Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan
Wyzwaniem, przed którym stoi współczesna chrześcijańska teologia religii oraz dialog międzyreligijny, jest unikanie minimalizowania charakterystycznych cech głównych tradycji religijnych poprzez wynikający z dobrych intencji uniwersalizm.
Czy Jezus Chrystus jest jedynym pośrednikiem zbawienia? Byłem jednym z pięciu panelistów, których wybrano do szukania odpowiedzi na to pytanie podczas odbytego niedawno spotkania teologów katolickich. Zabierałem głos jako pierwszy i jak się później okazało, tylko ja byłem gotów bronić zdecydowanie pozytywnej odpowiedzi na to pytanie. Dlaczego? Dlaczego grupa katolickich teologów odmówiła potwierdzenia tego, co jeszcze do niedawna było uważane za niekwestionowaną zasadę wiary chrześcijańskiej?
W dalszej części sesji stało się jasne, że ich niechęć do pozytywnej odpowiedzi na powyższe pytanie była przynajmniej częściowo spowodowana pragnieniem uniknięcia obrażania wyznawców innych tradycji religijnych. Podstawowa przesłanka uwag poczynionych przez pozostałych panelistów oraz dyskusji, która się potem wywiązała, była następująca: przypisanie wyłącznej zbawczej roli Jezusowi Chrystusowi stanowiłoby zaprzeczenie zbawczej roli założycieli innych religii (takich jak Budda czy Mahomet) i dlatego byłoby afrontem względem tych wspólnot.
Wpływ na sposób myślenia wielu teologów w tej sprawie ma teologia pluralistyczna popularyzowana przez takich autorów, jak John Hick, Paul Knitter i inni. Należy wspomnieć, że Paul Knitter był jednym z panelistów podczas wspomnianego spotkania. Pluraliści zasadniczo twierdzą, że wszystkie religie prowadzą do zbawienia. Według wpływowej definicji Johna Hicka, zbawienie jest ruchem od ześrodkowania na samym sobie do „skoncentrowania się na Rzeczywistości”. Według pluralistów ostateczna Rzeczywistość jest niepojmowalna i niemożliwa do opisania, dlatego żaden opis religijny nie może być uważany za lepszy od innych i żadna tradycja nie może rościć sobie wyłącznych praw do posiadania środków zbawienia.
W perspektywie pluralistycznej założyciel każdej religii musi być w pewnym sensie uznany za zbawiciela. Jeśli chodzi o wiedzę o zbawieniu, zapewnienie zbawienia lub dostęp do niego, wyłącznej lub wyjątkowej roli nie można przypisywać w większym stopniu Jezusowi z Nazaretu niż Buddzie czy Mahometowi. Oczywiście, pluraliści nie zaprzeczają, że wymienieni założyciele religii byli wyjątkowymi historycznymi osobami. Zaprzeczają jednak twierdzeniu, że którakolwiek z wymienionych postaci może zapewnić uprzywilejowany lub wyłączny dostęp do zbawienia.
Pluraliści wyciągają wniosek, że chrześcijańscy teologowie nie mogą udzielić prostej, twierdzącej odpowiedzi na pytanie, czy Jezus Chrystus jest wyłącznym pośrednikiem zbawienia. Na podstawie swojego studium tradycji religijnych pluralistyczni filozofowie i teologowie twierdzą, że zbawienie, chociaż udzielane poprzez rozmaitych pośredników, jest powszechnie dostępne. Bronią tego poglądu nie tylko dlatego, aby uniknąć obrażania wyznawców innych religii. Argumentują także na bazie empirycznej i filozoficznej, że struktura soteriologiczna stanowi podłoże wszystkich tradycji religijnych i tym samym na wiele sposobów kieruje swych wyznawców ku Rzeczywistości, ponieważ w tych tradycjach występuje ona w różnorodny sposób. Według nich chrześcijańscy teologowie jedynie w ten sposób mogą potwierdzić powszechność zbawienia oraz prawdy religijnej — przynajmniej jako istniejących możliwości — bez obrażania wyznawców innych religii.
Oryginalność celów poszczególnych religii
Pluraliści nie są z pewnością jedynymi teologami zatroskanymi o zbawienie niechrześcijan. Zgodnie z typologią dominującą we współczesnej teologii religii podstawowe alternatywne stanowiska dotyczące tego zagadnienia są reprezentowane przez ekskluzywizm i inkluzywizm. W przeciwieństwie do pluralistów, zarówno ekskluzywiści, jak i inkluzywiści nie mają żadnych trudności z udzieleniem pozytywnej odpowiedzi na pytanie, czy Jezus Chrystus jest jedynym pośrednikiem zbawienia. Mimo wszelkich zasadniczych różnic istniejących między nimi są oni zgodni w potwierdzaniu jedynej zbawczej roli Chrystusa. Jednak ekskluzywiści zaprzeczają możliwości zbawienia niechrześcijan, którzy przed śmiercią w wyraźny sposób nie wyznają wiary w Chrystusa. Z drugiej strony inkluzywiści dopuszczają możliwość zbawienia niechrześcijan głównie na podstawie jakiejś formy wiary w Chrystusa nie wprost, połączonej z prowadzeniem moralnie prawego życia.
Obawa chrześcijan, aby nie obrazić wyznawców innych religii, jest godna pochwały. Równocześnie troska o uwzględnienie możliwości ich zbawienia jest zasadniczym zagadnieniem doktrynalnym. Załóżmy jednak, że mocne chrześcijańskie potwierdzenie niepowtarzalnej zbawczej roli Chrystusa, dalekie od obrażania przedstawicieli innych tradycji religijnych, jest fundamentalne dla tradycyjnego chrześcijańskiego uniwersalizmu. Załóżmy, że wyjątkowość zbawienia w Chrystusie nie wyklucza innych osób. Przypuśćmy dalej, że potwierdzenie tej niewykluczającej wyjątkowości zbawienia w Chrystusie nie jest przeszkodą, lecz warunkiem autentycznego szacunku wobec wyznawców innych religii.
Takie stanowisko, które od długiego czasu uzasadniam, opiera się nie tylko na podstawowych prawdach wiary chrześcijańskiej, lecz także na sugestii, że zbawienie nie jest terminem, który obejmuje wszystko to, ku czemu dążą różne religie. Jest specyficznie chrześcijańskim określeniem na to, czego przede wszystkim należy szukać w życiu. Zbawienie ma wyraźnie chrześcijańską treść: upodobnienie do Chrystusa wraz z wizją ostatecznej wspólnoty z Trójjedynym Bogiem. Nawet tam, gdzie inne wspólnoty religijne stosują termin „zbawienie”, ich koncepcje dotyczące ostatecznego celu w życiu różnią się od siebie nawzajem oraz od tego, za czym opowiada się chrześcijaństwo. Określając zakres poszukiwań teologii religii przede wszystkim w kategoriach możliwości zbawienia poza chrześcijaństwem, pluraliści i inkluzywiści często nie przywiązują należytej wagi do szczególności i oryginalności celów proponowanych przez poszczególne religie. Inkluzywiści nie zauważają tej oryginalności, ponieważ mają skłonność do reinterpretacji niechrześcijańskich wzorów i celów w kategoriach chrześcijańskich. Skupmy jednak naszą uwagę na poglądach pluralistów, którzy czynią ze zbawienia obejmujące wszystko określenie na rozmaitość celów, za którymi opowiadają się lub które zalecają poszczególne tradycje religijne.
Jeśli dyskutowane zagadnienia opiszemy w inny sposób, może się okazać, że potwierdzenie niepowtarzalnej roli Chrystusa w zbawieniu nie wyklucza z niego niechrześcijan, lecz ich obejmuje. Innymi słowy, może się okazać, że można dać zdecydowanie twierdzącą odpowiedź na pytanie, czy Jezus Chrystus jest jedynym pośrednikiem zbawienia, i nadal mieć zarówno szacunek dla wyznawców innych religii, jak i włączać ich w ostateczne spełnienie wszystkich rzeczy, co do którego można mieć nadzieję jedynie w Chrystusie.
Jedynie Budda objawia Dharmę
Aby ponownie sformułować te zagadnienia i równocześnie określić to, co wydaje się słabością, typową szczególnie dla pluralistycznego podejścia, weźmy udział w eksperymencie. Porównajmy pytanie, czy Jezus Chrystus jest jedynym pośrednikiem zbawienia, z pytaniem, czy Budda jest jedyną osobą, która objawia nam Dharmę.
Załóżmy, że drugie z tych pytań postawiłbym przyjacielowi–buddyście. Wraz z większością innych buddystów osoba ta odpowie na nie twierdząco. Dharma obejmuje to wszystko, co ma związek z nirwaną i jej osiągnięciem. Chociaż buddyści powszechnie twierdzą, że znajomość Dharmy jest zasadniczo dostępna każdemu, uznają odkrycie Buddy oraz nauczanie Dharmy za niepowtarzalne w obecnej epoce.
Zastanówmy się, w jaki sposób wspomniana rozmowa mogłaby być w tym punkcie kontynuowana. Jeśli mój buddyjski przyjaciel ostrzeże mnie, że nigdy nie osiągnę nirwany, prowadząc moje życie według tego, co zostało mi zaproponowane przez chrześcijańską wspólnotę, nie będę się tym martwił. Nie przekonał mnie, że powinienem dążyć do nirwany. Gdybym się do tego przekonał, wówczas powinienem starać się odkryć odpowiednią drogę i zacząć nią podążać. Innymi słowy, stałbym się naśladowcą Buddy. Mógłbym nawet wstąpić do wspólnoty buddyjskiej lub przynajmniej stać się osobą poszukującą. Niektórzy znani mi katolicy tak właśnie postąpili. Jeśli jednak wciąż jestem przekonany, że powinienem szukać zbawienia w Chrystusie, który jest jedynym pośrednikiem, wówczas będę nadal kroczył drogą chrześcijańską.
Rozważając moje hipotetyczne spotkanie z przyjacielem–buddystą, należy zauważyć jedną rzecz. Chodzi o to, że nie poczułem się obrażony jego stwierdzeniem, iż nie osiągnę nirwany, jeśli nie będę podążał Szlachetną Ośmiostopniową Ścieżką, o której nauczał tylko Budda. Przeciwnie, moja pierwotna reakcja była taka, że to, o czym od niego usłyszałem, jest absolutnie sensowne. Jeśli Szlachetna Ośmiostopniowa Ścieżka jest drogą do nirwany, a ja nie zdecyduję się nią podążać, skutek może być taki, że nirwany mogę nie osiągnąć. Jednak skoro na razie nie chcę jej osiągnąć ani doświadczać, nie czuję się obrażony jego rozumowaniem. Mój przyjaciel po prostu nie przekonał mnie, że nirwana jest tym, czego powinienem szukać.
Żadna ze stron się nie obraża
Nie próbując stworzyć definicji religii, co jak wiadomo jest rzeczą bardzo trudną, moglibyśmy powiedzieć, że zarówno wspólnota chrześcijańska, jak i wspólnota buddyjska (wraz ze swoimi rozmaitymi podwspólnotami) mają koncepcję ostatecznego celu życia i tworzą jego model, nakierowany na zrealizowanie tego celu. Skłonność tę wykazują także inne główne wspólnoty religijne. To, co ostateczne, niezależnie od tego, czy jest to jakiś czynnik transcendentny czy jeszcze niezrealizowany stan bycia, w każdym momencie wdziera się w życie i wzywa członków danej wspólnoty do uporządkowania i ukształtowania go ze względu na ów cel. Światowe religie różnią się w swych opisach celów, które są w takim sensie ostateczne (na przykład pozbycie się swego „ja” lub wspólnota z Trójjedynym Bogiem). Różnią się także, jeśli chodzi o pielęgnowanie wzorów życia zalecanych do osiągnięcia celu i cieszenia się nimi (na przykład Dharma lub Ewangelia). Wydaje się jednak, że zgadzają się w opowiadaniu się za uniwersalnymi celami życiowymi i pochwalaniu ich oraz w dążeniu do kształtowania życia swych członków w świetle tych celów.
Możemy teraz sformułować wstępny wynik refleksji nad hipotetyczną rozmową między mną a moim buddyjskim przyjacielem. Jeśli stwierdzenie, że Budda jest jedyną osobą, która objawia Dharmę, nie jest dla mnie obraźliwe, dlaczego stwierdzenie, że Jezus Chrystus jest jedynym pośrednikiem zbawienia, miałoby być obraźliwe dla buddystów lub z tego samego powodu dla muzułmanów, wyznawców wedyzmu czy żydów? Kiedyś pewien rabin powiedział mi w wielce wymowny sposób: „Jezus Chrystus jest odpowiedzią na pytanie, którego nigdy nie stawiałem”. Uwaga ta sugeruje, że możemy znajdować się na dobrej drodze w naszych rozważaniach. Daje ona do zrozumienia, że zbawienie w chrześcijańskim sensie nie jest tym, czego szukał ów rabin. Postawienie pytania, na które odpowiedzią jest Jezus Chrystus, zobowiązuje do poszukiwania (posługując się logiką), które może prowadzić do przyjęcia chrześcijańskiej drogi życia. Będzie to oznaczać, przynajmniej częściowo, że to, do czego zmierzają chrześcijanie, a co opisywane jest przez bardzo pojemny termin „zbawienie”, stało się dla danej osoby pociągające lub wręcz najważniejsze. Osoba ta można dojść do wniosku, że jest to coś, do czego powinna zmierzać w swoim życiu. Czym jednak to coś jest?
Upodobnienie się do Chrystusa
Kiedy chrześcijanie próbują powiedzieć, co zbawienie obejmuje, czynią to w sposób dość szczegółowy, zaczynają mówić o Trójjedynym Bogu, o wcieleniu, męce, śmierci i zmartwychwstaniu Jezusa Chrystusa, łasce, grzechu i usprawiedliwieniu, przemienieniu i przebóstwieniu, wierze, nadziei i miłosierdziu, przykazaniach i cnotach moralnych, a także wielu innych charakterystycznych chrześcijańskich elementach. Nie powinniśmy być zaskoczeni, gdy próbując odpowiedzieć na podobne pytanie, członek innej wspólnoty religijnej, powiedzmy buddysta, będzie również w bardzo szczegółowy sposób mówił o nirwanie i o tym wszystkim, co ma związek z jej osiągnięciem. Nie powinniśmy być także zaskoczeni, jeśli opisy zbawienia i nirwany nie będą się ze sobą pokrywać. Jednak w chwili obecnej kontynuujmy nasz eksperyment poprzez naszkicowanie niektórych elementów, które może zawierać chrześcijański opis zbawienia.
Dopuszczając różnice wewnątrz poszczególnych wspólnot chrześcijańskich, możemy uznać, że chrześcijaństwo naucza, że ostatecznym celem w życiu jest wspólnota — życie z Ojcem poprzez Syna w Duchu Świętym. Według wiary chrześcijańskiej jest to prawda głoszona przez Chrystusa i obietnica, która jest możliwa do spełnienia dzięki Jego męce, śmierci i zmartwychwstaniu. Chrześcijanie rozumieją przez zbawienie zarówno ostateczną wspólnotę, jak i zdolność do jej osiągnięcia i radowania się nią.
Ludzie wezwani są do komunii z Ojcem, Synem i Duchem Świętym oraz do wspólnoty między sobą w Trójcy Świętej. Chrześcijanie istotnie twierdzą, że Trójjedyny Bóg nie mógł stworzyć bardziej intymnej więzi ze stworzonymi osobami niż ta, która już została zainicjowana podczas chrztu, a spełniona zostanie dla nas w Chrystusie. Ostateczna wspólnota polega na staniu się częścią rodziny trynitarnej. Zasadą i pośrednikiem tej wspólnoty jest dla nas Chrystus. Tak jak Chrystus jest Synem przez swą naturę — członkiem boskiej rodziny Trójcy Świętej z racji bycia Synem Ojca — tak też osoby ludzkie mają być synami i córkami poprzez adopcję. Nasza wspólnota z Chrystusem i między sobą w Nim wprowadza nas w boską rodzinę trynitarną.
Jednak skoro jesteśmy przeznaczeni do cieszenia się tą ostateczną wspólnotą, musimy przemienić nasze życie i stać się do niej zdatni. Międzyosobowa wspólnota z Bogiem jest „naturalna” jedynie dla osób niestworzonych. Dla osób stworzonych, które są równocześnie grzesznikami, taka wspólnota możliwa jest jedynie poprzez usprawiedliwienie i łaskę. Poprzez odkupieńczą łaskę Chrystusa, a szczególnie poprzez przemianę, którą ona umożliwia, stajemy się „zdatni” do uczestnictwa we wspólnocie Ojca, Syna i Ducha Świętego. Nasza przemiana polega na upodobnieniu się: im bardziej stajemy się podobni do Chrystusa, tym pewniej odkrywamy nasze prawdziwe „ja” polegające na byciu niepowtarzalnymi osobami, stworzonymi przez Trójjedynego Boga do uczestnictwa w boskim życiu i cieszenia się osobowym życiem Trójcy Świętej. W jednej z niedzielnych prefacji katolicy modlą się w następujący sposób: „Ojcze (…), zesłałeś nam jako Odkupiciela Twojego Syna. On stał się podobny do nas we wszystkim oprócz grzechu, abyś mógł to w nas miłować, co umiłowałeś w swoim Synu”.
Owo upodobnienie nie jest jednak jedynie zwykłym przystosowaniem. Upodobnienie się do Chrystusa, który jest zasadą naszej przemiany, nie jest prostym klonowaniem, lecz realizacją naszej odmiennej i niepowtarzalnej osobowej tożsamości. Musi tak być, gdyż w przeciwnym razie wspólnota, ku której to przekształcenie jest skierowane, nie mogłaby być zrealizowana. Obraz Boży w nas polega na duchowej zdolności do poznania i kochania, która umożliwia nawiązanie międzyosobowej więzi. Jednak prawdziwa międzyosobowa więź zakłada pełną realizację poszczególnych osób, które ją tworzą. Chrystus ma być zasadą i wzorem naszej przemiany. W upodobnieniu do Niego każdy z nas musi odkryć i zrealizować swoją własną niepowtarzalną tożsamość jako osoba i zostać uzdrowiony z grzesznych skłonności, które utrudniają rozkwit naszego prawdziwego „ja”.
Na tym właśnie polega siła zaskakującego powiedzenia Chrystusa:
Jeśli ktoś chce pójść za Mną, niech się zaprze samego siebie, niech weźmie krzyż swój i niech Mnie naśladuje. Bo kto chce zachować swe życie, straci je; a kto straci swe życie z mego powodu, znajdzie je. Cóż bowiem za korzyść odniesie człowiek, choćby cały świat zyskał, a na swej duszy szkodę poniósł? Albo co da człowiek w zamian za swoją duszę? (Mt 16,24–26).
Nikt z nas, czy to jako nauczyciel, rodzic czy ksiądz — niezależnie od tego jak wygórowane byłoby nasze pojęcie o nas samych lub jak pewne byłoby przekonanie o naszych zdolnościach — nie śmiałby nigdy powiedzieć komukolwiek, kto pozostaje pod naszą opieką, że znajdzie on swe prawdziwe „ja” poprzez naśladowanie nas. W rzeczywistości Chrystus zapewnia, że poprzez upodobnienie się do Niego swą charakterystyczną tożsamość odnajdzie nieskończona liczba osób. Krótka refleksja pokazuje nam, że tylko Syn Boży mógł dać takie zapewnienie. Żaden zwykły człowiek nie mógłby tego uczynić. Jedynie nieskończenie bogaty i doskonały Obraz Boży, który jest osobą Syna w ludzkiej naturze, może być zasadą i wzorem przemiany i spełnienia każdej ludzkiej osoby, która kiedykolwiek żyła.
Kiedy chrześcijanie twierdzą, że Jezus Chrystus jest jedynym pośrednikiem zbawienia, mają w skrócie na myśli coś podobnego do tego, co zostało opisane powyżej. Odsuńmy na chwilę pytanie, czy taki opis obejmuje czy też nie obejmuje niechrześcijan. Jeśli chcemy kontynuować refleksję nad moją hipotetyczną rozmową z buddyjskim przyjacielem, trzeba najpierw odpowiedzieć na pytanie, czy powyższy opis tego, co chrześcijanie rozumieją przez zbawienie, jest obraźliwy dla niechrześcijan, na przykład dla buddystów. Czy buddysta miałby powód, aby czuć się wykluczony poprzez twierdzenie, że Jezus Chrystus jest jedynym pośrednikiem zbawienia?
Nirwana to nie to samo, co zbawienie
Zobaczyliśmy już, że zbawienie ma dla chrześcijan specyficzną treść. Wiąże się ono z międzyosobową wspólnotą, którą umożliwia Chrystus, między człowiekiem a Trójcą Świętą. Przynajmniej na pierwszy rzut oka wspólnota ta wydaje się bardzo różna od tego, czego — jak się uważa — poszukują buddyści, podążając Szlachetną Ośmiostopniową Ścieżką, prowadzącą ich do osiągnięcia oświecenia i unicestwienia swego „ja” w nirwanie. Przynajmniej z zewnątrz, to, co buddyści rozumieją poprzez nirwanę, i to, co chrześcijanie rozumieją poprzez zbawienie, nie wydaje się tożsame. Nie oznacza to, że są to rzeczywistości przeciwstawne. Pozostaje zbadać, czy poszukiwanie zbawienia i poszukiwanie nirwany wzajemnie się uzupełniają lub są powiązane ze sobą w bliżej nieokreślony sposób. Wydaje się jednak jasne, że międzyosobowa wspólnota jest czymś zasadniczo różnym od unicestwienia swego „ja” w nirwanie. Wiele form buddyzmu jest zainteresowanych rozwijaniem takich dyspozycji, które coraz bardziej demaskują iluzoryczność osobowej tożsamości. Jednak jak zauważono powyżej, chrześcijanie przypisują tej tożsamości stałe, a nawet wieczne znaczenie, ponieważ międzyosobowa wspólnota znajduje się w centrum wieczności.
Wróćmy do mej hipotetycznej rozmowy z buddyjskim przyjacielem. Porzuciliśmy refleksję nad nią w punkcie, w którym ostrzegał mnie, że nie osiągnę nirwany, jeśli nie będę podążał Szlachetną Ośmiostopniową Ścieżką. To ostrzeżenie jednak mnie nie zaniepokoiło, ponieważ nie chcę osiągać nirwany. Załóżmy, że w momencie podjęcia na nowo rozmowy opiszę to, co chrześcijanie rozumieją poprzez zbawienie — w podobny sposób jak zostało to przedstawione powyżej. Czy będziemy zaskoczeni, jeśli zorientujemy się, że mój buddyjski przyjaciel nie zechce w nim uczestniczyć? Trudno jest nam zrozumieć i przyjąć, że to, co uważamy za najważniejsze — ważniejsze od wszystkiego innego — jest kwestionowane lub odrzucane przez wyznawców innych religii. Wspólnoty buddyjskie, we wszystkich swych odmianach, mają bardzo rozgałęzione nauczanie o prawdziwym celu życia ludzkiego oraz o środkach prowadzących do niego. Nauczanie to, przynajmniej patrząc z zewnątrz, nie pokrywa się z tym, co mówi na ten temat chrześcijaństwo. Buddyści nie chcą ostatecznej wspólnoty ani jej nie szukają. I o ile w ogóle zajmują się tą kwestią, uważają, że chrześcijanie błądzą, pragnąc jej i szukając. Z buddyjskiego bowiem punktu widzenia chrześcijanie pozostają nieuleczalnie przywiązani do samej koncepcji osobowej tożsamości, która stanowi główną przeszkodę na drodze do nirwany.
Gautama Budda jest autorytetem w tych sprawach. Odkrył on i nauczał Dharmy, a poprzez nią uzyskał oświecenie. Jego rola w objawieniu Dharmy innym, przynajmniej w obecnej epoce, uważana jest przez większość z jego naśladowców za coś oryginalnego. Stąd, o ile dla buddystów twierdzenie, że Budda jest jedyną osobą, która objawia Dharmę, ma rzeczywisty sens, o tyle obrażanie się wówczas, gdy chrześcijanie opisują Chrystusa jako jedynego pośrednika zbawienia, jest mało sensowne. Buddyści uważają chrześcijańskie przekonania na ten temat za błędne lub być może za jedynie częściowo prawdziwe. Nie będą jednak czuli się zaniepokojeni lub obrażeni poprzez podobne twierdzenie ze strony chrześcijan. Nie są oni zainteresowani szukaniem i osiągnięciem zbawienia, rozumianego na sposób chrześcijański.
Zbyt szeroko, by było prawdziwie
Oczywiście niektórzy, szczególnie pluraliści, chcą definiować zbawienie tak szeroko, aby obejmowało ono zarówno jego chrześcijańskie rozumienie, jak i buddyjską koncepcję nirwany. Z tego też powodu — przy takim ujęciu — moje hipotetyczne spotkanie z przyjacielem–buddystą nie dałoby żadnemu z nas możliwości wyboru między poszukiwaniem nirwany i poszukiwaniem zbawienia. Posługując się językiem religijnym, niektóre ze wspomnianych osób stwierdziłyby, że mówienie o takim wyborze jest zbyt dosłowne lub wręcz naiwne. Właśnie w tym punkcie pluraliści dostrzegają wyższość uprawianej przez siebie teologii religii. Twierdzą oni, że wszystkie wspólnoty religijne prowadzą swych członków do konkretnych celów, na przykład do wspólnoty lub oświecenia. Są one jednak transcendowane przez jeszcze bardziej ostateczny, choć niemożliwy do opisania cel. Wszystkie wspólnoty religijne poszukują go z różną wyrazistością i z różnym skutkiem. Według pluralistów koncepcja ta jest nie tylko bliższa prawdy, lecz stanowi także podstawę do życzliwego zrozumienia, owocnego dialogu i wzajemnego szacunku, których tak bardzo dziś potrzebujemy.
Jednak w rzeczywistości to podstawowe założenie pluralistycznej teologii religii nie może się ostać przy dokładniejszym badaniu. Nawet jeśli wspólnoty religijne byłyby zdolne do zaakceptowania niektórych opisów, dotyczących ich doktryny, nie da się zaprzeczyć, że zalecane przez nie cele różnią się nawzajem. Co więcej, cele te kształtują określone wzorce zachowań, zarówno w wielkich religiach, jak i w lokalnych tradycjach religijnych. Uważa się, że pewne sposoby życia sprzyjają osiągnięciu określonych celów, a inne nie. Przekonanie to jest konstytutywną cechą doktryny i etosu większości wspólnot religijnych. Życie poszczególnych osób jest kształtowane przez to, czego poszukują. Nawet jeśli istniałby nadrzędny cel, który byłby w stanie transcendować proponowane przez wszystkie religie priorytety, nikt nie byłby w stanie go opisać, nim się cieszyć ani kształtować według niego swego życia.
Jest to bowiem całkowicie sprzeczne z istotą religijnych twierdzeń i przekonań. Większość wyznawców religii uważa, że posiada wiedzę, choćby niepełną, na temat tego, co jest w życiu ostatecznie ważne i w jaki sposób kształtować swoją egzystencję w tym kierunku. Między głównymi i lokalnymi tradycjami religijnymi pojawiają się znaczne różnice zdań w tej kwestii. Pluralistyczna teologia religii nie tyle je wyjaśnia, ile przechodzi ponad nimi. W ten sposób wydaje się, że oferuje ona raczej daleko posunięty nowy opis, niż wyjaśnia wierzenia i praktyki religijne oraz uderzające różnice istniejące między nimi.
Niebezpieczeństwo uniwersalizmu
Stwierdzenia: „Jezus Chrystus jest jedynym pośrednikiem zbawienia” oraz „Budda jest jedyną osobą, która objawia Dharmę” nie są problematyczne w takim sensie, jak pojmuje je wiele osób, włącznie z tymi, które brały udział we wspomnianym panelu teologicznym. Gdyby przedstawiciele wspólnoty chrześcijańskiej i buddyjskiej wycofali się z zacytowanych powyżej twierdzeń, nie jest jasne, co mogliby zaoferować światu. Nie istniałyby żadne ważne ani nawet interesujące powody, aby wytrwać w tych wspólnotach lub choćby ich szukać.
Wielkim wyzwaniem, przed którym stoi współczesna chrześcijańska teologia religii oraz dialog międzyreligijny, jest unikanie minimalizowania charakterystycznych cech głównych tradycji religijnych poprzez wynikający z dobrych intencji uniwersalizm. Chrześcijańska pewność uniwersalności zbawienia opiera się na przekonaniu o historyczności osoby Jezusa oraz Jego nieustającym pośrednictwie. Tylko wówczas, gdy zgodnie z Pismem Świętym, wielkimi soborami oraz liturgią Kościoła będzie w pełni głoszona tożsamość Jezusa jako Syna Bożego, który stał się człowiekiem i umarł za nas, chrześcijanie będą mogli zachować nadzieję dla samych siebie i innych.
Zechciał bowiem Bóg, aby w Nim zamieszkała cała Pełnia i aby przez Niego znów pojednać wszystko ze sobą: przez Niego — i to, co na ziemi, i to, co w niebiosach, wprowadziwszy pokój przez krew Jego krzyża (Kol 1,19–20).
Jeśli zbawienie, którego Bóg pragnie dla całego rodzaju ludzkiego, wiąże się z ostateczną wspólnotą z trzema Osobami Boskimi, wówczas trzeba pokonać przeszkody utrudniające jej osiągnięcie, wynikające z ludzkiej kondycji i grzeszności. Zawsze twierdzono, że nikt inny poza Jezusem Chrystusem nie jest w stanie tego dokonać. Poprzez Niego jesteśmy uzdrowieni i uzdolnieni poprzez adopcję do uczestnictwa w życiu Trójcy Świętej. Przeszkody na drodze do tego uczestnictwa są albo pokonane, albo nie. Jeśli nie, chrześcijanie nie mają podstaw do nadziei, zarówno dla siebie samych, jak i dla innych. Będą wówczas sprzedawać na drogach świata pusty uniwersalizm. Gdy chrześcijanie porzucą wyznawanie jedynego pośrednictwa Chrystusa, nie będą mieli żadnego innego pośrednika, którym będą mogli Go zastąpić.
W jaki sposób osoby, które nie są zdeklarowanymi wyznawcami Chrystusa, mają uczestniczyć w zbawieniu, które On sam umożliwia, jest rozległym zagadnieniem, którym nie zajmowałem się w tym artykule. Jednak jeśli chrześcijanie przestaną wyznawać jedyne pośrednictwo Chrystusa w uczynieniu ostatecznej wspólnoty realną możliwością dla wszystkich, wówczas problem, w jaki sposób niechrześcijanie mogą w niej uczestniczyć, pozostanie nierozwiązany. Przestanie po prostu istnieć. Prawdziwie chrześcijański uniwersalizm polega na uznaniu niewykluczającej wyjątkowości zbawienia w Jezusie Chrystusie.
przeł. Krzysztof Warchoł
Artykuł opublikowano w 54. numerze miesięcznika „First Things” z czerwca–lipca 1995 roku. Śródtytuły pochodzą od redakcji „W drodze”.
Oceń