Dzieje Apostolskie
W tekście Tomasza Włodka co trzecie zdanie jest bzdurne. Nie będę ich wszystkich analizował. Przytoczę tylko trzy kwiatki, które całkowicie dyskwalifikują zawodnika.
Kiedyś na Tajwanie spotkałem buddyjskiego mnicha, który poinformował mnie, że protestanci wierzą w Jezusa, a katolicy w Maryję, bo ona jest ich Bogiem. Mnich ów był głęboko przekonany do tego, co mówił, i nic nie dał sobie powiedzieć. Przytaczałem już kiedyś tę anegdotkę na łamach „W drodze”. Przytaczam ją jeszcze raz, ponieważ ciągle pojawiają się tu teksty publicystów o zasobie wiedzy porównywalnym do wyżej wspomnianego mnicha.
Teraz mam na myśli Tomasza Włodka, speca od islamu. W grudniowym numerze miesięcznika opublikował on artykuł analizujący niuanse pewnej wypowiedzi muftiego Arabii Saudyjskiej. W tekście owym Tomasz Włodek sugerował, że zna realia Bliskiego Wschodu. Jednak co trzecim zdaniem dowodził, iż zna je w takim akurat stopniu, w jakim ów tajwański mnich zna teologię chrześcijańską. Nawet zastanawiałem się wówczas, czy nie pisnąć jakiejś polemiki, ale w końcu doszedłem do wniosku, że o jeden niepoważny tekścik nie będę zaczynał pyskówy. Jednak Tomasz Włodek się upiera i wciąż publikuje teksty, w których twierdzi, że jedyny prawdziwy islam to ten praktykowany w Arabii Saudyjskiej. Z równą dozą prawdziwości można twierdzić, że jedyne prawdziwe chrześcijaństwo to purytanizm angielski z czasów Cromwella (przecież purytanie tak właśnie twierdzili) albo że jedyny prawdziwy katolicyzm to ten z Hiszpanii czasów inkwizycji (niektórzy krytycy katolicyzmu do dziś tak uważają). W ostatnim swoim tekście, w kwietniowym numerze „W drodze”, Tomasz Włodek zżyma się nad urażeniem uczuć religijnych milionów muzułmanów spowodowanym wydaniem prawa jazdy jakiejś muzułmańskiej kobiecie. Ja tu czegoś nie rozumiem, ale spec od islamu, którym niewątpliwie jest Tomasz Włodek, z pewnością mi to wyjaśni. Jak jest z tymi uczuciami w krajach, w których muzułmańska ludność wybiera kobiety na najwyższe stanowiska państwowe, jak to się niedawno stało w Bangladeszu, a parę lat wcześniej w Pakistanie i w Turcji?
Napisałem, że w owym grudniowym tekście Tomasza Włodka co trzecie zdanie jest bzdurne. Zarzut to zapewne srogi i powinien być uzasadniony, ale nie będę analizował co trzeciego zdania; przytoczę tylko trzy kwiatki, które całkowicie dyskwalifikują zawodnika.
Kwiatek pierwszy: „Fanatycy jak bin Laden, Chomeini czy mułła Omar nie reprezentują prawdziwego islamu”. Bardzo to piękne — tylko nieprawdziwe. I kawałek dalej: „Mówienie, że dzisiejsi fundamentaliści nie reprezentują islamu, nie ma sensu. Oni właśnie reprezentują islam najbardziej ortodoksyjny, najbliższy ideałowi Mahometa. Nie ma innego”.
Zatem Chomeini i mułła Omar reprezentują najbardziej ortodoksyjny islam! Równie dobrze można by napisać, że luteranie i mormoni reprezentują prawdziwy protestantyzm, a innego nie ma. Tomasz Włodek nie widzi różnicy między islamem Chomeiniego a islamem mułły Omara. Dowodzi tym zupełnej nieznajomości realiów Bliskiego Wschodu. Nie wie nic o różnicach pomiędzy sunnitami a szyitami, nie wie, że wojen między tymi ugrupowaniami było w historii nie mniej niż wojen muzułmanów z chrześcijanami. Pomijając historię, Tomasz Włodek takim twierdzeniem dowodzi, że nie czyta prasowych doniesień, na których podstawie mógłby sobie wyrobić pojęcie o realiach Bliskiego Wschodu. Gdyby czytał, to wiedziałby, że w Afganistanie talibów kobiety nie miały nie tylko biernego i czynnego prawa wyborczego, ale też nie mogły pracować ani nawet chodzić po ulicy, jeśli nie były w towarzystwie brata lub męża. Z tychże doniesień wiedziałby także, że w Iranie odbywają się co jakiś czas wybory, w których o najwyższe stanowiska w państwie ubiega się więcej niż jeden kandydat i że bardziej reformatorsko nastawiony oraz bardziej przystojny kandydat Chatami wygrywa je… głosami kobiet. Wiedziałby również, że wiceprezydentem Iranu jest kobieta, która zapewne nie chodzi do pracy w towarzystwie brata lub męża. Zajrzawszy do pierwszego lepszego przewodnika turystycznego po Iranie, Tomasz Włodek dowiedziałby się, że jedną z atrakcji tego kraju są do dziś czynne świątynie zoroastryjskich czcicieli ognia, nie mówiąc o licznych chrześcijańskich kościołach Ormian, gdy w Afganistanie talibowie wysadzali dynamitem dawno nieużywane obiekty kultu innych religii. Tomasz Włodek analizuje niuanse wypowiedzi muftiego, ale najwyraźniej nie natknął się w prasie na wypowiedzi perskich ajatollachów twierdzących, że praktyki afgańskich talibów to karykatura islamu. Z powyższego nie wynika wcale że perscy mułłowie są specjalnie mili w obejściu (jakiś czas temu kuzynka mojej znajomej została ukamienowana z powodu nieślubnej ciąży), tym niemniej analizowanie niuansów wypowiedzi muftiego przy jednoczesnym potraktowaniu różnic między Chomeinim a mułłą Omarem jako niuansów niegodnych uwagi jest, mówiąc łagodnie, nieporozumieniem.
Kwiatek drugi: „Między Indiami a Atlantykiem nie ma chyba ani jednego kraju muzułmańskiego, który nie zostałby na islam nawrócony inaczej niż ogniem i mieczem”. Rozkoszne jest to „chyba” wrzucone tak dla bezpieczeństwa. Bardziej jednak bawi mnie to ograniczenie przestrzenne. Czyżby nasz ekspert od islamu nieświadom był tego, że w Chinach — które jako żywo muzułmańskiego najazdu nigdy nie doświadczyły — więcej jest muzułmanów niż w którymkolwiek kraju arabskim? Czyżby nie był świadom, że w Indonezji, która również nigdy nie doświadczyła muzułmańskiego najazdu, mieszka więcej muzułmanów niż we wszystkich krajach arabskich razem wziętych? Nawet w owym ograniczeniu przestrzennym — służę przykładami — które trzeba jakoś wcisnąć w owo frywolne „chyba”. Nie doświadczyły muzułmańskiego najazdu ani Afryka Wschodnia (Vasco da Gama spotykał czarnych wyznawców Proroka już w Mozambiku) ani teren Afryki Zachodniej na południe od Sahary. Tatarzy wprawdzie podbili południową Rosję ogniem i mieczem, ale… na islam nawrócili się później. Jeszcze ciekawiej było (nieco wcześniej) z Turkami, którzy istotnie przyjęli islam w wyniku podboju, tyle że sytuacja była tu odwrotna: to pogańscy Turcy podbili muzułmański Iran. Tomasz Włodek najwyraźniej nigdy nie słyszał o sufich (muzułmańskich świętych), którzy nawracali niewiernych, a także podtrzymywali wiarę wiernych nie ogniem i mieczem, lecz łagodnością. Czy pokój miłujący sufi są heretykami? Zdaniem Tomasza Włodka, najwyraźniej tak, skoro heretykami są wszyscy pokój miłujący muzułmanie. Na szczęście sufi mają w krajach muzułmańskich większy wpływ niż Tomasz Włodek, a także niż heretycka sekta wahabitów władająca Arabią Saudyjską.
Kwiatek trzeci: Tomasz Włodek słyszał coś o prawie nakazującym muzułmanom opiekę nad chrześcijanami i żydami i w pewnym miejscu opowiada nam, co na ten temat wie, a następnie beztrosko przytacza jako ilustrację przykład Arabii Saudyjskiej, gdzie to właśnie prawo nie jest respektowane. Dzieje się tak, gdyż w Arabii Saudyjskiej rządzi heretycka sekta wahabitów odrzucająca cztery szkoły prawa koranicznego, które przez kilkanaście wieków regulowały życie w krajach islamu. Nasz ekspert najwyraźniej nic nie wie o istnieniu tych szkół ani też o heretyckiej sekcie wahabitów.
Bzdury merytoryczne to rzecz drobna, groźniejsze jest ukąszenie Konecznego. Oto kolejny cytat: „Proszę sobie nie myśleć, że w Stanach Zjednoczonych czy w Polsce funkcjonują jakieś legalne władze! Tylko władze muzułmańskie są legalne. Wcześniej czy później tereny niewiernych zostaną podbite i poddane władzy ich prawowitych właścicieli — czyli muzułmanów. Miażdżąca przewaga techniczna i gospodarcza świata Zachodu sprawia, że mało który przywódca muzułmański głosi dzisiaj podobne poglądy publicznie. Jednak po cichu… to co innego”. Tomasz Włodek rzuca tę insynuację gołosłownie, nie przytacza żadnej wypowiedzi przywódcy muzułmańskiego, która dałaby nam jakiekolwiek wyobrażenie, co się mieści pod owym kuszącym „co innego”. Nie mówi nam również, co należałoby zrobić z tymi muzułmanami, którzy najwyraźniej z natury swojej są ponurymi rzeźnikami czekającymi tylko na okazję do kolejnego podboju. Odpowiedź można jednak wyczytać między wierszami: należałoby ich ogniem i mieczem nawrócić na pacyfistyczne chrześcijaństwo albo przynajmniej, korzystając z miażdżącej przewagi technicznej i gospodarczej, trzymać ich w szachu. Tak czy owak czeka nas wojna cywilizacji. To jest właśnie trujące ukąszenie Konecznego.
Uważam, że podejście powyższe jest niegodnie chrześcijanina, dlatego proponuję inne. Mam nadzieję, że może ono być odtrutką na owo ukąszenie.
Moja wizja świata jest następująca: istotnie wiele tekstów uważanych za święte, w tym Koran i Biblię, można na poziomie logiki interpretować bardzo różnie, ale Pan Bóg (czy też Allah) w sercach wszystkich ludzi umieścił sumienie, by pomagało w odbiorze tych tekstów. Umieścił On sumienie w sercach wszystkich ludzi, niezależnie od wyznania, dlatego wszystkie cztery szkoły prawa koranicznego (a nie widzimisię sułtana, jak sugeruje Tomasz Włodek) nakazują opiekę nad wyznawcami Biblii (a rządząca w Arabii Saudyjskiej sekta wahabitów odrzuca szkoły prawa koranicznego, dlatego chrześcijanie nie mają prawa tam się modlić). To właśnie sumienie nakazuje sufim interpretować dżihad jako wewnętrzną walkę człowieka z wrogami takimi jak pycha, chciwość czy gniew. Sumienie nakazuje im nazywać islam religią pokoju, a zaślepionych wahabitów heretykami. Jeśli chrześcijanie mają sumienie, to powinni nawiązywać kontakt z muzułmanami, którzy również je mają. Tylko taka postawa godna jest uczniów owego mistrza, którego Tomasz Włodek niefrasobliwie nazwał „nieszkodliwym dziwakiem”.
Oceń