Czy Kościół się miesza?
Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Jana

0 opinie
Wyczyść

Za nami gorący czas wyborów parlamentarnych i prezydenckich. Hasło, które wyszło ponoć ze środowiska Radia Maryja: „Zatopić Platformę!”, odświeżyło stary problem, czy Kościół miesza się do polityki. Niektórzy biskupi zapewniali, że Kościół nie wskazuje, na kogo głosować, i ogranicza się do podania ogólnych kryteriów, które powinien mieć na uwadze wyborca katolik. Nie przekonali jednak na przykład internautów, którzy z właściwą sobie agresją wskazywali na polityczne zaangażowanie i dość precyzyjne zalecenia wyborcze toruńskiej rozgłośni.

Trudno w powyższej sprawie dojść do jednoznacznych konkluzji, bo w różnych znaczeniach używane są słowa „Kościół” i „polityka”. Pojęcie „Kościół” odnosi się do bardzo różnych wypowiedzi, od papieża i soboru począwszy, a na prywatnym komentarzu w takim czy innym związanym z Kościołem medium skończywszy. Polityka też bywa rozumiana różnie: już to jako niezbyt czysta rozgrywka pod tytułem „kto kogo?”, już to – chociaż rzadziej – jako szczera, zgodna z najgłębszymi przekonaniami, troska o dobro wspólne.

Trzeba jednak przyznać, że po „politycznym” sparzeniu się w początkach lat 90. Kościół jest obecnie dość ostrożny i nie wychodzi wiele poza zachęty do udziału w wyborach, podkreślając, że jest to obywatelski, moralny obowiązek. Przyznam, że mam pewne wątpliwości, czy rzeczywiście im więcej ludzi idzie do głosowania, tym lepiej. Niektórzy przecież nie kojarzą nawet nazwisk ani partyjnej przynależności czołowych polityków. Takich nie ściągałbym na siłę do urn, bo i po co. Lepiej niech odpoczną sobie w zaciszu domowym lub na łonie natury. Ponadto szanuję tych, którzy dokonali szczerego wysiłku rozeznania się w ofercie politycznej, ale sumienie lub osobista duma nie pozwalają im na zakreślenie jakiegoś nazwiska jako swego potencjalnego reprezentanta.

Był czas, kiedy ludzie w kościołach oczekiwali na jasne słowa swych duszpasterzy, na przykład o prawie do wolnych związków zawodowych czy też aspiracjach Polaków do pełnej niepodległości. Władza mówiła wówczas o politykierach na ambonach, ale wierni byli wdzięczni za odważne słowa prawdy. Dziś, kiedy mamy wolne media i prawdziwe, demokratyczne wybory, ambona przestała być dobrym miejscem do poruszania zagadnień uznawanych za polityczne. Z drugiej strony unikanie – w obawie przed posądzeniem o politykierstwo – angażowania się w aktualne problemy społeczne może prowadzić do zamknięcia się w tyleż ładnych, co ogólnikowych hasłach na temat godności człowieka pracy itp. Wydaje się, że Kościół w Polsce po 1989 roku nie znalazł właściwego języka do omawiania spraw społeczno–politycznych. Miotamy się od zacietrzewienia i agresji po pełne uników koncerty życzeń, aby wszystkim zrobić dobrze. Ale jak mówić krótko, mocno i jasno np. o bezrobociu, a zarazem nie dzielić wierzących na złych liberałów i szlachetnych ubogich lub – na odwrót – na dynamicznych, rozumnych przedsiębiorców i życiowe niedorajdy, które wciąż chcą żyć na cudzy koszt?

Niektórzy księża znaleźli swój aż nadto wyrazisty, jednoznaczny język mówienia o sprawach tego świata. Tacy kapłani szybko zyskują żarliwych zwolenników i zagorzałych przeciwników. Generalnie jest tak, że różne środowiska społeczno– –polityczne mają swoich ulubionych duchownych, od których prawie zawsze mogą usłyszeć słowa zgodne z zapatrywaniami danego środowiska. Duchowni ci określani są przez swoich fanów mianem wybitnych intelektualistów albo proroków naszych czasów. Ogranicza ich jedynie kanon 285 Kodeksu Prawa Kanonicznego: „Duchownym zabrania się przyjmowania publicznych urzędów, z którymi łączy się udział w wykonywaniu władzy świeckiej”. Problem polega na tym, że owi intelektualiści i prorocy nie zawsze potrafią się pięknie różnić i dochodzi do tego, że Kościół nie tylko miesza się do polityki, ale robi to jednocześnie z różnych, zwalczających się stron. A wiadomo, że królestwo wewnętrznie skłócone…

Nie brak ludzi postulujących skupienie się na duchowości, którą nie targałyby wiatry bieżącej polityki. Powołują się oni na samego Jezusa, który zagadnięty: „Nauczycielu, powiedz mojemu bratu, aby podzielił się ze mną spadkiem”, odpowiedział: „Człowieku, któż Mnie ustanowił sędzią albo rozjemcą nad wami” (por. Łk 12,13nn). Jezus nie rozstrzyga majątkowego sporu między braćmi, ale obydwu wzywa do nawrócenia, przemiany myślenia, a wtedy zupełnie inaczej zobaczą dręczący ich problem. Niewątpliwie, coś jest na rzeczy. Wszak gdyby ludzie nie byli chciwi i egoistyczni, to prawie każdy system gospodarczy mógłby funkcjonować całkiem nieźle. Ponoć nawet komunizm mógłby funkcjonować, gdyby kolejne plany pięcioletnie realizowali aniołowie.

Czy Kościół się miesza?
Dariusz Kowalczyk SJ

urodzony w 1963 r. – jezuita, profesor teologii, wykładowca teologii dogmatycznej, profesor Wydziału Teologii Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. W latach 2003-2009 prowincjał Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze