Drugi List do Koryntian
1J 2,12-17 / Ps 96 / Łk 2,36-4
Policzmy: Anna wyszła za mąż zapewne jako 15–16 latka, jak to było wtedy w zwyczaju. Siedem lat żyła z mężem, a zatem została wdową, gdy miała
23 lata! Być może jej mąż zginął tragicznie, a może był od niej dużo starszy. Prawdopodobnie nie miała dzieci, o czym może świadczyć jej stała obecność w świątyni. 60 lat samotności! I czekania, nie wiadomo na co. Jaki sens ma takie życie?
W życiu Anny istnieje przedziwny związek między jej codzienną wiernością Bogu, modlitwą, postami, a tym, że to właśnie ona rozpoznała Zbawiciela. Podobnie jak starzec Symeon jest przedstawicielką „reszty Izraela”, tych, którzy zachowali nadzieję i wierność Bogu. Bogu, który pozostawał niewidzialny, a przecież był bliski. Anna po prostu była wierna, szukała uczciwie Boga, a wierność codziennym rytuałom pozwalała jej zachować nadzieję i to sprawiło, że jej życie u samego kresu nabrało nowego sensu. Zobaczyła Zbawiciela, zaczęła mówić o tym głośno, odzyskała tym samym swoje miejsce w świecie i w społeczeństwie, bo stała się świadkiem i heroldem. A przecież nie musiała być całkiem wolna od zwątpień i momentów goryczy. Spotkanie z Bogiem nadało nowy sens jej mizernemu bytowaniu. Nic przecież nie osiągnęła, nie miała żadnych sukcesów ani dokonań, a dziś o niej pamiętamy i szukamy w jej osobie wsparcia, gdy sami czujemy się samotni i opuszczeni.
W życiu drzewa najważniejszym czasem nie jest wiosna, lecz zima, kiedy w korzeniach magazynowana jest i przerabiana ogromna energia, porównywalna z wybuchem bomby atomowej – oto na wiosnę, w ciągu kilku dni wyrastają gałązki i pąki, ukazuje się to wszystko, co skumulowane było pod ziemią i dojrzewało: w jednej chwili drzewo zmienia swe oblicze! Magiczne! Tak też bywa z ludźmi: kiedy w życiu na pozór nic się nie dzieje – dzieje się bardzo dużo: coś w nas rośnie, coś dojrzewa, nawet jeśli miałoby to trwać 60 lat! Obyśmy tego kiełkującego życia nie zniszczyli goryczą i zniechęceniem.
Oceń