List do Galatów
Katoliczki od dawna nie muszą nakrywać głów, kiedy wchodzą do kościoła. Ale niektóre chcą i jest ich coraz więcej.
W kraju Zwariowanego Kapelusznika mieszkała żona i matka, pół-Angielka, pół-Walijka, katoliczka, katechetka i blogerka Dominie Mary Stemp. Dominie miała ukochaną babcię, która zawsze przy sobie nosiła niebieską jedwabną chustkę. Niebieską ze względu na nabożeństwo do Maryi. Nosiła ją zawsze przy sobie, bo mogło się zdarzyć, że wejdzie do kościoła. A w kościele kobieta musi mieć coś na głowie. I nie zmieniła na ten temat zdania nawet wtedy, kiedy nadszedł 1983 rok i w wydanym nowym Kodeksie prawa kanonicznego nie wspominano już o tym, że kobiety powinny chodzić do kościoła w nakryciach głowy, tak jak to było w Kodeksie wydanym w 1917 roku. – Nie należy ot, tak, wyrzucać dawnych zwyczajów na śmietnik – mówi jej wnuczka Dominie. Od kilku miesięcy i ona nosi w torebce mały brązowy, koronkowy welon. Z wszytym grzebieniem, żeby nie spadał łatwo z głowy i nie przeszkadzał w skupionej modlitwie. Brązowy, żeby zlewał się z kolorem włosów Dominie i nie rozpraszał innych modlących się.
W angielskich kościołach katolickich noszenie welonu nie jest powszechne, ale budzi pewnie mniejsze zdziwienie niż w Polsce. Jest to wspólnota wielonarodowa, spotyka się więc nakrycia głowy, np. u kobiet z Afryki. Bywają i kapelusze czy koronkowe welony u starszych kobiet pochodzących z Hiszpanii lub Francji. – Zauważyłam, że kobiety z rodziny królewskiej zawsze mają nakryte głowy w kościele – zaznacza Dominie, a chodzi o brytyjską rodzinę monarszą, czyli o anglikanów.
Watykański protokół dyplomatyczny wymaga, by na prywatnych audiencjach u Ojca Świętego kobiety miały czarne nakrycia głowy. Bardzo często w relacjach z takich audiencji widzimy szefowe państw czy rządów bądź małżonki dygnitarzy w czarnych welonach na głowach. Zgodnie z protokołem powinny mieć na sobie skromne ubranie z długim rękawem i spódnicę poniżej kolan. Tylko monarchinie z krajów katolickich, takich jak Hiszpania czy Belgia, mogą się ubrać na biało i włożyć białe nakrycie głowy.
Coraz więcej młodych katoliczek nakrywa głowy w kościele. I to nie tylko w Anglii. Czy to znaczy, że nadchodzi re-welacja?
Nakrywać, nie nakrywać?
Jak to jest z nakrywaniem kobiecej głowy w Kościele katolickim? Czy ma to jakiekolwiek znaczenie duchowe? Czy w ogóle warto sobie tym zaprzątać – nomen omen – głowę? Nie byłoby pewnie problemu, gdyby nie św. Paweł, który w 1 Liście do Koryntian napisał kilka zdań nastręczających spore trudności teologom.
Chciałbym, żebyście wiedzieli, że głową każdego mężczyzny jest Chrystus, mężczyzna zaś jest głową kobiety, a głową Chrystusa – Bóg. Każdy mężczyzna, modląc się lub prorokując z nakrytą głową, hańbi swoją głowę. Każda zaś kobieta, modląc się lub prorokując z odkrytą głową, hańbi swoją głowę; wygląda bowiem tak, jakby była ogolona. Jeżeli więc jakaś kobieta nie nakrywa głowy, niechże ostrzyże swe włosy! Jeśli natomiast hańbi kobietę to, że jest ostrzyżona lub ogolona, niechże nakrywa głowę! Mężczyzna zaś nie powinien nakrywać głowy, bo jest obrazem i chwałą Boga, a kobieta jest chwałą mężczyzny. To nie mężczyzna powstał z kobiety, lecz kobieta z mężczyzny. Podobnie też mężczyzna nie został stworzony dla kobiety, lecz kobieta dla mężczyzny. Oto dlaczego kobieta winna mieć na głowie znak poddania, ze względu na aniołów. Zresztą u Pana ani mężczyzna nie jest bez kobiety, ani kobieta nie jest bez mężczyzny. Jak bowiem kobieta powstała z mężczyzny, tak mężczyzna rodzi się przez kobietę. Wszystko zaś pochodzi od Boga.
W komentarzach do powyższego tekstu często można przeczytać, że św. Paweł pisał o sprawie drugorzędnej, związanej z obyczajami panującymi w początkach chrześcijaństwa. Ojciec Jacek Salij w książce Szukającym drogi wyjaśniał, że w powyższym fragmencie nie chodzi o nakaz nakrywania głów dla kobiet, ale o hamowanie zapędów wczesnochrześcijańskich emancypantek. Tak bardzo wzięły sobie one do serca głoszoną przez Chrystusa równość mężczyzn i kobiet przed Bogiem, że chciały odrzucić wszelkie zewnętrzne przejawy poddaństwa. Zrywaniem chust z głów wywoływały, zdaniem św. Pawła, zamieszanie i zgorszenie, a to szkodziło głoszeniu tego, co pierwszorzędne – Ewangelii.
W Piśmie Świętym jest obecna symbolika tkaniny, welonu jako zakrycia rzeczy świętych, które mogą porazić oczy ludzi nieprzygotowanych do oglądania świętości czy tego niegodnych. Zasłonięte było Święte Świętych w świątyni jerozolimskiej. Ale przecież w dniu śmierci Chrystusa ta właśnie zasłona się rozdarła z góry na dół. Mur między Bogiem a człowiekiem runął, więc może zasłony i welony są już niepotrzebne jako symbol? Z drugiej strony zasłona została wprawdzie rozdarta, ale czasy ostateczne dalej trwają, Chrystus jeszcze nie przyszedł w chwale, więc sacrum dalej potrzebuje oddzielenia od profanum, potrzebuje osłony. Welon na kielichu, na monstrancji i na głowie kobiety może wyrażać napięcie między „już” a „jeszcze nie”, które zostanie ostatecznie zniesione przy paruzji.
Istnieje też, już nie bezpośrednio biblijna, ale tradycyjna w chrześcijaństwie i poza nim, symbolika welonu jako atrybutu oblubienicy, panny młodej. Jeśli przyjmiemy, że kobieta symbolizuje oblubienicę Chrystusa, Kościół, to welon jej przystoi. – Bycie ikoną Kościoła Chrystusa, to coś bardzo pozytywnego – mówi dla amerykańskiej sieci telewizyjnej Catholic News Service młoda prawniczka Katherine Talalas z okolic Nowego Jorku. Katherine została sfilmowana w kościele z białym koronkowym welonem na głowie. Nosi go przede wszystkim ze względu na Eucharystię. – Na Eucharystii wszystko, co święte, jest ukryte. I przecież sam Najświętszy Sakrament jest „zasłoną” Boga – wyjaśnia.
Racje przemawiające za noszeniem nakrycia głowy ciekawie zaprezentował ksiądz Charles Pope z diecezji waszyngtońskiej. Na swoim blogu spróbował rozszyfrować fragment Pawłowego listu: „Oto dlaczego kobieta winna mieć na głowie znak poddania, ze względu na aniołów”. Prorok Izajasz pisze o aniołach zakrywających się skrzydłami przed obliczem Boga, stąd i kobieta mogłaby nakryć swoją głowę. „Ale w takim razie dlaczego nie mężczyzna?” – pyta ksiądz Pope.
Czy współczesne kobiety byłyby w stanie nakryć sobie głowy na znak poddania mężczyźnie, jak to opisał św. Paweł? Ksiądz Pope szczerze w to powątpiewa, ale spieszy z wyjaśnieniem, że chodzi o poddanie w duchu Jezusa. Chrystus był poddany Ojcu, Jego woli. Czy to znaczy, że był od Ojca gorszy? Podobnie kobieta, poddana w miłości mężowi, nie stoi wcale niżej od niego.
Zresztą, jeśli ktoś uważa niegdysiejszy obowiązek nakrywania kobiecej głowy w kościele za wyraz dyskryminacji, niech sobie uświadomi, jaka jest sytuacja katolickich mężczyzn. Oni muszą zdejmować czapki i kapelusze w kościele. W początkach chrześcijaństwa nosili odkryte głowy m.in. dlatego, by się odróżnić od Żydów. Dziś nawet ledwo odrosłym od ziemi chłopcom rodzice w kościele zdejmują czapeczki. Panowie zatem wyboru nie mają, a panie – tak.
Pochwała skromności
Welon kojarzy się z życiem zakonnym. Dla sióstr bywa znakiem pokory, ubóstwa, ukrycia przed światem, miłości oblubieńczej. Dla siostry Filipy ze Zgromadzenia Uczennic Krzyża ma związek z poczuciem tożsamości. – Przypomniałam sobie dzień obłóczyn, kiedy go dostałam. Pomyślałam wtedy: nareszcie wiem, kim jestem – mówi siostra Filipa, która na stronie internetowej 2ryby.pl prowadzi pogadanki o kobiecości. – Welon to podwójny sygnał: dla mężczyzn, że jestem zajęta, a dla kobiet – że nie jestem konkurentką. Włosy są absorbujące. Kiedy np. idę na basen i zdejmuję welon, wtedy się zastanawiam, jak wyglądam, że siwieję, zaczynam się porównywać z innymi. Welon pomaga mi w tym, by się za bardzo nie skupiać na sobie, upraszcza życie i więcej energii idzie na właściwe działanie.
Welon coraz rzadziej kojarzy się z zakonnicami. Jeśli w Anglii, Francji, w Niemczech czy Belgii spotka się dziś na ulicy kobietę w welonie, można mieć 99 procent pewności, że jest to muzułmanka, nie siostra zakonna. Chusta muzułmańska to dziś sprawa polityczna, ale na potrzeby tego tekstu politykę zostawmy na boku. Chusty muzułmanek budzą też ważne pytania o ciężki los wielu kobiet w krajach islamskich. Ale jednocześnie prowokują do zastanowienia, czy nie warto uczyć się od muzułmanek łączenia atrakcyjności ze skromnością.
Norę, studentkę informatyki pochodzącą z Arabii Saudyjskiej, spotykam w centrum Reading w Anglii, kiedy przegląda bluzki w dużym sklepie sieciowym – oczywiście bluzki z długim rękawem. Gdyby nie chusta zakrywająca włosy i otaczająca twarz, Nora wyglądałaby jak ze smakiem ubrana młoda Europejka. – Nakrywamy głowę, ubieramy się skromnie, żeby pokazać, że nie jesteśmy tanie – mówi. – Prorok Mahomet nakazał nam zakrywać włosy i ciało (pokazuje na długie rurkowe spodnie), ale nie twarz. Zasłanianie twarzy to tradycja, nie religia – dodaje.
Wróćmy jeszcze do Dominie Stemp, przedstawionej na początku tekstu. Dla niej welon i chusta podkreślają kobiece piękno, w przeciwieństwie do wielu nurtów współczesnej mody. – Zrzucenie welonów przez katoliczki zbiegło się w czasie z paleniem staników przez ruchy wyzwolenia kobiet. Wyzwolicielki założyły na siebie „mundur”, czyli czarne legginsy lub męskie spodnie i do dziś go nie zdjęły. A mundurom brak polotu – pisze Dominie. Wydaje się, że to jedna z ważniejszych przyczyn kobiecej kościelnej re-welacji: odróżnić się od mężczyzn, pokazać, że kobieta ma w świecie i w Kościele niezastąpione miejsce. Siostra Filipa dodaje jeszcze jedną myśl: – Może to reakcja na nieustanną konkurencję, w którą my, kobiety, jesteśmy wtłaczane. Ciągle wyznacza się standardy wyglądu, nakazuje się nam do nich dostosować. Może po prostu mamy tego dość.
Welonowy coming out
W tekście wystąpiły dotąd dwie osoby ze Stanów Zjednoczonych. Bo nie da się pisać o re-welacji bez wycieczki, choćby wirtualnej, do tego kraju. Wygląda na to, że tam nowa kościelna moda przybrała duże rozmiary. Nie jest to jeszcze tendencja masowa, ale da się zauważyć.
Dominie Stemp kupiła swój welon przez internet w sklepie w Stanach Zjednoczonych, którego właścicielką jest Emily Beck Wilson. Sklep działa od czterech lat. Emily była kiedyś letnią katoliczką, do momentu, kiedy olśniła ją mowa eucharystyczna Jezusa z Ewangelii wg św. Jana. Pokochała Eucharystię i adorację Najświętszego Sakramentu. Zaczęła sama w domu robić kościelne welony, a potem je sprzedawać. Twierdzi, że to było błogosławieństwo dla jej rodziny. Wcześniej pracowała poza domem i ciągle mijała się z mężem. – Przez cztery lata liczba zamówień w moim sklepie wzrosła o ponad 400 procent – napisała Emily w mailu. – Regularnie rozmawiam z kobietami, które kupują pierwszy welon. Jestem podbudowana tym, że widzę tyle pań powracających do tej pięknej pobożnej praktyki. Odkrywają skarby naszej wiary, zwłaszcza realną obecność Chrystusa w Eucharystii. Są zakochane w Jezusie i tak jak osoby konsekrowane chcą nosić widoczny znak miłości i pobożności – dodała. Kupują u niej głównie mieszkanki Ameryki, tylko 10 procent zamówień przychodzi z innych krajów, głównie z Wielkiej Brytanii, Kanady, Australii. Z Polski nadeszło pięć. Emily szacuje, że w Stanach Zjednoczonych działa około 10 podobnych sklepów. Ceny welonów u Emily: od 15 do 50 dolarów.
Wraz z ośmioma setkami innych pań Emily należy do wirtualnej grupy Catholic Veiling Devotion na Facebooku. Zapisałam się do niej, zdradzając cel dziennikarski. Zostałam życzliwie przyjęta. W jednym z wątków członkinie grupy się przedstawiają. Często powtarza się taki zestaw cech: pełnoetatowa matka (SAHM – Stay-At-Home-Mom), więcej niż dwoje dzieci, które uczą się w domu (homeschooling), zamiłowanie do mszy w rycie trydenckim. Bo to głównie na tych mszach można spotkać kobiety w nakryciach głowy. Na zasadzie: przyjmujemy stary ryt z dobrodziejstwem inwentarza.
Welonowe panie opowiadają swoje historie, dają świadectwo, jak to było u nich z nakrywaniem głowy w kościele. Debra z Luizjany napisała, że pierwszy raz poszła do kościoła w nakryciu głowy, kiedy do jej domu zbliżał się huragan Katrina. Chciała się pomodlić o to, by jej ciężko chory mąż mógł się na czas ewakuować, i „usłyszała” głos zapraszający ją do nakrycia głowy w kaplicy. Ewakuacja się powiodła, a Debra twierdzi, że w nakryciu głowy łatwiej się jej skupić na modlitwie, zwłaszcza na mszy świętej. Tatiana z Arizony ma chore stawy, nie może stawać i klękać, więc założenie welonu to jej sposób na okazanie szacunku Chrystusowi w Eucharystii. Susan z Minnesoty ma 50 lat i zaczęła nakrywać głowę 30 lat temu w proteście przeciwko posoborowym zmianom w liturgii. Eva z Południowej Karoliny sympatyzowała z protestantami-menonitami, gdzie kobiety nakrywają głowy, ale denerwowało ją, że to oznaka dyskryminacji kobiet. Tak było aż do momentu, kiedy zaczęła odkrywać Kościół katolicki i uprzywilejowaną rolę kobiety w nim. Chciała dać zewnętrzny wyraz tej fascynacji, zaczęła więc eksperymentować z różnymi nakryciami głowy – od szerokiej opaski po koronkowy welon. „Kiedyś zagadnęła mnie jakaś nastolatka, co mam na głowie. Kiedy jej wytłumaczyłam, uśmiechnęła się i powiedziała, że to cool”, pisze Eva.
W welonowej grupie można składać prośby o modlitwę, zadawać pytania teologiczne i praktyczne, robić zdjęcia typu „selfie” w zakupionym, uszytym lub wydzierganym nakryciu głowy i zbierać „lajki” oraz ochy i achy wirtualnych koleżanek. Fasonów i kolorów jest całe mnóstwo. Koronkowe welony typu mantyla, dwukolorowe kombinacje koronki i tiulu, rozmaite wiązania apaszek i szali, rzadziej: kapelusze. Jest dużo wpisów na temat welonowego „coming out”. Panie piszą, że czasami przyciągają zdziwione spojrzenia, czasami budzą uśmieszki. Bywa, że ksiądz pochwali, bywa, że jest sceptyczny, bo welon rozprasza bliźnich na modlitwie. Na ogół reakcje są pozytywne bądź obojętne.
Co na „ruch welonowy” powie liturgista? Ojciec Dominik Jurczak, dominikanin studiujący w Rzymie, odpowiada pytaniami. – Rozumiejąc istotę nakrytej głowy kobiety w kościele, dlaczego chcielibyśmy do tego zwyczaju wracać w 2014 roku? Czy to jedyna forma wyrazu tego, co on oznaczał w przeszłości? Być może dziś oznacza coś zupełnie innego, może nawet przeciwnego? Jaka teologia i wizja kobiety i mężczyzny stoi za tym gestem? Trudno znaleźć mi spójną i wyczerpującą odpowiedź.
I dodaje: – Dobrze rozumiana tradycja musi dotykać „dzisiaj”, inaczej jest tanim archeologizmem, martwą formą, do której się wraca tylko dlatego, że jest stara i, na przykład, przypomina bezproblemowy świat młodości. Powroty, które nie rozumieją własnej przeszłości albo są powrotami jedynie dla samych powrotów, często więcej mają wspólnego z ideologią niż z wiarą i dlatego mogą być niebezpieczne w liturgii.
***
Dominie Stemp jest członkinią Opus Dei. Kiedyś założyła swój brązowy welonik na mszę świętą, na którą przyszły same panie, bo prałatura Opus Dei prowadzi osobne duszpasterstwa dla mężczyzn i kobiet. – Nikt nie zagadnął mnie na temat welonu. Aż się zdziwiłam – śmieje się Dominie. – Ale potem pomyślałam, że tak już w Opus Dei jest. Pierwszorzędne sprawy doktrynalne traktuje się poważnie, a wszystko inne – bardzo liberalnie.
Tak jak głosi stare kościelne powiedzenie: „W sprawach koniecznych – jedność, w wątpliwych – wolność, a we wszystkim – miłość”.
Oceń