wyobraźmy sobie świat, w którym nikt nikomu nie ufa. Szybko mogłoby się okazać, że jakakolwiek wizyta u lekarza, przejście przez ulicę, zrobienie zakupów czy zbudowanie relacji z drugim człowiekiem nie mają sensu. Bo nie mielibyśmy pewności, czy ktoś, do kogo zwracamy się po poradę, nie chce nas otruć, skrzywdzić, oszukać.
Nie jestem oczywiście naiwny i doskonale zdaję sobie sprawę z tego, jak bardzo w ostatnim czasie zaufanie społeczne zostało nadszarpnięte – funkcjonujemy w świecie, w którym wszystko można podważyć. Mnożące się pseudonaukowe teorie, spiskowe scenariusze i życie w bańkach informacyjnych skutkują tym, że wiele osób ma problem z odróżnianiem opinii od faktu. Obserwujemy to chociażby w burzliwych dyskusjach na temat obecności migrantów w naszym kraju czy zasadności wprowadzenia do szkół nowego przedmiotu edukacja zdrowotna. W obu tych sprawach wypowiedziano tysiące słów, użyto drugie tyle mniej lub bardziej sensownych argumentów, utwierdzając się w przekonaniu, że nikomu dziś nie można ufać, a liczyć należy jedynie na siebie.
Być może najlepiej kwestię zaufania widać na przykładzie wiary, która z jednej strony zakłada poznanie prawd potrzebnych do zbawienia, a z drugiej strony kładzie nacisk na osobistą odpowiedzialność i wybór. Znaczy to mniej więcej tyle, że zaufanie w stosunku do Boga nigdy nie jest nam dane raz na zawsze i wymaga nieustannego ponawiania i potwierdzania go w zmieniających się okolicznościach życia.
O tym wszystkim piszemy w najnowszym wydaniu miesięcznika, mając świadomość, że jednym z namacalnych efektów budowania zaufania jest zmniejszanie lęków, które skutecznie potrafią zawładnąć naszym życiem, pozbawiając go racjonalnego oglądu.
Oceń