Wiara i teologia
Kilka tygodni temu weszłam na strony serwisu protestanckiego. Zresztą jak wchodziłam, to o tym nie wiedziałam. Jest tam naprawdę sympatycznie, poznałam m.in. dziewczynę, która należy do któregoś z radykalnych odłamów protestantyzmu. Nawróciła się cztery lata temu, wyszła z bagna narkotyków. Czytałam jej świadectwo. Lubiłam ten czat (i nadal go lubię), ale zaczęłam mieć wątpliwości. Spotkałam tam pewną katoliczkę, która „badała sprawę”. Ostrzegła mnie, bym więcej na ten czat nie wchodziła, bo mogę osłabić swoją wiarę. Jej zdaniem, tamtejsi ludzie to sekciarze, fundamentaliści biblijni, którzy nie kochają papieża, przyczepiają się i nie słuchają, co się do nich mówi. Dążą do tego, by osłabić Kościół i chrześcijaństwo. Ta kobieta mówi o nich „wilki w owczych skórach”. To podobno sekta trzymająca się kurczowo kilku fragmentów Biblii i operująca nimi.
Praktycznie nie zauważamy dzisiaj przestrogi Pana Jezusa przed wilkami w owczych skórach (Mt 7,15). Co prawda, trzeba się bardzo pilnować, żeby nie uczynić z niej kamienia, którym łatwo kogoś skrzywdzić. Niemniej „obdarzanie” złem pod pozorem, że to jest dobro, jest nie tylko czymś psychologicznie możliwym, ale zdarza się to wręcz często. Wtajemniczanie w narkotyki, uczenie złodziejstwa, wykorzystywanie seksualne niemal z reguły przychodzi od kogoś, komu ufasz i kogo odbierasz jako człowieka sobie życzliwego.
Czy wilki w owczych skórach działają również na gruncie religijnym? Z pewnością bardzo łatwo się tu pomylić i oskarżać kogoś pochopnie i niesprawiedliwie, dlatego kiedy mamy ochotę użyć tej metafory, dobrze się przedtem dziesięć razy zastanowić. Niemniej wydaje się, że zdarzają się tego rodzaju przejawy religijnej agresji, że metafora wilków w owczej skórze oddaje ich istotę szczególnie adekwatnie.
Opowiadał mi znajomy duszpasterz akademicki o dwojgu młodych ludziach, którzy bardzo głęboko weszli do prowadzonej przez niego wspólnoty. Bywali codziennie na Mszy świętej, zawsze przystępując do komunii, dla wszystkich życzliwi, niemal nadskakująco uczynni — słowem, dwa ideały. Po jakimś czasie mój znajomy zaczął odczuwać z powodu ich obecności nieokreślony niepokój. Nawet karcił sam siebie, że ulega nieuzasadnionym podejrzeniom.
W końcu okazało się, że te dwa „ideały” prowadziły na terenie katolickiego duszpasterstwa wyjątkowo perfidną akcję werbunkową do swojej sekty. Zdobycie zaufania studentów i zaprzyjaźnienie się z nimi było im potrzebne do tego, żeby upatrzyć sobie wśród nich potencjalne ofiary. Dopadali zaś je w sposób dość banalny. Najpierw schlebiali im, potem zobowiązywali przysięgą do milczenia na terenie duszpasterstwa na temat tajemnicy, którą za chwilę im przekażą, a wtedy — jako znak najwyższego zaufania — przedstawiali założyciela swojej sekty jako kogoś ważniejszego niż Jezus Chrystus i proponowali przyłączenie się do nich. Byli to, jak łatwo się domyśleć, moonowcy. W ruchu tym oficjalnie zachęca się do posługiwania się „świętym kłamstwem”.
Przywołam tu może świadectwo byłego wyznawcy tej sekty Stevena Hassana. Jego przygoda z moonowcami zaczęła się od tego, że przyjął ich zaproszenie na obóz młodzieżowy.
Zapytałem, czy są związkiem wyznaniowym. „Ależ skąd, absolutnie” — roześmiali się. Kiedy zorientowałem się, jak jest z nimi naprawdę, i zapytałem, dlaczego nie powiedziano mi prawdy o religijnym charakterze ruchu, usłyszałem: „Czy przyjechałbyś, wiedząc o tym z góry?”. Przyznałem, że nie. Wyjaśniono mi, iż szatan sprawuje kontrolę nad światem od chwili, gdy okłamał Adama i Ewę. Teraz Boże dzieci muszą wziąć odwet na dzieciach szatana i oszukać je, aby spełnić wolę Boga.
Niestety, okłamywanie ludzi było w tym ruchu na porządku dziennym:
Mówiliśmy, że wspieramy działalność chrześcijańskich organizacji młodzieżowych — co było kłamstwem. Mówiliśmy, że prowadzimy placówki leczenia narkomanów — kolejne kłamstwo. Mówiliśmy, że pomagamy osieroconym dzieciom — jeszcze jedno kłamstwo 1
Nie waham się też nazwać wilkami w owczych skórach tych zielonoświątkowców, którzy pojawiali się na terenie katolickich parafii i — udając początkowo przyjaciół Kościoła — wyprowadzali z Bożej owczarni całe grupy katolików, rozbudziwszy w nich przedtem niechęć do Kościoła katolickiego oraz zwątpienie zwłaszcza w prawdę Najświętszej Eucharystii, w sens czci dla Matki Najświętszej oraz w prawdę o prymacie Piotra 2
Zarazem lękałbym się nazywać wilkami w owczych skórach ludzi, którzy szerzą obcą mi wiarę, a nawet walczą z prawdą wiary katolickiej — jeżeli czynią to otwarcie, bez nienawiści i bez podstępu, i jeżeli nie nastawiają się na wyciąganie do swoich szeregów członków innych wspólnot chrześcijańskich.
Nie jest oczywiście tak, żeby duch ekumenizmu zakazywał przyjmowania do swojego Kościoła dotychczasowych członków innego wyznania chrześcijańskiego. Prozelityzm jednak — czyli werbowanie do swojej wspólnoty z naruszaniem godności osoby ludzkiej oraz zasad lojalności wobec innych grup wyznaniowych — kłóci się nie tylko z duchem ekumenizmu, ale przede wszystkim z duchem Ewangelii 3
Teraz krótko na temat korzystania z posługi religijnej ludzi innego wyznania. Ufam — choć oczywiście mogę się mylić — że nie ma racji tamta pani, która „badała sprawę” i rozpoznała w prowadzących ową internetową stronę wilki w owczej skórze. Prawdopodobnie są to ludzie dobrej woli i zasługujący na szacunek.
Jednak serdecznie odradzam Pani korzystanie z ich przewodnictwa w swoich poszukiwaniach religijnych. Postawa ekumeniczna nie polega na tym, żebyśmy rozmiękczali swoją duchową tożsamość. „Nic nie jest tak obce ekumenizmowi, jak fałszywy irenizm, który przynosi szkodę czystości nauki katolickiej i przyciemnia jej właściwy i pewny sens” — ostrzega II Sobór Watykański w Dekrecie o ekumenizmie (nr 11).
Na czym wobec tego polega ekumenizm? Ekumenizm jest to — czytamy w tymże dokumencie (nr 4) — podjęcie trzech wielkich przedsięwzięć. Po pierwsze, to praca nad przezwyciężaniem narosłych w ciągu wieków wzajemnych uprzedzeń i niesprawiedliwych stereotypów. Po wtóre, ekumenizm to cierpliwe budowanie przez kompetentnych przedstawicieli dialogujących ze sobą Kościołów i Wspólnot wzajemnej życzliwości, uświadamianie sobie różnic oraz stawianie sobie pytań, czy niektórych z tych różnic nie dałoby się przezwyciężyć, a może dałoby się niektóre zobaczyć jako wzajemnie uzupełniające się aspekty tej samej prawdy itd. I wreszcie po trzecie, ekumenizm to realizowanie tej duchowej wspólnoty między chrześcijanami różnych wyznań, która już dzisiaj jest możliwa do osiągnięcia (przy założeniu, rzecz jasna, wzajemnego szacunku oraz skrupulatnego respektowania tożsamości każdej ze stron).
W działaniach autentycznie ekumenicznych — wyjaśnia Jan Paweł II w encyklice Ut unum sint, 18 —
nie chodzi o modyfikację depozytu wiary, o zmianę znaczenia dogmatów, o usunięcie w nich istotnych słów, o dostosowanie prawdy do upodobań epoki, o wymazanie niektórych artykułów Credo pod fałszywym pretekstem, że nie są one już dziś zrozumiałe. Jedność, której pragnie Bóg, może się urzeczywistnić tylko dzięki powszechnej wierności wobec całej treści wiary objawionej. Kompromis w sprawach wiary sprzeciwia się Bogu, który jest Prawdą 4
Owszem, niektórym ludziom wydaje się, że korzystanie z posługi religijnej obcego wyznania świadczy o postawie ekumenicznej. Jest to raczej synkretyzm religijny niż ekumenizm, a jego konsekwencją jest ryzykowanie utraty własnej tożsamości duchowej. Ekumenizm wymaga partnerstwa, a nie relacji między pouczającym i pouczanym. Sytuacja, kiedy pouczający i pouczany należą do odmiennych wyznań, to typowe zachowanie synkretyczne, które nieraz kończy się apostazją od własnego wyznania, a prawie zawsze prowadzi do pomieszania w wyznawanej wierze, tym łatwiejszego, że dokonującego się praktycznie w sposób niezauważalny.
Na pewno nie znajdzie Pani w nauczaniu protestantów nie tylko tych trzech prawd, o których przed chwilą wspomniałem: prawdy o Eucharystii, o czci dla Matki Najświętszej oraz o znaczeniu naszej jedności z biskupem Rzymu. Nie znajdzie tam Pani również prawdy o czyśćcu i modlitwie za zmarłych, o kulcie świętych i czci dla świętych obrazów, o sakramencie pokuty i namaszczeniu chorych. Bardzo zaś możliwe, że czasem natknie się tam Pani na aluzyjne lub nawet bezpośrednie atakowanie tych prawd. Co więcej, może się zdarzyć, że niekiedy może się Pani nawet nie zorientować, że autor tego czy innego tekstu właśnie podważa którąś z prawd naszej katolickiej wiary.
Krótko mówiąc, serdecznie Panią zachęcam do budowania w sobie postawy ekumenicznej, ale synkretyzm religijny naprawdę nie ma nic wspólnego z ekumenizmem.
1 Steven Hassan, Psychomanipulacja w sektach, Łódź 1999, s. 36, 43, 51.
2 Kiedy rozmawiałem na temat tego rodzaju wydarzeń z osobą, która była zielonoświątkowcem i wróciła do Kościoła katolickiego, twierdziła stanowczo, że wszystkie znane jej antykatolickie dywersje dokonywane były, owszem, przez zielonoświątkowców, ale znajdujących się poza głównym nurtem Kościoła zielonoświątkowego.
3 Przyjęty w maju 1970 roku i zalecony do opublikowania przez Wspólną Grupę Roboczą Kościoła Rzymskokatolickiego i Światowej Rady Kościołów dokument pt. Wspólne świadectwo i prozelityzm formułuje sześć następujących przestróg przed prozelityzmem: „27. Przy dawaniu świadectwa należy unikać następujących zachowań: a) Wszelkiego rodzaju przymusu fizycznego, moralnego lub nacisku psychicznego mogącego pozbawić człowieka własnego zdania, wolności wyboru, pełnej autonomii w sprawowaniu odpowiedzialności. Efekt taki może mieć również nadużywanie w określony sposób środków masowego przekazu. b) Wszelkiego jawnego lub ukrytego proponowania korzyści materialnych lub innych korzyści doczesnych, w zamian za zmianę przynależności wyznaniowej. c) Wszelkiego wykorzystywania niedostatku, słabości lub braku wykształcenia osób, do których jest kierowane świadectwo, w celu nakłonienia ich, by przystąpiły do danego Kościoła. d) Wszelkiego budzenia podejrzeń co do „dobrej wiary” innych — „złej wiary” nigdy nie wolno domniemywać; zawsze trzeba jej dowieść. e) Posługiwania się motywami, niezwiązanymi z samą wiarą, lecz stosowanymi jako zachęta do zmiany przynależności wyznaniowej: np. odwoływania się do motywów politycznych w celu pozyskania osób pragnących zapewnić sobie opiekę lub korzyści ze strony władz państwowych albo pozostających w opozycji wobec panującego reżimu. Kościoły stanowiące w danym państwie znaczną większość nie powinny posługiwać się środkami prawnymi ani wywierać nacisku społecznego, ekonomicznego lub politycznego w celu uniemożliwienia członkom wspólnot mniejszościowych korzystania z prawa do wolności religii. f) Wszelkich niesłusznych i nieprzyjaznych uwag na temat wierzeń i praktyk innych wspólnot religijnych, aby pozyskać zwolenników. Obejmuje to także złośliwą krytykę obrażającą uczucia członków innych wspólnot. Generalnie, należy porównywać dobre cechy i ideały lub też słabości i praktyki jednej wspólnoty z takimi cechami innych wspólnot, a nie własne ideały z praktyką innych”. Watykan–Genewa. Zbiór dokumentów. 20 lat oficjalnej współpracy Kościoła rzymskokatolickiego i Światowej Rady Kościołów, red. Karol Karski, Warszawa 1986, s.132– –133.
4 Tu warto przytoczyć jeszcze inny fragment tej encykliki (nr 36): „Umiłowanie prawdy jest najgłębszym wymiarem autentycznego dążenia do pełnej komunii między chrześcijanami. Bez tej miłości nie można by stawić czoła obiektywnym trudnościom teologicznym, kulturowym, psychologicznym i społecznym, które się napotyka przy omawianiu istniejących różnic. Z tym wymiarem wewnętrznym i osobowym musi się zawsze łączyć duch miłości i pokory. Miłości do rozmówcy i pokory wobec prawdy, którą się odkrywa i która może się domagać zmiany poglądów i postaw. Co się tyczy studium kwestii spornych, Sobór nakazuje, aby cała doktryna była jasno przedstawiana. Zaleca zarazem, aby sposób i metoda wyrażania wiary katolickiej nie stanowiły przeszkody dla dialogu z braćmi. Z pewnością jest możliwe dawanie świadectwa o własnej wierze i wyjaśnianie doktryny w sposób poprawny, uczciwy i zrozumiały, który zarazem uwzględnia kategorie myślowe i konkretne doświadczenie historyczne partnera. Oczywiście, pełna komunia będzie musiała opierać się na przyjęciu całej prawdy, w którą Duch Święty wprowadza uczniów Chrystusa. Należy zatem absolutnie unikać wszelkich form redukcjonizmu albo łatwych »uzgodnień«. Poważne kwestie muszą zostać rozwiązane, gdyby bowiem pozostały nierozstrzygnięte, ujawniłyby się ponownie w innym momencie — czy to w tej samej formie, czy też pod inną postacią”.
Oceń