Czy kiedykolwiek wojna może być sprawiedliwa?

Czy kiedykolwiek wojna może być sprawiedliwa?

Oferta specjalna -25%

Legendy dominikańskie

0 opinie
Wyczyść

Wszystkie dzienniki pełne są wiadomości, a publicyści prześcigają się w komentowaniu amerykańsko–brytyjskiej interwencji w Afganistanie. Jest to podobno wojna z terroryzmem w obronie fundamentów naszej cywilizacji. 11 września zaatakowano bowiem — jak się twierdzi — nie tylko USA, ale wartości, na których zbudowana jest kultura zachodnia. Według mnie, u źródeł cywilizacji euroatlantyckiej leżą wartości judeochrześcijańskie, w tym wezwanie do miłości nieprzyjaciół, przebaczenia winowajcom, przezwyciężania zła dobrem. Jak należy w takim razie zrozumieć wypowiedź rzecznika prasowego Watykanu, który „wyraził zrozumienie dla ewentualnej akcji zbrojnej Stanów Zjednoczonych przeciwko terrorystom, odpowiedzialnym za zamachy w Nowym Jorku i Waszyngtonie”. Ataki te tylko przecież nakręcają spiralę przemocy, bardziej wyglądają na odwet, niż stwarzają realną możliwość przezwyciężenia terroryzmu. Dlaczego Kościół usprawiedliwia takie akcje, nadając im miano „wojny sprawiedliwej”?

Odebrałem wypowiedź rzecznika prasowego Stolicy Apostolskiej jako nieporównanie bardziej wyważoną i ostrożną, niż Pan to przedstawia. Usłyszałem w niej zwyczajne przypomnienie katolickiej nauki o prawie do obrony przed niesprawiedliwym atakiem, a zarazem nie usłyszałem w niej jakiejkolwiek aprobaty dla Stanów Zjednoczonych w ich działaniach zbrojnych przeciwko terrorystom oraz ich poplecznikom. Przypuszczam, że wypowiedź ta doszła do Pana w zniekształcającej ją interpretacji.

Gdyby Pan mi zarzucił, że to raczej ja ją odczytałem nie dość uważnie, też nie będę się kłócił. Czymś naprawdę ważnym wydaje mi się to, żeby teraz udało mi się przedstawić Panu naukę Kościoła na temat pytania, czy wolno się bronić w obliczu niesprawiedliwej agresji.

Zacznę od przytoczenia wspomnienia z dnia męczeńskiej śmierci błogosławionego Michała Czartoryskiego, dominikanina, rozstrzelanego 6 września 1944 roku razem z rannymi powstańcami, których nie chciał opuścić w obliczu nadchodzących Niemców. Autorem wspomnienia jest prof. Stanisław Kasznica, dawny rektor Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu:

Na niskich łóżkach polowych leżało jedenastu ciężko rannych naszych żołnierzy. Snuło się kilku żołnierzy niemieckich. Jeden z nich krążył wciąż posuwistym, miękkim, kocim krokiem, wychodził, wchodził, przyglądał się rannym, wykrzykiwał coś na „AK–Banditen”. Budził w nas niepokój…

Ów Niemiec nie miał wątpliwości, że napadnięci — a w każdym razie napadnięci przez armię niemiecką — nie mają prawa do obrony, a jeśli próbują się bronić, to są zwyczajnymi bandytami. Nie miał też wątpliwości, że takich „bandytów”, nawet jeżeli są ciężko ranni, należy rozstrzelać.

Jednak prawo moralne stoi po stronie niesprawiedliwie napadniętych oraz niesprawiedliwie zagrożonych. „Ludy mają prawo i obowiązek strzec, za pomocą stosownych środków, swojej wolności przeciwko niesprawiedliwej agresji” — pisał 1 stycznia 1982 roku, w swoim orędziu na dzień pokoju, Jan Paweł II, który przypominał tylko w ten sposób tradycyjną naukę Kościoła na ten temat.

Warto przypomnieć, dlaczego właśnie w tamtym momencie Papież zdecydował się o tym mówić. Były to lata, kiedy w Europie Zachodniej pacyfiści głosili hasła jednostronnego rozbrojenia i organizowali w tym kierunku różnorodne, nieraz potężne, naciski na swoje rządy. Dziś wiemy, że wiele było w tym inspiracji sowieckich służb specjalnych, ale i wtedy można się było tego domyślać. Zresztą wielu z tych pacyfistów działało w dobrej woli, rzecz jednak w tym, że w swojej krótkowzroczności nie zauważali oni, że obiektywnie starają się wepchnąć całą Europę w łapy sowieckiego imperializmu.

Jan Paweł II miał wówczas odwagę przeciwstawić się pozornej ewangeliczności tych „gołąbków pokoju” i narazić się na zarzuty, że zapomniał o nauce Pana Jezusa, iż zło należy zwyciężać dobrem. We wspomnianym orędziu przypomniał tę oczywistą prawdę, że wszyscy jesteśmy grzeszni i że wobec tego fałszywy jest ten rodzaj moralnego idealizmu, który ułatwia ludziom złym czynienie zła.

Społeczeństwo całkowicie pacyfistyczne jest złudzeniem — pisał wówczas Jan Paweł II — a ideologie, które je ukazują jako łatwe do zrealizowania, budzą nadzieje niemożliwe do spełnienia, mają bowiem błędną koncepcję ludzkiej kondycji, nie ujmują problemu w jego całości, stosując ucieczkę, ażeby zagłuszyć lęk, lub (w niektórych przypadkach) kierując się własną korzyścią. Chrześcijanin jest przekonany (…), że te zwodnicze nadzieje prowadzą wprost do pseudopokoju reżimów totalitarnych.

Co w takim razie z Bożą nauką, że zło należy zwyciężać dobrem? Czy godzi się ze złem walczyć za pomocą zła? Te ogromnie ważne pytania powinniśmy sobie stawiać często i w różnych sytuacjach. Jednak kto je stawia w przekonaniu, że złem jest obrona przed niesprawiedliwym napadem, ten przyczynia się tylko do szerzenia moralnego chaosu. Wolno nam bowiem bronić — również metodami siłowymi — zarówno siebie, jak i kogoś innego, kto stał się ofiarą agresji. Co więcej, nieprzyjście z pomocą niesprawiedliwie napadniętemu oraz różne inne zachowania i zaniedbania, które ludziom złym ułatwiają czynienie zła, można nazwać tchórzostwem, wygodnictwem, lenistwem, krótkowzrocznością, ale nigdy — postawą ewangeliczną.

Zarazem trzeba starannie podkreślać i przypominać, że działań obronnych nie wolno dokonywać za pomocą zła, bo wówczas — i tu nie sposób się z Panem nie zgodzić — obrońcy sami przemieniają się w krzywdzicieli, a spirala przemocy będzie się coraz bardziej nakręcać. To właśnie dzięki uświadomieniu sobie tego, że przed złem nie wolno się bronić za pomocą zła, w cywilizowanych społeczeństwach obowiązuje zakaz bezpośrednich działań przeciwko ludności cywilnej agresora i wciąż na nowo przypomina się o obowiązku łagodnego obchodzenia się z jeńcami oraz opiekowania się zranionym napastnikiem.

Uwaga: nie powiedziałem jeszcze o tym, co jest duszą katolickiej nauki na temat obrony przed agresją, a bez tego cały podany tu wykład byłby jednostronny i jednak zafałszowany. Przedstawiłem dopiero poniekąd ciało tej nauki: zdecydowane podkreślenie prawa do obrony przed napaścią. Duszą jest równie stanowcze przypominanie, że należy zrobić naprawdę wszystko, ażeby sprawiedliwość została obroniona bez sięgania po siłę militarną.

Co więcej, nawet gdyby za pomocą środków pokojowych nie dało się sprawiedliwości obronić, nie wolno sięgać po środki militarne, jeśli może to „pociągnąć za sobą jeszcze poważniejsze zło i zamęt niż to zło, które należy usunąć”. Jeśli np. miałoby to rozpętać wojnę bakteriologiczną albo skłonić jakichś niegodziwców do użycia bomby atomowej.

Może jednak przepiszę cały punkt Katechizmu Kościoła Katolickiego, którego fragment dopiero co przytoczyłem:

2309. Należy ściśle wziąć pod uwagę dokładne warunki usprawiedliwiające uprawnioną obronę z użyciem siły militarnej. Powaga takiej decyzji jest podporządkowana ścisłym warunkom uprawnienia moralnego. Potrzeba jednocześnie w tym przypadku:

– aby szkoda wyrządzana przez napastnika narodowi lub wspólnocie narodów była długotrwała, poważna i niezaprzeczalna;
– aby wszystkie pozostałe środki zmierzające do położenia jej kresu okazały się nierealne lub nieskuteczne;
– aby były uzasadnione warunki powodzenia;
– aby użycie broni nie pociągało za sobą jeszcze poważniejszego zła i zamętu niż to zło, które należy usunąć. W ocenie tego warunku należy uwzględnić potęgę współczesnych środków niszczenia.

Cały ten rozdział Katechizmu wart jest uważnego przestudiowania oraz przypominania. Znajduje się tak również opis tego pacyfizmu, który cieszy się aprobatą i szacunkiem ze strony Kościoła:

2306. Ci, którzy wyrzekają się przemocy oraz krwawych działań i w celu ochrony praw człowieka, odwołują się do środków obronnych, które dostępne są najsłabszym, dają świadectwo miłości ewangelicznej pod warunkiem, że nie przynosi to szkody prawom ani obowiązkom innych ludzi i społeczeństw. Świadczą oni w sposób uprawniony o powadze ryzyka fizycznego i moralnego uciekania się do przemocy, która powoduje zniszczenia i ofiary.

Szczególnie przygnębiającej aktualności nabrał dzisiaj ten punkt Katechizmu, w którym zwraca się uwagę na niemoralność takiego handlowania bronią, jakby ona była takim samym towarem jak wszystkie inne (2316). Niestety, w ostatnich miesiącach coraz więcej dowiadujemy się o tym, że nie tylko zbrodnicze mafie, ale również demokratyczne państwa zarabiały na dostarczaniu broni terrorystom i różnym podejrzanym organizacjom.

* * *

Rzecznik prasowy Stolicy Apostolskiej Joaquin Navarro–Valls potwierdził swą wypowiedź dla agencji Reuters, w której wyraził zrozumienie dla ewentualnej akcji zbrojnej Stanów Zjednoczonych przeciwko terrorystom, odpowiedzialnym za zamachy 11 bm. w Nowym Jorku i Waszyngtonie.

Navarro–Valls wyraził opinię, że inicjatywę tę można określić jako samoobronę przed kolejnymi atakami tych samych terrorystów i przypomniał, że Kościół katolicki nie potępia działań, które są w stanie zapobiec kolejnym ofiarom.

Agencja Reuters napisała dziś przed południem w oparciu o wypowiedź Joquina Navarro–Vallsa, że „Stolica Apostolska wolałaby, żeby kryzys wywołany zamachami w USA został rozwiązany bez użycia siły. Zrozumie jednak, jeśli Waszyngton ucieknie się do »ofensywnych środków« w obronie swych obywateli przed przyszłym zagrożeniem”.

To oczywiste, że jeśli ktoś wyrządził wielką krzywdę społeczeństwu i istnieje ewentualność, że może uczynić to raz jeszcze, jeśli pozostanie na wolności, władze mają prawo zastosować samoobronę dla społeczeństwa, któremu przewodzą, nawet jeśli środki, które wybiorą, byłyby ofensywne.

— oświadczył wówczas Navarro–Valls.

Rzecznik Watykanu przyznał ponadto, że samoobrona zakłada czasami użycie siły z braku alternatywy. — Czasem samoobrona zakłada działanie, które może doprowadzić do czyjejś śmierci — mówił Navarro–Valls. Dodał, że „albo sprawia się, by ludzie, którzy popełnili straszne przestępstwo, nie mogli czynić więcej szkody — poprzez wydanie ich i umieszczenie w areszcie, albo stosuje się zasadę samoobrony ze wszystkimi jej konsekwencjami” (KAI, 24.09.2001).

Czy kiedykolwiek wojna może być sprawiedliwa?
Jacek Salij OP

urodzony 19 sierpnia 1942 r. w Budach na Wołyniu – polski prezbiter rzymskokatolicki, dominikanin, profesor nauk teologicznych, pisarz, publicysta, autor setek książek i tysięcy artykułów, przez 40 lat prowadził rubrykę...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze