Pamiętam tamten październik. Polska zaczęła się zmieniać, premierem był Tadeusz Mazowiecki. W domu żyliśmy, jak wszyscy dookoła, tym, co się działo na naszych oczach, choć mało kto przypuszczał, że już za kilkanaście dni padnie mur dzielący Berlin, a – symbolicznie – świat (na ten za i przed żelazną kurtyną). Ale mnie, jedenastoletniego wówczas chłopaka, dorastającego w bloku z wielkiej płyty na jednym z radomskich osiedli, któremu rodzice wyjaśniali dość szybko następujące przemiany, o wiele bardziej interesowało to, co się działo w Himalajach. Przecież południową ścianę Lhotse pojechał właśnie zdobywać mój prawdziwy idol, człowiek, którego podziwiałem od szóstego roku życia, kiedy to stryj – wspinający się w Alpach, a także w najwyższych górach świata – opowiedział mi o nim i zabrał po raz pierwszy w wysokie Tatry.
Jerzy Kukuczka. Te dwa słowa, przyznaję, hipnotyzowały. Wiedziałem, że wszedł na wszystkie czternaście ośmiotysięczników, wiedziałem, że w wielu przypadkach zrobił to po swojemu, wytyczając nowe trasy, wiedziałem, że cały świat z zaciekawieniem przyglądał się walce gigantów. Kto pierwszy zdobędzie Koronę Himalajów? Pochodzący z Tyrolu Południowego Reinhold Messner czy urodzony w Katowicach Kukuczka? Wiedziałem wreszcie, że marzył o tym, by wrócić na Lhotse, wejść tą piekielnie trudną, skomplikowaną południową ścianą. Kolejne wyzwanie, znów walka ze wszelkimi możliwymi przeciwnościami – ale dlaczego miałoby się nie udać? Z niecierpliwością, pamiętam to dobrze, siadałem wieczorami przy tranzystorowym radiu w kuchni i czekałem na kolejne wiadomości. I nagle przyszła ta zwyczajnie nieprawdopodobna: wybitny polski himalaista Jerzy Kukuczka zginął w Himalajach, odpadając od południowej ściany Lhotse…
24 października minie dwadzieścia siedem lat od tego dnia. Wyrosło już całe pokolenie, które nie zna (bo nie może) Kukuczki, które – co prawdopodobne – nie ma pojęcia (lub ma małe) o jego wybitnych dokonaniach. Pamięć o tym jednym z największych himalaistów w historii świata przetrwała wśród miłośników gór, wśród przyjaciół. W kilku miastach uczniowie chodzą do szkół noszących jego imię, wiele osób ze starszego pokolenia (moich rodziców, a także i… mojego) wspomina go z zachwytem i podziwem. Ale, co cieszy, właśnie teraz nadarza się okazja, by o Jerzym Kukuczce dowiedzieli się kolejni. Powód? Premiera jego biografii, którą napisali wspólnie Dariusz Kortko i Marcin Pietraszewski.
Pamiętnik
Zaczynają opowieść o życi
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń