Ewangelia według św. Łukasza
Tadeusz Kotarbiński jest twórcą pewnej koncepcji etyki normatywnej, którą wyraźnie odróżniał i przeciwstawiał opisowej nauce o moralności. Zręby tej koncepcji opracował już w okresie przed II wojną światową, ale ugruntował ją po wojnie. Przedstawiał ją zarówno w rozprawach adresowanych raczej do filozofów, jak i w artykułach oraz wywiadach kierowanych do szerokiego kręgu odbiorców.
Niewątpliwie etyka Kotarbińskiego uzyskała największy rozgłos i uznanie po wydarzeniach politycznych 1956 roku. Stało się tak dlatego, że wówczas filozofia marksistowska znalazła się w stanie głębokiego kryzysu. Marksiści właściwie nie dysponowali jakąś koncepcją moralną, a wiele osób po ujawnieniu stalinowskich zbrodni, jeżeli nawet nie straciły wiary w wartość społeczno–politycznego porządku na marksizmie opartym, zdało sobie sprawę z tego, że materializm historyczny, pozbawiony jakiejś moralnej podstawy, może nie tylko usprawiedliwiać zbrodnie już dokonane, lecz może motywować i nowe.
W roku 1956 i w latach następnych nie wystąpił ten fenomen, który miał miejsce w okresie wybuchu Solidarności oraz w czasie stanu wojennego, mianowicie masowego zwrotu do Kościoła, a zwłaszcza etyki chrześcijańskiej.
Etyka Kotarbińskiego jest etyką sumienia „spolegliwego opiekuna”, ale niezależną od chrześcijaństwa czy w ogóle religii. Niezależną też jednak zarówno od materializmu marksistowskiego, jak i od tej wersji materializmu i ateizmu, jaką głosił i lansował sam Kotarbiński.
O Kotarbińskim mówiono i pisano wiele w okresie dekady Gierka. Znacznie wszakże więcej o jego prakseologii niż etyce. Autorytet sędziwego myśliciela był wykorzystywany przez Gierka i jego ekipę celem skontrastowania postawy gardzącego intelektualistami Gomułki z postawą „pogrudniowego” pierwszego sekretarza, który faktycznie czy rzekomo liczył się z głosem nawet niemarksistowskich, lecz przynajmniej socjalizmowi życzliwych intelektualistów. Nachalna propaganda słynnego hasła Kotarbińskiego Do–Ro (dobra robota) z pewnością nie wzmacniała jego autorytetu w kręgach tych osób, które traciły lub już straciły nadzieję na to, że panujący system jest reformowalny. Z tego m.in. powodu o Kotarbińskim mówi się teraz dość rzadko. Sądzę wszakże, że nie jest to jedyna przyczyna tego stanu rzeczy.
Myślę, że wchodzi tu w grę jeszcze inna okoliczność, której przejawem było to, że prawie cała prasa i telewizja przemilczały sesje i obchody związane z jubileuszem polskiej szkoły lwowsko–warszawskiej zwanej niekiedy skrótowo szkołą Kazimierza Twardowskiego. Dziwna rzecz — piszę o tym jeszcze dalej — że w czasie, gdy faktycznie lub na niby uczy się ludzi racjonalnego myślenia w kwestiach ekonomicznych, to jednocześnie otacza się zmową milczenia krąg myślicieli, którzy, jeżeli nie zajmowali się tylko samą logiką, to w każdym razie czynili z logiki żywą tkankę refleksji filozoficznej. Gdy tyle mówi się o potrzebie otwartości i tolerancji, to ignoruje się szkołę, w której np. obok ateisty Kotarbińskiego znajdował się o. Innocenty Bocheński czy ks. Jan Salamucha.
Zastanawiam się, co niektórym bardziej przeszkadza, czy to, że członkowie owej szkoły zgodnie postulowali jasność wypowiedzi i potrzebę stałego krytycyzmu, czy też to, że „twardy” materialista i ateista Kotarbiński mówił, że podstawą etyki musi być sumienie, a nie chłodna kalkulacja i wyrachowanie.
Dobrze się więc stało, że ostatnio ukazały się dwie monografie poświęcone etyce Kotarbińskiego: ks. Jana F. Choroszego Poglądy etyczne Tadeusza Kotarbińskiego (Wyd. Uniwersytetu Wrocławskiego) oraz Joanny Dudek: Etyka niezależna Tadeusza Kotarbińskiego (Wyd. Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Zielonej Górze). Obie ukazały się w 1997 roku.
Ponieważ na ogół, niestety, książki ukazujące się nakładem wydawnictw uczelnianych trafiają tylko do bardzo wąskiego kręgu potencjalnych czytelników, to warto wspomnianym monografiom poświęcić trochę uwagi.
Niewątpliwie monografia Choroszego oparta jest na rozleglejszych podstawach i bardziej wnikliwa niż monografia J. Dudek. Zasługuje na uwagę szczególną również dlatego, że mimo akcentów krytycznych przebija z niej sympatia wobec etyki Kotarbińskiego. Etycy katoliccy z reguły o tej etyce pisali bez entuzjazmu, a nieraz z nie skrywaną złośliwością.
Natomiast ks. Choroszy pisze między innymi:
Nie chcemy bynajmniej powiedzieć, że analizy sumienia czy ocen etycznych Kotarbińskiego są w pełni zadowalające, a tym bardziej, że rozwiązał on wreszcie problem moralny, który nie przestaje nurtować wielkich myślicieli. Niemniej trzeba przyznać, że można znaleźć u Kotarbińskiego pewne wytyczne, które zasługują na to, by stały się przedmiotem dalszych poszukiwań… Etyka Kotarbińskiego zawiera myśli, które mogą się przyczynić do stworzenia etyki jako nauki autonomicznej, etyki, która byłaby uznana i postrzegana przez wszystkich, niezależnie od takich czy innych przekonań religijnych, czy filozoficznych (s. 27).
Warto dodać, że wydana w 1997 roku monografia Choroszego stanowi ulepszoną wersję rozprawy napisanej w języku francuskim, na podstawie której autor uzyskał na Uniwersytecie w Strasburgu i to na Wydziale Teologicznym stopień naukowy, odpowiadający naszemu stopniowi doktora habilitowanego.
Gdy Choroszy akcentuje szeroko pojętą niezależność etyki Kotarbińskiego zarówno od religii i wszelkich systemów filozoficznych, a więc i materialistycznych, to J. Dudek widzi etykę Kotarbińskiego przede wszystkim w kontekście jego materializmu i ateizmu. I rzecz ciekawa, chociaż trudno w jej pracy dopatrzeć się sympatii do etyki związanej z religią, to podziela ona pogląd wielu etyków katolickich, iż etyka w pełni niezależna, tzn. nie tylko od religii, lecz od wszelkich filozofii, jest pewnego rodzaju mrzonką.
Twierdzi ona, że „Kotarbiński podważa religijne uzasadnienie ocen etycznych. Aby istota oceny etycznej i moralna wartość postępowania zostały uznane za słuszne, nie muszą zależeć ani od istnienia Opatrzności, ani od perspektywy życia wiecznego” (s. 81). Kotarbiński tymczasem bynajmniej nie podważał religijnego uzasadnienia ocen etycznych, nie twierdził, że pomiędzy wiarą w Boga, a bardziej jeszcze w nieśmiertelność ludzkiej duszy i w to, że Bóg, o którym mówi Biblia, ludziom objawił przykazania łącznie z najważniejszym — miłością bliźniego — a uzasadnieniem ocen etycznych brak jakiegokolwiek powiązania. Podważał natomiast pogląd, że normy i oceny moralne i to właśnie, które propaguje judaizm i chrześcijaństwo (ale także niektóre inne religie) da się uzasadnić tylko przy założeniu istnienia Boga i jego Opatrzności.
Kotarbiński niewątpliwie odrzucał religijne uzasadnienie norm i ocen moralnych, ponieważ po prostu był materialistą, a zatem i ateistą. Ale ateizm Kotarbińskiego trzeba wyraźnie rozróżnić od ateizmu tych osób, dla których religijne, zwłaszcza chrześcijańskie normy i oceny etyczne są obce, a przynajmniej kłopotliwe, odbierane jako ograniczenie wolności, osób, których przejście na stanowisko ateistyczne wyrosło z buntu wobec religijnej moralności (a niekiedy po prostu przeciw wszelkiej moralności, a przynajmniej takiej, która wymaga gotowości poświęcenia się na rzecz innych ludzi).
Kotarbiński wyznał, że gdy mając zaledwie piętnaście lat doszedł do wniosku, iż związany z religią pogląd na świat stanowi iluzję, to bynajmniej tym samym nie stały mu się obce zasady etyki ewangelicznej.
Pragnienie zachowania tych zasad, i to nie tylko dla siebie, skłoniło go do poszukiwań, których owocem jest idea etyki sumienia i spolegliwego opiekuna, niezależna od religii, a nawet jakiejkolwiek innej wersji teizmu.
Kotarbiński początkowo utrzymywał, że niezależność jego etyki to tylko niezależność jej od religii. Później dodawał, że chodzi mu o niezależność w sensie szerszym — od religii i od filozofii. Mówiąc o niezależności etyki od filozofii nie chciał przez to powiedzieć, iż etyka nie jest dyscypliną filozoficzną, lecz to, że jest dyscypliną filozoficzną niezależną głównie od ontologii czy też np. od teorii poznania.
Zdaniem J. Dudek „postulat niezależności etyki od filozofii w koncepcji Kotarbińskiego dotyczy przede wszystkim niezależności od filozofii idealistycznej i spirytualistycznej” (s. 119). Moim zdaniem taka interpretacja Kotarbińskiego idei niezależności etyki od filozofii (powtórzmy de facto od ontologii) jest całkiem chybiona. Po pierwsze mija się ona z wypowiedzią samego Kotarbińskiego, której autorka nie przytacza, a którą cytuje J. F. Choroszy:
Ja myślę, że sprawy etyczne mogą być bardzo popsute przez wprowadzenie do nich argumentacji, która nie należy do rzeczy. Mianowicie, jeśli się ludzie sprzeczają o to, czy ktoś jest deterministą czy indeterministą, czy jest materialistą czy idealistą, czy materia jest wcześniejsza czy duch jest wcześniejszy — czy takie pytania są niezmiernie interesujące i ważne dla całości orientacji w świecie, ale jeżeli chodzi o ocenę etyczną, o to, co jest czcigodne, co jest haniebne, to te rzeczy są w równej mierze niezależne od tamtych założeń, jak np. spory prawne (T. Kotarbiński — Pisma etyczne, s. 162, cyt. za J. F. Choroszy, s. 255).
Stanowisko Kotarbińskiego w kwestii stosunku do takiej czy innej orientacji ontologicznej do etyki jest tu jednoznaczne. Dlatego powtarzam wyraźnie — koliduje ono z opinią J. Dudek.
Sądzę wszakże, że Kotarbiński mówiąc o niezależności etyki od ontologii brał głównie pod uwagę własną opcję ontologiczną, a zatem ani idealistyczną, ani spirytualistyczną, lecz właśnie materialistyczną. Kotarbiński, jak wiadomo, jest twórcą doktryny ontologicznej zwanej reizmem, wedle której istnieją tylko i tylko rzeczy (ciała materialne). Główną tezą reizmu pod wpływem jej krytyki przeprowadzonej przez K. Ajdukiewicza Kotarbiński jakby zawiesił. Nie odrzucił jej, ale propagował od tego czasu nie tezę reizmu, lecz reistyczny program.
Kotarbiński, będąc racjonalistą z krwi i kości, a zarazem człowiekiem programowo ludziom i nie tylko ludziom, lecz wszystkim żywym istotom życzliwym, zdawał sobie sprawę, że budowanie jakiejkolwiek etyki na gruncie reizmu byłoby przedsięwzięciem absolutnie jałowym.
J. Dudek twierdzi, iż niezależność etyki dla Kotarbińskiego stanowi następstwo materialistycznego pojmowania istoty człowieka i jego historii. Budzi się pytanie, co znaczy to słowo „następstwo”. Jeżeli przyjmiemy, że znaczy ono, iż z tez reizmu i materializmu wynikają etyczne oceny Kotarbińskiego, to oczywiście przyjmiemy pogląd, od którego właśnie Kotarbiński się odżegnywał (chyba że jego deklaracje co do niezależności etyki od ontologii potraktujemy jako nieszczere). Można przyjąć wszakże, iż autorce raczej chodzi o następstwo w sensie psychologicznym.
Kotarbiński jako reista–materialistyczny nie mógł akceptować etyki opartej na religii i dlatego też opowiedział się za etyką od religii niezależną. Oczywiście ontologia materialistyczna wyklucza etykę opartą na religii. Ale nie implikuje też ona żadnej etyki. Kotarbiński tę sprawę dobrze przemyślał i właśnie dlatego do pierwotnego postulatu niezależności etyki od religii dorzucił i kolejny: niezależność etyki od filozofii, w sensie ontologii.
Zdaniem J. Dudek Kotarbiński odrzucił zarówno religijny rodowód oceny etycznej, jak i religijny rodowód sumienia (s. 83). Zatem, zdaniem autorki Kotarbiński nie dostrzegł żadnego związku pomiędzy etyką własną a opartą na religii; nie tylko logicznego ani też genetycznego związku.
Inny w sprawie genezy etyki Kotarbińskiego jest punkt widzenia J. F. Choroszego a także np. Iji Lazari Pawłowskiej.
Choroszy pisze: „…trudno jest mówić o niezależności myśli etycznej Kotarbińskiego w znaczeniu (sensie) genetycznym lub historycznym. Inaczej natomiast przedstawia się sprawa, gdy idzie o niezależność metodologiczną” (s. 275).
Niezależność od religii — pisze Lazari Pawłowska… jest dla Kotarbińskiego faktem tak godnym podkreślenia, że nadał swojemu programowi moralnemu miano etyki niezależnej. Trzeba jednak pamiętać, że mamy tu do czynienia jedynie z niezależnością w zakresie uzasadnień (nazywaną przez M. Ossowską niezależnością logiczną). Program moralny Kotarbińskiego jest bowiem zakorzeniony w tradycji. Sam autor odwołuje się niekiedy do etyki nazywanej przez siebie „ewangeliczną”, a rozumianej jako „ofiarne oddanie się na usługi walki z cudzym cierpieniem” (Ilja Lazari Pawłowska Etyka. Pisma wybrane s. 450-451).
Etyka Kotarbińskiego jest przede wszystkim etyką sumienia. Zdaniem Choroszego, jak i Lazari–Pawłowskiej wiąże ją, a nie dzieli, z etyką opartą na religii. Kotarbiński na pytanie dotyczące genezy sumienia nie odwołuje się do idei rzeczywistości nadprzyrodzonej, bo przecież tę ideę odrzuca. Toteż, gdy J. Dudek pisze, że dla Kotarbińskiego „sumienie nie ma nic wspólnego z genezą nadprzyrodzoną” (s. 84) to w zasadzie ma rację. Ale mimo to rzeczywiste poglądy Kotarbińskiego ujmuje w sposób nader uproszczony. Kotarbiński bowiem odróżnia kwestię genezy sumienia od sprawy genezy samej idei sumienia. I o ile wiem, nigdy nie kwestionował związku idei sumienia z wierzeniami religijnymi lub spirytualistycznymi koncepcjami filozoficznymi.
Kotarbiński krytykował przekonania religijne z pozycją pewnej wersji racjonalizmu. Głosił — jak pisze J. Dudek — iż zachodzi antynomia między zasadami religijnymi a procesem racjonalizacji kultury, bo „przodująca inteligencja” (zwrot Kotarbińskiego) wyzwala się z przesądu religijnego (s. 88).
J. Dudek, wydając swą pracę w 1997 roku, nie zauważa, że już w zakresie życia Kotarbińskiego, a bardziej jeszcze po jego śmierci, wyzwalaniu z tzw. przesądu religijnego towarzyszy proces wyzwalania się z tzw. przesądu racjonalizmu. Mówi się co prawda często o potrzebie racjonalizacji gospodarki, lecz nie szeroko rozumianej kultury, a więc i etyki. Można rzec, że poglądy Kotarbińskiego i osób do niego zbliżonych wystawiane są na ciężką próbę. Jeżeli nie wszystkie, to z całą pewnością bardzo liczne przeświadczenia tzw. postmodernistów zagrażają nie tylko religii, lecz również, a może nawet głównie, programom racjonalizmu tego typu, jaki propagował właśnie Kotarbiński. Krytykując religie oraz wszelkie teistyczne systemy filozoficzne, wyrażał on jednocześnie obawy o to, by z ich upadkiem nie nastąpił regres moralności. I w ten sposób przejawiał postawę odpowiedzialności za to, co mówił i za konsekwencje swego filozoficznego nauczania.
Obecnie, gdy nierzadko się słyszy i czyta, że nawet dzieci zabijają swych rówieśników lub osoby starsze i to niekoniecznie z pobudek rabunkowych, że większość ludzi niebezpodstawnie traci wiarę w to, że politycy głównie (jeżeli w ogóle) kierują się nie przesłankami ideowymi i moralnymi, lecz korzyściami materialnymi — idea etyki spolegliwego opiekuna zasługuje na upowszechnienie. Z pewnością ekonomistom czy politykom, którzy hołdują koncepcjom ekonomicznego liberalizmu, bliższy jest program etyki utylitarystycznej, czyli takiej, która wartość moralną czynu wiąże z tzw. sumą szczęścia. Kotarbiński przez krótki czas, po zerwaniu z chrześcijaństwem, opowiadał się po stronie utylitaryzmu. Ale szybko z nim zerwał i — jakże słusznie zaznacza Choroszy — „to zerwanie z etyką utylitarystyczną łączy się z pewnego rodzaju zwróceniem się ku etyce chrześcijańskiej” (s. 56).
Oczywiście — dodajmy — nie oznacza to zwrotu do chrześcijaństwa pojętego jako wiara w Boga i zaufania Bogu. Ale po zerwaniu z utylitaryzmem Kotarbiński „z rezerwą przygląda się jednoznacznym propozycjom kojarzonym z utylitaryzmem, który sugeruje, że w przypadku konfliktu słuszne jest, aby za cenę nieszczęścia mniejszej liczby osób uszczęśliwiać większą liczbę ludzi… T. Kotarbiński odżegnuje się od wszelkiej moralnej buchalterii, od rozwiązywania jakichkolwiek dylematów z zakresu etyki wedle dyrektyw przeniesionych z ekonomii” (Ilja Lazari Pawłowska, s. 452).
Co najmniej wątpię w to, czy Kotarbiński proponowałby przenoszenie odwrotne — dyrektyw etycznych na teren ekonomii, pojętej jako nauka.
Natomiast nie wątpię, że nie akceptowałby dziś programu polityki ekonomicznej opartej tylko na zasadach nauk ekonomicznych, czy też dodatkowo wspieranej dyrektywami etyki utylitarystycznej. „Kotarbiński opowiadał się zdecydowanie przeciwko kapitalistycznemu liberalizmowi, potępiał kategorycznie niesprawiedliwości społeczne, nędzę proletariatu, był gorącym zwolennikiem reform społecznych. Był jednak przeciwnikiem rewolucji i walki klas, głosił pojednanie klas społecznych” (J. F. Choroszy, s. 11). Myślę, że Kotarbiński zauważyłby, że obecnie niejednokrotnie pod płaszczykiem utylitarystycznej etyki, która postuluje poświęcanie mniejszości ludzi dla dobra większości, praktycznie większość poświęca się za mniejszość. W tym miejscu nasuwa się pewne wspomnienie i gorzka refleksja. Jeszcze przed stanem wojennym, a zwłaszcza w okresie jego trwania, jakże często słuchaliśmy w kościołach (bo tam to tylko było możliwe) sławnego fragmentu Kwiatów Polskich Juliana Tuwima:
Daj nam uprzątnąć dom ojczysty
Tak z naszych zgliszcz i ruin świętych
Jak z grzechów naszych, win przeklętych
Niech będzie biedny, ale czysty…
Jakże wielu z tych, którzy te słowa wówczas burzliwie oklaskiwali, dziś zdaje się mówić: „Niech będzie biedny dla innych, ale nie dla nas”.
Oceń