Drugie życie świecy
fot. teymur mirzazade / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Drugi List do Koryntian

0 opinie
Wyczyść

W ubiegłych latach rozeszło się ponad trzy miliony świec Caritas. Dzięki zebranym funduszom pomoc otrzymało ponad 50 tysięcy dzieci. Ile udało się uzbierać podczas minionego adwentu? Caritas liczy jeszcze zyski.

Wiktoria wyciągnęła z szafy kolonijne dyplomy i zdjęcia.

– Tutaj jestem – pokazuje siebie na fotografii. Na zdjęciu kilka dziewczynek w towarzystwie opiekunek. Stoją na piaszczystej plaży, za plecami morze. – To jak byłam w Kołobrzegu. Fa-a-jnie było – w dziecięcym głosie słychać tęsknotę.

Mama Wiktorii: – Mnie nie stać, żeby wysłać córkę na wakacje.

W dobrym tonie

Pierwsza niedziela grudnia, początek adwentu. Właśnie skończyła się przedpołudniowa msza. Z kościoła św. Stanisława Kostki na poznańskich Winiarach wysypują się ludzie. Przy kiosku ze świątecznymi świecami ustawia się długa kolejka. Największym powodzeniem cieszą się małe świece po 6 zł. Ale chętnych na duże po 12 zł też nie brakuje – niektórzy biorą po kilka. A księża mówią wprost: – Mieć na stole świecę Caritasu należy do dobrego tonu.

W czasie wieczerzy wigilijnej białe świece z emblematem Świętej Rodziny i logo Caritasu palą się na milionach polskich stołów. – Ta świeca stała się symbolem Bożego Narodzenia – mówi Olga Kołtuniak, rzecznik prasowy Caritas Polska. Dochód ze sprzedaży świec przeznaczony jest na pomoc dzieciom z najbiedniejszych rodzin. Stąd nazwa: Wigilijne Dzieło Pomocy Dzieciom. – To dzięki tej akcji moja córka pojechała dwa razy na wakacje – mówi mama Wiktorii.

Prawosławni i protestanci też

Wigilijne Dzieło Pomocy Dzieciom wystartowało w 1994 roku. Akcję wymyślił prałat Marian Subocz, pierwszy dyrektor reaktywowanej po upadku komunizmu organizacji Caritas Polska i jej obecny szef. Idea była prosta. Chodziło o odniesienie się do tradycji chrześcijaństwa i do polskiej Wigilii. – Podczas wieczerzy wigilijnej zostawiamy puste miejsce dla niezapowiedzianego wędrowca. Zrodził się pomysł, żeby przed tym nakryciem postawić zapaloną świecę, której światło symbolizuje narodzonego Jezusa, a jednocześnie jest ona znakiem naszej solidarności z najbardziej potrzebującymi – tłumaczy Olga Kołtuniak.

– Tu nie chodzi o ozdobienie stołu, ale o wymiar charytatywny – wtóruje ksiądz Mikucki z łomżyńskiej Caritas. – Nabycie takiej świecy to wyraz chrześcijańskiej miłości do drugiego człowieka.

W Polsce, kraju, w którym wieczerza wigilijna to najbardziej wyjątkowy wieczór w roku, popularność akcji zaczęła bić rekordy. Rok temu Polacy kupili ponad trzy miliony świec, choć były lata, że rozchodziło się ich jeszcze więcej. Jeśli zważyć, że Wigilia gromadzi kilka pokoleń danej rodziny, to można śmiało powiedzieć, że do wieczerzy przy białej świecy z logo Caritasu zasiada co najmniej kilkanaście milionów ludzi.

Co roku osiem tysięcy świątecznych świeczek Caritasu pali się też na wigilijnych stołach polskich emigrantów w Anglii, Austrii, Francji, Holandii i Niemczech. Bożonarodzeniowe świece rozprowadzają kościelne organizacje Caritas na Litwie i w Portugalii.

W 2000 roku, gdy wyznawcy Chrystusa świętowali Wielki Jubileusz Chrześcijaństwa, do akcji przyłączyły się Kościoły prawosławny i ewangelickie. Od tamtego czasu świece rozprowadzają co roku ich organizacje charytatywne: Diakonie Kościoła Ewangelicko-Augsburskiego i Ewangelicko-Reformowanego oraz prawosławna Eleos. Liczące ponad pół miliona wiernych Kościoły sprzedają łącznie kilkadziesiąt tysięcy świec. – To wspaniałe połączenie ofiary z materialnym upominkiem, którym jest świeca – zapewnia Marek Masalski, dyrektor Prawosławnego Ośrodka Miłosierdzia w Białymstoku.

Tego samego zdania jest mieszkający na drugim krańcu Polski ksiądz Jan Byrt, proboszcz parafii ewangelicko-augsburskiej w Szczyrku. – Jestem wielkim fanem tej akcji, podobnie jak moi parafianie. U nas nikt nie wyobraża sobie, żeby zasiąść do stołu wigilijnego bez takiej świecy – powiada.

Czym wytłumaczyć tak wielkie powodzenie Wigilijnego Dzieła Pomocy Dzieciom?

– W okresie świątecznym ludzie są bardziej hojni i wrażliwi na potrzeby innych, a zwłaszcza na potrzeby dzieci – odpowiada Kołtuniak. – To czas, kiedy otwiera się wiele serc.

Są dobrzy ludzie

Do mieszkania Wiktorii i jej mamy wchodzi się po starych drewnianych schodach. Zaniedbana kamienica na poznańskiej Wildzie aż prosi się o remont.

Mama Wiktorii, Katarzyna, choruje na stwardnienie rozsiane. Sama wychowuje jedenastoletnią córkę. – Mam trzeci stopień niepełnosprawności – mówi. – Za mało, żeby dostać rentę. Chwyta się dorywczo różnych zajęć. Teraz sprząta na pół etatu. Pomaga jej pomoc społeczna i parafialna Caritas.

W skromnym mieszkaniu nie widać bogactwa. Jedyny pokój pani Katarzyna przedzieliła na pół, żeby córka miała własny kąt. Ale i tak czują się uprzywilejowane – jako jedyne w całej kamienicy mają u siebie toaletę. Inni muszą korzystać z ubikacji na piętrze.

– Nie przelewa nam się – kwituje pani Katarzyna. – Całe szczęście, że są jeszcze dobrzy ludzie, którzy nam pomagają.

Dobrzy ludzie to na przykład osoby prowadzące świetlicę Caritasu w pobliskiej parafii. Wiktoria spędza tam każde popołudnie. Bawi się z innymi dziećmi, odrabia lekcje, dostaje coś ciepłego do zjedzenia. Dwa lata temu Caritas ufundowała po raz pierwszy Wiktorii wakacje.

Nie zarobek

Kilka lat temu do księdza Waldemara Hanasa, dyrektora Caritas Archidiecezji Poznańskiej, zgłosił się dyrektor dużej firmy. Chciał kupić dwa tysiące świec. Tłumaczył, że rozda je swoim pracownikom na święta, żeby w ten symboliczny sposób być z każdym z nich podczas wigilii. Ksiądz Hanas się zgodził. – Ten człowiek myślał o sobie, ale przecież dzięki temu wsparł naszą akcję i dał nadzieję wielu dzieciakom – mówi szef poznańskiej Caritas.

Niestety ma też złe doświadczenia – były przypadki, że ktoś nabył większą liczbę świec, a potem sprzedawał po dużo wyższej cenie niż ofiara, którą sugeruje Caritas. – To sprzeniewierzenie się naszej idei – mówi ksiądz Hanas. – Wigilijne Dzieło Pomocy Dzieciom to nie okazja do zarobku, ale akcja pomagania najmłodszym. To ma być gest serca.

Ale czy przypadkiem świece Caritas nie stały się kolejnym Bożonarodzeniowym gadżetem? Czy nie są adwentowym lekarstwem na nasz świąteczny spokój sumienia? – Każdy człowiek ma prawo do tego, by być dobrym – odpowiada ksiądz Stanisław Słowik z Rzeszowa, dyrektor tamtejszej Caritas.

Dyskoteka na latarni

– To były fajne czasy – Wiktoria wraca do opowieści o wakacjach w Kołobrzegu.

Spędziła tam prawie dwa tygodnie. Pierwszy raz była tak daleko od mamy i od razu nad morzem. Wcześniej jeździła tylko do babci pod Poznaniem. – Widziałam morze, zachód słońca, byliśmy na molo, zwiedzaliśmy łódź podwodną, płynęliśmy statkiem i była dyskoteka na latarni morskiej – pamięta wszystko, jakby to było wczoraj, a nie dwa lata temu.

– To były moje pierwsze prawdziwe wakacje – Wiktorii buzia się nie zamyka.

Do domu przywiozła pamiątkowy dyplom. Na żółtym kartonie naklejone zdjęcie z plaży i podpisy kolonistów. Na zdjęciu Wiktoria stoi pierwsza z prawej, uśmiecha się.

Wakacyjny dyplom przechowuje jak najdroższy skarb. Razem ze szkolnymi świadectwami, na których ma prawie same piątki.

Rok temu Wiktoria też była na wakacjach z Caritasem. Dwa tygodnie lipca spędziła w Zaniemyślu pod Poznaniem. – Miałam jechać do Kołobrzegu, ale nie wypaliło – trochę żal jej morza. – Ale w Zaniemyślu też było fajnie.

Do domu przywiozła pochwalne dyplomy: za najczystszy pokój, najlepsze śpiewanie i zwycięstwa w różnych konkursach. – Musieliśmy na przykład jeść ciastka na czas. Ja zjadłam całą paczkę – śmieje się. – Ale brzuch mnie nie bolał. Było ognisko z pieczeniem kiełbasek, dyskoteki, urządzali podchody i kąpali się w jeziorze. – Codziennie na śniadanie były płatki – opowiada Wiktoria. – Wszyscy się rzucali na czekoladowe.

Producencie ratuj!

Przygotowania do Wigilijnego Dzieła Pomocy ruszają zaraz po zakończeniu poprzedniej akcji. Najpierw trwają rozmowy z producentami świec. Poznańska Caritas ma dwóch wypróbowanych wytwórców. Chodzi nie tylko o cenę i o jakość wyrobu, ale także o nastawienie producenta, dla którego zamówienie to nie tylko okazji do zrobienia dobrego interesu, ale też misja.

Dyrektor nie zapomni, jak dzień przed Wigilią zgłosiło się do niego kilku proboszczów, którym zabrakło świeczek. Zadzwonił do producenta z nikłą nadzieją, że uda się jeszcze coś załatwić. Tamten wsiadł w samochód i jechał 150 kilometrów do Poznania, żeby przywieźć sześć kartonów, w których było trzysta świec. – Przecież jemu się to nie opłacało materialnie – mówi ksiądz Hanas. – Zrobił to z poczucia misji.

Świece produkuje też założona przez Caritas Polska Fundacja „Pro Caritate”. W jej świeczki zaopatruje się ponad połowa diecezji. Reszta, podobnie jak poznańska Caritas, zamawia je u prywatnych producentów.

Pół roku przed adwentem dyrektorzy diecezjalnych Caritas ustalają hasło akcji Wigilijnego Dzieła Pomocy Dzieciom. Na ostatni rok wybrali: „Podziel serce – pomnóż miłość”. Trzeba też zaprojektować emblemat, który zawsze nawiązuje do symbolu Świętej Rodziny.

Na początku listopada świece są już w diecezjalnych magazynach Caritas, skąd trafiają do parafii. – To duża operacja logistyczna, bo w naszej diecezji mamy ponad czterysta parafii – mówi ksiądz Hanas.

W wielu regionach po Wigilii ludzie zanoszą świeczki na groby bliskich – żeby wypaliły się do końca. – To gest łączności z tymi, którzy już odeszli – pochwala tę praktykę ksiądz Hanas.

Kojarzą nas ze świecą

Ceny świec nie zmieniły się od kilku lat, mimo że po podwyżkach cen parafiny koszty produkcji wzrosły. – Kwota ma wymiar raczej symboliczny, traktujemy to jako ofiarę – tłumaczy Olga Kołtuniak. – Społeczeństwo ubożeje, a Caritas ma za zadanie pomagać ubogim. Zależy nam, aby na kupienie świecy było stać zarówno emeryta, jak i młodą, pracującą osobę. – To nie jest handel, ale akcja pomagania dzieciom. Dlatego mówimy, że rozprowadzamy świece, a nie, że je sprzedajemy – dodaje. Jeśli kogoś nie stać na wyłożenie pięciu złotych, może wrzucić do koszyka mniej i świecę też dostanie. Zazwyczaj ludzie zostawiają większe datki, o resztę nie proszą.

Olga Kołtuniak często rozmawia z młodymi ludźmi. Wielu kościelna Caritas kojarzy się właśnie z bożonarodzeniową świecą. Bo chociaż sami nie chodzą do kościoła, to pamiętają, że babcia albo mama stawiały taką świecę na wigilijnym stole.

Po odliczeniu kosztów produkcji, transportu i magazynowania z zebranych w czasie akcji pieniędzy prawie dwie trzecie zostaje na działalność charytatywną. Caritas przeznacza je na dożywianie dzieci w świetlicach socjoterapeutycznych, ich leczenie i rehabilitację oraz na organizowanie dla nich letnich wakacji. – U nas, zamiast letniego wypoczynku, organizujemy dla dzieciaków zimowiska – mówi ksiądz Słowik z Rzeszowa. Co roku w diecezji rzeszowskiej za dochód ze świec jedzie na zimowy wypoczynek około pół tysiąca dzieci i młodzieży!

W skali kraju liczby są imponujące. Za pieniądze uzyskane z Wigilijnego Dzieła w 2011 roku Caritas wspomogła około 50 tysięcy dzieci. To tak, jakby pomóc wszystkim mieszkańcom Krosna albo Skierniewic.

Akcja ma też wymiar międzynarodowy: dziesięć groszy z każdej świecy przeznacza się na pomoc dla głodujących dzieci w innych krajach. W przeszłości pomagano dzieciom na Białorusi, w Mongolii, Afganistanie, Kenii i Sudanie. Olga Kołtuniak: – To nasz gest solidarności ze światem, bo dla miłosierdzia nie ma granic.

Bez fajerwerków

Wigilijne świece sprzedawano już po raz dziewiętnasty. Dla kupujących to już tradycja. Dla organizatorów akcji to z jednej strony atut, z drugiej – pewna trudność. – Nie wymyślamy żadnych fajerwerków promocyjnych, bo zależy nam na prostocie i symbolice – tłumaczy rzeczniczka Caritas. – Ale akcji pomocowych jest dziś wiele, więcej niż dwadzieścia lat temu, kiedy startowaliśmy, i nie tak łatwo się przebić ze swoimi pomysłami.

Najwięcej świec rozprowadzono w 2004 roku – prawie pięć milionów. W ostatnich latach akcja osiągnęła obecny poziom – ponad trzy miliony.

– Może to oznaka kryzysu? – zastanawia się ksiądz Hanas z Poznania nad przyczyną spadku zainteresowania świątecznymi świeczkami Caritas.

– Wszystko, co jest nowe, cieszy się na początku większą popularnością, a potem ludzie się do tego przyzwyczajają i zainteresowanie spada – argumentuje ksiądz Słowik z Rzeszowa.

Chociaż Wigilijne Dzieło Pomocy to największa coroczna akcja Caritasu, to i tak nie wszystkie świece udaje się rozprowadzić.

Olga Kołtuniak: – Każda wigilijna świeca, która zostaje w magazynie, to jedno dziecko mniej, któremu możemy pomóc.

Świadectwo z paskiem

Wiktoria odlicza dni do kolejnych wakacji. – Znowu chciałaby gdzieś pojechać – mówi nieśmiało jej mama.

– A dokąd? – pytam.

– No, nad morze – odpowiada bez zastanowienia Wiktoria.

Na razie się uczy. Chce znowu przynieść świadectwo z czerwonym paskiem.

Mama Wiktorii już kupiła świecę Caritasu. – Żeby był świąteczny klimat.

Wiktoria znów się wyrywa przed mamę: – Jak nam ktoś pomógł, to my też możemy się dołożyć.

Drugie życie świecy
Stanisław Zasada

urodzony w 1961 r. – dziennikarz, reporter, absolwent polonistyki na UMK w Toruniu oraz Polskiej Szkoły Reportażu. Współpracuje m.in. z „Tygodnikiem Powszechnym” i „Gazetą Wyborczą”. ...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze