Miss Holocaustu pije brandy
fot. omer rana TH / UNSPLASH.COM

Miss Holocaustu pije brandy

Oferta specjalna -25%

Triduum Paschalne. Przewodnik

1 votes
Wyczyść

Wojenne wspomnienia z obozu? Głód, pohańbienie, wszechobecność śmierci. Wciąż pisany, bo na nowo przeżywany, reportaż z przedsionka piekła. Wśród tych wspomnień wywiad rzeka z Alicją Gawlikowską-Świerczyńską jest… inny. Inny to chyba najbezpieczniejsze określenie, gdy słów po prostu brakuje.

Na pytanie Dariusza Zaborka o wspomnienia z obozu dla kobiet w Ravensbrück, bohaterka odpowiada: „Czesałam króliki. Szorowałam klatki. Karmiłam. A króliki były ciepłe. Trzymałam je i mnie grzały. Potem z mężczyznami z małego obozu jeździłyśmy ciężarówką do lasu po zieleninę. Kosili trawę, schła, a my jadłyśmy jagody. Cudownie było, zapach skoszonej trawy do dzisiaj mi to przypomina. Wieczorem wracaliśmy, w obozie był głód, a króliki miały dobre kartofle gotowane z ziarnami, a nie zgniłe, tak jak my”. A gdy dziennikarz dopytuje, czy można było posilić się razem ze zwierzętami, odpowiada: „Troszkę pojadłam (śmiech). Ale ich nie głodziłam, broń Boże, miały dużo jedzenia. Od tamtej pory nie zjem królika. To dla mnie osoba święta. Te kochane stworzenia dały mi w obozie tyle subtelnych przeżyć. Praca przy królikach to był straszny fuks. W normalnych warunkach człowiek by powiedział: „Zwykła praca, trzeba było wyczyścić klatki”. A dla mnie to był raj. Cud”.

To nie jest zwykła książka. Bo to nie było zwykłe życie.

Cud. Raj. Fuks.

Wgryzam się w ten fragment. Cud. Raj. Fuks. Piękno zwierząt i oszałamiająca witalność przyrody. To jest wokół. Można było dostrzec takie rzeczy, gdy żyło się w obozie? Widocznie tak. Od lat niezmiennie porusza mnie fragment życiorysu jezuity Mieczysława Bednarza, który więziony w łagrach, odprawiając codzienny rachunek sumienia, zawsze dziękował Bogu za piękno przyrody. Przyrodą zachwycali się także w swoich wspomnieniach Gustaw Herling-Grudziński, Warłam Szałamow czy Józef Czapski. Teraz dopisuję do nich Alicję Gawlikowską-Świerczyńską. I znów pytam: Czy można dostrzec piękno, żyjąc w piekle? Nie zadaję tego pytania bohaterce książki Czesałam ciepłe króliki, odpowiedź już przecież znam. Pytam siebie.

Wywiad przeprowadzony przez Dariusza Zaborka ułożył się w książkę, która – choć dotyka przeszłości – w rzeczywistości mówi o teraźniejszości. To książka o naszym codziennym dzisiaj; książka do czytania po wielekroć.

Trudno, nie będzie inaczej

Dystans do siebie, do swoich przeżyć, zatrzymuje mnie na dłużej przy lekturze. Doprawdy trudno przejść obojętnie obok takich słów: „Takie były warunki i ktoś by powiedział, że to było piekło. A ja uważałam, że to miejsce, w którym trzeba przeżyć”. W innym miejscu stwierdza: „Nie należę do osób rozpamiętujących przykre rzeczy i nie chciałam sobie przypominać. Chciałam, żeby to się zatarło w pamięci. (…) Jednak można to wyćwiczyć. Zamiast rozpamiętywać, znajdywać inne zajęcia. (…) Ale czy ja mam całe życie się umartwiać? Codziennie rano przypominać sobie, co się stało, i z tego powodu źle się czuć? Broń Boże. Tak się stało, trudno, nie będzie inaczej”. Wypisuję te i podobne cytaty, by je zapamiętać na całe życie. Widzę to coraz wyraźniej – ta książka jest skierowana do nas współczesnych. Choć wychowani w zupełnie innych realiach, mamy do czynienia ze „swoją okupacją”: depresją, mobbingiem, deadlinem, uzależnieniem. Chciałbym, żeby te słowa usłyszeli moi bliscy, ba, żeby usłyszało je moje życie. Teraz jeszcze bardziej rozumiem to, co mówił św. Jan Chryzostom: Chwałą Boga jest człowiek żyjący. Właśnie: żyjący, nie skundlony.

W rozmowie z Alicją Gawlikowską-Świerczyńską przebija echo słów Scarlett O’Hary, które wypowiadała, gdy pojawiały się problemy: „Nie chcę o tym teraz myśleć. Pomyślę o tym jutro”. Uciec przed terrorem historii, nie dać się dyktatowi narzuconej rzeczywistości. Szukam w tej książce źródeł chęci do życia i znajduję tylko tę odpowiedź, która jest ukryta między wersami: bo tak. Życie jest w dyspozycji człowieka, a to oznacza, że życia się tak łatwo nie oddaje. Życie chce żyć. W jednym z niewysłanych listów wojennych Alicja Gawlikowska-Świerczyńska pisze: „Nie chcę umierać. Wtedy wydawało mi się, że tylko parę chwil dzieli mnie od śmierci, że przyjdzie ona i tak nieodwołalnie, nie chciałam pozbawiać się sama tych ostatnich momentów życia, choć nie wiedziałam, jak wiele przyjdzie mi przeżyć. Byłam albo zbyt wielkim tchórzem wobec śmierci, albo zbyt odważna wobec życia i poza tym gdzieś na dnie serca głupia nadzieja. Przywołałam wszystkie dobre duchy i z pasją zgniotłam na miazgę buteleczkę. Nie poddałam się jeszcze, prężę się w sobie, natężam siły, muszę być silna, chcę zwyciężyć”. Ta „buteleczka” to ampułka z cyjankiem, w którą wyposażony był każdy działający w konspiracji. Odrzucona ampułka wraca do mnie z pytaniem o własne życie.

Życiowa walka

Nie sposób pisać o tej książce na chłodno, bez emocji. Bo ona wywołuje same emocje. Jest jedną wielką emocją – chęcią życia. I ponieważ zaświadcza o tym sędziwa bohaterka – pani Alicja ma 92 lata – trudno nie dać wiary słowom. Niejako na marginesie wspomnień obozowych powstają notatki, jak nie przegrać swojej życiowej walki. O dystansie do siebie już było, teraz czas na twarz. O którą trzeba dbać. O koleżankach wyczytanych podczas apelu do rozstrzelania mówi: „Zawsze mówiłyśmy, że mają dobrze wyglądać. Czesałyśmy je, żeby nie pokazywały przed Niemcami, że się boją. To też poprawiało samopoczucie. Chodziło o to, żeby zachować twarz”. Dbanie o siebie to też podjęcie codziennej walki o samego siebie. W obozie wymagało to nie tylko hartu ciała, bo myto się w lodowatej wodzie, mieszając mydło z piaskiem, ale przede wszystkim sprawności ducha, by kosztem snu i dodatkowej energii zadbać o siebie. „Były osoby, które zupełnie o tym nie myślały, ale to już był sygnał niepokojący, zwłaszcza jak wcześniej dbały, a potem przestały. Przede wszystkim przestawały się myć. Psychicznie nie wytrzymywały sytuacji. Siedziały zagłodzone i obdarte i już wiedziałam, że przenoszą się na tamten świat”. W dalszych wspomnieniach pani Alicja opowiada, jak zadbany wygląd, na miarę możliwości, podnosił własną wartość, jak również bywał orężem walki z okupantem, który starał się człowieka zeszmacić. Do dziś była więźniarka Ravensbrück ubiera się barwnie, prowadzi aktywny tryb życia, stara się pracować i korzystać z życia. Chusta więzienna zarzucona na ramiona? To nie dla niej. Współczesne wybory Miss Holocaustu spośród kobiet, które przeżyły obóz? Nie ma nic przeciwko. Kolorowe, barwne ubrania, blond włosy – tak, poproszę. Gdy zbliżał się front wojenny, pani Alicja wykradła kawałek kolorowego materiału i zaczęła w obozie po kryjomu szyć dla siebie sukienkę. Bo trzeba było jakoś z tego Ravensbrück wyjść. Najlepiej z klasą.

Zło było, ale nie złamało

Jest jeszcze coś, czego nie potrafię nazwać. Wybaczenie przeszłości? Rozgrzeszenie pamięci? Może do tego odnoszą się słowa Ewangelii, aby zostawić umarłym grzebanie umarłych? Ciągłe rozpamiętywanie doznanego bólu, napotkanej krzywdy, sprawia, że zatrzymujemy się w tym jednym momencie życia. Że wszystko inne, co nas spotyka, jest rozważane właśnie przez to jedno bolesne wydarzenie. Chciałbym się nauczyć takiego patrzenia na własną przeszłość, jak bohaterka rozmowy Dariusza Zaborka, gdy wspomina doświadczenia kobiet zgwałconych przez czerwonoarmistów. „Rosjanie napadali, wciągali w kąt i gwałcili. Oni hamulców żadnych nie mieli. Nie zabijali. Nie słyszałam, żeby którąś zamordowali. No, ale się zabawiali. Po drodze opowiadała nam jedna z blokowych, że Rosjanie nie mieli wielkich sukcesów (śmiech). Nie była zachwycona, mówiła, że nie umieli zabrać się do tej rzeczy. Ale kobita była wiekowa, miała czterdzieści parę lat i oceniła to jak przygodę. Starała się to zlekceważyć, zironizować, zbagatelizować, nie robiła dramatu. Ale młode dziewczyny – bez doświadczenia – bardzo to przeżywały”. Jeśli tylko wgryźć się w te słowa, znajdzie się w nich mądrość. Że złe już było, przyszło i naznaczyło, ale nie złamało. Wobec takich opowieści niewiele może być komentarza. Można jedynie posłuchać, jak te słowa rezonują.

Czy można dziękować za pobyt w obozie? „Dzisiaj myślę, że może dzięki obozowi żyję? Bo gdybym była w Warszawie, to może bym to życie straciła, w czasie powstania mogłam dziesięć razy zginąć. W obozie za to byłam zamknięta i siedziałam (śmiech)”. Zawstydzają mnie takie zdania. Myślę o swoim życiu. O „swojej okupacji” neurotycznych czasów. O tym, że rozmowa Zaborka i Gawlikowskiej-Świerczyńskiej w rzeczywistości więcej mówi o teraźniejszości niż o przeszłości. Że jest sprytnym wodzeniem czytelnika za nos, gdyż rozmówca nie jest bohaterem nieskazitelnym, ma swoje wady. Książka ukazuje się w Dzień Matki, co jest włożeniem kija w mrowisko… Oszołomiony lekturą, zapatrzony w cytaty jak w prowiant na długą drogę, powtarzam sobie: śmiechu mi trzeba, zdrowego śmiechu ponad wszystko…

Że ta recenzja jest zbyt emocjonalna? Przeczytaj książkę, to wtedy porozmawiamy. Może nawet na spokojnie.

Czesałam ciepłe króliki. Rozmowa z Alicją Gawlikowską-Świerczyńską, Dariusz Zaborek, Czarne, Wołowiec 2014, s. 130.

Miss Holocaustu pije brandy
Marcin Cielecki

urodzony w 1979 r. – polski poeta, eseista, recenzent, pisarz.  Autor m.in. zbioru esejów Miasto wewnętrzne, książek poetyckich Ostatnie Królestwo, Czas przycinania winnic....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze