Ateiści czy oszołomy?
Oferta specjalna -25%

List do Galatów

0 votes
Wyczyść

Psychoterapeuci twierdzą, że źródeł wielu ludzkich postaw trzeba szukać w dzieciństwie, a nawet w okresie prenatalnym. Jean Paul Sartre opisał kiedyś takie doświadczenie z własnego dzieciństwa: „Bawiąc się zapałkami, przypaliłem dywanik; kiedym zamalowywał farbą ślady występku, Bóg ujrzał mnie nagle, uczułem jego spojrzenie wewnątrz głowy i na rękach; kręciłem się po łazience straszliwie widzialny, żywy cel. Ocaliło mnie oburzenie; wściekłem się na niedyskrecję tak ordynarną, nabluźniłem […]. I nie spojrzał na mnie już nigdy więcej”. Kto wie!? Być może Sartre nie stałby się egzystencjalistą ateistą, gdyby nie to dotkliwe wrażenie, że Bóg jest nieusuwalnym świadkiem jego dziecięcego występku.

W każdym razie nawet jeśli w życiu bywa tak, że wielkie idee są jedynie racjonalizacją lęków dzieciństwa, to dzieło Byt i nicość, w którym Sartre „udowadnia” sprzeczność pojęcia Boga, zasługuje na szacunek. Nie da się tego powiedzieć o dokonaniach wielu innych współczesnych ateistów, na przykład modnego ostatnio Richarda Dawkinsa, którego książkę Bóg urojony można kupić w każdej dworcowej księgarni. Jeśli przypomnieć sobie dziecięce doświadczenia Sartre’a, można by dojść do wniosku, że Dawkins w dzieciństwie musiał być co najmniej pogryziony przez psa księdza proboszcza. Jak bowiem inaczej wytłumaczyć fakt, że poważny profesor biologii, kiedy tylko dotyka kwestii Boga, dostaje piany na ustach i wykrzykuje na przykład, że Bóg jest „zawistny (i dumny z tego), małostkowy i niesprawiedliwy […], z manią na punkcie kontrolowania innych i niezdolny do wybaczania, mściwy i żądny krwi zwolennik czystek etnicznych, mizogin, homofob i rasista, dzieciobójca o skłonnościach ludobójczych”. Dodajmy, że uczony przyznaje, iż chrześcijanie też odrzucają taki obraz Boga; czczą Go jednak w „ckliwej i nawymiotnej” postaci „słodkiego Jezuska”.

Jest coś żałosnego w tym, że wybitny biolog przepoczwarza się regularnie z uczonego w agresywnego propagandystę. Niekiedy trudno odróżnić, gdzie kończy się naukowiec, a zaczyna nienawidzący wiary i religii ideolog. Alister McGrath, autor książki Bóg nie jest urojeniem, zauważa, że Dawkins wywołuje niekiedy zażenowanie nawet u swoich kolegów ateistów. Jeden z nich po jakimś telewizyjnym wystąpieniu Dawkinsa powiedział McGrathowi: „Nie osądzaj reszty nas na podstawie tych pseudointelektualnych bzdur”. Dawkins występował w telewizyjnym cyklu „Źródło wszelkiego zła”, w którym perorował, że owym źródłem jest wiara w Boga. Biolog przekonuje, że kiedy wszelka religia zniknie z ludzkiego życia, to nastanie era powszechnego pokoju. Przerażająca naiwność! Czy Dawkins naprawdę nie słyszał o myślicielach i działaczach, którzy utrzymywali, że „religia jest opium (wódą) dla ludu”, i chcieli zbudować raj na ziemi bez Boga? W imię programowo ateistycznych idei pokoju i szczęśliwości Lenin, Stalin, Mao Zedong i Pol Pot wymordowali dziesiątki milionów ludzi. Dawkins – na szczęście – nie ma takich zamiarów ani możliwości. Ma za to wielką szansę zostać Palikotem światowego ateizmu.

Zamieszanie, które robi wokół siebie Dawkins, wiąże się także z kwestią autorytetu. Słynny dominikanin o. Józef Bocheński wskazuje swoisty zabobon, który polega na przekonaniu, że bycie autorytetem w jednej dziedzinie pozwala na autorytatywne wypowiadanie się w innych dziedzinach. Tymczasem – jak zauważa Bocheński – „Einstein na przykład był niewątpliwie autorytetem w dziedzinie fizyki, ale bynajmniej nie w dziedzinie moralności, polityki albo religii”. Jeśli zatem jacyś wybitni w swoich dziedzinach profesorowie podpisują manifest polityczny, to bardzo często nadużywają swego autorytetu, gdyż bycie specjalistą od rewolucji francuskiej w żadnej mierze nie uprawomocnia na przykład opinii na temat systemu podatkowego. Dawkins zna się na biologii, ale z tego nie wynika, że mówi jakieś mądre rzeczy, jeśli wchodzi na teren filozofii, teologii czy też historii.

W Polsce też mamy wybitnych reprezentantów ateizmu, który nazwałbym „ateizmem oszołomów”. Niektórzy z nich skupili się w kwartalniku „Bez dogmatu”. W numerze 76 tego pisma natrafiłem na tekst Barbary Stanosz, która ubolewa, że „ateizm Kołakowskiego (uważany zresztą za szczątkowy) nie zawadza administratorom religii ani ich publicystycznym kibicom; przeciwnie, wzbogaca zasób ich środków propagandowych o argument, iż nawet filozof ateista wie, że »rozum bez teologicznych założeń ma ogromne kłopoty«”. W miarę pisania ateistyczna zjadliwość prof. Stanosz rośnie. Doprowadza ją to do takiej oto historycznej rewelacji: „Wolno twierdzić, że chrystianizacja była dla Europy dolegliwym »wypadkiem przy pracy«, którego skutki odczuwamy do dziś”. Wściekając się na stwierdzenie prof. Kołakowskiego, że „wiara jest uprawniona”, pani profesor szydzi: „Jeśli znalazł kryterium, zgodnie z którym rozsądnie jest wierzyć w cudotwórczą moc pewnego papieża, ale już nie […] w dyskretną działalność krasnoludków itp., to czemu nie podzieli się z nami tym wiekopomnym odkryciem?”. No cóż! Wiara powinna konfrontować się z niewiarą, w tym z ateizmem, ale chciałoby się mieć do czynienia z ateistami, a nie oszołomami, nawet wybitnymi w swoich dziedzinach.

Ateiści czy oszołomy?
Dariusz Kowalczyk SJ

urodzony w 1963 r. – jezuita, profesor teologii, wykładowca teologii dogmatycznej, profesor Wydziału Teologii Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. W latach 2003-2009 prowincjał Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze