Słuchanie na modlitwie
Bóg obiecuje, że nigdy nie użyje prawdy o naszych grzechach przeciwko nam. Że nie będzie się mścił, wypominał. Że jego przebaczenie nie będzie podobne do naszych ludzkich przebaczeń.
Dobry Łotr na krzyżu w ostatniej chwili swego życia doznał miłosierdzia i usłyszał słowa Jezusa: „Jeszcze dziś będziesz ze Mną w raju”. Osobiście do Łotra nic nie mam i jakoś mnie te słowa specjalnie nie gorszą, ale co by się stało, gdyby ów Łotr był łotrem współczesnym, moim krzywdzicielem, okrutnym wrogiem, raniącym mnie i moich bliskich? Gdyby taki człowiek, całkiem współcześnie, w ostatniej chwili wywinął się psim swędem od należnej kary wiecznej lub, co gorsza, za sprawą jakiegoś aktu łaski uniknąłby także kary doczesnej, na którą zasłużył za krzywdę mi wyrządzoną?
Czy ktoś może przebaczyć moje krzywdy?
Informacja o tym, że generał Wojciech Jaruzelski przed śmiercią się wyspowiadał i przyjął sakramenty, wzbudziła w wielu wierzących niepokój. Co z ludzką krzywdą? Co z moją życiową krzywdą, której doznałem z powodu tego człowieka? Czy wobec braku doczesnej kary i zadośćuczynienia krzywda ta może być przez Boga zapomniana? Unieważniona? Mówiąc wprost: Czy ktoś może przebaczyć moje krzywdy? Czy ma prawo to zrobić? Nawet jeśli ten Ktoś pisany jest z wielkiej litery? Czy takie przebaczenie nie jest zdradą wielu skrzywdzonych, którzy do dziś ponoszą konsekwencje zabranej im nadziei i pozbawienia ich możliwości normalnego życia?
Myślę, że kiedy człowiek odkrywa w sobie takie oburzenie i niezgodę na zdradę skrzywdzonych, jest to uczucie, którego nie trzeba zwalczać, co więcej, ono jest śladem dobra i pragnienia sprawiedliwości, które Bóg złożył w każdym z nas. Bóg troszczy się także o każdego ze skrzywdzonych, o to, by zło nie zniszczyło ich życia. By jego skutki nie zamknęły skrzywdzonej osoby w zgorzknieniu i żalu, które uniemożliwiają normalne życie. Stając po stronie skrzywdzonych, staję tam ramię w ramię z Jezusem. Ale Jezus ma jeszcze jedno zaproszenie dla mnie. Ponieważ Jego miłość obejmuje także krzywdziciela, mogę przypuszczać, że Jezus będzie niestrudzenie działał tak, aby krzywdziciel stanął również po stronie skrzywdzonych przez siebie ludzi. Jezus kieruje więc do każdego z nas zaproszenie, by uczestniczyć w Jego dziele miłosierdzia. I nie musimy pytać, po czyjej stanąć stronie: krzywdziciela czy skrzywdzonych? Stając po stronie skrzywdzonych oraz pracując nad tym, aby i moje życie miało sens i bym nie uległ zgorzknieniu, sprawiam, że krzywdziciel ma większą szansę na odkupienie, że jego życie zostaje domknięte, bo nikną skutki jego złych czynów. Służąc skrzywdzonym, wyrządzam przysługę krzywdzicielowi, ratuję go od śmierci. Mogę to czynić świadomie lub nieświadomie. Mogę po prostu pomagać skrzywdzonym, a mogę też stanąć jasno po stronie Chrystusa i powiedzieć: Tak, zależy mi na zbawieniu krzywdziciela, dlatego staję po stronie skrzywdzonych. Wtedy patrzę na świat tak, jak patrzy Chrystus. Bo uczniowie Chrystusa wierzą, że On nie zapomni o żadnej ludzkiej krzywdzie, nawet o krzywdzie, którą sam sobie wyrządził złoczyńca.
Chciałbym w powyższym kontekście przypomnieć dwie fundamentalne prawdy naszej wiary: o uprzedzającym i partycypacyjnym (zapraszającym do uczestnictwa) charakterze Bożego miłosierdzia.
Sprawiedliwy Bóg Starego Testamentu?
W obiegowej opinii, okrutnego, ale sprawiedliwego Boga Starego Testamentu przeciwstawia się czasem miłosiernemu Jezusowi Nowego Przymierza. Kościół jednak wielokrotnie potępiał takie gnostyckie interpretacje.
Idea wybrania i umiłowania powoli przebijała się do świadomości Izraela, ale na kartach Biblii wierna miłość Boga jest rdzeniem i osią przesłania, nawet jeśli czasem owo wybranie i ocalenie ludu Izraela przedstawiane jest jako okrutna klęska jego prześladowców. Pamiętajmy, że księgi Biblii są natchnione przez Boga, ale są także historycznym zapisem duchowego doświadczenia i interpretacją wydarzeń historycznych, dokonaną przez natchnionych autorów. Istotą przekazu jest właśnie metafora ocalenia: z potopu, wojny, niewoli, głodu, a przede wszystkim ocalenia od śmierci duchowej, od grzechu, od zdrady Przymierza i odwrócenia się od Źródła Życia. Bóg nie chce śmierci grzesznika, lecz pragnie, żeby ów grzesznik się nawrócił i miał życie, mówi Pismo. Czytając biblijną opowieść o potopie, można oczywiście z przerażeniem patrzeć na okrutną śmierć i karę wymierzoną grzesznikom, ale istotą tej historii są otwarte wrota arki, zaproszenie do ratowania się od śmierci i obietnica ocalenia dla wszystkich, którzy tego pragną. Naprawdę nie musimy ustawiać się w roli nad-Boga i poddawać Jego działania sądowi, wymierzając Mu sprawiedliwy wyrok. Bóg jest wierny i chce ocalenia każdego człowieka. Taka jest Boża optyka ukazana w każdym słowie zapisanym w Biblii.
Boże miłosierdzie opisane jest zarówno w Starym, jak i w Nowym Przymierzu za pomocą naprzemiennie używanych dwóch hebrajskich słów: chesed i rachamim. Chesed oznacza wierną miłość, wierną ponad wszystko, nawet pomimo niewierności drugiej strony, jak u Ozeasza, któremu Bóg każe na nowo poślubić małżonkę nierządnicę. Chesed jest zobowiązaniem, miłością przymierza, trwającą i wierną, wybaczającą i czekającą niestrudzenie na nawrócenie drugiej strony. Wierność ta dotyczy dwóch stron przymierza, ale jak zauważył św. Jan Paweł II, wynika także z wewnętrznego zobowiązania, z wierności samemu sobie (Dives in misericordia, 4). O ile miłość: chesed ma oblicze ojcowskie, oparte na wierności i sile wewnętrznej, o tyle drugie określenie miłosierdzia, rachamim, ma konotacje kobiece i oznacza czułość, wzruszenie i zmiłowanie wynikające z poruszenia serca. Siedzibą miłosierdzia są rachamim – wnętrzności lub rechem – łono matczyne. Oba te pojęcia odnoszą nas do miłosiernej miłości Boga, obecnej od początku Bożego objawienia. Miłosierne oblicze Boga objawiało się stopniowo, aż wreszcie ukazało swoją pełną postać w osobie Jezusa Chrystusa – Syna Bożego. Dlatego mówimy o ciągłym charakterze Bożego miłosierdzia, którego działanie trwa nieustannie, pomimo ciągłych zdrad ludu wybranego. Nikt lepiej nie zna tego, czym jest odrzucona miłość, niż sam Bóg. I nikt bardziej niż On nie szuka nieustannie powrotu tej miłości.
Kiedy prorok Jeremiasz zapowiada, że mimo zerwania przymierza przez niewierny lud Pan ustanowi Nowe Przymierze, to ukazuje cechy tego nowego przymierza: „Umieszczę swe prawo w głębi ich jestestwa, wypiszę w ich sercu (…) wszyscy bowiem poznają Mnie, mówi Pan, ponieważ odpuszczę im występki, a o grzechach ich nie będę już wspominał” (Jr 31,32–34). Bóg ukazuje więc istotę Nowego Przymierza jako tajemnicę przebaczenia. Obiecuje, że nigdy nie użyje prawdy o naszych grzechach przeciwko nam. Że nie będzie się mścił, wypominał. Że jego przebaczenie nie będzie podobne do naszych ludzkich przebaczeń, kiedy to na pozór wybaczamy bliskim, a przy pierwszej nadarzającej się okazji znacząco dajemy do zrozumienia, że nie mają prawa się odzywać: Już ty lepiej byś nic nie mówił. Boże przebaczenie ukazane jest jako sposób objawienia się Boga. Rozpoznajemy prawdziwe oblicze Boga, gdy doznajemy przebaczenia, to On nam pierwszy wybacza, a skutkiem tego przebaczenia jest ludzka wdzięczność i pragnienie naprawienia krzywd. Istotą przesłania Starego Testamentu jest objawienie Bożego miłosierdzia jako Bożej wierności, trwałej mimo ludzkiej niewierności. Drugim istotnym przesłaniem jest zapowiedź Nowego Przymierza, w którym Bóg nie tylko objawi swoje miłosierdzie, ale i weźmie na siebie konsekwencje naszych grzechów, dając jednocześnie obietnicę, że ostatecznie zło nie zatriumfuje, bo w zmartwychwstaniu „Życie się objawiło”.
Jezus objawia miłosierdzie swego Ojca
Teologowie łagodzą zazwyczaj skandal przebaczenia za pomocą rozmaitych warunków koniecznych do okazania przebaczenia krzywdzicielowi: skruchy, zadośćuczynienia, ustalenia prawdy itp. Dramatyzm ewangelicznego przebaczenia polega jednak na tym, że jest ono bezwarunkowe, uprzednie, że w niezrozumiały sposób pomija temat skrzywdzonych i należnej im sprawiedliwości. To pominięcie jest jednak pozorne.
Spójrzmy na św. Pawła z Tarsu, który kilkakrotnie opowiada o swoim nawróceniu i przyznaje się do tego, że był prześladowcą Kościoła, a jednak nigdy nie mówi słowa „przepraszam”. Nie prosi o przebaczenie krewnych i przyjaciół św. Szczepana, w którego ukamienowaniu brał udział. Nie znamy także żadnych przekazów, że Paweł kiedykolwiek poprosił o przebaczenie tych, których wtrącił do więzienia. Wiemy przecież, że „siał postrach i grozę” wśród naśladowców Chrystusa. I cóż ma im do powiedzenia ów Apostoł Narodów? Że „doznał miłosierdzia”. Że spotkał Jezusa. Że, co prawda, jest „poronionym płodem”, ale został obdarowany łaską, miłosierdziem i misją głoszenia Ewangelii. I że ta bliskość z Jezusem daje mu prawo inaczej spoglądać na swoje życie. Zapewne swoją pracą i głoszeniem ewangelii, cierpieniami i męczeńską śmiercią św. Paweł odpokutował swoje winy. Ale to było potem. Przyjęcie Pawła do wspólnoty, uznanie jego autorytetu i zwierzchnictwa musiało być na początku dla braci i sióstr niełatwe. Jak sobie poradzili z pamięcią o prześladowaniach, o zabitych i uwięzionych?
Ten, który stworzył świat z niczego, potrafi z najgorszej pustyni ludzkiego serca uczynić na nowo kwitnący ogród. Dzieje się tak pomimo ludzkiej zatwardziałości. Przeciwieństwem miłosierdzia jest bowiem poros – zatwardziałość serca, porowatość, dziurawe serce, które nie potrafi kochać. Nawrócenie z kolei nazywane jest w Biblii skruszeniem serca lub skruchą: greckie katanyxis, a po łacinie compunctio cordis. Owa skrucha, ku naszemu zaskoczeniu, nie jest jednak warunkiem otrzymania miłosierdzia. Najpierw doświadczamy Bożego przebaczenia, a jego skutkiem jest skrucha! Miłosierdzie nie jest następstwem otwarcia naszych serc, lecz je powoduje (por. Łk 6,36), stajemy się miłosierni, bo sami doznaliśmy miłosierdzia. Łaska wyprzedza nasze działanie. To znaczy, że nigdy nie będziemy w stanie przebaczyć naszym prześladowcom, dopóki sami nie doświadczymy Bożego miłosierdzia. Co to znaczy: doznać miłosierdzia? Czy naprawdę muszę uznać, że niczym się nie różnię od mojego krzywdziciela? Chyba nie. Maryja, która w swej dobroci i bezgrzeszności wyśpiewała Bogu: „Wielkie rzeczy mi Pan uczynił i okazał mi swoje miłosierdzie”, nie miała chyba na myśli swojej grzeszności i tego, że jej niedoskonałości niczym się nie różnią od czynów Heroda czy Piłata. A jednak i Maryja doznała Bożego miłosierdzia. Pan zachował ją od grzechu, obdarzył łaską wychowywania Syna Bożego, podzielił się z nią swoją miłością, obejmującą także grzeszników, dlatego mogła ich kochać, dlatego nazwana jest matką Kościoła, bo Pan zachował ją od nienawiści i nauczył kochać nawet tych, którzy męczyli jej Syna. Dał jej taką wolność, że była w stanie – podobnie jak Jezus – powiedzieć: „Jestem wolna. Nie zmusisz mnie do tego, bym zaczęła cię nienawidzić, nawet jeśli zabijesz to, co mam najdroższego, nie zmusisz mnie do nienawiści”. A więc uprzedniość Bożego miłosierdzia nie oznacza stawiania ultimatum: zanim powiesz, że ktoś cię skrzywdził, musisz uznać, że sam jesteś grzesznikiem. Wystarczy, że uznasz, iż sam potrzebujesz Bożego miłosierdzia i opieki i odkryjesz, że Pan cię otoczył swoją łaską. Miłosierdzie nie dotyczy tylko popełnionych przeze mnie grzechów, ale, jak zauważa św. Katarzyna ze Sieny, miłosierdzie jest także uprzednie w takim sensie, że Pan ocala mnie od wielu niebezpieczeństw i dzięki Jego łasce i miłosierdziu nie popełniłem wielu grzechów, choć czasem naprawdę byłem tego bliski. Wymuszanie na innych tego, żeby przebaczyli swoim krzywdzicielom, bo sami są krzywdzicielami, jest więc chyba złym tropem. Prowadzi do fałszywej pokory i wyolbrzymiania moich grzechów, do zaburzenia elementarnych proporcji między codziennymi grzechami a tym, co uczynił krzywdziciel. Lepiej się po prostu nie porównywać. Optyka: „Przyznaj, że sam nie jesteś dużo lepszy od twojego prześladowcy”, jest optyką wielce ryzykowną, ale też chyba po prostu często nieprawdziwą. Bo co z tego, kto jest większym grzesznikiem? Nie zmniejsza to winy krzywdziciela ani mojej i nie wpływa na prawo do osądu i przebaczenia. Bóg obdarowuje nas miłosierdziem, abyśmy się stali miłosierni, tzn. wolni. Wolni od nienawiści. To jest prawdziwy cel. Abym doznawszy miłosierdzia, mógł powiedzieć moim krzywdzicielom: „Nie zmusisz mnie do tego, bym zaczął cię nienawidzić, bym w tobie widział potwora”. To jest wolność, którą daje w swoim miłosierdziu Bóg. Znów odwołam się do św. Jana Pawła II: „Miłosierdzie wyznacza granicę złu”. A więc nie pozwala się złu rozlać, dotykać swoimi skutkami i zniszczeniem kolejnych ludzi i kolejnych dziedzin mojego życia. Koniec. Bóg okazał mi miłosierdzie, bo pokazał mi jak zatrzymać zło, jak nie pozwolić, by skutki czyjegoś złego postępowania trwały we mnie. Miłosierdzie to droga ku wolności i ocaleniu mojego życia.
Uczestniczyć w Bożym miłosierdziu
Bóg okazał nam swoje miłosierdzie. I czyni to nieustannie. Ale nie czyni tego, używając nas do realizacji swoich planów. Okazuje nam swoją łaskę, traktując nas jako istoty wolne i rozumne. Nie opętuje, nie uwodzi, nie zmusza. Zaprasza. Miłosierdzie Boże okazywane jest na sposób ludzki, tzn. z poszanowaniem ludzkiej natury, tego, kim jesteśmy, i tego, kim możemy się stać. Roślinę wystarczy podlewać; psa trzeba karmić, głaskać, wyprowadzać na spacer; ale partnerowi w małżeństwie nie można niczego nakazać, nie wystarczy wydawać polecenia, dać talerz zupy i pogłaskać. Trzeba tłumaczyć, prosić, przepraszać, kochać; to jest inny sposób okazywania miłosierdzia i troski niż troska o przedmioty czy zwierzęta. Bóg nie używa nas do swoich celów. Chce, abyśmy nie byli sługami, ale przyjaciółmi, bo sługa nie wie i nie rozumie, co czyni jego Pan, a przyjaciel ma rozumieć, ma współdziałać, jest zaproszony do udziału w Bożym miłosierdziu! I to jest istota Bożego przesłania. To Bóg pierwszy okazuje swoje miłosierdzie wobec mnie i innych ludzi i cierpliwie zaprasza do udziału w okazywaniu tego miłosierdzia. Zaprasza do życia wewnątrz serca Bożego, do udziału w Jego Boskim życiu. Nie ma innej drogi do przebaczenia i okazania miłosierdzia niż ta ontyczna. Ontyczna, bo ona nie polega na przyjęciu jakiegoś poglądu na kwestię przebaczenia, ale na staniu się kimś innym – człowiekiem żyjącym w Chrystusie. Dla pierwszych chrześcijan to była podstawowa prawda: wiara w zmartwychwstałego Chrystusa oznaczała nowe życie z Nim i w Nim. Jak przypomina papież Benedykt, pierwsi chrześcijanie nazywali samych siebie dzontes – „żyjący”, po prostu: żyjący pełnią życia w Chrystusie, jako przeciwieństwo życia zwykłego, biologicznego: bios, czyli wegetacji. Owo prawdziwe życie oznaczało życie z Chrystusem we wspólnocie Kościoła: Jego Ciała. Świętemu Pawłowi Jezus się objawił, pytając: Czemu Mnie prześladujesz? A Paweł był zdumiony: „Ja do Ciebie nic nie mam, bo nie żyjesz, ja prześladuję tych, co niszczą wiarę ojców!”. Dopiero potem Paweł zrozumiał, że zmartwychwstały Jezus i Ciało Kościoła stanowią jedność, że wspólnota wierzących to część Chrystusa. Dlatego Paweł uważał, że przyjął przebaczenie z rąk Chrystusa, a tym samym i całego Kościoła, wszystkich wierzących, także tych, których prześladował. Dlatego w jego postawie nie było przepraszania, ale wdzięczność za to, że mu przebaczono. Mógł do tej wdzięczności się odwoływać, bo wierzący i Jezus byli jedno! Choć z ludzkimi oporami i niedowierzaniem, ale przecież wspólnota chrześcijańska przyjęła go, a bracia „wysławiali Boga, że oto ten, który nas prześladował, teraz stał się gorliwym wyznawcą” i żyje razem z nami w Chrystusie! Boże przebaczenie nie jest obok nas. Boże przebaczenie jest zaproszeniem dla nas: Przyłącz się do tego, co już się wydarzyło. Przyłącz się i nie trzymaj dłużej w niewoli swojego krzywdziciela, bo Ja go uwolniłem i wziąłem na siebie konsekwencje jego czynów. W listach św. Pawła znajdziemy historię zbiegłego niewolnika Onezyma. Paweł odsyła go do jego pana z listem, aby on, naśladowca Chrystusa i duchowy syn św. Pawła, przyjął Onezyma z miłością nie jako niewolnika, ale jako współbrata w Chrystusie. To jest właśnie obraz Bożego miłosierdzia. To jest to, co wydarzyło się Pawłowi. To Chrystus zwrócił go ludziom, współbraciom w Chrystusie. Nikt nikogo nie musiał przepraszać ani za ucieczkę, ani za prześladowanie. Onezym został odesłany jako nowy człowiek: nie niewolnik, ale współbrat w Chrystusie.
Pomóż krzywdzicielowi
Rozdział 15 Ewangelii według św. Łukasza słusznie nazywany jest objawieniem Bożego miłosierdzia. Łukasz przytacza trzy opowieści: o zaginionej owcy, zgubionej drachmie i o synu marnotrawnym. Popatrzmy na historię syna marnotrawnego jako na początek niedokończonej opowieści, która powtarza się nieustannie, aż do dzisiejszego dnia. Oto syn marnotrawny wraca, ojciec wbiega mu na spotkanie (niektórzy sądzą, że dlatego, aby syn nie spotkał najpierw swojego brata, bo ten wytłumaczyłby mu, gdzie jest jego miejsce). Ojciec przebacza, przyjmuje syna z powrotem, obdarowuje szatą (zakrywa grzechy), pierścieniem (przywraca godność syna) i sandałami (daje wolność taką, że syn może znowu odejść, gdyby chciał!). W czasie uczty ojciec przedstawia go na nowo swojemu synowi. Wie, że starszy brat czuje się skrzywdzony i oszukany, a jednak mówi do niego: „Wszystko moje jest twoje! Wesel się, bo oto ten brat twój był umarły i ożył, zaginął, a odnalazł się”. Ojciec zaprasza starszego brata, aby stał się nie tylko dziedzicem oczekującym spadku, ale też uczestnikiem radości ojca, uczestnikiem całego jego życia, aby współradował się z ojcem, bo przecież nic nie straci. A to, czy coś straci, czy nie, jest w jego rękach! Może się zamknąć i celebrować swoją krzywdę albo uczestniczyć w radości Ojca i życiu swego brata.
W większości przypadków do przebaczenia wystarczy parę lat, zatarta pamięć i opadłe emocje. I kiedy się nam wydaje, że jesteśmy gotowi na ewangeliczne przebaczenie, Bóg stawia przed nami wezwanie, któremu bez Jego pomocy trudno sprostać: „Pojednaj się ze swoim bratem”. Nie: „Przebacz”, nie: „Zapomnij”, nie: „Przestań mieć żal”, ale właśnie „Pojednaj się”, stań się bliskim człowiekiem. Bliźnim, czyli zrośniętą raną.
Ewangelia mówi także: Pojednaj się ze swoim bratem szybko. Zanim poddany zostaniesz sądowi, jeszcze w drodze. To przynaglenie ma nas uchronić przed quasi-przebaczeniem, które jest zapomnieniem, zatarciem pamięci, które wynika z upływu czasu, a nie z naszej decyzji, że przyłączam się do przebaczającego Chrystusa i chcę razem z Nim przebaczać; że zmierzam w tym kierunku, że dążę do pojednania. Bóg daje nam władzę nad przeszłością i nad naszym krzywdzicielem. Zaprasza do podjęcia decyzji. Można powiedzieć, że przebaczenie w dużej mierze zależy od tego, na ile poradziliśmy sobie z doznaną krzywdą, czy jej skutki w nas trwają. Jeżeli zostaliśmy zdradzeni i latami żyjemy w przeświadczeniu, że prawdziwa miłość nie istnieje, a wszyscy mężczyźni (lub: wszystkie kobiety) to oszuści, wówczas przebaczenie jest trudne, a nawet niemożliwe. Ale można też powiedzieć odwrotnie, że to od przebaczenia lub jego braku zależy jakość mojego życia: jeśli nie przebaczyłem, będę nieustannie przypisywał zło innym i winił świat (lub Boga) za swoją krzywdę. Mam w ręku swoje życie i w pewnym sensie życie (wieczne) mojego krzywdziciela.
Przebaczenie Chrystusowe nie jest słabością i zapomnieniem o skrzywdzonych, jest prawdą o tym, że bezprawie i niesprawiedliwość nie mogą mieć ostatniego słowa w historii. Wobec nikogo. To, w jaki sposób zło zostaje pokonane przez miłość, pozostaje przedmiotem zadziwienia i obyśmy w tym zadziwieniu i zachwycie mieli swój udział.
Oceń