List do Galatów
Apokalipsa nie ma na celu nas straszyć, tylko skłonić grzeszników do nawrócenia. W tej części, w jakiej jesteśmy grzesznikami, powinniśmy się oczywiście Apokalipsy obawiać.
Dominik Jarczewski OP: Apokalipsa kojarzy się z czymś tajemniczym i strasznym. Mało optymistyczne zakończenie Dobrej Nowiny…
prof. Michał Wojciechowski: Rzeczywiście taka jest powszechna interpretacja tej księgi. Nic bardziej mylnego.
Dlaczego?
Najpierw dlatego, że to dopiero dla współczesnego czytelnika Apokalipsa jest tak tajemnicza. Nie znamy kodów i symboli, które tam występują. Natomiast dla autora i dla pierwszych czytelników był to świat doskonale znany. Autor posługiwał się aluzjami i symbolami, które były wówczas zrozumiałe. Myślimy dzisiaj, że używał jakiegoś sekretnego języka, a tymczasem Apokalipsa to po grecku „objawienie”. Intencją autora nie jest więc ukrywanie czegoś, ale właśnie odsłonięcie.
Całe Pismo Święte jest objawione, więc co jeszcze szczególnego miałaby nam objawić Apokalipsa?
Powszechny sąd na temat Apokalipsy jest taki, że objawia ona przebieg czasów ostatecznych. Otóż nie całkiem. Owszem, czasów ostatecznych dotyczą z pewnością końcowe rozdziały, w których pojawia się jeździec na białym koniu, symbol Chrystusa, oraz obrazy paruzji, sądu i nowej rzeczywistości. Natomiast pozostałe rozdziały dotyczą tak naprawdę czasów obecnych. Intencją autora nie jest przedstawienie „rozkładu jazdy” końca świata, ale komentarz do aktualnych wydarzeń w formie wyroczni. To jest zresztą charakterystyczne dla wszelkich pism prorockich w Biblii. Prorok to nie wróżbita, ale rzecznik Boga.
Te wyrocznie różnią się jednak znacznie od tych, które znamy z Księgi Izajasza czy Jeremiasza.
Typowe wyrocznie mają charakter słowny. Prorok coś wygłasza. Natomiast późniejsze wyrocznie biblijne przyjmują postać wizji i objawień, przez które Bóg ocenia obecny świat. Ten obecny świat jest w Apokalipsie zaszyfrowany – albo lepiej: przedstawiony – w postaci symbolu trzech i pół roku albo równoważnych okresów, jak 42 miesiące czy odpowiednia liczba dni. Trzy i pół to połowa siódemki, siódemka zaś oznacza cały czas. My żyjemy jeszcze w pierwszej połowie. Natomiast druga połowa to czasy ostateczne, czyli pełnia czasu. W tej pierwszej połowie dzieją się różne złe rzeczy, katastrofy, które przedstawia Apokalipsa – w języku symbolicznym i poetyckim. Niektóre z tych opisów brzmią niezwykle, jak na przykład historia o spadającej gwieździe, ale przecież autor wiedział o meteorytach, które właśnie nazywano spadającymi gwiazdami. Przy odrobinie refleksji bez problemu uda się przyporządkować każdą katastrofę do doskonale nam znanych katastrof naturalnych, choć opisanych nieraz z poetycką przesadą.
Dlaczego te katastrofy muszą nadejść?
Ponieważ ludzie grzeszą. Jak się dobrze wczytać w tekst, to się okazuje, że te katastrofy dotyczą tylko tej części ludzkości, która sprzeciwia się Bogu. Mamy opis trzęsienia ziemi, ginie część ludzi, po czym autor dodaje, że reszta nie odwróciła się jednak od swoich bożków. Stąd wniosek, że chodziło o kataklizm, który był karą za bałwochwalstwo. Z drugiej strony dowiadujemy się o tym, że zbawieni nie są dotknięci klęskami. Tłum zbiera się przed Barankiem na górze Syjon. Tam jest już pokój i harmonia, tam jest obecność Chrystusa.
Już dziś?
Niezależnie od tego, czy chodzi tu o czasy ostateczne, czy już o obecne, przesłanie Apokalipsy brzmi: Nie ma powodu do zmartwienia dla zbawionych. To, co złe, dotyka grzeszników. Jeżeli ktoś jest wierny Bogu, to zło go nie dotyczy. Apokalipsa nie ma na celu nas straszyć, tylko skłonić grzeszników do nawrócenia. W tej części, w jakiej jesteśmy grzesznikami, powinniśmy się oczywiście Apokalipsy obawiać, natomiast w tej części, w której jesteśmy chrześcijanami, powinniśmy znaleźć w niej orędzie radości.
Wróćmy do tych niesamowicie plastycznych, zawiłych symboli, od których ta księga wręcz kipi. Skąd ten barok?
Przede wszystkim chciałbym skorygować jeszcze jeden błędny pogląd na temat Apokalipsy. To, w jaki sposób prorok opisał wizje, nie znaczy, że dokładnie tak je widział.
To znaczy?
Pan Bóg nie wyświetlił świętemu Janowi filmu katastroficznego, który on nam streszcza, ale dał mu doświadczenie. Jakie ono było, tego nigdy nie uda nam się pojąć. Tak jak u mistyków, doświadczenie to wykracza poza jakąkolwiek możliwość opisu. Dlatego autor nie wybiera języka dosłownego, ale symbole, które sprawiają, że wszystko jest jakby za mgłą, przedstawione pośrednio. Nie pojmiemy istoty, możemy ją tylko przeczuć.
Spotkania z Bogiem nie da się opisać językiem codziennego doświadczenia, chodzi bowiem o rzeczywistość, która nie jest naszą rzeczywistością naoczną. Świat przyszły będzie inny niż obecny. To już zresztą widać w ewangelicznych opisach spotkania ze Zmartwychwstałym. Jezus jest inny. Ewangeliści silą się, żeby powiedzieć jaki, ale to wszystko są tylko pewne obrazy.
Część apokaliptycznych wizji świadczy o bujnej wyobraźni autora. Kto na przykład opisałby szarańcze jako uskrzydlone konie o ludzkich głowach i ogonach skorpiona?
Ten akurat trochę fantastyczny obraz szarańczy powstał pod wpływem wyobrażeń pogańskich. W mitologii greckiej występowały symboliczne postacie, które były hybrydami – mieszankami różnych potworów. Ten wynalazek został przyjęty przez świat biblijny już wcześniej, bo w Księdze Daniela.
Mamy też na początku cztery zwierzęta, które dały początek symbolom ewangelistów.
To już późniejszy pomysł. Zwierzęta pochodzą z Księgi Ezechiela, a ich wygląd odpowiada mitycznym istotom z Mezopotamii. Odpowiadają one raczej naszym archaniołom, duchom, które nieustannie oddają cześć Bogu.
A 24 starców, którzy bez przerwy padają?
To z kolei symbol ludzi czczących Boga. W liczbie 24 dopatrywano się sumy liczby patriarchów Izraela i apostołów, co jest całkiem możliwe. To rodzaj senatu Ludu Bożego, który w jego imieniu czci Boga w niebie.
Może kluczem do zrozumienia Apokalipsy jest liturgia Kościoła, której elementy: hymny, pokłony, okadzenia, cyklicznie w niej powracają?
Niewątpliwie liturgia mogła być inspiracją, ale nie wydaje mi się, żeby to był główny motyw. Będę raczej bronił poglądu, że mamy do czynienia z luźno sklejonymi wizjami. Trudno powiedzieć, czy ich porządek miał odzwierciedlać plan jakiegoś nabożeństwa. Na pewno istotną inspiracją był sam język. Jeśli ktoś uczestniczy w liturgii, to mniej lub bardziej świadomie nasiąka jej językiem i spontanicznie używa go do opisu rzeczywistości świętej. Opisem liturgii są na pewno rozdziały 4 i 5, co do reszty – tylko fragmentarycznie.
W tej liturgii pojawia się element dramatyczny: księga, którą trzyma siedzący na tronie i której nikt nie może otworzyć, aż nadejdzie Baranek.
Mówimy: księga, ale tak naprawdę chodziło o zapieczętowany zwój stanowiący zapis zdarzeń, które mają nastąpić. Chodzi więc o coś, co jest utwierdzone, utrwalone – pewien rodzaj dekretu, którego treścią są różne klęski spadające na świat oporny wobec Boga.
Niektóre z wizji trudno sobie nawet wyobrazić: na przykład baranka, który ma siedem oczu, lub bestię, która ma 10 rogów na siedmiu głowach.
Zmagali się z tym artyści. Jednym wychodziło to lepiej, innym gorzej. Na przykład na witrażu Lebensteina w paryskiej kaplicy pallotynów te głowy i rogi zlewają się ze sobą. Potrzebujemy obrazów, natomiast nie jest to droga do końca właściwa. Apokalipsa, podobnie jak Księga Daniela, Zachariasza czy Ezechiela, w ramach konwencji wizji operuje też grą literacką, cytatami, aluzjami biblijnymi, których obraz nie uchwyci. Te symbole sumują się i na przykład liczby 7 i 10 wyrażają pełnię i siłę, natomiast róg oznacza władzę.
Czyli jeśli autor opisuje bestię o 7 głowach i 10 rogach, to chciał po prostu powiedzieć, że jest silna i ma pełnię władzy?
Tak.
Czy chodzi o jakąś konkretną osobę, instytucję, czy o ogólne przesłanie?
I jedno, i drugie. Symbole można odczytywać na kilku płaszczyznach. W sensie ogólnym za bestią kryją się wszystkie bezbożne imperia, ale w tym konkretnym przypadku autor ma na myśli Rzym.
Skąd o tym wiemy?
Po pierwsze, właśnie w imperium rzymskim żyli adresaci Apokalipsy. Pamiętajmy, że dotyczy ona sytuacji aktualnej. Poza tym jest wiele aluzji w samym tekście. Na przykład bestia jest ujeżdżana przez prostytutkę, a ta prostytutka to miasto na siedmiu wzgórzach, czyli oczywiście Rzym. Pojawia się też druga bestia, która imituje Baranka i usługuje wielkiej bestii, każe ją czcić. To religia pogańska albo lokalna władza rzymska w Azji Mniejszej. W czasie powstania Apokalipsy stawiano tam właśnie świątynię bogini Romie, symbolowi państwa, oraz kolejnym cesarzom, co stanowiło pretekst do represjonowania chrześcijan, odmawiających udziału w takim kulcie.
Wśród apokaliptycznych symboli szczególne miejsce zajmują liczby…
Rzeczywiście. Na przykład 7 wyraża pełnię i doskonałość, a 12 – kompletność Ludu Bożego.
Dwunastu patriarchów, dwunastu apostołów…
A liczba zbawionych to 144 tysiące, czyli 12 razy 12 razy tysiąc. Czyli ogromne mnóstwo, ale zachowujące strukturę Izraela – rozumianego tu jako ciągłość synagogi i Kościoła, bo autor jeszcze nie wie, że nastąpi rozejście się tych dróg.
To ciekawe, bo z reguły za czas powstania Apokalipsy uznaje się ostatnią dekadę I wieku, a przecież jest to już po rozejściu się synagogi i Kościoła.
My o tym wiemy, ale uczestnicy tych wydarzeń nie musieli być tego świadomi. To, że jacyś rabini wydali w Palestynie postanowienia antychrześcijańskie, nie znaczyło, że zaczęły obowiązywać na całym świecie. Część Żydów mogła już je znać i stosować, a część nie. Natomiast dla Żyda, który stał się chrześcijaninem, nie było to ważne. On czuł się członkiem prawdziwego Izraela. Na pewno chrześcijanie bardzo ten konflikt przeżywali, co widać w Ewangeliach według św. Mateusza i św. Jana, natomiast Apokalipsa jest nastawiona na życie wspólnoty chrześcijańskiej. Tutaj pierwszorzędnym problemem nie są Żydzi, ale obecność szatańskiego imperium.
Reprezentowanego przez bestię, która też ma swoją liczbę – 666. Jak ją rozszyfrować?
Hipotez jest mnóstwo. Ważnym tropem jest uwaga, że jest to liczba człowieka, a więc musiała być zrozumiała dla odbiorców. Trzeba więc szukać czegoś z ich świata, co będzie dodatkowo związane z bestią, czyli imperium rzymskim. Najprawdopodobniej jest to więc symbol cesarza, pytanie tylko: którego? Badacze próbowali rozwikłać tę liczbę, odwołując się do praktyki „gematrii”. Języki hebrajski i aramejski, podobnie jak grecki, nie znały cyfr. Zamiast nich posługiwały się kolejnymi literami. Wiedząc o tym, każde słowo można było zamienić na liczbę, sumując jego litery. I tak na przykład zapis zwrotu „cesarz Neron” daje po aramejsku właśnie 666, ale też po grecku taką samą sumę otrzymamy w wyrażeniu „cesarz nowy bóg”.
To zapewne nie jedyne rozwinięcia tej liczby.
Tak, dlatego uważam, że jej pochodzenie jest inne. Chodzi o aluzję biblijną. Bo 666 już raz pojawiło się w Piśmie Świętym. To kwota podatków ściąganych przez Salomona – 666 talentów, gigantyczna suma. W związku z tym, moim zdaniem, w pierwszej kolejności jest to aluzja do zdzierstwa podatkowego imperium. Dopiero druga warstwa symbolu odnosiłaby się do konkretnej osoby.
Mamy dwie bestie o rysach człowieka, a czy pojawia się sam szatan?
Tak, pod symbolem smoka. To jest akurat wyrażone wprost. Smok to „wąż starodawny, który się zwie diabeł i szatan” (Ap 12,9).
Ten smok pojawia się razem z tajemniczą postacią Niewiasty obleczonej w słońce, z księżycem pod stopami i wieńcem z gwiazd dwunastu. O kogo chodzi?
Egzegeci powszechnie uważają, że jest to symbol ludu Bożego. Dlatego, że Mesjasz rodzi się w ludzie Bożym, a ta kobieta ma wieniec z dwunastu gwiazd, co jest bardzo wyraźnym nawiązaniem do tekstu biblijnego z Księgi Rodzaju, w którym Józefowi kłaniają się słońce, księżyc i 11 gwiazd, czyli jego bracia. Ta symbolika astralna w pierwszej kolejności dotyczy Izraela. W wielu tekstach jego symbolem jest kobieta, chociażby w Księdze Barucha czy apokryficznej Czwartej Księdze Ezdrasza. Tutaj kobieta jest symbolem całego ludu Bożego, czyli zarówno Starego, jak i Nowego Testamentu. Rodzi Mesjasza, którego atakuje szatan.
Dziecko zostaje porwane do Boga…
Tak, bo Chrystus wraca do Ojca w niebie.
Natomiast kobieta zostaje.
Lud Boży jest ścigany przez szatana, który zostaje ukarany za to strąceniem z nieba. Tu doskonale widać tę ciągłość w myśleniu o Żydach i chrześcijanach. Potomstwo niewiasty to bowiem ci, którzy „strzegą przykazań Boga i mają świadectwo Jezusa” (Ap 12,17), czyli lud prawa mojżeszowego i świadkowie Chrystusa.
W liturgii jednak ten tekst czytamy w odniesieniu do Maryi.
To też da się uzasadnić. Maryja może być bowiem traktowana jako symbol ludu Bożego. Nowsza teologia nadaje jej tytuł Matki Kościoła. Analogia jest zatem całkiem uprawniona, choć chyba niezamierzona przez autora. Warto podkreślić, że komentatorzy starożytni jednomyślnie widzieli tu symbol ludu Bożego.
Wspomniał pan o prześladowaniach. W poprzedzającym rozdziale pojawia się dwóch tajemniczych świadków, którzy walczą, a potem giną. Wiemy, o kogo chodzi?
Adresaci zapewne wiedzieli, nam pozostają przypuszczenia. To, że jest ich dwóch, może być związane z tym, że tylu było potrzebnych w procesie sądowym dla potwierdzenia jakiejś sprawy. Ale czy był to ktoś konkretny, nie wiadomo. Być może chodziło o Piotra i Pawła, na co wskazywałoby miejsce męczeństwa – wielkie miasto – Rzym. Sodoma i Egipt to również są żydowskie przezwiska Rzymu, i podobnie – Babilon.
Chociaż nie leży na siedmiu wzgórzach…
Analogia polegała na tym, że tak jak Babilończycy zniszczyli Jerozolimę i świątynię w VI wieku p.n.e., tak Rzymianie uczynili to samo w 70 roku. Pierwsi przesiedlili Żydów do Mezopotamii, drudzy rozproszyli ich po Imperium.
Świadkowie są o tyle interesujący, że mają moc zabijania zła. Z ust jednego z nich wychodzi ogień i pożera przeciwników.
Chodzi tu o słowo Boże. To nie jest ogień fizyczny, lecz ogień prawdy, który unicestwia fałsz.
Czytając Apokalipsę, można mieć wrażenie, że wiele scen się powtarza. Najpierw mamy jedną serię katastrof, potem finał i tryumf zbawionych, a następnie to samo od początku. Jak to rozumieć?
Przede wszystkim nie chronologicznie. Przypomnę, że cały czas jesteśmy w „doczesnej” części Apokalipsy. Zatem nigdzie nie ma tu mowy o ostatecznym zwycięstwie nad mocami zła. Obrazy walki i zwycięstwa należy rozumieć na zasadzie kontrastu, a nie następstwa czasowego. Przed Barankiem stoją 144 tysiące zbawionych, ale równolegle toczy się życie, a zło nie powiedziało jeszcze ostatecznego słowa.
Podobnie tysiącletniego królestwa nie należy rozumieć dosłownie, że kiedyś Jezus przyjdzie na ziemię i przez tysiąc lat będziemy mieć na ziemi państwo Boże. Tysiąc oznacza bardzo długi okres. Chodzi tutaj nie tyle o jakieś państwo, ile o królowanie świętych w Niebie. Nie kiedyś, ale już dziś, teraz. Na ziemi toczy się walka, a tam jest już czas chwały.
To czego mamy oczekiwać?
To jest właśnie najciekawsze, że Apokalipsa nie daje nam jakiejś klarownej wizji przyszłości. Właśnie o przyszłości najmniej z tej księgi możemy się dowiedzieć. Zresztą Jezus wielokrotnie ostrzegał, że trzeba być czujnym, bo nie wiadomo, kiedy to nadejdzie. Apokalipsa nic ponad to nie dodaje.
Choć odsłania skrawek nieba – opisuje Jeruzalem niebieskie.
W ostatnim rozdziale Apokalipsy autor pokazuje perspektywę zbawienia, żebyśmy się nie przestraszyli tymi katastrofami, które spadną na ludzi jako grzeszników. Losem ludzi zbawionych jest nowa Jerozolima, która zstępuje z nieba. Mamy nowe niebo i nową ziemię, czyli całkowite odnowienie świata. Przy tym budulec miasta Bożego – różne metale i kamienie szlachetne – sugeruje, że jest to budowa całkowicie innego rodzaju. Nowy świat będzie z substancji szlachetnej i będzie prześwietlony obecnością Boga.
Czy kamienie szlachetne są kolejnymi symbolami?
Problem w tym, że części z ich nazw nie potrafimy nawet przetłumaczyć. Nie wiemy, jak wyglądają. Natomiast myślę, że w tym akurat fragmencie mamy do czynienia z szyfrem, bo nazwy kamieni dadzą się wyłożyć w formie skrótu chrystologicznego. Pierwsze dwa to skrót imienia Jezus, następne dwa – Chrystus, i tak można próbować dalej.
Czyli fundamentem jest Chrystus?
Na to wychodzi. W każdym razie jest jasne, że te szlachetne materiały oznaczają niezniszczalność nowej rzeczywistości jako ostatecznej.
Jednej tylko budowli w tym mieście nie znajdziemy – świątyni.
Bo nie będzie już potrzebna. Świątynia służyła pośredniczeniu między ludźmi a Bogiem, a tam Bóg będzie obecny w sposób doskonały. To od Niego, a nie od świątyni, jak u Ezechiela, wypływa rzeka życia. On jest źródłem naszego życia i będzie nim nas napełniał w obfitości w czasach ostatecznych.
Oceń