Ewangelia według św. Marka
Zygmunt Kubiak, Nowy brewiarz Europejczyka, Biblioteka „Więzi”, Warszawa 2001, s. 314
Są książki, które chciałoby się mieć stale pod ręką. Wcale jednak nie po to, żeby za każdym razem czytać je znowu od deski do deski. Takie książki czyta się (proszę mi wybaczyć porównanie) trochę jak Pismo Święte lub modlitewnik — niewielkimi fragmentami, w skupieniu, stopniowo zanurzając się w treść, rozważając ją, wchłaniając w siebie, smakując… Nie zalecają się one atrakcyjnością fabuły czy psychologiczną głębią postaci. A jednak pozostawiają w naszym sercu i umyśle ślad trwalszy niż najznakomitsza niekiedy beletrystyka. W dodatku, mądrość w nich zawarta, bo — podkreślmy — są to przede wszystkim współczesne „księgi mądrościowe”, doskonale współgra z ich walorami estetycznymi, z tym, co po grecku nazywa się kalokagatią, czyli piękno–dobrem, harmonijnym obrazem zalet materii i ducha.
Tej nader pożytecznej, choć zapewne niełatwej, sztuki kontemplowania świata uczy nas wydany ostatnio w Bibliotece „Więzi” zbiór esejów Zygmunta Kubiaka pt. Nowy brewiarz Europejczyka będący poszerzoną wersją opublikowanego przed kilku laty Brewiarza Europejczyka.
Przemierzamy z autorem Włochy i Grecję, udajemy się do Stratfordu i zajazdu pod Londynem, ale trafiamy także, śladami świętej Kingi, do klasztoru klarysek w Starym Sączu. Od czasu do czasu Kubiak wprowadza nas w tajniki swego translatorskiego warsztatu, odsłania swoje literackie fascynacje i animozje, zwierza się ze swych poglądów na temat piękna, prawdy, wolności, tolerancji… Jeden z tekstów — Być pisarzem w trudnym czasie — poświęcony Janowi Parandowskiemu, ukazuje postawę twórcy, który w okresie, gdy jego koledzy po piórze uciekali w popłochu ze „śmietnika historii”, miał odwagę pisać, że „celem literatury nie jest dotrzymywanie kroku chwili bieżącej”, lecz głoszenie „człowieka wiecznego”. Zdaniem Kubiaka, wartość takiej postawy wcale się dzisiaj nie zdezaktualizowała:
Dziś jest na całym świecie epoka menedżerów, a więc epoka, w której ludziom grozi między innymi manipulowanie ich wierzeniami, manipulowanie nimi samymi. Jak wielu innych ludzi, nie chcę pozwolić na to, żeby jacykolwiek technicy propagandy mną manipulowali. Broni mnie przed tym sceptycyzm, który mnie przeżera; to, że wierzę w cuda Boskie, a nie w cuda ideologów.
Na końcu tego szkicu autor dopowiada, że Parandowski „w wiernym oddaniu najwyższemu ideałowi sztuki szlifował frazę jak kamieniarz”.
Kubiak bardzo często odwołuje się w swojej książce do kamienia jako symbolu trwałości. Co ciekawe, kamienny (skalisty) bywa nie tylko krajobraz czy monumentalna budowla lub posąg, ale i rzecz na pozór tak krucha jak ludzka mowa. W płomiennym, wręcz natchnionym tekście Poeta czarnoleski, nawiązującym do czterechsetnej rocznicy śmierci Jana Kochanowskiego, Zygmunt Kubiak ślubuje solennie:
Trzymamy Twoją księgę zawsze przy sobie, wertujemy ją — jak by powiedział Twój przyjaciel Horacy — nocturna et diurna manu, nocną i dzienną dłonią, pragniemy odzyskać tę mowę cudowną, prawdziwą mowę polską, twardą skałę, gdzie ukazuje się droga zdrojom nowym, gdzie się wszelki źwierz chłodzi, który w polu żyje, gdzie łoś, mieszkaniec leśny upragniony pije, gdzie ptacy mieszkają, a w krzakach zielonych nie przestają powtarzać pieśni ulubionych; świat, cały świat, rozjarza się nad nami słońcem albo wschodzi łuną gwiazd, gdy słyszymy w nim słowo świecić; słowo błogi jest w tej mowie naprawdę błogie w brzmieniu, a słowo cisza — ciche. Chcemy pozostać w Twojej szkole, Mistrzu czarnoleski.
Wiara w ozdrowieńczą siłę polskiej mowy, owej „twardej skały”, płynie, jak się wydaje, przede wszystkim ze świadomości historycznej pisarza, a także z jego dogłębnej znajomości antyku. Kubiak snuje zadziwiające nieraz analogie między losami Polski a losami Grecji (podrozdział Bliscy w niedoli i dumie), dopatrując się podobieństw również w charakterze obu narodów.
Temat „Polska a Śródziemnomorze” stanowi właściwie lejtmotyw całej książki. Nawet gdy jej autor pisze o Marii Konopnickiej (w szkicu Lot i ból), zauważa, że „ta chłopska poetka, urodzona w innym kręgu społecznym, w wierszu Jaskółka (1881) przemawia głosem ptaka, który z miłością leciał tu z południa, ze śródziemnomorskich krain”. Wartość mowy ojczystej jest, o czym przypomina nam Kubiak, tak wielka, że może być ona schronieniem i ucieczką w czasach niedoli:
Ilekroć los wydaje mi się zbyt ciężki do dźwigania, chronię się w moim azylu: we wspaniałości języka polskiego. (…) ten język to jest medium, przez które odczuwam świat, ten język mnie ogarnia jakby jakieś skrzydło, ciąży mi, muszę go dźwigać, a jednocześnie wznosi mnie „lekkimi pióry”. To cytuję z Franciszka Ksawerego Dmochowskiego, z jego przekładu Iliady.
Twarde, pewne, trwałe jest więc to, co wywodzi się z Ducha, co zakorzeniło się w tradycji: religijnej i kulturalnej, europejskiej i narodowej. Wierność wspomnianym wartościom pozwala na zachowanie „ludzkiej miary” we wszystkich rzeczach. To bardzo ważne, bo tylko świadomość, że sami, o własnych siłach, nie potrafimy „wyjść” z ludzkiej kondycji, może nas ocalić. Każda próba przekroczenia, złamania tej zasady kończy się tragicznie. Pisze o tym Zygmunt Kubiak w niezwykle przenikliwym szkicu Natura i obłęd, który ukazał się w pierwszym numerze wznowionego w 1956 roku „Tygodnika Powszechnego” (aż trudno uwierzyć, że przeszedł przez peerelowską cenzurę!) i dopiero teraz, po czterdziestu pięciu latach, został włączony do książki:
Totalizm nie wywodzi się z buntu społecznego. Jego argumentacja społeczna jest największą mistyfikacją naszej epoki; wytwarza on bardzo łatwo swoją własną warstwę wyzyskiwaczy. Wywodzi się jednak z bardzo żarliwej tradycji, z marzenia intelektualistów o gruntownej przemianie ludzkiej kondycji, o „nowym człowieku”, wspanialszym od tej bardzo niedoskonałej istoty, która od iluś tam tysiącleci włóczy się po ziemi.
Tak oto książka Zygmunta Kubiaka staje się swoistym ostrzeżeniem dla współczesnego człowieka, a jednocześnie lekcją pokory wobec ludzkiej natury. Człowiek bowiem — powtórzmy z naciskiem — nie może szukać oparcia w samym sobie, lecz w tym, co trwałe, wieczne, nieprzemijające. W przeciwnym razie „oczekuje nas już tylko pustynia obłędu”.
Oceń