To ty tam jeszcze nie byłeś?
Oferta specjalna -25%

Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan

0 votes
Wyczyść

Nie wiem, dlaczego sprawiam takie wrażenie, jakbym już wszędzie był i z każdym rozmawiał. Wielu dziwi się, kiedy się przyznaję, że nie byłem nigdy ani w Lourdes, ani w Fatimie, ani w Medjugorie. Nie byłem także w Anglii ani w Ameryce. Ostatnio jeżdżę tylko na Jamną, a jak wracam, to mam tyle do opowiadania, że się boję czy współbracia nie zaczną z rekreacji natychmiast wychodzić, kiedy zacznę im na siłę mówić o nieprawdopodobnych cudach, jakie się tam dokonują.

Co jakiś ksiądz mnie spotka, to niechcąco wtrąca, jakby chciał mnie podrażnić, że wrócił akurat z Ziemi Świętej. Gdyby tylko ksiądz, ten z obowiązku zawodowego, ale kobieciny i chłopiny młodsze ode mnie przechwalają się, że tam byli. Niektórzy bywali jeszcze dawniej, incognito i zachowali do dzisiaj należną dyskrecję.

Nie wolno takich doświadczeń i przeżyć zatrzymywać dla siebie. Brandstaetter ganił swojego polonistę z liceum, który w młodości był także nauczycielem Wyspiańskiego w Krakowie, że im, uczniom, słowem o tym nie pisnął, a byłaby to, zdaniem Brandstaettera, jedyna wiadomość interesująca, którą mógłby im przekazać.

Siadam zatem do pisania i złożenia świadectwa. Daleko mi do sławnego księdza Józefa Kłosa, redaktora Przewodnika Katolickiego, który w latach dwudziestych udawał się z narodową pielgrzymką do Ziemi Świętej i wydał swe przeżycia w dwóch opasłych tomach, ilustrowanych zdjęciami, pod tytułem Wyprawa na Bożą Rolę.

Jak do Ziemi Świętej to z franciszkanami, stróżami tych miejsc od wieków. Właśnie ojciec Antoni Dudek, przybywając do mnie na jubileusz 25–lecia, ze zdziwieniem zapytał: „To ty tam jeszcze nie byłeś?”. „Nie — odpowiedziałem. — Nie miałem czasu, ani pieniędzy ani ochoty”. „Niedobrze, najwyższy czas tam pojechać i przeżyć to, co Renan nazwał ‘piątą ewangelią’”. Akurat przygotowywała się wielka narodowa pielgrzymka do Ziemi Świętej organizowana przez Fundację Komisariatu Ziemi Świętej, a ojciec Antoni miał być przewodnikiem jednej z grup. Jedziemy. Tomasz, Andrzej i ja, a dla przyzwoitości dobraliśmy kilka uboższych i młodych twarzy z duszpasterstwa, aby nie być posądzonym, że to prominencka wyprawa.

Spotykamy się na lotnisku i poddawani jesteśmy gradowi szczegółowych pytań mających na celu bezpieczeństwo lotu. U nas zima, śniegi obfite, trzęsiemy się i dygoczemy. W samolocie ciepło i przytulnie. Pierwsze słowo na pokładzie samolotu izraelskich linii lotniczych to: Szalom… Inny świat dociera do mnie przez inne jedzenie. Jeszcze wloką się za mną niezałatwione sprawy związane z budową kościoła na Jamnej, niedokończone duszpasterskie rozmowy, plany, rachunki… Zdrzemnąłem się zmęczony, a tu już „zapiąć pasy” i lądujemy w Tel Awiwie, w gorącu i mroku kończącego się dnia. Jeszcze przed chwilą było jasno, a tu nagle robi się ciemno. Jak szybko tutaj zapadają noce. Podstawiony autobus zawozi nas do żydowskiego hoteliku w Tyberiadzie. Jemy kolację i idziemy spać. Układamy się: ojciec Tomasz, ja i Paweł, bo nie chrapiemy. Ojciec Andrzej z Piotrem razem, bo chrapią. Monika i Jola na innym piętrze znikają nam z oczu. Rano ojciec Andrzej ma pretensje, że został wykluczony z dominikańskiej wspólnoty. Kolejnego dnia lokujemy się razem, trzej dominikanie. Tomasz przed zaśnięciem czyta na głos przewodniki i popisuje się wiadomościami. Andrzej zmęczony ciężko oddycha i chrapie. Budzimy go kilka razy, ale nic nie pomaga. „Co? Mam się zabić?!” — krzyczy za którymś razem. Tomasz proponuje przyjąć to jako umartwienie, ale i jego mądrości nie są łatwe. Jeden chrapie, drugi sapie, a trzeci waporyzuje. Sam też nie jestem bytem anielskim…

Rytm dnia wyznacza ojciec Antoni. Zagania do pacierza. Kiedy ranne, Zacznijcie wargi nasze, Ojcze Nasz i Zdrowaś na różne intencje… Śpiew różańca zagłuszany jest megafonami z pobliskiego placu, gdzie jakby na złość muezin zwołuje na modlitwę. Trudny ekumenizm i trudne współżycie.

Nazaret, bazylika Zwiastowania. Przechodzimy obok grupy muzułmanów, którzy rozłożyli się obozem i mają zamiar stawiać wielki meczet. Nawoływania do modlitwy zagłuszają wszystko. Przebijają się nawet przez mury bazyliki. Jakaś grupa Niemców odprawia Mszę świętą… Przemykamy tylko, postanawiając tu jeszcze wrócić. To tutaj się zaczęło. Tutaj… Pod głównym ołtarzem widnieje napis: „Hic Verbum caro facum est”.

 Dotknąłem prawie wszystkich świętych miejsc. Moja stopa stanęła na Golgocie i w Betlejem. Nie miałem jedynie na tyle odwagi, jak mój brat Tomasz Dostatni, który założył sobie jarmułkę i poszedł pod ścianę płaczu. Ale widać miał jakieś ogromne intencje. Ja swój płacz zostawiałem tam, gdzie akurat stałem.

Dotknąłem ziemi i skały, powietrza i wody, gdzie to wszystko, co najważniejsze na świecie się dokonało. Jako człowiek materii, potrzebujący namacalnych doznań, nakradłem przy współudziale moich komilitonów, kilka kamyczków, a raczej głazików, które zawiozę teraz na Jamną, aby przedłużyć doświadczenie i w ten sposób ziemia jamneńska stanie się dla mnie ziemią w dwójnasób świętą. Może jedno jedyne wzruszenie.

Pewnego dnia, pod osłoną wojska w liczbie około półtora tysiąca osób udaliśmy się nad Jordan, aby w miejscu, gdzie chrzcił Jan, odprawić Mszę świętą. Zapakowane autokary podjechały pod zaminowaną i strzeżoną granicę. Po drugiej stronie widać było posterunki i straże, kikuty klasztorów i oznaki zamarłego życia. Pustynia. Prowadzi nas wojsko i otacza. Na przedzie idzie biskup. Mała brudna rzeczka, ku której zdążamy, nie widziała deszczu od miesięcy. Zrozumiałem opór Naamana, który na polecenie Elizeusza, aby obmyć się wodach Jordanu wzdrygał się. „Czyż rzeki Damaszku nie są lepsze od wszystkich wód Izraela?”. Z wiarą obmywamy twarz w nie najczystszej wodzie. Mieliśmy tylko godzinę do dyspozycji. Noc nadciągała szybko. Wracamy pod eskortą wojska.

Następnego dnia odlatywaliśmy do kraju. Taki sam zestaw pytań. Piękna, drobna dziewczyna wypytuje nas szczegółowo. „Skąd pani tak pięknie mówi po polsku?”. „Z Warszawy, proszę księdza”. „Pani tu teraz na stałe w Ziemi Świętej?”. „Tak, a wy wracacie do Ziemi Świętej nad Wisłę…”

To ty tam jeszcze nie byłeś?
Jan Góra OP

(ur. 8 lutego 1948 w Prudniku – zm. 21 grudnia 2015 w Poznaniu) – Jan Wojciech Góra OP, dominikanin, prezbiter, doktor teologii, duszpasterz akademicki, rekolekcjonista, spowiednik, prozaik, twórca i animator, organizator Dni Prymasowskich w Prudniku i Ogólnopolskiego Spotka...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze