Pokolenie iPhonowych wnuków
fot. erika / UNSPLASH.COM

Pokolenie iPhonowych wnuków

Oferta specjalna -25%

Pytanie Boga

0 votes
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 37,43 PLN
Wyczyść

Jak stać się odpowiedzialnym, kiedy świat nie daje szans? Jak dorosnąć do odpowiedzialności, która według Janusza Korczaka i Emmanuela Levinasa jest troską o drugiego człowieka bez odbierania mu wolności?

Poproszony przez redakcję „W drodze” o zabranie głosu na temat miejsca mężczyzny w obecnym społeczeństwie oraz wychowania do odpowiedzialności za siebie, za rodzinę i za świat – w pierwszej chwili poczułem się trochę zdezorientowany. Dlaczego odpowiedzialność ma wyróżniać mężczyzn? A kobiety to już nie? Przy okazji zdałem sobie sprawę, że słowo „odpowiedzialność” ma w sobie coś krępującego, jakoś źle mi się kojarzy. Ciekawe dlaczego? Czy wynika to z jakichś zadawnionych, niedobrych doświadczeń? Czy z tego, że to słowo, jak wiele innych słów, zostało w naszym języku zniekształcone, użyte w niewłaściwym znaczeniu? Dlaczego słowo „odpowiedzialność” kojarzy mi się z czymś, co jest zaprzeczeniem prawdziwej odpowiedzialności – z nakazami, idącymi z domu, ze szkoły, z pracy, z grożącym palcem, z przymusowym posłuszeństwem i wychowawczym drylem?

Wezwanie: masz być odpowiedzialny, znaczyło u nas często: masz się słuchać! Ci, którzy żyli w PRL, pamiętają, że pojęcie „odpowiedzialności” w dziwny sposób się łączyło czasem z konformizmem. Mówiło się: nie podskakuj, bo stawiasz innych kolegów w trudnej sytuacji. Przecież wiesz, w jakim ustroju żyjemy, wszyscy jedziemy na tym samym wózku. „Bądź odpowiedzialny” – mogło znaczyć: nie wychylaj się! A powinno znaczyć to, co znaczy w wolnym świecie: nie bój się, idź naprzód, słuchaj własnego rozumu, jesteś wolnym człowiekiem.

Fascynacje niewolnika

Chciałbym opowiedzieć historię chłopca, który ma teraz 11 lat. Myślę, że jest w tym coś charakterystycznego, co pomoże odpowiedzieć na pytanie, jak wychowywać do odpowiedzialności. To wybitnie zdolny chłopiec. Przez pierwsze lata szkolnej nauki słyszeliśmy głównie o jego sukcesach. Ale dość szybko szkoła zaczęła go nudzić. Niewiele dawała pola do popisu, nie rozwijała zainteresowań. Szła obok życia, według anachronicznego programu. Dla chłopca – zapalonego odbiorcy literatury fantasy i konstruktora światów z lego – lektura W pustyni i w puszczy nie mogła być porywająca, a Staś Tarkowski ze swoim sztucerem i obroną wiary przed Mahdim nie był już osobowym wzorem dla kogoś takiego, jak dzisiejszy chłopak, którego oburza, że w Afryce strzela się do dzikich zwierząt. Przecież te zwierzęta są pod ochroną!

Nie wiem dokładnie, skąd pochodzi wiedza tego chłopca, skąd się biorą jego fascynacje – ale na pewno nie ze szkoły. Zdumiało nas, kiedy podczas wakacji za pomocą iPhone’a wyszukiwał na nocnym niebie krążące wokół Ziemi stacje i satelity. Wygłosił kiedyś zaimprowizowany wykład, opowieść o historii Ziemi – w piętnaście minut przebiegł wszystkie geologiczne epoki i opowiedział dzieje życia od pierwotniaka do człowieka. Ten chłopiec w przyszłości chce zostać paleontologiem, ale interesują go nie tylko dinozaury, smoki i kosmos. Obchodzą go losy planety. Kiedy się dowiedział, że puszcza amazońska jest systematycznie wycinana, był oburzony: jak państwo brazylijskie mogło do tego dopuścić? Kiedy obejrzał dokument Macieja Drygasa „Abu Haraz” o przymusowym wysiedlaniu sudańskich wiosek z terenów zalewanych wodą ze sztucznego zbiornika, on, tak kiedyś znudzony historią Stasia i Nel, wołał z przejęciem: jak można?! Czy ci ludzie nie mogą się zbuntować? Po aneksji Krymu przez Rosję ów jedenastolatek powiedział: boję się, żeby z tego nie było trzeciej wojny światowej…

Jednak ten nad wiek rozwinięty chłopak, który wypowiada się o świecie takim tonem, jakby naprawdę czuł się za niego odpowiedzialny, nie znajduje sobie miejsca ani w szkole, ani w domu. Zwierzył się kiedyś: jestem niewolnikiem.

W szkole poszło mu nie najlepiej. Coś niedobrego stało się z jego klasą. Rozpadła się wspólnota, którą byli na początku. Chłopcy, bawiący się kiedyś razem na przerwach, w czwartej klasie podstawówki wpadli w manię gier na Play Station. Jego to nie ciekawiło, sam przecież był specem od wymyślania fantastycznych historii i zabaw, nie potrzebował gier. Odpadł więc od grupy, zwłaszcza kiedy koledzy zaczęli na swoich telefonach oglądać pornografię. Chłopiec poczuł się samotny. Kiedyś poskarżył się w domu na prześladującego go kolegę i wskutek nieodpowiedzialności nauczycielki niechcący wyszedł na skarżypytę. Obraził się na szkołę, przestał się uczyć. O swojej klasie mówił z niechęcią. „Kowalski pójdzie do piekła” – powiedział o największym szkolnym łobuzie. Wiedza o piekle była chyba jedyną, jaką wyniósł ze szkolnych lekcji religii.

Po tych dramatycznych przejściach nastąpił mały happy end – nadarzyła się okazja do zmiany szkoły na lepszą.

Dzisiejsze czasy

Historia tego utalentowanego chłopca pokazuje, jak wielka jest dysproporcja między możliwościami intelektualnymi zdolnych dzieci XXI wieku a ich sytuacją w szkole i w rodzinie, gdzie poddani są anachronicznym wzorcom wychowania, nieprzystającym do możliwości, które się otwierają przed tym pokoleniem.

Na zeszłorocznym festiwalu filmowym praw człowieka „Watch Docs” oglądaliśmy wymowny dokument Pawła Ferdka „Wybory podstawowe”. Wystąpili w nim rówieśnicy chłopca, o którym tu mowa, 11- i 12-latkowie z warszawskiej szkoły podstawowej. Film pokazuje przebieg wyborów do szkolnego samorządu, urządzanych z rozmachem, na wzór dorosłych wyborów. Kandydaci prowadzą kampanię wyborczą, przedstawiają swoje programy, składają obietnice, zabiegają o głosy wyborców. Kamera towarzyszy im w szkole i w domu. Także w rozmowach w rodzicami, którzy bez żenady doradzają swoim dzieciom, jakimi sposobami mają zyskać popularność. Powstał obraz przejmujący, którego rzeczywistego znaczenia nie są świadomi ani występujący przed kamerą rodzice, ani nauczyciele, ani same dzieci. Oglądamy krok po kroku, jak to, co miało być szkołą demokracji, staje się szkołą politycznego cynizmu, odbiciem „dorosłych” wyborów, w których dozwolone są propagandowe chwyty poniżej pasa, przekupstwo, oszustwa, populistyczne obietnice bez pokrycia. Film pokazuje, że prawdziwy sens rządzenia – odpowiedzialność za wspólnotę, poprawa relacji międzyludzkich, pomoc potrzebującym – kompletnie znikł z pola widzenia. Pozostał wyborczy karnawał, jako rodzaj telewizyjnego show, w którym nagrodą jest wygrana. „Nigdy nie byłem tak szczęśliwy!” – wzdycha nowo wybrany szef szkolnego samorządu, jakby wygrał „Taniec z gwiazdami”.

Patrzę na pokolenie 40-latków, nazwane w dokumencie Marii Zmarz-Koczanowicz „Pokoleniem ’89”. Myślę, jak wiele udało im się osiągnąć, ale też – o ile więcej niż nas, starszych, kosztuje ich utrzymanie pozycji, którą osiągnęli, udział w wyścigu. Niektórzy z nich, mimo sukcesów zawodowych, tytułów naukowych, wydanych książek, coraz trudniej wiążą koniec z końcem. Ma się wrażenie, że tak jak Chaplin w „Dzisiejszych czasach”, stoją przy fabrycznej taśmie, która porusza się coraz szybciej i szybciej, tak że nie mieszczą się już w czasie. Są u szczytu swoich możliwości, ale wciąż jakby na dorobku.

Kim będą ich dzieci? Co wyrośnie z tego inteligentnego iPhonowego pokolenia? Jaki będzie ich świat?

Różnica między nami, urodzonymi wkrótce po wojnie, a pokoleniem wnuków, urodzonych już po roku 2000, polega między innymi – co jest wielkim paradoksem – na mniejszej samodzielności tych dzieci. Pamiętam, że jako siedmiolatek jeździłem sam tramwajami po mieście. Oni nie mają już takiej wolności, żyją w świecie niebezpiecznym. Do szkoły są odwożeni albo odprowadzani. Ich rodzice walczą z brakiem czasu i bardzo trudno im wygospodarować wolną chwilę dla dziecka, siąść z nim razem do stołu. Ja w swoim dzieciństwie miałem jeszcze mniej komitywy z ojcem, mniej poczucia bezpieczeństwa. Mówiło się, że „ojciec ma zszarpane nerwy”, bo wiele przeżył w czasie wojny. Dochodził do tego nacisk ustroju. Kiedy wyszedłem z domu i w latach 70. założyłem własną rodzinę, czułem się wolny, jak nigdy dotąd (choć przecież nigdy nie żyło się łatwo). Porównałem kiedyś z goryczą dom rodzinny do obozu jenieckiego ojca. Dopiero później, po latach, kiedy ojca już nie było, opisałem go, chyba z miłością, w książce Malowanie na Targowej.

Czasem myślę z niepokojem, że ten umowny jedenastolatek, o którym tu piszę, który tak bardzo troszczy się o lasy amazońskie i ma w jednym palcu historię świata, też się może czuć jeńcem, choć nie ma wojny, biedy ani komunizmu. Każdy jego krok w domu i szkole jest obserwowany. Higiena, zdrowie, lekcje – wszystko pod kontrolą. Siatka dnia wypełniona do ostatniej minuty. Świat nie chce dać mu szans, żeby stał się osobą odpowiedzialną. Więc jak on dojdzie do tego, żeby kiedyś objąć władzę? Jak dorośnie do odpowiedzialności, która według Janusza Korczaka i Emmanuela Levinasa jest troską o drugiego człowieka bez odbierania mu wolności?

Pokolenie iPhonowych wnuków
Tadeusz Sobolewski

urodzony 31 października 1947 r. – krytyk filmowy, dziennikarz, publicysta, pracował w tygodniku „Film” (1974-1981), od 1981 r. w miesięczniku „Kino”, gdzie był redaktorem naczelnym (1990-1994).Krytyk filmowy w „Gazecie...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszykKontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze