Emigrant na wigilii
Oferta specjalna -25%

Drugi List do Koryntian

0 opinie
Wyczyść

Wyobraźmy sobie, że zgodnie ze starym, polskim zwyczajem zostawiamy przy wigilijnym stole puste miejsce z talerzem czekającym na niespodziewanego przybysza. A tu rzeczywiście ktoś puka. Gość z daleka, emigrant. Zapraszamy go do wspólnej wieczerzy. Gość przyjmuje zaproszenie i siada za stołem. Zaczyna jednak wybrzydzać. Nie smakuje mu karp, a śledzie wypluwa. Chrześcijańska symbolika uroczystości najwyraźniej go drażni. Na koniec gwałtownie wstaje i podpala choinkę.

Biblia mówi o trzech podstawowych kategoriach ubogich: sierocie, wdowie i cudzoziemcu. Kapłani i prorocy stają w ich obronie. „Cudzoziemca, który osiadł wśród was, będziecie traktowali jak jednego spośród was. Będziecie go miłować jak siebie samych, bo sami byliście kiedyś cudzoziemcami w ziemi egipskiej. Ja jestem Jahwe, wasz Bóg” – czytamy w Księdze Kapłańskiej (19,34). Nie znajdziemy jednak w Starym i Nowym Testamencie idei, że owo miłowanie oznacza wzięcie w nawias własnej tożsamości, by nie drażnić cudzoziemców.

Dziś szermierze politycznej poprawności, miłośnicy multikulturowości oraz intelektualiści utrzymujący, że najlepszymi chrześcijanami są wyznawcy innych religii, pouczają nas, że nie jest problemem fakt, że cudzoziemiec spalił nam choinkę bożonarodzeniową w naszym własnym domu, ale to, że nie okazaliśmy się dostatecznie tolerancyjni wobec jego odmiennej wrażliwości religijnej i kulturowej. Musimy chodzić na paluszkach wokół łatwo wpadającego w furię przybysza. Jeśli demoluje nam mieszkanie, nie nazywajmy go chuliganem, bo to jeszcze bardziej go zdenerwuje. Popatrzmy raczej ze zrozumieniem na jego trudne dzieciństwo oraz uznajmy fakt, że nie byliśmy wystarczająco hojni w obdarowaniu go prezentami.

Opowiadano mi, że na inaugurację meczetu w Rzymie byli zaproszeni przedstawiciele władz świeckich i kościelnych. Nowa świątynia muzułmańska w stolicy chrześcijaństwa to dla wielu kolejny przykład postępu w dialogu międzyreligijnym. Niektóre przemówienia były wygłaszane w języku arabskim, nieznanym większości rzymskich i watykańskich notabli. Jeden z mówców wygłosił w języka Mahometa płomienną mowę, w której wyraził nadzieję, że niedługo 20% mieszkańców Europy będzie muzułmanami. Na to dictum zerwały się gromkie brawa. Bili brawo również przedstawiciele władz miasta i purpuraci z Watykanu. Rozumiem, że trzeba się cieszyć, iż w Europie istnieje realna wolność wyznania. Nie można też mieć pretensji do muzułmanów, że ich kobiety rodzą wielu nowych wyznawców islamu, podczas gdy postchrześcijańska Europa koncentruje się na prawach gejów i lesbijek do adopcji. Ale może by tak wspomnieć o zasadzie wzajemności. Jeśli w krajach chrześcijańskich buduje się meczety, to dlaczego w krajach muzułmańskich nie można budować kościołów, że o karze śmierci za przejście z islamu na chrześcijaństwo nie wspomnę? Muzułmanie mają na to pytanie prostą odpowiedź: — Bo nasza religia jest prawdziwa, a wasza religia jest fałszywa! Mają prawo tak sądzić, tylko dlaczego wielu ochrzczonych w Europie się z tym zgadza?

Lewaccy politycy Europy nie lubią chrześcijaństwa, a w szczególności Kościoła katolickiego. Są jednak na tyle mądrzy, że nie mówią o tym wprost. Inaczej niż Lenin, dla którego chrześcijaństwo było opium (albo raczej wódą) dla ludu. Współcześni nieprzyjaciele Kościoła podchodzą do zagadnienia z drugiej strony. Nie chcą w preambule Pana Boga i odniesień do chrześcijańskich fundamentów Europy, bo to – jak twierdzą – byłoby nietolerancyjne, niegrzeczne i nieestetyczne. Niektórzy – co bardziej bezczelni – z uśmiechem przekonują, że politeizm pierwotnych ludów germańskich i słowiańskich też wniósł wiele w budowanie Europy i w związku z tym nie można wyróżniać chrześcijaństwa. Innymi słowy nietolerancyjne jest wyróżnianie Matki Boskiej Częstochowskiej, skoro nasi praojcowie czcili Światowida. Lewacy nie niszczą wprost chrześcijańskiego modelu rodziny. Zauważają jedynie, że trzeba być otwartym na tych, którzy pragną żyć w związkach homoseksualnych i mieć dzieci z probówki. Coraz śmielej podejmuje się kwestię prawnego uznania różnego rodzaju homo– i biseksualnych komun. Znikają pojęcia „męża” i „żony”, a słowo „rodzic” zastępowane jest terminem „opiekun prawny dziecka”. Paradoksalnie w tej obyczajowej rewolucji pomaga retoryka multikulturowości.

Patrzę na sfrustrowanych wyrostków o ciemnych cerach, którzy podpalają we Francji samochody, domy, szkoły, kościoły. Skrzywdził ich Zachód? Manipulowani są przez mafię? Powinniśmy prosić ich o przebaczenie, aby nie próbowali już więcej spalić nam wigilijnej choinki? Powinniśmy jeszcze bardziej otworzyć drzwi dla cudzoziemców, by okazać dobrą wolę? Trzeba dać większe zasiłki i obywatelstwo od ręki, aby nie czuli się wyalienowani? I jeszcze jedno pytanie: gdzie w Europie kończy się biblijna gościnność dla cudzoziemca, a zaczyna samobójcza ideologia budowania nowego społeczeństwa w podstępnej opozycji do chrześcijaństwa?

Emigrant na wigilii
Dariusz Kowalczyk SJ

urodzony w 1963 r. – jezuita, profesor teologii, wykładowca teologii dogmatycznej, profesor Wydziału Teologii Papieskiego Uniwersytetu Gregoriańskiego w Rzymie. W latach 2003-2009 prowincjał Prowincji Wielkopolsko-Mazowieckiej Towarzystwa Jezusowego....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze