Legendy dominikańskie
Podobno święty Tomasz z Akwinu nauczał, że naszemu sumieniu winniśmy posłuszeństwo, nawet jeśli ono błądzi. Twierdzenie to na pewno brzmi efektownie i można je cytować tym, którzy oskarżają Kościół o brak ducha wolności. We mnie jednak budzi ono więcej zastrzeżeń niż aprobaty. Pamiętam — było to już trochę lat temu — takie sprawozdanie z procesu „anioła śmierci”, pielęgniarki niemieckiej, która podczas swoich dyżurów zabijała niedołężnych staruszków. Broniła się, mówiąc, że tak jej kazało sumienie.
Święty Tomasz nauczał inaczej: że czymś złym jest zarówno posłuszeństwo, jak i nieposłuszeństwo błędnemu sumieniu 1 Mówiąc inaczej, już samo to, że nasze sumienie jest błędne, zazwyczaj obciąża nas moralnie. Tylko w przypadku, kiedy błędne sumienie jest wynikiem niepokonalnej niewiedzy, nie ponosimy za nie winy.
Nie jest łatwo rozpoznać w sobie błędne sumienie i je naprostować, zwłaszcza jeżeli jest ono zawinione. Wówczas bowiem — jak wyjaśnia ostatni Sobór — „człowiek niewiele dba o poszukiwanie prawdy i dobra, a sumienie z nawyku do grzechu powoli ulega zaślepieniu” (KDK 16).
Przypatrzmy się zatem paru najpospolitszym mechanizmom wypaczania sumień. Potrafimy np. sumienie zastąpić konformistycznym — nieliczącym się z prawdą ani dobrem — dostosowaniem się do tego, czego oczekuje się od nas.
Czy na każdym kroku nie widzimy — pisał Witold Gombrowicz — że sumienie nic prawie nie ma do powiedzenia? Czy dlatego człowiek zabija lub dręczy, że doszedł do wniosku, iż ma prawo? Zabija dlatego, że zabijają inni. Męczy, ponieważ inni męczą. Najokropniejszy czyn staje się łatwy, gdy droga przezeń zostanie utorowana i, na przykład, w obozach koncentracyjnych ścieżka do śmierci była już tak wydeptana, że mieszczuch niezdolny zabić muchy w domu, uśmiercał z łatwością ludzi.
Sumienie może się nam ponadto pomylić z ciemną tendencją do usprawiedliwiania naszych złych zachcianek i niegodziwych czynów. Tendencja ta jest w każdym z nas, jeśli jednak nie staramy się jej usuwać światłem prawdy, może ona zdominować nasze sądy moralne. „Doprowadziwszy siebie — pisał o tym apostoł Paweł — do nieczułości sumienia, oddali się rozpuście, popełniając zachłannie wszelkiego rodzaju grzechy nieczyste” (Ef 4,19).
Markiz de Sade cynicznie podpowiadał, co trzeba robić, żeby doprowadzić się do nieczułości sumienia: „Ponawiaj często to, co powoduje twoje wyrzuty sumienia, a dojdziesz do ich całkowitego usunięcia; przeciwstaw im płomień namiętności, potężne prawa korzyści, a rychło je rozproszysz”. Ten sam efekt nieczułości sumienia na któreś z Bożych przykazań może się również pojawić bez takiego natężenia złej woli, wskutek samego przebywania w środowisku, w którym to przykazanie jest lekceważone.
Szczególnie przewrotną formą wypaczania sumień jest wmawianie sobie i bliźnim, że sumienie jest czymś innym, niż jest naprawdę. W naszych czasach głosi się np. całkiem otwarcie przewrotną opinię, że sumienie jest to władza kreowania norm moralnych. To dlatego we współczesnych usprawiedliwieniach zła ludzie tak często powołują się na swoje sumienie: „Mam swoje własne sumienie. Wiem, co mam robić, i nie potrzebuję, żeby ktoś mnie pouczał”. Chciałoby się nieraz powiedzieć, nawiązując do drugiego Bożego przykazania „Nie będziesz się powoływał na swoje sumienie nadaremno”. Ksiądz Jan Twardowski w wierszu Pytam wspomina o ludziach, „którym dzisiaj zgłupiało sumienie”.
Deformacja ludzkiego sumienia nie jest zjawiskiem nowym. Już prorok Izajasz wołał: „Biada tym, którzy zło nazywają dobrem, a dobro złem” (Iz 5,20). Nawet Pan Jezus przestrzegał nas przed duchowym zagubieniem, które sprowadza na człowieka rozregulowane sumienie: „Jeśli światło, które jest w tobie, jest ciemnością, jakże wielka to ciemność!” (Mt 6,23).
Skąd się to bierze, że mamy nieraz aż tak wypaczone poglądy na temat sumienia, że przypisujemy mu władzę ustanawiania dobra?
Gdzie jest źródło tej poważnej choroby duchowej? — zastanawia się Jan Paweł II. — Jej ostateczną przyczyną jest pycha, w której, według całej tradycji etycznej Kościoła, tkwią korzenie wszelkiego ludzkiego zła. Pycha sprawia, że człowiek przypisuje sobie władzę decydowania, jako najwyższy sędzia, o tym, co jest prawdą, a co fałszem, zaprzeczając transcendencji prawdy wobec naszego stworzonego rozumu i w rezultacie odrzucając powinność otwarcia się na nią i przyjęcia jej, nie jako własnego wynalazku, ale jako daru, otrzymanego od przedwiecznej światłości 2
Tak, sumienie jest darem Bożym. Tu jednak warto sobie uświadomić pewną właściwość, wyróżniającą chyba wszystkie dary, które otrzymujemy od Boga. Mianowicie Pan Bóg udziela nam swoich darów w taki sposób, że aby je przyjąć, musimy im wyjść naprzeciw, wykonać duchową pracę. Jeżeli człowiek pragnie przyjąć dar Boży, powinien go chcieć i ubiegać się o niego.
Również temu darowi Bożemu, którym jest sumienie, musimy wychodzić naprzeciw. Tradycyjnie nazywa się to kształtowaniem sumienia, jego pielęgnowaniem, formowaniem, pogłębianiem itp. Katechizm Kościoła Katolickiego mówi, że „wychowanie sumienia jest zadaniem całego życia” (1784).
Jak to się robi praktycznie? Na czym polega pielęgnowanie i wychowywanie sumienia? Niezwykle ważne rzeczy można na ten temat wyczytać w Piśmie Świętym. „Kto spełnia wymagania prawdy — są to słowa samego Pana Jezusa — zbliża się do światła” (J 3,21). Mówiąc inaczej, nasza wrażliwość moralna jest poniekąd owocem naszej wierności Bożym przykazaniom: kto zachowuje przykazania, zarazem kształtuje w sobie w ten sposób dobre sumienie. Wydaje się zaś, że szczególnie ważnym narzędziem kształtowania prawego sumienia jest wierność dobru również wówczas, kiedy to trudne.
Dobrem zaś niekoniecznie jest to, co mi się dobrem wydaje, ale to, co jest dobrem w oczach Boga. Warto wiedzieć, że biblijne słowo na określenie sumienia — syneidesis — etymologicznie znaczy: współwidzenie. Współwidzieć z Bogiem, widzieć zgodnie z tym, jak sam Bóg widzi — to sama istota dobrego sumienia.
Stąd Psalmista modli się: „Panie, naucz mnie Twoich ustaw (…), nie ukrywaj przede mną swoich przykazań (…), obdarz mnie zrozumieniem Twoich przykazań” (Ps 119,12.19.73). Pierwszy List świętego Piotra pozwala się domyślać, że w Kościele apostolskim „prośba o dobre sumienie” miała nawet wyraz instytucjonalny. W Liście do Hebrajczyków zaś czytamy, iż krew Chrystusa „oczyści wasze sumienia z martwych uczynków” (Hbr 9,14) — zapewne z tych uczynków, które są dobre tylko w naszych oczach, a nie są dobre w oczach Bożych.
W świetle powyższego jest, jak sądzę, oczywiste, że już samo to, że nasze sumienie jest błędne, zazwyczaj obciąża nas moralnie. Warto jednak zauważyć, że nawet wtedy, kiedy źródłem błędnego sumienia jest niepokonalna niewiedza i zło popełnione w tej sytuacji nie sprowadza winy na swojego sprawcę, obiektywnie nie przestaje jednak być złem. Jak czytamy w cytowanym już Katechizmie Kościoła Katolickiego, „pozostaje ono złem, brakiem, nieporządkiem. Konieczna jest więc praca nad poprawianiem błędów sumienia” (1793).
Toteż pomoc bliźniemu w wyprostowaniu swojego błędnego sumienia jest dziełem prawdziwego miłosierdzia. Jak mądrze napisał wybitny współczesny filozof katolicki: „Zaprawdę przyjacielem nie jest ten, kto swą pociechą pomaga nam żyć w nieprawdzie, lecz ten, kto pobudza nas do życia w prawdzie i zachęca do płacenia także ceny trudu i bólu, jeśli prawda tego wymaga” 3
1 Suma teologiczna, 1–2 q. 19 a. 5–6.
2 Jan Paweł II, Przemówienie na audiencji ogólnej 24 sierpnia 1983, „L’Osservatore Romano” 1983, nr 7–8, s. 22. Por. wnikliwy opis sumienia wypaczonego, które swoje naturalne odniesienie do obiektywnej prawdy moralnej zastępuje przyjęciem sprzecznych z tą prawdą poglądów swojego środowiska: „Utożsamienie sumienia z powierzchowną samoświadomością i idąca z tym w parze redukcja człowieka do jego subiektywności przynosi zniewolenie w miejsce wyzwolenia; uzależnia nas najpierw od obiegowo kursujących poglądów, obniżając zarazem coraz bardziej znaczenie naszego własnego rozeznania. Utożsamiając sumienie ze stanem powierzchownych poglądów środowiska, identyfikuje się je z pseudoracjonalną pewnością, utkaną ze zwykłego braku krytycyzmu, konformizmu i dekadenckiego lenistwa. Sumienie — miejsce otwarcia podmiotu na Boga, na wielkość i godność człowieka — zostaje zdegradowane do mechanizmu samousprawiedliwienia”. J. Ratzinger, Prawda i sumienie, „Ethos” 1991, nr 15/16, s. 176.
3 R. Buttiglione, Etyka w kryzysie, Lublin 1994, s. 162.
Krzysztof, 21 kwietnia 2022
Mamy wszczepione poczucie dobra i zła, przez naszego Stwórcę. Mamy też dwa przykazania miłości i na wszelki wypadek, gdyby pojawiły się jakieś spekulacje, dziesięć przykazań i różne precyzyjnie zdefiniowane zasady postępowania artykułujące grzechy, wady obowiązki itd. Jest oczywistym, że można zagłuszyć głos sumienia i żyć zgodnie z tym co nam dla wygody podpowiada grzeszne ciało. Jeśli jednak tak będziemy postępować to i tak nie wytrzymuje krytyki twierdzenie, że nie wiemy iż czynimy zło. Jeśli zagłuszamy głos sumienia to wcześniej popełniamy inne grzechy, które nas do tego prowadzą. Jeśli natomiast nie reagujemy na swoje grzechy zasługujemy na potępienie. Uważam, że każdy najgorszy nawet oprawca czy pasożyt zawsze wie, kiedy postępuje źle. Jeśli ta wiedza nie przemawia do niego, jest winien jeszcze większego zła, nic go nie usprawiedliwia.