzenie nowych. Wystarczyło nazwać stare nowymi imionami i udawać, że wszystko się zmieniło”3. Wolność okazuje się bardzo trudnym wyzwaniem, którego wygodniej jest nie podejmować, a jedynie wykorzystać do prywatnych celów – ta prawda odkrywa po raz kolejny swój uniwersalny wymiar.

Niewątpliwymi zaletami Wypalania traw są dobry styl i spokój, z jakim Jagielski relacjonuje te same wydarzenia z punktu widzenia różnych osób, a także to, że sam pozostaje przezroczysty – nie ingeruje w opowieść, a ocenę postaw pozostawia czytelnikom. Szeroki kontekst kulturowy, społeczny, historyczny pozwala lepiej zrozumieć motywacje bohaterów książki, a załączone mapy – umiejscowić akcję w przestrzeni. Wyznacznikiem dobrego reportażu jest dla mnie nie tyle sensacyjność tematu, ile podejście do konkretnych ludzi, świadków i uczestników wydarzeń, ich przekonań, emocji, motywacji. Jagielski wypełnia to zadanie rzetelnie – humanistyczny wymiar reportażu jest owocem cierpliwego słuchania, dociekania przyczyn, uważnej obserwacji4. Tego bardzo potrzebują współczesne media – i ich odbiorcy.

1 Wojciech Jagielski, Wypalanie traw, Wydawnictwo Znak, Kraków 2012, s. 43–44.
2 Ibidem, s. 179.
3 Ibidem, s. 266–267.
4 W tym roku Wydawnictwo Znak wydało także inny reportaż Jagielskiego, Wieże z kamienia.

Koniec republiki białych
Zofia Marduła

urodzona w 1986 r. – absolwentka socjologii na Uniwersytecie Jagiellońskim, pracuje w Bibliotece Kolegium Filozoficzno-Teologicznego Polskiej Prowincji Dominikanów w Krakowie....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze