Kornelia Winiszewska: Czy to prawda, że mózgi naszych dzieci różnią się od mózgów wcześniejszych pokoleń?
Marzena Żylińska: Tak, różnią się. Nicholas Carr w książce Płytki umysł. Jak internet wpływa na nasz mózg wyjaśnia, jak na strukturę naszych mózgów wpłynęły – i wciąż wpływają – różne odkrycia i wynalazki: pojawił się zegar, który odmierza czas, ludzie zaczęli używać map, wynaleziono pismo, a potem druk i książki. Najpierw czytało się na głos, później przeszliśmy do cichego czytania. W końcu pojawił się internet. Wszystko, na co poświęcamy długie godziny, ma wpływ na strukturę naszego mózgu. Na skutek określonej aktywności powstają w nim takie, a nie inne połączenia neuronalne. Gdy dziecko jeździ na hulajnodze, gra w piłkę, buduje szałasy albo domki z koców, gdy kłóci się i godzi z innymi dziećmi, powstają połączenia, które są potrzebne do wykonywania konkretnych aktywności. To wszystko przekłada się na strukturę mózgu. Doświadczenia zdobyte w pierwszych latach życia mają ogromny wpływ na to, z jakim mózgiem dzieci przychodzą do szkoły. Dziecko, które całymi dniami siedzi przed telewizorem czy komputerem, ma w mózgu inne połączenia niż to, które bawi się z innymi dziećmi na podwórku, ma dużo ruchu, wciąż poznaje nowe rzeczy i jest pod opieką dorosłych, którzy mają czas, by z nim rozmawiać i odpowiadać na jego pytania.
Do szkoły wszystkie przychodzą w tym samym czasie. Bez względu na to, jaki mają mózg.
No właśnie! A my je ustawiamy na linii startu i każemy im się ścigać. To wyścig, który nie ma końca. To jest okrutne, bo one nie mają jednakowych szans. Gdybyśmy sobie wyobrazili, że stawiamy na tej samej linii ludzi dorosłych – jeden ma takie predyspozycje, a drugi inne – i kazalibyśmy im wszystkim tak samo szybko biec, a potem oceniali, kto jaki będzie miał czas na mecie, to powiedzielibyśmy, że to jest absurd. To są przecież różni ludzie – jeden jest wysoki i zwinny, inny niski i przysadzisty, ktoś ma chorą nogę, inny chore serce, tak nie można. A dzieci startują, wcale nie zapisawszy się uprzednio do tych wyścigów, choć mają bardzo różne mózgi i różne możliwości. Są dzieci, które przychodzą do szkoły i potrafią się pięknie wysławiać, mają bardzo bogate słownictwo, mówią rozbudowanymi zdaniami, bo z nimi dużo rozmawiano, miały kontakt z rodzicami, z rodzeństwem, z dziadkami, z innymi dziećmi. Wiadomo – kiedy człowiek żyje i rozmawia z innymi ludźmi, to umie się pięknie wysławiać. Ktoś z tym dzieckiem chodził do parku, rozmawiał o roślinach, o zwierzętach. I nie mam tu na myśli wyjazdów do dalekich krajów, które są bardzo kosztowne. Gerald Hüther, profesor neurobiologii z Getyngi, mówi, że dziecko bogate to dziecko bogate w doświadczenia.
Czy my jako dzieci byliśmy bogatsi w doświadczenia?
Dawniej biegało się po podwórku, wchodziło na drzewa, było ze sobą, kłóciło się i godziło. Kiedy wracałam do domu i skarżyłam się mamie na moje koleżanki, to mama mówiła: Jeśli nie umiesz się dogadać z dziećmi, to zostań w domu. I wtedy ja odpowiadałam: To ja już się dogadam. To jest socjalizacja, tego się człowiek uczy na podwórku. Bardzo tego teraz brakuje.
Zimą dzieciarnia z całego osiedla bawiła się na jednej górce tak długo, aż się zrobiło ciemno. I można było zaobserwować, że jeśli na sanki wsiądą cztery osoby, to one jadą szybciej niż wtedy, kiedy siedzi jedna. Kiedy się wjechało na lód, to sanki ślizgały się szybciej, a kiedy na piach, to hamowały – przyspieszenie, tarcie, opór.
Czyli nauka praw fizyki w praktyce.
No tak. Gdy te pojęcia pojawiały się w szkole na lekcji fizyki, dziecko miało już te doświadczenia za sobą, a mózg miał się do czego odwołać. Inne struktury są aktywne w mózgu, kiedy opieram się na doświadczeniu, inne
Zostało Ci jeszcze 85% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń