Święty Józef. Niedopowiedziana historia
Dość szybko Kościół stał się Kościołem męczenników, a to oznaczało konieczność obrony depozytu, który został im powierzony. Nieraz za cenę życia.
Dominik Jarczewski OP: Z jakiego powodu św. Łukasz zdecydował się na napisanie Dziejów Apostolskich? Nie zmieścił wszystkiego w swojej Ewangelii?
ks. prof. Mirosław Wróbel: Bo ta historia wcale się jeszcze nie zakończyła. Jezus umarł, zmartwychwstał, wstąpił do Nieba…
Czyli ukończył misję…
Nie. W tym sęk, że po ostatnim zdaniu Ewangelii nie stawiamy wcale kropki. Misterium Jezusa trwa. Wraz z Jego przyjściem na świat narodził się Kościół. I ten Kościół – św. Paweł napisze: ciało Chrystusa – kontynuuje Jego misję.
Na czym ta misja polega, skoro Jezus już dokonał tego, co najważniejsze?
To, co najważniejsze, czyli Odkupienie człowieka, już się dokonało. Ale kto o tym wie? Niewiasty, apostołowie, grupa uczniów. Nawet jeśli wziąć pod uwagę owych 500 mężczyzn, o których wspomina św. Paweł, to wciąż niewielkie grono. Apostołowie zostają posłani, aby ogłosić to radosne orędzie całemu światu.
Świat został zbawiony, ale jeszcze o tym nie wie. Chodzi o zwykłą informację?
Nie. Bóg nie działa nigdy pomimo człowieka. Zbawia go, ale człowiek to zbawienie musi przyjąć. Jeśli prześledzić pierwsze kazania Piotra, to wszystkie kończą się wezwaniem skierowanym do słuchaczy, aby odpowiedzieli czynem na słowo, które usłyszeli. Tą odpowiedzią jest ich nawrócenie. Łukasz bardzo skrupulatnie notuje, ile osób się nawróciło i przyjęło chrzest. A czym jest ten chrzest? To już nie Janowy znak pokuty, to też coś więcej niż obmycie z grzechów, ale, jak napisze św. Paweł, włączenie w śmierć Jezusa, aby razem z Nim zmartwychwstać.
Temu służy głoszenie Ewangelii?
Tak. Warto zauważyć ciekawą strukturę obu części dyptyku św. Łukasza. W Ewangelii Jezus wychodzi z „Galilei pogan” i pielgrzymuje do Jerozolimy, aby oddać życie na krzyżu. Natomiast w Dziejach Apostolskich ruch odbywa się z Jerozolimy w stronę całego świata. Uczniowie opuszczają miasto święte, aby dotrzeć do Rzymu, świeckiej stolicy ówczesnego imperium. Chrześcijaństwo wychodzi na krańce świata. W 8 rozdziale czytamy historię nawrócenia etiopskiego urzędnika królowej Kandaki. W jego osobie symbolicznie dokonuje się chrzest Etiopii, a to były ówczesne krańce świata!
Kto tworzy wspólnotę pierwotnego Kościoła?
Po pierwsze, apostołowie na czele z Piotrem. To on na początku zabiera głos w imieniu pozostałych – głosi kazania, rozmawia z sanhedrynem. Bardzo szybko do tego skromnego grona dołączają słuchacze mów Piotra – Żydzi przybyli z różnych diaspor na Święto Namiotów. W końcu dołączą też poganie. Piotr gości w domu setnika Korneliusza i widzi, ku swojemu zdumieniu, że Duch Święty nie ogranicza swego działania tylko do Żydów, ale zstępuje również na pogan. To będzie przełomowy moment w życiu apostoła.
Tytuł księgi, o której mówimy, może być nieco mylący. Otwieramy ją, spodziewając się dalszych losów poszczególnych apostołów, a tymczasem to przede wszystkim opowieść o dwóch bohaterach: Piotrze i Pawle. A co z pozostałymi?
Autorowi nie zależy na tym, by opisać historie poszczególnych apostołów. Chodzi mu o życie Kościoła. Wybiera dwóch bohaterów i opisuje ich drogę naśladowania Jezusa. W tej drodze, rozpoczynającej się od zwątpienia, zaparcia, prowadzącej do coraz pełniejszego bycia uczniem Jezusa aż po śmierć męczeńską, zapisana jest niejako historia pozostałych apostołów i historia każdego z nas kroczącego za Jezusem w różnych okolicznościach życia.
Za Jezusem szło nie tylko Dwunastu, ale też tych siedemdziesięciu uczniów. Co się z nimi stało?
Każdy z nich ma swoją historię. Z Ewangelii wiemy tyle, że zabrakło ich pod krzyżem. Być może przeżywali pewien kryzys. Szczególnie podkreśla to Łukasz, ukazując drogę dwóch rozczarowanych uczniów zmierzających do Emaus. Imię jednego z nich znamy – to Kleofas. Drugi pozostaje anonimowy. Można z powodzeniem podstawić pod niego poszczególnych uczniów, apostołów; także nas. Myślę, że Łukasz specjalnie nie podaje tu imienia, bo chodzi mu nie o konkretną osobę, ale doświadczenie wspólne wielu uczniom. Co najważniejsze, to do takich właśnie uczniów przychodzi Zmartwychwstały i prowadzi ich do wiary.
Nie tylko uczniów tracimy z oczu. Również – Maryję. Pojawia w pierwszych dwóch rozdziałach, a potem nagle znika. Co się z nią dalej działo?
Nawet w tych dwóch rozdziałach obecność Maryi jest bardzo dyskretna. Podobnie zresztą jak w czasie publicznej działalności Jezusa. Na podstawie testamentu z krzyża możemy wnioskować, że znajduje się pod opieką Umiłowanego Ucznia. Tradycja późniejsza dopowie, że jakiś czas przebywała w Efezie, po czym wróciła do Jerozolimy. Ewangelista jednak nie podejmuje tego tematu.
Dlaczego?
Bo to, co najważniejsze, już powiedział. Ostatni raz widzimy Maryję w wieczerniku, kiedy razem z apostołami oczekuje mocy Ducha Świętego. A przecież ona jako jedyna w tym gronie już Go przyjęła. Otworzyła się na Niego w scenie Zwiastowania. Teraz trwa z uczniami jako Matka Kościoła.
W Ewangelii Łukasz pokazuje, jak bardzo Jezus dowartościował pozycję kobiety. Można by się spodziewać, że znajdzie to odzwierciedlenie w życiu Kościoła, a tymczasem Dzieje Apostolskie to znowu historia mężczyzn.
Rzeczywiście Łukasz koncentruje się na mężczyznach. Jeśli jednak wczytać się głębiej w tekst, to zobaczymy, że kobiety i tu odgrywają ważną rolę. W Kościele w Jafie to Tabita zajmowała się działalnością charytatywną. Pełniła przez to bardzo ważną funkcję we wspólnocie. Możemy dziś nie doceniać takiego zadania, a przecież to jest wypełnienie prawa miłości – najważniejszego, jakie zostawił nam Jezus. „Po tym wszyscy poznają, żeście uczniami moimi…” (J 13,35). Pierwszą osobą w Europie, która przyjmuje wiarę od Pawła, jest również kobieta – Lidia. Nie tylko sama przyjmuje wiarę, ale jeszcze zmusza Pawła, aby został w Filippi. Bez niej być może nie byłoby tam wspólnoty. Jest też wiele bezimiennych kobiet, które chętnie gromadzą się wokół apostołów, a potem zanoszą dobrą nowinę do swoich domów. Podobnie jak w przypadku Maryi, jest to cicha i dyskretna, ale jednocześnie bardzo istotna obecność.
Czyli kobiecie nie wolno nauczać?
W Liście do Tytusa można spotkać radykalne stwierdzenie na temat zakazu nauczania dla kobiet: „Kobieta niechaj się uczy w cichości z całym poddaniem się. Nauczać zaś kobiecie nie pozwalam ani też przewodzić nad mężem, lecz chcę, by trwała w cichości” (Tt 2,11–12). Tekst ten jednak powinien być odczytywany w kontekście wskazań dla konkretnej wspólnoty. W pierwotnym Kościele ważną rolę odgrywały diakonisy (Rz 16,1) oraz wpływowe niewiasty (Dz 13,50). Dzieje Apostolskie opisują także małżeństwo, Pryscyllę i Akwilę, które razem z Pawłem nauczało, a potem w Efezie zostało na straży założonej tam wspólnoty (Dz 18,18; 1 Kor 16,19).
Wspomniał ksiądz Akwilę i Pryscyllę, ale mamy też w Dziejach inną parę – Ananiasza i Safirę. Giną, bo nie oddali na rzecz wspólnoty całego swojego majątku. To taka opowieść z morałem o niedzielnej tacy?
Pan Bóg nie zadowala się połowiczną ofiarą. Pragnie, aby serce człowieka było w pełni Jemu oddane. Historia Ananiasza i Safiry uczy nas, że człowiek w relacji z Bogiem powinien odłożyć na bok swoje kalkulacje i mądrości. Bóg, który do głębi zna ludzkie serce, z łatwością zdemaskuje wszystkie ludzkie „bezpieczniki” i „porty ucieczki”. Serce rozdwojone słabnie i w konsekwencji wkracza na drogę śmierci. Serce w pełni oddane Bogu pulsuje zdrojami wody żywej i kroczy drogą świętości ku życiu wiecznemu.
Można odnieść wrażenie, że wspólnota pierwotnego Kościoła była taką komuną. Wszystko mieli wspólnie, żyli zgodnie – idylla.
To pokazuje, jak mocne było nawrócenie poszczególnych chrześcijan. Życie z Chrystusem może wywołać niezłą rewolucję w myśleniu i działaniu.
Aż chciałoby się wrócić do tamtych czasów…
Takie pragnienie było i jest obecne w historii Kościoła. Prowadziło ono m.in. do powstania wspólnot monastycznych. Na pierwszy plan jednak nie wysuwałbym tych nieraz heroicznych decyzji, ale żywe doświadczenie Boga. Ta niezwykle głęboka relacja powinna stawać się przedmiotem naszego zachwycenia i do niej powinniśmy dążyć. Pierwsi chrześcijanie nie bali się męczeństwa, bo wiedzieli, że śmierć będzie dla nich spotkaniem z Chrystusem. To, co dla nas jest trudne, dla nich było oczywiste.
A czym żyli pierwsi chrześcijanie?
Poczucie misji było w nich o wiele silniejsze niż dziś. To, co usłyszeli, tak ich przemieniło, było dla nich tak ważne, że nie mogli tego zachować tylko dla siebie. Musieli się dzielić z innymi. Z drugiej strony dość szybko Kościół stał się Kościołem męczenników. A to oznaczało konieczność obrony depozytu, który został im powierzony. Nieraz za cenę życia. Ta realna możliwość śmierci sprawiała, że wyznawcy Chrystusa byli o wiele bardziej wychyleni ku przyszłości. I w liturgii, i w życiu codziennym królowało aramejskie wezwanie Maranatha! – Przyjdź, Panie! Oni byli przekonani, że powtórne przyjście Jezusa jest już bardzo blisko, co bardzo konkretnie wpływało na ich życie.
Czyli paradoksalnie prześladowania służą Kościołowi?
Scalają go wokół Jezusa, dla którego warto oddać życie. Początkowo są to prześladowania ze strony żydowskiej, stanowiące kontynuację prześladowania Jezusa. Tak jak On, apostołowie stają przed sanhedrynem, są biczowani, Piotr oczekuje w więzieniu na wykonanie wyroku śmierci, pierwszy biskup Jerozolimy Jakub ginie śmiercią męczeńską.
Jest też święty Szczepan…
…którego opis śmierci jest wzorowany na opisie śmierci Jezusa. Chrześcijanie nie tylko oddają życie za Jezusa, ale w samej śmierci już się z Nim jednoczą. Potem przyjdą prześladowania rzymskie, chociażby za czasów Nerona czy Trajana.
Skąd takie prześladowania? Żydowskie – to wiadomo, ale dlaczego Rzymian interesowali chrześcijanie? Żyli sobie spokojnie…
Może i tak, ale wyłamywali się ze społeczeństwa, ponieważ odmawiali oddawania czci cesarzowi oraz bożkom panteonu państwowego. Pamiętajmy, że w tamtych czasach kwestie religii i polityki stanowiły praktycznie jedność. Kto negował określony kult państwowy, stawał się dysydentem, buntownikiem. Kto odmawiał uznania boskości cezara, de facto mu się sprzeciwiał. Społeczeństwo oddolnie, a aparat państwowy odgórnie zwalczały tych, którzy kwestionowali ład społeczny.
Ale Żydzi też pod tym względem się wyróżniali, a nie byli prześladowani.
Żydów obowiązywało oficjalne zarządzenie, że ze względów religijnych nie muszą składać ofiar cezarowi, ale mają się za niego modlić. O chrześcijanach nikt nie słyszał. Zresztą były i okresy prześladowania Żydów, na przykład przywołane w Dziejach wysiedlenie z Rzymu za Klaudiusza.
Dotąd mówiliśmy o problemach zewnętrznych. Z jakimi problemami zmagał się Kościół od wewnątrz?
Najważniejszym wyzwaniem było scalenie judeochrześcijan, czyli chrześcijan pochodzenia żydowskiego, z chrześcijanami wywodzącymi się z pogaństwa.
Judeochrześcijanie myśleli o sobie bardziej jako o chrześcijanach czy jako Żydach?
Praktycznie do końca I w. nie istniało ścisłe rozróżnienie między tym, co żydowskie, a tym, co chrześcijańskie. Rzymianie początkowo traktowali chrześcijaństwo jako odłam judaizmu. I tak chyba rozumieli to sami chrześcijanie. Ostatnie badania pokazują, jak bardzo judaizm i chrześcijaństwo pierwszego wieku na siebie oddziaływały. Nie zapominajmy, że apostołowie, podobnie jak Jezus, chodzili do świątyni i do synagogi. Różnili się od swoich pobratymców tym, że uznawali Jezusa za Syna Bożego, ale jednocześnie chcieli pozostać wierni religii ojców. Nie widzieli tu sprzeczności i myśleli, że da się tak żyć na dłuższą metę. Problem pojawił się, gdy Duch Święty został wylany na pogan i coraz więcej z nich stawało się chrześcijanami. Tzw. sobór jerozolimski musiał rozstrzygnąć, czy mają oni przyjąć żydowski sposób życia, czy i bez niego, na mocy samego chrztu, są pełnoprawnymi chrześcijanami.
Kwestia tego, czy chrześcijaństwo jest judaizmem.
Właśnie! Ostatecznie apostołowie rozeznają, że nie. Dołączają wprawdzie w liście do wspólnoty z Antiochii pewne klauzule dotyczące czystości, ale ich celem jest przede wszystkim zapobieganie dalszym podziałom we wspólnocie. Żeby judeochrześcijanie, zachowujący przepisy czystości, mogli siedzieć przy jednym stole z braćmi nieobrzezanymi. Na soborze zwyciężają dwa kierunki w myśleniu o Kościele: dążenie do jedności oraz uniwersalizm, wyjście na krańce świata.
Urzędnik królowej Kandaki w jednej chwili stał się chrześcijaninem, Żydem zostawało się dopiero w którymś pokoleniu. To musiało szokować.
Rzeczywiście była grupa ludzi, których Dzieje określają jako „bojących się Boga”. Sympatyzowali z ideami zawartymi w judaizmie, ale dopiero oczekiwali na pełnoprawną przynależność do judaizmu. Prozelityzm był możliwy, ale w ograniczonym znaczeniu i w powolnym tempie. Żeby zostać chrześcijaninem, wystarczył nieraz moment. Po mowie Piotra w dzień Pięćdziesiątnicy samych nawróconych mężczyzn było 3000.
Tę liczbę mamy brać dosłownie, czy to tylko figura literacka?
Na pewno nikt ich nie liczył. Chodzi o to, że przyłączyło się wówczas naprawdę dużo ludzi. Na pewno długość inicjacji była czynnikiem sprzyjającym szybkiemu rozwojowi chrześcijaństwa. Apostołowie idą zawsze najpierw do synagogi, a gdy tam zostają odrzuceni, udają się do pogan. Chrześcijaństwo bardzo szybko się rozszerza i ortodoksyjni Żydzi widzą w tym zagrożenie dla swojej wiary. Chcą się jakoś odróżnić od tych, którzy ich zdaniem głoszą herezję. Masowy napływ pogan tylko przyśpiesza ten proces.
Kiedy te drogi ostatecznie się rozchodzą?
Punktem przełomowym jest wojna żydowska (66–70), która kończy się zdobyciem Jerozolimy i zburzeniem świątyni. Odtąd już nie będzie kultu świątynnego. Wobec tej traumy judaizm będzie musiał na nowo określić swoją tożsamość. Za zgodą Wespazjana rabbi Johanan Ben Zakkaj przenosi się ze swymi uczniami do miejscowości Jabne, aby tam stworzyć tzw. judaizm rabiniczny, oparty na Torze spisanej oraz mówionej, czyli tradycji. Istotnymi filarami tego judaizmu są: studium, modlitwa i czyny miłosierdzia.
Reorganizując judaizm, rabini chcieli się odciąć od wszystkiego, co chrześcijańskie. Chcieli czystości. Jedną z form tego odcięcia było wykluczenie i napiętnowanie Septuaginty. Inną – powstanie tzw. modlitwy 18 błogosławieństw, której 12. błogosławieństwo, czy bardziej przekleństwo, wymierzone było przeciw elementom obcym. W najstarszych wersjach obok słowa minim (heretycy), pojawia się nocrim – Nazarejczycy, czyli chrześcijanie. Gdyby jakiś chrześcijanin pochodzenia żydowskiego chciał taką modlitwę wymówić, de facto sam by siebie przeklinał. To był taki znak, że nie można być wyznawcą judaizmu i wierzyć w bóstwo Jezusa. Poza tym odrzucono pewne targumy, czyli przedchrześcijańskie komentarze żydowskie do Tory, mianowicie te, z których korzystali chrześcijanie pochodzenia żydowskiego. Chodziło o to, aby pokazać, że chrześcijaństwo jest herezją i w żaden sposób nie jest zakotwiczone w judaizmie.
Z kolejnymi wiekami te podziały się pogłębiały.
Tak. Jeśli badać teksty żydowskie z pierwszych wieków naszej ery, to coraz bardziej tożsamość żydowska określana jest w nich negatywnie, przez zaprzeczenie chrześcijaństwu. Zwłaszcza badając Talmud, znajdziemy całe passusy stanowiące swoistą antyewangelię. Można powiedzieć, że przekaz nowotestamentalny o Jezusie ma budowę trójczłonową: opis boskiego pochodzenia Jezusa, przytoczenie Jego nauczania oraz opowieść o Jego zbawczej śmierci i zmartwychwstaniu. Podobnie można uporządkować teksty talmudyczne o Jezusie. Będą tam więc po pierwsze teksty nie tylko kwestionujące Jego boskie pochodzenie, ale opisujące Go jako bękarta, nieślubnego syna Maryi i rzymskiego legionisty. Po drugie, nauczanie Jezusa będzie określane jako zwodzenie Izraela, a cuda – jako czarnoksięstwo. Po trzecie, męka będzie słuszną karą, a zamiast zmartwychwstania i triumfu czeka Jezusa potępienie. Jako zwodziciel będzie gotował się w piekle we własnych odchodach.
Kościół wyszedł z synagogi…
Lepiej powiedzieć, że judaizm i chrześcijaństwo wyszły ze świątyni. Judaizm rabiniczny kształtuje się w tym samym czasie, co chrześcijaństwo, i w opozycji do niego. Jeśli wczytać się w teksty pierwszych wieków chrześcijaństwa, to bardzo często można tam spotkać myśl, że to chrześcijanie są spadkobiercami Starego Testamentu. To oni są ludem wybranym. To oni kontynuują linię patriarchów. Tak przynajmniej o sobie myślą. Mamy więc rodzinny spór o spadek.
Tym spadkiem jest m.in. Stary Testament. Na ile jako chrześcijanie możemy być samodzielni w jego lekturze, a na ile musimy korzystać z dziedzictwa judaizmu?
Jako chrześcijanie jesteśmy wzbogaceni wydarzeniem Jezusa. Nasza lektura Starego Testamentu jest chrystocentryczna. Dzięki temu zyskuje ona głębię i dopełnienie. Aby być sobą nie możemy się jednak odcinać od korzeni, z których wyrastamy. Doświadczając obecności Jezusa, spotykamy judaizm, który kształtuje Jego osobę i Jego orędzie. Judaizm i chrześcijaństwo są ze sobą wewnętrznie zespolone. Synagoga i Ekklesia są jak dwie siostry, które choć nieraz skłócone, to jednak duchowo są ze sobą zespolone. W XXI wieku jesteśmy wezwani do porzucenia postawy antyjudaizmu i antychrystianizmu, aby odnaleźć na nowo to, co nas łączy. Tylko na drodze otwartości i dialogu – jako dzieci jednego Boga – możemy głębiej rozpoznawać Boże zamysły objawione na kartach Starego Testamentu i w nauczaniu Jezusa, który nie przyszedł po to, aby znieść Prawo, ale aby je wypełnić.
Oceń