Dwie ryby
Oferta specjalna -25%

Pierwszy i Drugi List do Tesaloniczan

0 opinie
Wyczyść

To była moja pierwsza wizyta pod Rybą. Kilkakrotnie obszedłem całe pole. Tańczyłem, śpiewałem, chowałem się przed powracającą ulewą. Ze zdumieniem dostrzegłem, jak wiele twarzy ma zjawisko zwane Lednicą.

Polną drogą

Lednickie pole znajduje się kilka kilometrów od głównej szosy łączącej Poznań z Gnieznem. Zamiast spojrzeć na mapę, skręcam za wężykiem samochodów. To był błąd, na miejsce muszę przedzierać się wąskimi polnymi drogami. Jednak na pewno jadę w dobrym kierunku, bo na płotach, drzewach wiszą kartki zachęcające do pozostawienia samochodu pod opieką któregoś z miejscowych rolników. Wszystkie podwórka przerobione zostały na tymczasowe parkingi. Za 10 złotych zostawiam samochód na całą noc.

W zagrodzie obok płatna toaleta dla pielgrzymów. Na podwórku drewniany wychodek, zamiast łazienki miska z wodą, ale są odświeżacze powietrza i papierowe ręczniki. Gospodarze — choć do kościoła chodzą co niedzielę — na spotkaniu lednickim jeszcze nigdy nie byli. Dla nich ta noc to szansa zarobienia dodatkowych pieniędzy.

Pilnujący drogi policjanci starają się nie przepuszczać samochodów, ostatnie dwa kilometry trzeba przebyć piechotą. Wzdłuż drogi stoją utworzone naprędce punkty gastronomiczne, sklepiki z pamiątkami. Kupić można pocztówki, koszulki z emblematami Lednicy, smażone kiełbaski, lody, piwo. Zainteresowanie pielgrzymów niewielkie.

Polną drogą w stronę Lednicy wolno przesuwa się kolorowy tłum. Głównie młodzież prowadzona przez księży. Większość zaopatrzona w namioty, śpiwory, karimaty. Przed samym wejściem na pole zator. Pielgrzymi kierowani są do odpowiednich sektorów, kupują wejściówki w cenie 5 złotych. Co sprytniejsi próbują oficjalne wejście obchodzić, przedzierają się przez pole. Gdy po kilku godzinach będę opuszczał Lednicę, będzie już w tym miejscu wydeptana ścieżka.

Imponujący widok i krańce pola

Na zdjęciach i w telewizji lednicka Ryba wydaje się znacznie większa, niż jest w rzeczywistości. Widzę ją z bliska, bo sektory dla mediów umieszczone są tuż przy Bramie. Gdy odwrócić się do tyłu, zobaczyć można doprawdy imponujący widok — zwłaszcza w chwilach tańca i zabawy. Istne falujące morze ludzi, festiwal radości i młodości. Nie widać końca podskakującego w rytm muzyki tłumu. W pierwszych rzędach jest wiele osób niepełnosprawnych, to na ich twarzach najwięcej uśmiechu. Tu także najłatwiej znaleźć weteranów Lednicy, ludzi, którzy przyjeżdżają od samego początku, co roku. Chętnie opowiadają dlaczego: „Bo kochają ojca Jana Górę”, „Bo chcą zamanifestować swoją wiarę”, „Bo chcą uczestniczyć w niezwykłym nabożeństwie”. Doskonale wiedzą, jaki jest cel tegorocznego spotkania, bez trudu rozszyfrowują symbole Lednicy 2001. Piszę o tym nieprzypadkowo. Rychło się bowiem przekonałem, że ta, wydawałoby się podstawowa wiedza, nie jest wśród lednickich pielgrzymów powszechna.

Do najbardziej oddalonych od Ryby końców pola można dojść po 10 minutach spaceru. Znajdują się tu punkty gastronomiczne, toalety, jest też pole namiotowe. Stąd nie widać ani ojca Góry, ani głównej drogi, po której w procesjach zanoszone są pod ołtarz dary. O tym, że obok trwa nabożeństwo, wiemy tylko dzięki dobremu nagłośnieniu terenu. Większość słów i tak jest jednak zagłuszana przez gwar rozmów i zabaw. Kolejki po smażone kiełbaski i bigos są gigantyczne, ale — co miłe — obywa się bez nerwów i przepychanek.

Obok rząd budek telefonicznych — także oblężonych. Ochroniarze bezskutecznie próbują zniechęcić młodszych pielgrzymów do zadeptywania zboża i pobliskiego młodnika. Nastoletni palacze właśnie tutaj urządzili sobie miejsce spotkań. Dzwonią telefony komórkowe. Podsłuchuję jedną z rozmów. Nastoletnia dziewczyna rozmawia z koleżanką, ustalają, że za 10 minut spotkają się w sektorze przy Rybie.

Fajnie i pięknie

W zatłoczonych tylnych sektorach młodzież siedzi na ziemi, chowając się pod parasolami i śpiworami przed nieustannie powracającym deszczem. Przechodzę obok grupy nastolatków z Pomorza. Chłopcy grają w karty, dziewczyny przeglądają kolorowe czasopisma. Nieco dalej młody człowiek z gitarą. Wraz z kolegami śpiewa największe przeboje polskich zespołów rockowych. I znowu, podobnie jak w sektorach tuż przy Rybie, pytam, dlaczego przyjechali na to spotkanie.

— Bo słyszeliśmy, że tu jest fajnie — brzmi odpowiedź.
— Czy w ten sposób lepiej się słucha słowa Bożego?
— Tak, oczywiście, tak jest lepiej.
— Dlaczego?
— Bo tak jest fajniej.

Ten dialog moglibyśmy jeszcze kontynuować. Nie chciałem.

Chyba najpiękniejszym miejscem pod lednicką Rybą jest pole spowiedzi. Za ostatnimi sektorami spotkać można kilkunastu kapłanów, którzy udzielają sakramentu pojednania. To niezwykły widok. Jakby przyjacielskie rozmowy dwójki dobrych znajomych. — Wiele osób przychodzi do spowiedzi spontanicznie, pod wpływem tego, co się dzieje pod Rybą — mówi mi jeden z kapłanów. Spowiadając, spędził w tym miejscu kilka godzin — w słońcu i w deszczu.

Nie ma tu jednak łatwych warunków do spowiedzi. Na polu bowiem jest spory ruch, rozpraszają także gwar rozmów i śpiewy pielgrzymów.

Wejścia na żywo

Nabożeństwo rozpoczyna się niemal punktualnie. Ojciec Jan Góra długo wita przybyłych gości, pielgrzymów i dobroczyńców Lednicy. Potem szybko odchodzi od mikrofonu — czeka go wywiad dla telewizji. Obecność mediów pod Rybą jest bardzo widoczna. Ojciec Jan bez chwili wahania przerywa nabożeństwo, gdy nadchodzi czas telewizyjnego wejścia na żywo. — Za dwie minuty wchodzimy na wizję — informuje. Osoby odpowiedzialne za oprawę wokalną i taneczną podrywają pielgrzymów do wspólnego śpiewu i tańca. — Jeszcze minuta, jeszcze 30 sekund. Widzi nas cała Polska — krzyczy do mikrofonu ojciec Jan.

Podczas tegorocznego spotkania były dwa, zaplanowane i przygotowane, wejścia „na żywo”. Pierwsze w czasie telewizyjnych „Wiadomości”. Drugie przy okazji emisji przesłania papieża Jana Pawła II. W tym przypadku scenariusz był bardziej skomplikowany. Wspólny śpiew, który miała ujrzeć cała Polska, by „móc włączyć się do wspólnego radowania i modlitwy”, musiał zostać błyskawicznie przerwany, by dało się usłyszeć słowa Papieża. Znakiem była wybuchająca nad Rybą petarda. Po niej na sekundę zapadła cisza, a potem rozległ się głos Papieża: „Wypłyńcie na głębię”. Lednica zatrzęsła się od braw.

Księga Słowa i różaniec

Symbole to od lat podstawa spotkań pod Rybą. Każdy element nabożeństwa, każda procesja z darami ma swój ukryty sens, nie jest przypadkowa. Ta symbolika, niestety, nie dla wszystkich jest czytelna. Zdaje sobie chyba z tego sprawę również ojciec Góra, który często z kapłana przemienia się w konferansjera i objaśnia znaczenie poszczególnych obrazów. — Na podeście widzimy tancerki ubrane na żółto, symbolizują Kościół, który ogarnia ziemię — tłumaczy zgromadzonym pielgrzymom.

Wszyscy uczestnicy tegorocznego spotkania otrzymali różaniec oraz piernik w kształcie Księgi. Ciastka rozdawali księża, różańce matki — bo to one są odpowiedzialne za religijne wychowanie dzieci.

Scenariusz zakładał, że rozdane na początku pierniki będą pod koniec nabożeństwa wspólnie spożyte, na „uczcie spożywania słowa Bożego”. Ojciec Jan zachęcał, by choć część ciastka zachować dla rodzin, które nad Lednicę nie przyjechały. Niestety, dla wielu pielgrzymów pierniki–księgi były zwyczajnym darmowym posiłkiem. Zajadali się nimi, stając po nie po kilka razy w kolejkach. A przecież można było inaczej. Zaledwie kilkadziesiąt metrów dalej widziałem ludzi, którzy piernikiem dzielili się niczym opłatkiem.

Nabożeństwo różańcowe odbywało się około północy. Przez lednickie pole przechodziła co chwila ulewa. Tylne sektory Lednicy chowały się wówczas w namiotach lub pod foliowymi workami. Natomiast w przednich sektorach wiele osób, nie zważając na deszcz, klękało w błocie, nie wyobrażając sobie innej pozycji przy odmawianiu różańca.

Muzyka, śpiew, taniec

Wielu spośród pielgrzymów przyjeżdża nad lednickie jezioro chyba z powodu oprawy nabożeństwa. Dostojne kościelne pieśni zastąpiono tu pełnymi życia, radosnymi, wpadającymi w ucho piosenkami. Przygotowana na poprzednią Lednicę pieśń Tańcem chwalmy Go stała się prawdziwym przebojem. Także tegoroczne utwory mają na to spore szanse. Teksty są krótkie, podczas spotkania wielokrotnie powtarzane. Zatem już po kilku godzinach słowa i melodie znają wszyscy. Do wspólnego tańca i śpiewu zachęcają zespoły: muzyczny i taneczny (występujący na specjalnym, widocznym także w dalszych sektorach podwyższeniu). Młodych pielgrzymów nie trzeba długo namawiać. Stąd atmosfera przypomina momentami plenerowy koncert muzyki chrześcijańskiej. Tym bardziej, że prowadzący śpiew pokrzykuje niczym lider rockowego zespołu: „Teraz wszyscy razem śpiewamy”, „Głośniej!”, „Jesteście wspaniali”. Po zakończeniu pieśni widzowie–pielgrzymi biją brawo.

W chwilach śpiewu i tańca ożywa cała Lednica. Na gorące rytmy nie pozostają bowiem obojętni nawet ci, którzy podczas modlitw wracają do swych rozmów i innych zajęć. Dawno nie widziałem w jednym miejscu tylu szczerze rozradowanych ludzi. Tańczą zarówno młodzi, jak starsi; świeccy i duchowni. Widać, że część osób z tańcem nie ma na co dzień wiele wspólnego. Początkowo na niektórych twarzach widać jakby wstyd i zażenowanie. Wraz z upływem czasu i zapadnięciem ciemności te obawy pielgrzymów znikają.

Inne atrakcje

Treści religijne tu, na lednickim polu, czasem z trudem przebijają się do świadomości uczestników, co rusz czymś rozpraszanych. Wystarczy wspomnieć długo wyczekiwany samolot zrzucający na tańczących pielgrzymów kwiaty. Nikt dokładnie nie wiedział, ile razy samolot będzie nad tłumem przelatywał. Zakończono już śpiew, zaczęły się czytania. Samolot jednak powracał. Wiwaty pielgrzymów całkowicie zagłuszały głos kapłana.

Pewną konkurencją dla tegorocznego spotkania był mecz polskich piłkarzy. Przed nabożeństwem na parkingach dostrzec można było grupki pielgrzymów–kibiców nasłuchujących wieści z Walii. Unikam ich, bo w domu przed wyjściem nastawiłem magnetowid. W sektorze prasowym spotykam redakcyjnego kolegę i współorganizatora Lednicy — Jasia Grzegorczyka. Proszę, by mi nie podawał wyniku. — Nie powiem ci — obiecuje. Jednak pół godziny później z ołtarza pod Rybą poinformował całą Lednicę, że Polska wygrała 2:1. Wiwaty porównywać można tylko z brawami, które wieczorem otrzymał Papież.

* * *

Dwa skraje pola — dwa lednickie światy. Który jest większy — nie wiem. Granica między nimi przebiega gdzieś pośrodku zatłoczonych sektorów. Być może inny obserwator zauważyłby zupełnie inne proporcje. Opinia o Lednicy zależy bowiem od miejsca, z którego się ją obserwuje.

Pewne jest jednak, że ci, którzy chcą tu spotkać Boga, mogą to zrobić bardzo łatwo, natomiast inni nie zauważą Go nawet, przechodząc o świcie przez Bramę.

Dwie ryby
Tomasz Jastrzębowski

urodzony w 1976 r. – absolwent Akademii Ekonomicznej w Poznaniu, dziennikarz, twórca i redaktor naczelny magazynu sportowego Olimpik.pl, współpracuje z miesięcznikiem „W drodze”....

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze