Robert Lechno-Wasiutyński jest ozdobą i trwałym bogactwem mojego świata. W pewnym sensie jest również moją przegraną i wstydem. Bo nie był od początku chcianym elementem w kraj- obrazie. Był niechcianym dzieckiem, które przyniosło mi w konsekwencji jedną z najpiękniejszych miłości w życiu. Odziedziczyłem Roberta w spadku. Denerwował mnie od początku i zatrważał. Burzył mój świat i konsekwentnie go dekomponował.
Nadzwyczaj ruchliwy i pobudliwy – ADHD. Wszędzie chciał być i we wszystkim uczestniczyć. Nie wiedziałem, jak się go pozbyć. Denerwował mnie opowieściami o swoim szlacheckim pochodzeniu. Z trudem się urodził. Trwało to trzy dni i skończyło się porodem kleszczowym. Tego wszystkiego dowiedziałem się po latach. Tymczasem stale kapało mu z nosa.
Była jakaś uroczystość w duszpasterstwie młodzieży szkół średnich, które niedawno objąłem. Najprawdopodobniej Opłatek 1977. Po uroczystej przemowie młodzież ustawiła się do składania życzeń. Nie jest żadnym wyczynem ucałować kilkunastoletnie zadbane i pachnące panienki oraz fantastycznych chłopaków. Ale Robert był inny. Widziałem z daleka, że też czeka na swoją kolej, by złożyć mi życzenia. Zasmarkany. Zjadał zawartość zakatarzonych zatok. Zastanawiałem się, jak to wytrzymać. Jak prze
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń