Jesteście niewinne
fot. fahrul azmi / UNSPLASH.COM
Oferta specjalna -25%

Nerw święty. Rozmowy o liturgii

0 votes
Najniższa cena w ostatnich 30 dniach: 26,18 PLN
Wyczyść

Jeśli Bóg zmazuje grzech, to nie zostawia niczego na marginesie. Przywraca niewinność ? w pełnym tego słowa znaczeniu. Tak jakby tego grzechu nie było.

W pół do piątej rano. W noszącej jeszcze ślady dawnego przepychu sali zamkowej stłoczone niecałe cztery setki kobiet. Coś szczególnego jest w ich oczach. Niewyspanie? Zmęczenie? Raczej jakiś nienazwany smutek, poczucie przygnębienia i beznadziei. Cisza, ta przerażająca i ogłupiająca cisza, która stanowi treść ich życia, zostaje przerwana. Na środku staje młody zakonnik w białym habicie. Co powie? Jakie grzechy im wypomni? Na jakie kary piekielne, zwyczajem współczesnych mu kaznodziejów, się powoła?

Nie usłyszą ani jednego słowa potępienia. Choć, owszem, obowiązkowo, drugiego dnia tematem konferencji będzie piekło. Dominikanin z rozbrajającym zakłopotaniem przeprosi słuchaczki, jeśli sprawił im przykrość. Nie usłyszą ani słowa o Bożym gniewie i karze – zamiast tego zadziwiające słowa o Jego miłosiernej miłości, dobroci i przebaczeniu.

– Moje drogie siostry! – rozpoczyna kaznodzieja. Jest 15 września, równo 150 lat temu. Cadillac w południowo-zachodniej Francji. Jedno z pięciu centralnych więzień dla kobiet epoki II Cesarstwa.

Zakonnik i grzesznica

Ojciec Jan Józef Lataste, bo to on jest dominikaninem, który głosi rekolekcje w Cadillac, ma wówczas 32 lata. Księdzem jest zaledwie od półtora roku. Do zakonu wstąpił jak na ówczesne zwyczaje późno, bo dopiero w wieku 25 lat. Wcześniej pracował jako urzędnik podatkowy. Zawód mało kojarzący się z miłosierdziem, a jednak to właśnie miłosierdzie stanie się tematem przewodnim jego życia i głoszenia.

Jest członkiem zakonu, który w latach 40. XIX wieku powrócił do Francji po rewolucji. To epoka charyzmatycznego kaznodziei i intelektualisty o. Henryka Dominika Lacordaire’a, który odzyskuje kolejne klasztory i posyła do nich braci. W 1859 roku dominikański kleryk Lataste trafił do jednego z takich klasztorów w prowansalskim Saint-Maximin, gdzie od XIII wieku dominikanie opiekowali się sanktuarium Marii Magdaleny – Saint Baume. Według tradycji po Zmartwychwstaniu święta – utożsamiona z Marią z Betanii – miała z rodzeństwem, Martą i Łazarzem, przypłynąć do Marsylii i zająć się misją wśród pogan. W Saint Baume znajduje się grota, w której Magdalena miała spędzać czas na pokucie.

Pobyt Lataste’a w Saint-Maximin zaowocował niesamowitą przyjaźnią ze świętą grzesznicą. W czasie uroczystego przeniesienia jej relikwii dominikanin był jednym z trzech chorych braci, którzy dostąpili przywileju pocałowania głowy świętej. Później to właśnie w jej kaplicy odprawił swoją pierwszą mszę. Nic dziwnego, że Maria Magdalena nie raz powraca w trakcie rekolekcji więziennych. Lataste zachęca słuchaczki, aby jej wzorem, odrzuciwszy grzeszną przeszłość, oddały się w miłosierne ręce Jezusa, który nie przychodzi ich potępić, nie dołącza się do tłumu tych, którzy chętnie by je ukamienowali, ale broni – w imię miłości, która silniejsza jest od jakiegokolwiek zła, strachu czy ludzkiej chęci odwetu. Bóg jest ponad tym.

Otwieram wydany po francusku zbiór pism Lataste’a. Był wówczas moim rówieśnikiem, jeśli chodzi o staż zakonny. Znam zakończenie tej historii – niesamowitą serię nawróceń. Co mógł im powiedzieć? Jakie słowa miały taką moc? Co nieopierzony rekolekcjonista mógł przekazać czterem setkom kobiet, aż nazbyt doświadczonych przez życie?

Za kratami

Dominikanin otwiera rekolekcje pytaniem: Po co tu jesteście? Nie pyta: Dlaczego? Jakie zło doprowadziło je za kratki? Skoro tu są, to znaczy, że Bóg je tu przyprowadził – ciarki mnie przechodzą. Czyżby Lataste, zgodnie z oczekiwaniami dyrekcji więzienia, chciał teraz nadać boską rangę świeckim sądom? Kilka linijek dalej okazuje się, że nic bardziej mylnego. Jedyny powód, dla którego Bóg je tutaj zgromadził, to miłość. Gdyby ich nie kochał, byłby obojętny na ich wybory. Pozwoliłby im grzeszyć dalej, popełniać kolejne przestępstwa, a w końcu doprowadzić się do stanu wiecznego potępienia. Ponieważ jednak kocha, daje im szansę. Posłużył się ludzkim wymiarem sprawiedliwości, aby zatrzymać je w połowie drogi. Ma wobec nich dalsze plany.

Jakie jednak można mieć plany, kiedy czyjaś przestrzeń życiowa ogranicza się do kilku metrów celi, spacerniaka, warsztatów pracy i ewentualnie więziennej kaplicy? Nawet jeśli któraś z nich przeżyła nawrócenie, jeśli pojednała się z Bogiem, otrzymała od Niego przebaczenie, to nic nie znaczy dla prokuratora czy strażników więziennych. Karę trzeba odsiedzieć i odpracować. Co sensownego można zrobić z życiem – wymierzonym przez kogoś innego co do minuty?

Lataste przywołuje obraz, który na pierwszy rzut oka stanowi rażący kontrast z sytuacją więźniarek. Opowiada im o innych kobietach, które podobnie jak one żyją w zamknięciu, w ciszy, a czas spędzają na modlitwie i pracy. Nie mają swojej własności, powierzyły swoją wolność posłuszeństwu przełożonym i podobnie jak one żyją daleko od swojej rodziny. To mniszki. To, co słuchaczki Lataste’a straciły przez zbrodnie, tego zakonnice dobrowolnie się wyrzekły. Nieskalane i grzesznice. Czyż jednak pod krzyżem Jezusa nie stały niepokalanie poczęta Maryja i dawna nierządnica, Magdalena? Skoro Bóg im przebaczył, odzyskały przed Nim niewinność. Ich stan został zrównany z tymi, które nigdy nie odeszły od Boga. Czy miłosierny ojciec mniej miłował marnotrawnego syna od jego wiernego brata? Czyż Bóg nie cieszy się bardziej z jednej odnalezionej duszy, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu, które się nie zagubiły? Czy matka mniej kocha dziecko chorowite, z którym ma więcej problemów? Wręcz przeciwnie!

Wbrew nadziei

Rekolekcje Lataste’a trwają cztery dni. Codziennie mają miejsce dwie konferencje – rano i wieczorem – kosztem snu, tak żeby ani o minutę nie skracać czasu przeznaczonego na pracę. Udział w nich nie jest obowiązkowy. A jednak nie brakuje chętnych. Część stoi w drzwiach, wstydząc się podejść bliżej. Z czego bowiem miałyby być dumne? Areszt, przesłuchania, proces, w końcu długie dni wypełnione obowiązkową ciszą nie pozwalają zapomnieć o dokonanej zbrodni. Wszystko o niej przypomina. Nie bez powodu rekolekcjonista wspomina, że kiedy przekroczył mury więzienia, poczuł podwójny smutek. Po pierwsze, dlatego że te kobiety popełniły przestępstwo, a po drugie, dlatego że współczuł im ciężkiej kary, której podlegają.

Więzienie w Cadillac nie cieszyło się dobrą sławą. Tematem tabu był wysoki wskaźnik samobójstw wśród osadzonych. To między innymi w celu poprawy opinii dyrekcja więzienia zgodziła się na pomysł kapelana, żeby wprowadzić coroczne rekolekcje, połączone z modną wówczas 24-godzinną adoracją Najświętszego Sakramentu. Trudno powiedzieć, ile w tym było szczerej chęci poprawy warunków w więzieniu i pobożności, a ile – zabiegu wizerunkowego. Faktem jest, że niezależnie od intencji decydentów, Bóg zorganizował sobie spotkanie z tymi, które wydawały się przez Niego odrzucone.

Dominikanin wzywa słuchaczki, aby ocaliły nadzieję wbrew nadziei i wbrew temu, co im wpajano, uwierzyły, że Bóg ich nie odpycha. Jego Miłosierdzie nie zna granic. Im więcej napotyka przeszkód, im trudniejsza jest sytuacja, im większy upadek, tym silniej ono działa. Bóg nie stawia im warunku całkowitej przemiany życia czy odpokutowania przeszłych błędów, żeby potem ewentualnie wyświadczyć im łaskę i przebaczyć. Wystarczy Mu jedno jedyne zwrócenie się do Niego z prośbą o pomoc. Lataste inspiruje się słowami Franciszka Salezego: „Przebaczenie otrzymuje się raczej przez prosty, pełen ufności powrót do Boga niż przez smutek, zniechęcenie czy rozpamiętywanie swojej winy”. Przebaczenie jest darem, a nie towarem, który kupuję. Kaznodzieja podaje wzór Dobrego Łotra, który bezczelnym pytaniem na krzyżu „wykradł” dla siebie zbawienie. Nie znaczy to, że należy odwlekać nawrócenie do śmierci – kogo stać na stracenie bezcennych chwil życia z Bogiem? Łotr jest przede wszystkim przykładem prostoty i darmowości pojednania.

Słowa o prostocie i ufności wydają się niezwykle aktualne również dzisiaj. Czy 150 lat później jesteśmy wolni od tego samobójczego koncentrowania uwagi na naszych grzechach i słabościach, zamiast na Bożej miłości i miłosierdziu? W stosunku do naszych bliźnich, ale i przede wszystkim – nas samych. Tak jakby jedyną rzeczą, która Boga obchodzi, były nasze grzechy. Jakby to była najważniejsza rzecz, jaka nam się przydarzyła. A przecież Boga nasze winy interesują tylko w tej mierze, w jakiej może nas od nich uwolnić. Tajemnica Bożego miłosierdzia pozwala nam w sposób bezpieczny i szczery rozliczyć się ze zła, które popełniliśmy. Możemy się z nim zmierzyć, bo jest Ktoś, kto nas od niego uwalnia. W przeciwnym razie pozostaje albo negowanie, umniejszanie tego zła, albo zgoda na to, by wyniszczyły nas wyrzuty sumienia – świadomość konsekwencji czynów. Bóg otwiera przed nami inną, królewską drogę. A skoro tak jest, to po co wciąż tracić czas i siły na wertepach?

Zostawić przeszłość

Postawa Lataste’a wobec uczestniczek rekolekcji każe postawić pytanie, jak traktować nie tylko przestępcę, ale w ogóle każdego grzesznika. Czujemy się zobowiązani, żeby zamanifestować swoją dezaprobatę. Jest oczywiście taka piękna fraza, żeby piętnować grzech, a nie osobę, kto jednak potrafi w praktyce wyraźnie to od siebie oddzielić? Inną postawą może być obojętność. Nie wiem, jak się zachować, nie chcę prowokować kłótni: każdy jest odpowiedzialny za samego siebie. I jednej, i drugiej postawie brak miłości.

Czego uczy Lataste? Dla mnie inspirujący jest sposób, w jaki zwraca się do swoich słuchaczek, gdy mówi o ich grzechu – „biedne córki”. Jest w tym coś więcej niż kaznodziejska egzaltacja – przekonanie, że pierwszą i podstawową ofiarą każdego grzechu jest sam grzesznik. Choćby nie wiadomo co zyskał w wyniku zbrodni, traci jedność z Bogiem – a to jest dar nieoceniony. Choćby nie wiadomo jak wielki ból i cierpienie zadał ofierze, trudno to porównać z morderstwem, którego dopuszcza się na swojej duszy. Grzesznik jest osobą najbardziej godną współczucia. I właśnie z tego współczucia rodzi się niesamowita więź, jaką nawiązuje dominikanin ze swoimi duchowymi siostrami. Nie raz zresztą będzie mówił, że znajdują się przecież w gronie rodzinnym, dlatego może mówić z nimi szczerze, również o rzeczach trudnych. Nie jest bowiem dla nich tylko nauczycielem, nie jest też w żadnej mierze oskarżycielem, ale bratem.

Taka postawa wyraźnie odcina się od tego, do czego zostały przyzwyczajone więźniarki. One już zostały potępione – i to do śmierci. Nawet jeśli wyjdą z więzienia, dobrze wiedzą, że nie mają przed sobą przyszłości. Dla społeczeństwa do końca pozostaną zdefiniowane przez zbrodnie, których się dopuściły. Lataste ma tego świadomość. Buntuje się wewnętrznie przeciw takiej postawie. Skoro Bóg daruje winy, dlaczego ludzie, którzy deklarują się jako chrześcijanie, nie potrafią tego zapomnieć? Na zakończenie rekolekcji, nawiązując do słów św. Pawła, powtarza: „Zapomnijcie już o przeszłości, a zwracajcie się z całej siły ku nadziei radości w Niebie” (Flp 3,13–14). „Bóg nie pyta nas, jacy kiedyś byliśmy, interesuje Go tylko, kim jesteśmy”. A skoro pozwoliły się tej miłości przemienić, zrzuciły z siebie starego człowieka, to czeka je niebo – podobnie jak Magdalenę – dawną grzesznicę, którą Kościół czci jako świętą. Czemu tej świętości odmawiać innym nawróconym grzesznikom?

Skandal

Najmocniejsze słowa padają podczas Eucharystii ostatniego dnia. Ojciec Lataste przyjechał do Cadillac z gotowymi notatkami konferencji, które miał wygłosić. Z każdym dniem, pod wpływem rozmów i odbytych spowiedzi, zwiększa się jednak liczba dopisków i zmian. Konferencja, o której mowa, została napisana na nowo.

Zakonnik dzieli się ze słuchaczami, wśród których tym razem obecny jest również personel więzienny, swoimi przemyśleniami z ostatnich czterech dni. Wszyscy myślą, mówił zakonnik, że więźniarki są winne i nieszczęśliwe. Owszem, popełniły zbrodnie, były winne – kiedyś. Obecnie już nie są. Skoro Jezus zgładził ich grzech, skoro im przebaczył, to nie ma już niczego, co by je obciążało. Bóg nie wybacza warunkowo, nie wybacza połowicznie. Jeśli zmazuje grzech, to w całości. Unieważnia wszelki dług.

Skoro wierzymy w skuteczność sakramentów, dlaczego zachowujemy się tak, jakby nie działały? Czy Jezus mniej kochał Magdalenę, bo kiedyś była wielką grzesznicą? Czy wypominał Augustynowi, że nie zawsze chodził Jego drogami? Jeśli Bóg zmazuje grzech, to nie zostawia niczego na marginesie. Przywraca niewinność – w pełnym tego słowa znaczeniu. Tak jakby tego grzechu nie było. Bo go już nie ma!

Rok później, kiedy Lataste zostanie ponownie poproszony o wygłoszenie rekolekcji, przywoła głośną wówczas sprawę niesłusznie osądzonego i skazanego człowieka, który został przez władzę rehabilitowany. I doda: Wy też na sądzie po śmierci zostaniecie rehabilitowane. Przystąpiłyście do spowiedzi, Jezus już wam wszystko wybaczył. Jesteście niewinne! Żadne cierpienie, żaden trud nie zostanie wam zapomniany. W niebie czeka na was szczęście i radość przewyższające wszelkie ziemskie rekompensaty.

Powiedzieć w obecności funkcjonariuszy wymiaru sprawiedliwości, wobec czterech setek prawomocnie skazanych więźniarek, że są niewinne, musiało brzmieć jak podważanie prawa. A do tego jeszcze, ku oburzeniu dwunastu sióstr ze Zgromadzenia Cór Mądrości, które z iście chrześcijańską, słuszną „ostrością”, pełniły w więzieniu funkcję strażniczek (sic!), kucharek i pielęgniarek, dominikanin dodaje, że w rozmowach prywatnych skazane przyznawały się, że są teraz szczęśliwe, bo resztę wyroku będą przeżywały w miłości do Boga, jak mniszki klauzurowe.

Zuchwały pomysł

Po roku, kiedy Lataste powrócił do Cadillac z kolejną serią rekolekcji, ograniczył liczbę konferencji z ośmiu do czterech, żeby zostawić więcej czasu na prywatne rozmowy i spowiedź. Tym razem nie pisze już nawet do końca notatek. Dwie ostatnie konferencje powstają praktycznie na bieżąco, w oparciu o rozmowy z kobietami.

Zakonnik wraca do swojego klasztoru, ale już nie taki sam. Równie wiele sam się nauczył w czasie tych rekolekcji, co jego słuchaczki. Wraca też z jedną myślą, która nie opuszczała go od pierwszego spotkania z więźniarkami: założyć wspólnotę dla kobiet, które po opuszczeniu więzienia będą chciały prowadzić życie zakonne.

Jeśli powrót do społeczeństwa wydawał się czymś niemal niemożliwym, cóż powiedzieć o wstąpieniu do zakonu – miejscu zarezerwowanym dla najlepszych? W wielu zgromadzeniach przeszkodą, która dyskwalifikowała kandydatki, były nie tylko wątpliwości co do prowadzenia się, ale również pochodzenie z nieprawego łoża czy status społeczny. Tymczasem dominikanin chce stworzyć zakon dla dawnych więźniarek, prostytutek czy kobiet, które dopuściły się karanej wówczas aborcji. I to nie byle jaki zakon, ale – kontemplacyjny!

Owszem, istniały schroniska dla kobiet z marginesu, działały magdalenki i inne podobne dzieła, ale to wciąż były instytucje, które z łaski zajmowały się tymi „biednymi kobietami”, traktowały je jako odbiorców chrześcijańskiego miłosierdzia, a nie kogoś, kto ma takie same prawa.

Nie istniał zakon, który mógłby przyjąć dawne więźniarki na pełnych prawach. Z drugiej strony dominikanin rozmawiał z niejedną kobietą, w której rzeczywiście zrodziło się powołanie kontemplacyjne. Spotkanie po roku tylko go w tym utwierdza. Jeśli zatem to wola Boża, trzeba założyć nowy zakon.

Lataste, nie narzucając swoich planów Opatrzności, zwraca się z tym pomysłem do biskupa Bordeaux. Ten początkowo jest przychylny, ostatecznie jednak wycofuje się pełen obaw, że konkurencja zaszkodzi działającemu w diecezji schronisku dla kobiet z przeszłością. Dominikanin godzi się z tym, że nie zrealizuje pomysłu. I właśnie wtedy wszystko zaczyna się układać po jego myśli.

Kawałek nieba

Żona dyrektora więzienia w Cadillac odwiedza dyrektorkę szkoły w Bourret, siostrę Bernardynę z zakonu prezentek, i opowiada jej o niesamowitych rekolekcjach. Bernardyna wstąpiła do zakonu, aby opiekować się biednymi i porzuconymi, tymczasem prowadzi szkołę dla dobrze urodzonych panien. Ze swoich wątpliwości zwierza się spowiednikowi o. Saudreau, który jest jednocześnie prowincjałem Lataste’a. Kierownik duchowy opowiada jej któregoś dnia o pomyśle swojego współbrata i po jakimś czasie podsyła siostrę Bernardynę wraz z drugą zakonnicą jako kandydatki do nowej fundacji.

Bernardyna opuszcza zgromadzenie prezentek i przyjeżdża do Lataste’a. Ku swojemu przerażeniu dowiaduje się, że myliła się w trzech zasadniczych kwestiach. Zakon, do którego wstępuje, jeszcze nie istnieje. Lataste chce, aby była jego pierwszą przełożoną. I, co chyba najtrudniejsze, wcale nie chodzi o dzieło dobroczynne – pomoc kobietom ulicy, ale zakon, w którym kobiety z przeszłością i bez przeszłości, razem, na równych prawach będą tworzyć wspólnotę.

Zakonnica nie wie, co robić. Opuściła już swoje zgromadzenie. Klamka zapadła, ale nie tak to sobie wyobrażała. Lataste nie traci głowy i spokojnie proponuje, żeby siostra, skoro i tak nie ma aktualnie nic pilnego do roboty, poświęciła najbliższe cztery dni na osobiste rekolekcje – analogiczne do tych z Cadillac. Kilka dni później Bernardyna zgadza się. Pod koniec tego samego 1866 roku już jako siostra Henryka-Dominika złoży śluby wieczyste jako dominikanka z Betanii i zostanie pierwszą przeoryszą nowego klasztoru we Frasne-le-Château. Wśród pierwszych zakonnic będzie wspomniana towarzyszka prezentki oraz dwie dawne więźniarki.

Trudno nie odczytać powołania nowej fundacji jako spełnienia ostatniej konferencji Lataste’a: w niebie nie będzie podziału na tych, którzy byli uznani za świętych już za życia i grzeszników. Wszyscy zbawieni będą wspólnie kontemplować Boga. I cieszyć się swoją obecnością. Przedsmak tego był już w czasie rekolekcji, kiedy kobiety miały możliwość udziału w całonocnej adoracji Najświętszego Sakramentu. Lataste przypuszczał, że chętne będą się wymieniały parami, co jakieś pół godziny. Jakie było jego zdziwienie, kiedy zobaczył w kaplicy 150 więźniarek, które w połowie nocy wymieniły się z drugą, nie mniej liczną grupą. Kawałek nieba już na ziemi.

***

Dominikanin umiera na gruźlicę 10 marca 1869 roku. Pięć lat po pamiętnych rekolekcjach i nieco ponad dwa lata od założenia nowego zakonu. Dominikanki z Betanii mimo początkowych trudności i licznych wewnątrzkościelnych ataków i donosów istnieją nadal, dając świadectwo o Bożym miłosierdziu, które przekreśla wszelką grzeszną przeszłość. Dziś, żeby zostać mniszką, nie trzeba już mieć nieposzlakowanej opinii. Może dlatego siostry z Betanii nie mają tylu powołań, co wcześniej. Czy jednak Boże miłosierdzie, które bezwarunkowo i za darmo może każdemu bez wyjątku przywrócić niewinność, wzbudza dziś choć trochę mniej kontrowersji?

Jesteście niewinne
Dominik Jarczewski OP

urodzony w 1986 r. w Warszawie – dominikanin, duszpasterz, rekolekcjonista, doktor filozofii uniwersytetu Paris 1 Panthéon-Sorbonne, wykładowca Kolegium Filozoficzno-Teologicznego Dominikanów, adiunkt w Instytucie Filozofii Uniwersytetu Jagiellońskiego, stały współpracownik...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszykKontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze