Eucharystia jako lekarstwo

Eucharystia jako lekarstwo

Oferta specjalna -25%

Ewangelia według św. Jana

0 opinie
Wyczyść

Synod dał do zrozumienia, że wartość celibatu jest dla Kościoła rzymskiego dziś ważniejsza niż udział ludzi w Eucharystii sprawowanej przez żonatych mężczyzn.

Kilkanaście dni temu w Rzymie zakończył się synod poświęcony Eucharystii. Trzytygodniowy maraton odczytów i dyskusji, w których uczestniczyli zarówno duchowni, jak i świeccy z całego świata, nie przyniósł żadnych rewelacji. Drażliwe dla Kościoła katolickiego sprawy, takie jak brak księży związany m.in. z obowiązkiem przestrzegania celibatu, komunia dla osób, które zawarły powtórny związek małżeński, czy interkomunia z innymi chrześcijanami, były co prawda dyskutowane w czasie obrad, ale w dokumencie wieńczącym obrady, tzw. propozycjach zostały skutecznie spacyfikowane.

Taki przebieg wydarzeń może dziwić, skoro nawet konserwatywni komentatorzy podkreślają, że zamiatane pod dywan sprawy nie są nowe, i — jak to było widać choćby w kilku ostatnich latach — z regularnością szwajcarskiego zegarka wracają na kościelne podwórko, gdy tylko pojawi się ku temu okazja. Tym bardziej dziwi, że nie poruszono spornych spraw w propozycjach, skoro Benedykt XVI lubi wyzwania i nie należy do tych, którzy chowają głowę w piasek. Także i dlatego, że to przecież ostatecznie papież decyduje, co znajdzie się w adhortacji posynodalnej.

Celibat kontra Eucharystia

Jest oczywiste, że Kościół katolicki — by odwołać się do sprawy, która zawsze robi karierę w mediach — boryka się z deficytem kapłanów. Przykłady: we Francji, w diecezji Bayonne (która sąsiaduje z diecezją Lourdes) wyświęcono w roku 2005 dwóch neoprezbiterów, a zmarło w tym okresie 21 księży. Średnia wieku kapłanów w tej diecezji wynosi ponad 70 lat. Następni kandydaci do święceń w tym seminarium (dwóch alumnów) są obecnie na trzecim roku studiów. Na innych latach nie ma żadnego.

Dramatyczna sytuacja panuje w największej diecezji Niemiec Freiburgu. Obecnie w seminarium na poszczególnych latach studiuje po kilku alumnów, a diecezja liczy prawie 2,5 miliona wiernych. W tej sytuacji od kilku lat biskup łączy sąsiednie parafie (czasem nawet pięć, sześć) w jednostki duszpasterskie, nad którymi opiekę sprawuje z reguły tylko jeden ksiądz. Trudna sytuacja jest również we Włoszech: w diecezji Rovigo 50 lat temu studiowało ponad 150 alumnów, a dziś jest ich zaledwie kilku. Seminarium duchowne zostało sprzedane i zamienione na koszary wojskowe (dane za Katolicką Agencją Informacyjną).

Jedną z przyczyn takiego stanu rzeczy, przekonują nie tylko katoliccy liberałowie, ale także biskupi, jest wymóg celibatu, a przecież, jak w czasie synodu przekonywał melchicki patriarcha Grzegorz III Lahem, „celibat nie ma teologicznej podstawy”. Księża w katolickich Kościołach wschodnich mogą być żonaci: „małżeństwo — mówił — jest symbolem jedności Chrystusa i Kościoła”. Uderz w stół, a nożyce się odezwą: patriarchę na ziemię sprowadził kard. Angelo Scoli z Wenecji. W Kościele łacińskim da się wskazać „głębokie racje teologiczne” przemawiające za bezżennością duchownych. Kto zatem ma rację: melchicki patriarcha czy arcybiskup Wenecji?

Temperatura dyskusji, jak widać, była wysoka. Jednak końcowy dokument synodalny już tego nie odzwierciedla: stwierdza się w nim to, co zawsze: nie obowiązek celibatu jest przyczyną braku księży, ale zasadniczy kryzys wiary, kultury i rodziny. Tym samym nie dziwi, że na postulat dopuszczenia do święceń viri probati — „mężów wypróbowanych w wierze” synod odpowiedział negatywnie: „tą drogą iść nie należy”. Za to troskę o powołania należy zacząć od modlitwy i dobrego duszpasterstwa powołań. Czyżby zatem brak księży był efektem tego, że lud Boży nie modli się o duchownych i nie inwestuje w duszpasterstwo powołań?

Kościół zobowiązuje swoich wiernych do uczestnictwa w niedzielnej mszy świętej. Ba, mówi, że mają do tego prawo. Jednocześnie nie może im tego prawa zagwarantować, gdyż — jak tłumaczą się Watykan i biskupi diecezjalni — nie dysponuje wszędzie odpowiednią liczbą księży celibatariuszy.

To pokazuje, jak w Kościele rzymskim dochodzi do starcia dwóch pozytywnych wartości: z jednej strony kapłaństwa, którego warunkiem jest celibat, z drugiej sprawy uczestnictwa wiernych w Eucharystii, której często w kościołach lokalnych nie ma kto sprawować. Synod dał do zrozumienia, że wartość celibatu jest dziś dla Kościoła rzymskiego ważniejsza niż udział ludzi w Eucharystii sprawowanej przez żonatych mężczyzn.

Ten Chleb nie dla nich

Od dłuższego czasu wraca też kwestia komunii św. dla katolików rozwiedzionych i żyjących w powtórnym związku cywilnym. W samej Ameryce jest 5–7 mln wiernych pozbawionych prawa do komunii. Mówił o tym abp John A. Dew z Nowej Zelandii: „Skandal tych, którzy są głodni eucharystycznego Chleba, musi być podjęty, tak jak i skandal fizycznego głodu. (…) Kościół wzbogaciłby się, gdyby był w stanie zaprosić oddanych katolików, dzisiaj wykluczonych z Eucharystii, do powrotu do stołu Pańskiego”. Jednak większość ojców synodalnych nie dała się przekonać. Propozycje ostatecznie mówią, że ludzie ci nie mogą przystępować do komunii, ponieważ znajdują się w obiektywnej sprzeczności z tym, co słowo Boże naucza o małżeństwie, szczególnie o jego nierozerwalności.

Świecki teolog Józef Majewski odnotował na łamach „Tygodnika Powszechnego” osobliwą ewolucję stanowiska uczestników synodu w tej kwestii: wersje robocze propozycji spotkały się z zarzutem, że rozmywają tradycyjne nauczanie Kościoła i mogą prowadzić do niepotrzebnego zamieszania. W obu była mowa o cierpieniu rozwiedzionych z powodu zakazu przystępowania do komunii, a biskupi w przejmujących słowach zwracali się do nich bardzo bezpośrednio: „wasze cierpienie jest cierpieniem naszym”. Jednak w ostatecznej redakcji nie ma już wątpliwości: znika słowo cierpienie, a mówi się tylko o smutku. Pominięto też bezpośrednie odniesienie do tych osób.

Ten sam problem udzielania komunii św. odsłania kwestia katolickich polityków, którzy głoszą poglądy sprzeczne z moralnym nauczaniem Kościoła, szczególnie na temat aborcji. To zapewne owoc sporu, który wybuchł w USA, kiedy kandydat na prezydenta z ramienia demokratów, katolik John Kerry, opowiadał się publicznie za „wolnym wyborem” kobiet. Jednak, zdaniem prefekta Kongregacji Nauki Wiary abp. Williama Levady, postawa taka u katolickiego polityka jest niedopuszczalna. Co więcej: katolicy, oddając głos na takiego polityka, także popadają w grzech.

Inny punkt widzenia sprawy przedstawił kard. Mario Pompedda, jeden z najwybitniejszych prawników Watykanu. „Generalnie nie jest właściwe — przekonywał — mówić o grzeszności w przypadku takiego głosowania, bo ma ono tylko pośredni związek z rzeczywistym aktem aborcji. Katolik — podkreślił — głosując na takich polityków, może kierować się innymi racjami”. „Nie można oddzielić opinii prywatnych od publicznych i stać w konflikcie z prawem Bożym oraz nauczaniem Kościoła” — głosi jedna z propozycji synodu.

Także ci, którzy żywili nadzieję na pogłębioną refleksję na temat interkomunii, otrzymali kubeł zimnej wody. „Komunia eucharystyczna razem z chrześcijanami niekatolikami nie jest generalnie możliwa” — czytamy w dokumentach. Wykluczono możliwość koncelebracji ekumenicznej, czyli wspólnego odprawiania mszy.

Nagroda i kara

Co sprawia, że Kościół rzymski z takim oporem otwiera się na nowe rozwiązania teologiczne i duszpasterskie? Być może klucz tkwi w samym rozumieniu Eucharystii, która — jak pisał Jan Paweł II w encyklice Ecclesia de Eucharystia z 2003 roku — „jawi się jako źródło i jednocześnie szczyt całej ewangelizacji, ponieważ jej celem jest zjednoczenie ludzi z Chrystusem” (nr 22). Innymi słowy: od teologicznego rozumienia centralnego wydarzenia chrześcijańskiej wiary zależy strategia duszpasterska.

Teologia na chwilę wtargnęła w synodalne dyskusje. Zastanawiano się, czy eucharystia jest „ucztą” czy „ofiarą”. Niewtajemniczonym może to przypominać trochę debaty, które toczono w średniowieczu, zastanawiając się nad tym, ile diabłów zmieści się na główce szpilki. Nic z tych rzeczy. Od rozumienia Eucharystii zależy, jak się okazuje, całość życia kościelnego.

Widzimy to jasno, kiedy czytamy posynodalne ustalenia. Co więcej, można odnieść wrażenie, że katolickie rozumienie Eucharystii nie tyle odsłania się w metaforach „uczty” czy „ofiary”, ile przede wszystkim „nagrody” i „kary”. Dlaczego? Okazuje się, że dostęp do stołu Pańskiego mają tylko ci, którzy żyją zgodnie z obecnym nauczaniem Kościoła i skrupulatnie przestrzegają jego norm. Komunia św. jawi się jako swoista nagroda.

Jeśli jest nagroda, musi być więc i kara: nie otrzymają komunii św. ci katolicy, którzy żyją w związku niesakramentalnym, bo — czasami nie z ich winy — „życie przetrąciło im kręgosłup”. Nie mają do niej prawa ci politycy i ich wyborcy, którzy w życiu głoszą poglądy sprzeczne z nauczaniem Kościoła. Nie mają do niej w końcu prawa ci chrześcijanie, którzy należą do innych Kościołów niż rzymski. Tu zdarzają się jednak wyjątki: Brat Roger (niekatolik) otrzymywał komunię św., podobnie jak Tony Blair (anglikanin). Może więc rodzić się wątpliwość, czy nie jest to przykład instrumentalnego traktowania Eucharystii. Interkomunia — tak, ale z tymi, których Rzym uzna za godnych.

Jezus Chrystus niemal na każdej stronie Ewangelii przekonuje, że nie przyszedł do tych, którzy się dobrze mają, ale do tych, którzy chorują. Zatem zarówno On sam, jak i Jego Ewangelia mają być lekarstwem dla błądzących i grzeszników. Ten aspekt Chrystusowego przesłania doskonale pokazuje scena powołania Mateusza–celnika, późniejszego apostoła. Gdy Jezus usiadł z nim do stołu i dzielił się chlebem, faryzeusze zadawali pytania mające obnażyć Jego niecne postępowanie: dlaczego On jada z celnikami i grzesznikami? Kiedy to usłyszał Jezus, odpowiedział: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, ale ci, którzy się źle mają. Idźcie i starajcie się zrozumieć, co znaczy: chcę raczej miłosierdzia, niż ofiary. Bo nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników” (zob. Mt 9,9; Mk 2,15).

Jan Paweł II w encyklice o Eucharystii mówił: „W Eucharystii — żeby tak powiedzieć — staje się dostępna »tajemnica« zmartwychwstania. Dlatego też słusznie św. Ignacy Antiocheński określał Chleb eucharystyczny jako »lekarstwo nieśmiertelności, antidotum na śmierć«”.

Czy jakiekolwiek zgromadzenie ma prawo dysponować, kto może spożywać Chleb Życia, a kto nie może tego czynić? Czy Eucharystia rozumiana w kategoriach „nagrody” i „kary”, jeśli dobrze interpretuję propozycje synodalne, nie jest odbieraniem możliwości spotkania się grzesznych ludzi z Jezusem Chrystusem, który ma być naszym lekarzem?

Eucharystia jako lekarstwo
Jarosław Makowski

urodzony 22 kwietnia 1973 r. w Kutnie – polski historyk filozofii, teolog, dziennikarz i publicysta, dyrektor Instytutu Obywatelskiego. Publikował m.in. w „Gazecie Wyborczej”, „Rzeczpospolitej”, „Dzienniku Gazecie Prawnej”...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze