List do Rzymian
Kościół zapomniał o tańcu, na wiele wieków wygonił go z kościoła. A przecież taniec wyraża się poprzez ciało. Skoro człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo boskie, możemy przypuszczać, że Bóg też tańczył.
Katarzyna Kolska: Trochę się czuję onieśmielona tą naszą rozmową. Bo mamy rozmawiać o tańcu, a ja nie umiem tańczyć.
Ewa Wycichowska: Każdy umie.
Próbuje mnie pani pocieszać.
Jeśli jako bazę przyjmiemy szeroką definicję Kurta Sachsa, zakładającą, że taniec to każdy ruch, który posiada intencję i rytm, i nie jest związany z wysiłkiem roboczym, to znaczy, że każdy człowiek ma w sobie potencjał, by tańczyć.
Mam przed oczami taki obraz: jest czerwiec, ciepła noc, małe miasteczko w Hiszpanii, siedzimy ze znajomymi w kawiarnianym ogródku. Nagle jeden z mężczyzn bierze do ręki gitarę, słychać rytmy flamenco, ludzie spontanicznie wstają i zaczynają tańczyć. Starzy i młodzi. To nie jest jakaś rodzinna uroczystość, żadne święto. Zwykły wieczór. Trudno o podobną spontaniczność w naszym kraju.
Gdyby to się działo w Poznaniu, w sierpniu, to nie byłabym tym wcale zdziwiona. Od razu wiedziałabym, że są to uczestnicy międzynarodowych warsztatów tańca, które od 20 lat odbywają się w tym mieście. Ale tej spontaniczności, o której pani wspomina, rzeczywiście trochę nam na co dzień brakuje. Zanikła tradycja tańca, która w naszym kraju była bardzo mocno zakorzeniona. Mamy przecież swoje tańce narodowe, kiedyś tak popularne, które weszły do kanonu tańca międzynarodowego. Mazur, krakowiak, polonez – każdy umiał je zatańczyć. Dziś jest z tym rzeczywiście bardzo krucho.
Na naszą obronę powiem tyle: proszę pojechać na Podhale. Górale mają swoją muzykę, swoje kapele i niewiele im trzeba, by zerwać się do tańca.
Wydaje się jednak, że niektóre narody są jakoś bardziej stworzone do tańca niż my, Polacy. Kiedy patrzę na Hiszpanów, mam wrażenie, że dla nich jest to naturalne, że mają to w genach, we krwi.
To prawda, różnimy się temperamentem, otaczającą nas naturą, kulturą, muzyką. Ale też musimy uderzyć się w piersi i przyznać, że w Polsce zaniedbaliśmy taniec. W szkołach została zlikwidowana wiedza o tańcu, czyli o naszej cywilizacji. Wyrugowaliśmy coś z naszej kultury i dziwimy się, że nie tańczymy.
Co możemy pokazać poprzez taniec?
Tańcem się nie pokazuje, od pokazywania jest pantomima. Tańcem się wyraża. A wyrażanie jest czymś dogłębnym, jest całością tego, co chcemy przekazać. Odpowiadając na pytanie, powiem tak: tańcem możemy wyrazić wszystko: radość, smutek, złość, przygnębienie, żal.
Żal? Taniec kojarzy się przecież z radością!
Tak, z radością, a czasami nawet z rozpustą! I dlatego na wiele wieków Kościół o nim zapomniał, wygonił go z kościoła. A przecież taniec wyraża się poprzez ciało. Skoro człowiek został stworzony na obraz i podobieństwo boskie, możemy przypuszczać, że Bóg też tańczył.
O tańcu czytamy też w Piśmie Świętym. „W taniec zamieniłeś mój żałobny lament” – mówi psalmista. „Niech chwalą Jego imię wśród tańców” – czytamy w Psalmie 149. Król Dawid tańczył przed arką.
Taniec to sposób wyrażenia siebie poprzez ciało. Dlaczego więc nie mielibyśmy z tego korzystać podczas modlitwy? Nie wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że podczas każdej mszy świętej mamy nie tylko liturgię słowa, ale także, odważyłabym się powiedzieć, liturgię ruchu. Modlimy się słowem, wypowiadając je lub wyśpiewując, ale modlimy się też ciałem.
Ale przecież my podczas mszy zachowujemy się jak zamurowani.
Nie trzeba podrygiwać i podskakiwać, żeby tańczyć. Wystarczy, że wstajemy, siadamy, klękamy, żegnamy się ze świadomością sensu tych ruchów. To są konkretne gesty, które mają swój rytm, jakąś intencję. Co więcej – mamy w tym tańcu przewodnika w postaci kapłana, który też wykonuje bardzo konkretne gesty, inne niż poza mszą.
Jeśli spojrzymy na to z perspektywy historycznej, to bez trudu zobaczymy, że prototańce skierowane były w górę, miały adres wertykalny. Tak też jest podczas liturgii.
Pani chce mi powiedzieć, że my na mszy tańczymy?
Oczywiście. Pod warunkiem że zachowujemy narzucony nam rytm i że czynimy to z konkretną intencją. Powiem więcej: patrząc na ludzi w kościele, można nawet powiedzieć, że to dobry, zgrany zespół, który czasami potrafi świetnie tańczyć na chwałę Boga.
A mnie się wydaje, że jesteśmy uwięzieni w naszych ciałach, że się tego swojego ciała obawiamy.
Nic podobnego. Wszyscy na świecie w mniej więcej jednakowy sposób używamy ciała do wyrażania naszych emocji. Od tej średniej światowej odstają nieco Włosi, którzy są bardzo ekspresyjni i nie potrafią rozmawiać bez gestykulowania, zwłaszcza gdy się kłócą. My również gestykulujemy, robimy to nawet wtedy, gdy jesteśmy sami w pokoju i rozmawiamy przez telefon. Przecież ta druga osoba nas nie widzi, a mimo to wspomagamy się gestem.
Podobno 70 procent informacji, które sobie przekazujemy, to mowa ciała.
Ciało wyraża nasze wnętrze, nasze emocje, namiętności?
Tak, to jest właśnie nasza eks-presja, czyli presja na zewnątrz! Nawet jeśli nie wykonujemy żadnego ruchu, kiedy jesteśmy zamknięci w sobie, to w ten sposób też się wyrażamy.
Od wielu lat, najpierw jako tancerka, a potem jako choreograf i dyrektor Polskiego Teatru Tańca, propaguję sztukę tańca, która jest aktem myśli – ciało jako instrument oddaje różne uczucia. One mają swoje niuanse, ujawniają nas. Ciało nie kłamie. Wystarczy uważnie przypatrzeć się ludziom w tańcu: widać ich temperament, charakter, uczucia, nastrój.
Bezmyślne podskakiwanie to za mało. Ono jest sposobem zabawy, wyżycia się, zatracenia się bez świadomości, co też od czasu do czasu jest być może komuś potrzebne.
Moja znajoma zapisała się kilka lat temu na warsztaty flamenco. Po kilku lekcjach powiedziała mi, że podczas tych zajęć poczuła i odkryła swoje ciało, swoją kobiecość, zaczęła się inaczej poruszać, zyskała taką cielesną świadomość.
Flamenco jest bardzo kobiecym tańcem, ma swoją filozofię. Ważne tu są ruchy rąk, palców, stóp, do tego piękna, bardzo kobieca spódnica, buty na obcasie, czasem wachlarz lub kastaniety. Trudno nie czuć się kobietą.
Taniec w każdej postaci ma charakter terapeutyczny. Nie jestem pewna, czy zawsze będzie terapią u zawodowców, bo bycie tancerzem to ciężka praca, to ciągłe zmaganie się ze swoim ciałem, które się zmienia. O tym wszystkim pięknie napisał Jan Paweł II w Liście do artystów, pokazując, że praca twórcy to jego dialog ze światem i z drugim człowiekiem, że przez sztukę kreujemy swoje człowieczeństwo. Taniec jest takim dialogiem, bo tańczę dla drugiego człowieka, opowiadając mu o ludzkich sprawach. To wszystko wydaje się bardzo ulotne, dzieje się tu i teraz, a wymaga poświęcenia całego życia. Czy warto? Moje życie mówi mi, że tak.
Dlaczego niektórzy w tańcu poruszają się zgrabnie i płynnie, a inni jakby kij połknęli?
To jest sprawa koordynacji i harmonii ruchów, która jest wrodzona. Można to szkolić, ale jeśli ktoś nie posiada tego talentu, to nie jesteśmy w stanie się tego nauczyć. Nie wszyscy muszą tańczyć zawodowo, gdzie talent i koordynacja są warunkiem sztuki.
To znaczy, że nie każdy może tańczyć?
Każdy może, ale nie każdy będzie to robił równie pięknie.
No i właśnie dlatego niektórzy nie chcą tańczyć. Wstydzą się. Patrzą na tych, którym to wychodzi, i myślą sobie: Nie, no ja się do tańca nie nadaję. Ruszam się jak słoń.
Trzeba spróbować, jest przecież tyle różnych technik i rodzajów tańca. Wystarczy znaleźć coś, co będzie nam odpowiadało. Poza tym nie można stale porównywać się z innymi i patrzeć na taniec tylko w kategoriach estetycznych lub figur i kroków. Trzeba mieć też na uwadze jego walory emocjonalne oraz terapeutyczne. I wtedy nie jest ważne to, jak ja wyglądam, jak się ruszam, tylko to, jakie emocje wyrzucam z siebie, gdy tańczę, zwłaszcza razem z innymi. Taniec pomaga nam zaakceptować siebie i innych w grupie.
Lekarstwo dla ciała czy dla duszy?
Z ciałem zawsze leczy się duszę.
Dziś, kiedy rozmawiamy, jest właśnie początek adwentu, a gdy nasi Czytelnicy będą czytali tę rozmowę, będzie już Boże Narodzenie i tylko kilka dni dzielić nas będzie od Sylwestra i karnawału. Czy pani lubi karnawał?
Jestem autorką spektaklu Walk@ karnawału z postem. Podczas pracy nad tym spektaklem pewien chłopiec, dziś już dorosły mężczyzna, powiedział mi, że w karnawale jest wszystkiego za dużo, a w poście jest tyle, ile trzeba. Te słowa stały się dla mnie inspiracją, a spektakl do dziś jest w repertuarze Polskiego Teatru Tańca. Dla mnie ważny jest i karnawał, i post.
Nie byłoby karnawału bez postu?
I nie byłoby postu bez karnawału.
Karnawał to między innymi radość, ale radość może też być w poście, pod warunkiem że potrafimy go właściwie wykorzystać.
Post jednak za bardzo nie kojarzy się nam z radością. Mamy się umartwiać, pamiętać, że z prochu powstaliśmy i w proch się obrócimy, odmawiamy sobie wówczas wielu rzeczy, uczestniczymy w nabożeństwach, które też nie są szczególnie radosne…
Pewien zakonnik polecił penitentowi, który zatracał się w pracy i nie umiał odpoczywać, by w ramach pokuty sypiał przynajmniej osiem godzin na dobę. Wyrzeczenia zawsze służą dobru i są działaniem dla kogoś, a jeśli tak, to jest z tego radość.
To po co nam karnawał?
Karnawał to rodzaj święta, odskocznia od codzienności, która bywa szara, która nas przytłacza uciążliwymi schematami, rytuałami, ciągłym zmaganiem się, konkurencją, wyścigiem, tym ciągłym: chcę więcej, więcej. Chodzi więc o to, by się od tego oderwać. Dlatego w karnawale jest kolorowo, radośnie, są eleganckie bale i rozkosze podniebienia. Ale po pewnym czasie następuje przesyt i tęsknimy do harmonii postu.
Mówi pani o walce karnawału z postem. A skoro walka, to ktoś musi wygrać, a ktoś przegrać.
Dlatego raz zwycięża post, a raz karnawał. Taki jest rytm naszego życia.
Przypominają się słowa z Księgi Koheleta: „Jest czas rodzenia i czas umierania (…) czas płaczu i czas śmiechu czas lamentu i czas tańca”.
To jest opowieść o naszym życiu. Człowiek potrzebuje odpoczynku i radości, smutku i skupienia się – na sobie i na drugim człowieku.
Przecież podczas zabaw czy bali karnawałowych nie tylko tańczymy, ale także siedzimy razem przy stole, rozmawiamy, jemy, czasem pijemy alkohol, cieszymy się swoją obecnością. Taniec jest tylko jednym z elementów tego wieczoru.
Powiedziała pani na początku, że każdy umie tańczyć. To proszę dodać odwagi tym, którzy myślą, że nie umieją.
Święty Augustyn powiedział: Ucz się, człowieku, tańczyć, bo cóż będą z tobą robili aniołowie w niebie. Przecież nie będziemy tam tylko śpiewać.
Będziemy też tańczyć?
A dlaczego nie?
Akt stworzenia to dzieło Najwybitniejszego Choreografa. Oddzielił światło od ciemności, ziemię od nieba, ląd od wody… Słowo stało się Ciałem.
Bóg Wielki Choreograf?
Ciągle działający i ciągle kreujący.
Kiedy przygotowuję z moimi tancerzami jakiś spektakl, to premiera jest dopiero początkiem, a nie końcem tworzenia. Każdy z artystów może wziąć udział w kreacji, każdy z wykonawców ma być współtwórcą. Jeśli pomyślimy o tym, że Bóg jest choreografem, to my wszyscy jesteśmy zaproszeni do tańca. Razem z Nim.
Oceń