Rzadko rozmawiam z przyjaciółmi o wierze, duchowości. Słowo Bóg jest jednym z najrzadziej używanych, jak niepasujący do rzeczywistości termin, który nie chce nam przejść przez usta, bo wydaje się obcy, ciężki, a jego znaczenie jest jednocześnie zbyt niejasne i doniosłe.
O tym, że Bóg wyszedł z codziennego użytku, świadczy choćby to, że w moim pokoleniu mało kto korzysta z zawołań zawierających element boskości. „Jak mi Bóg miły” i „skaranie boskie” – znam tylko z książek. „Na litość boską” – z próśb taty. „Dzięki Bogu” – z westchnień mamy. A życiową mądrość „Kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje” – z ozdobnej ściereczki przybitej gwoździkami do ściany w kuchni w domu moich dziadków. Czasami jeszcze mówimy, że ktoś „złapał Pana Boga za nogi” albo z przekąsem, że „jak trwoga, to do Boga”. Ale to już są powiedzonka o świeckim znaczeniu, stosowane na okoliczność ludzkich słabości – naiwności, lęku. Nie wzywamy głośno Boga ani na pomoc, ani żeby Mu podziękować. Najlepiej wychodzi nam milczenie o Nim. W zamian miewamy „szczęście w nieszczęściu” albo „meganiefart”. Jakieś losowe, nieokreślonej natury zdarzenia, które nie przyjmują symbolicznego kształtu i w ogóle nie trzeba w nie wierzyć lub wątpić, ponieważ nie niosą żadnych znaczeń.
A z Bogiem jest kłopot. Potę
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń