Ewangelia według św. Marka
Jr 38,4-6.8-10 / Ps 40 / Hbr 12,1-4 / Łk 12,49-53
Co to za ziemia, o której mówi Jezus? Nie szukam daleko: ziemią jest moje serce, a więc w ogóle moje życie. Taka odpowiedź ratuje mnie przed słuchaniem tej Ewangelii przez szybę, z bezpiecznej pozycji obserwatora, bez udziału w jej mocy. Komentowanie przez szybę jest bardzo kuszące: mogę się wymądrzać, błyszczeć słowem i tłumaczyć innym zawiłości ich życia, samemu nie kiwając palcem, by choć trochę przejąć się tym, co przynosi Dobra Nowina.
Jezus mówi w niej dziś do mnie, że przyszedł rzucić ogień na ziemię mojego serca. Ciekawe jest to rozróżnienie: przyszedł rzucić i pragnie, by on zapłonął. Nie dzieje się to od razu – ziemia musi się najpierw zapalić. Stawiam sobie drażniące pytanie: Czy Jezus Chrystus, Jego Ewangelia i dzieło w ogóle mnie interesują? Czy ja się do tego zapaliłem? Fakty są jeszcze bardziej drażniące niż pytania, bo patrzę na mój czas – ile go rzeczywiście, a nie w marzeniach, mam dla Jezusa; na moje pragnienia, nadzieje i sposób myślenia. Lepszym rozwiązaniem od użalania się nad swoją powierzchowną wiarą jest „dać się zapalić”! To jest ogień, który nie niszczy, ale jak w piecu: pozwala się ogrzać.
Jezus mówi jeszcze, że nie przyszedł dać mojej ziemi pokoju, ale rozłam. Moje serce będzie więc podzielone. Czy na pewno o to chodzi Jezusowi? Przecież wszyscy mówią, a doświadczenie to potwierdza, że nie można żyć podwójnie, z rozdartym sercem, że to donikąd nie prowadzi. Odpowiedź znajduję w liczbach. Troje przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu. Ten podział jest nierówny. Po jednej stronie jest więcej – i oby to była ta strona we mnie, która należy do Jezusa, a po drugiej mniej. Rozdarcie między wyborem Chrystusa a życiem bez Niego jest więc opisem, a nie wyrzutem. Taka jest kondycja mojego serca: „zdradliwszego niż wszystko inne i niepoprawnego”, jak trzeźwo zauważa prorok Jeremiasz. Rozłam jest drogą przyniesioną przez Jezusa. Może w takim razie lepiej zgodzić się na walkę aż do ostatniego tchu, niż obrażać się na swoją niedoskonałość wyrażoną wynikiem 3:2 i biernie czekać na triumfalne 5:0. Czy mam jednak pewność, że z takim wynikiem na pewno będę po stronie Tego, który wygrał wszystko, wpierw zgadzając się na rozdarcie swojego serca na krzyżu?
Oceń