Słuchanie na modlitwie
Joanna Szczepkowska wykazuje się od kilku lat godną podziwu odwagą cywilną.
Jako znana i lubiana aktorka, a jednocześnie felietonistka, powinna płynąć z głównym nurtem, głosić opinie co najmniej okrągłe, a najlepiej obyczajowo liberalne. Po to, by z owego głównego nurtu nie wypaść z hukiem oraz z łatką zdrajczyni salonu.
Ale Szczepkowska ma to w nosie, bo już nie zależy jej na celebryckich okładkach, wywiadach o niczym w „Kawie czy herbacie” ani na telefonach od dziennikarek pytających: A jaki jest pani przepis na tak wspaniałą figurę? Wygląda na to, że Szczepkowska od całego tego blichtru woli spokój sumienia oraz przyjemność pisania i mówienia tego, co naprawdę myśli.
Nie ma więc okładek, nie ma zdjęciowych sesji w urokliwym, wiosennym ogrodzie, jest za to stała kolumna w „Rzeczpospolitej”, gdzie Szczepkowska znalazła sobie bezwietrzną przystań. Pisze tam o homoseksualnej propagandzie, o szaleństwie gender, o idiotyzmach politycznej poprawności. Chyba jako jedyna przedstawicielka świata teatru i filmu, bo nie przypominam sobie innej aktorki czy aktora, reżysera czy reżyserki, którzy z takim uporem płynęliby pod prąd, narażając się na piętno wariatów.
Główny nurt ma z takimi ludźmi problem, bo Szczepkowskiej nie da się wcisnąć do jednego segregatora ze słynącą z niewyparzonego języka posłanką Krystyną Pawłowicz czy z ultrakatolikami z Frondy. Szczepkowska nie jest ani prawicowa, ani konserwatywna, nie jest pisówką, nie uczestniczy w antyaborcyjnych pikietach, nie nazywa homoseksualistów pedałami, nie jest związana z Opus Dei. Pisuje w gazecie, owszem, raczej przechylonej na prawo, na pewno nie lewicowej, ale szanowanej nawet przez obyczajowych rewolucjonistów.
Co zrobić z taką Szczepkowską? Otóż zawsze można jej niekonwencjonalne poglądy zrzucić na karb pewnego umysłowego upośledzenia, początków demencji, zawsze można zbić jej argumenty jednym, niezbyt złożonym zdaniem: Aktorka może i dobra, ale na starość zwariowała, biedaczka.
Lecz i ten zarzut Szczepkowska z gracją odbija. W ostatnim swoim felietonie, zatytułowanym „Do księdza Oko”, pisze: „Drogi księże, witam w klubie. Został ksiądz publicznie zdiagnozowany jako jednostka poza normą psychiczną. Jest ksiądz pasowany na dewianta seksualnego. Ja mam skromniejszą diagnozę: należę do jednostek» oderwanych od rzeczywistości«, do tych, które krytykują środowiska homoseksualne, bo same nie znają swojej tożsamości”.
Szczepkowska mówi wprost, co jej przypominają tego rodzaju diagnozy, kto używał podobnego oręża w przeszłości: „Coraz częściej w polskiej polemice sięga się po argument żywcem ze Związku Radzieckiego, gdzie opozycjonistom wkładano kaftany bezpieczeństwa. Trzeba o tym mówić, trzeba to wskazywać, jeśli się tego doświadcza”.
Szczepkowska mówi i wskazuje, ale w przeciwieństwie do wielu etatowych „obrońców chrześcijańskich wartości” używa przy tym języka troski, nie zaś języka wojny na śmierć i życie. Od czasu do czasu zastanawia się, czy aby na pewno z jej mózgiem jest wszystko w porządku, by po krótkiej analizie dojść do wniosku, że to jednak nie ona zwariowała. „W teatrze poproszono mnie, żebyśmy po spektaklu spotkali się ze studentami. Idąc na to spotkanie, nie wiedziałam, czy to studenci archeologii, czy matematyki. To było gender. Spotykam się często z młodzieżą, jednak wtedy pierwszy raz zadawano mi pytania, których nie mogłam zrozumieć. Żartobliwie prosiłam o przetłumaczenie, ale nikt się nawet nie uśmiechnął”.
Aktorka ma nawet wątpliwości co do słuszności tez ks. Oko: „Drogi księże. Wypowiedź księdza o seksie homoseksualnym była, łagodnie mówiąc, po bandzie. Mógł się ksiądz powstrzymać, chociaż to, co geje potrafią powiedzieć o fizjologii kobiet, może z księdza słowami konkurować. Mimo to popieram otwartość”.
Gdy w gronie wariatów znajdzie się ktoś, kto zachowuje rozsądek, sam szybko zostaje uznany za człowieka bezrozumnego. A po czasie – także za niebezpiecznego. „Nie jest ksiądz sam, jest jeszcze niewielka, pozaparlamentarna grupa wariatów, do której należę. Nie znamy się osobiście, nie organizujemy zebrań – łączy nas tylko nieoficjalnie zdrowy rozum”.
W jednym ze Szczepkowską nie mogę się zgodzić: ta grupa wcale nie jest taka niewielka.
Oceń