Pana Jezusa traktuje się poważnie
Oferta specjalna -25%

Pierwszy List do Koryntian

0 opinie
Wyczyść

Paweł Kozacki OP: Jakie czynniki zadecydowały, że deklaracja Kongregacji Nauki Wiary Dominus Iesus ukazała się właśnie w tym momencie?

Marcin Przybyszewski: Po pierwsze dokument ukazuje się na półmetku Wielkiego Jubileuszu, skoncentrowanego bardzo mocno na osobie Jezusa Chrystusa. Jako tekst chrystologiczny rzuca ważne światło na podstawowe prawdy wiary chrześcijańskiej i definiuje, czym jest Kościół. W pastoralnym programie Wielkiego Jubileuszu kwestia nawrócenia, czyli refleksji nad tym, w jaki sposób wierzymy, w co wierzymy, dlaczego wierzymy, jest fundamentalna.

Po drugie dokument ten próbuje porządkować myślenie o dialogu, o konfrontacji z relatywistycznymi nurtami myślenia teologicznego, które pojawiały się w Kościele. Jest to odpowiedź na dość powszechne dziś zagrożenie takim myśleniem.

Grzegorz Górny: Zastanawiając się, dlaczego akurat w tym momencie otrzymaliśmy ów dokument, zwróciłbym uwagę na szum medialny, jaki towarzyszył jego publikacji. Teologowie zauważają, że w Deklaracji nie ma niczego nowego, że jest to podkreślenie tego, co Kościół głosił zawsze. Dziennikarstwo goni za nowościami. Wydawałoby się, że coś, co nie jest nowe, co jest głoszone od dwóch tysięcy lat, nie powinno wywoływać żadnego zainteresowania dziennikarzy. Tymczasem zrobił się hałas, jakby to była wielka sensacja. I to nie tylko dziennikarze, których można jeszcze posądzać, że nie znają się na kwestiach teologicznych, tak potraktowali ten dokument. W podobny sposób Dominus Iesus odebrali przedstawiciele środowisk protestanckich. Światowa Rada Kościołów w Genewie wydała oświadczenie, wypowiadał się arcybiskup Canterbury. I co mówili? Że został cofnięty dialog ekumeniczny, że zaprzepaszczono dziesiątki lat wysiłku.

Zastanawiam się, czy przypomnienie przez jednego z partnerów dialogu o własnej tożsamości powinno oburzać drugiego? Jeżeli się okazuje, że oświadczenie mające charakter porządkujący wywołuje taką burzę, to na czym polegają sukcesy w dialogu ekumenicznym, tak celebrowane przez kilka ostatnich dziesięcioleci? Najciekawszy wydaje się komentarz, na który natknąłem się we „Frankfurter Allgemeine Zeitung”. Stwierdzono w nim, że trzydzieści lat temu, w dobie II Soboru Watykańskiego, takie oświadczenie przeszłoby niezauważone, ale dziś tak się zmieniła sytuacja w świecie i w Kościele, że tego typu deklaracja prowokuje takie emocje. Odnoszę wrażenie, że przez ostatnich trzydzieści lat Urząd Nauczycielski Kościoła koncentrował się głównie na pozytywnej wykładni wiary i tak formułował doktrynę, jakby nie istniało jej przeciwieństwo. Brak negatywnych odniesień powodował, że pewne sformułowania, które mogły być odbierane niejednoznacznie, stawały się podatne na wielość interpretacji, także niezgodnych z Magisterium Kościoła.

Być może przyczyną zdziwienia mediów jest fakt, że dokument został sformułowany w języku, od którego dziennikarze się odzwyczaili. Rozmawiałem swego czasu z diakonem Andriejem Kurajewem, uważanym za najwybitniejszego teologa młodego pokolenia w Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, i powiedział mi, że do Kościoła katolickiego największe pretensje ma o to, iż dostosował swój język do tego świata. Zwierzył mi się, że kiedy czyta dokumenty watykańskie, to odnosi wrażenie, jakby czytał „New York Timesa” albo „Prawdę”, ponieważ znajduje w nich tę samą frazeologię pełną odwołań do wartości ogólnoludzkich, zdobyczy humanizmu, praw człowieka itd. Jego zdaniem, to nie jest język, jakim mówił Kościół przez wieki — to język świata demoliberalnego. Jeśli przyjmiemy punkt widzenia Kurajewa, to możemy stwierdzić, że kiedy Kościół przemówił swoim własnym językiem, nie ulegając powszechnie stosowanej frazeologii, wówczas wywołał powszechną konsternację.

Nieustanne przepowiadanie misyjne Kościoła jest dzisiaj zagrożone przez teorie relatywistyczne, które usiłują usprawiedliwić pluralizm religijny nie tylko de facto, lecz także de iure (czyli jako zasadę). W konsekwencji uznaje się za przestarzałe takie na przykład prawdy, jak prawda o ostatecznym i całkowitym charakterze objawienia Jezusa Chrystusa, o naturze wiary chrześcijańskiej w odniesieniu do wierzeń innych religii, o natchnionym charakterze ksiąg Pisma świętego, o osobowym zjednoczeniu między odwiecznym Słowem a Jezusem z Nazaretu, o jedności ekonomii Słowa wcielonego i Ducha Świętego, o jedyności i zbawczej powszechności tajemnicy Jezusa Chrystusa, o powszechnym pośrednictwie zbawczym Kościoła, o nierozdzielności — mimo odrębności — Królestwa Bożego, Królestwa Chrystusa i Kościoła, o istnieniu w Kościele katolickim jedynego Kościoła Chrystusa.

Jacek Salij OP: Z końcówką Pańskiej tezy bym się nie zgodził. Wystarczy przypomnieć napisane dokładnie w tym samym duchu co nasz dokument dwie ogromnie ważne deklaracje Kongregacji Nauki Wiary z roku 1972 i 1973, przypominające kolejno wiarę katolicką na temat Chrystusa i Kościoła. Mam na myśli, rzecz jasna, deklarację Mysterium Filii Dei oraz deklarację Mysterium Ecclesiae. Kongregacja reagowała również na chrystologiczne lub eklezjologiczne błędy takich teologów, jak Hans Küng, Jacques Pohier, Edward Schillebeeckx, Leonardo Boff. Przypomnę także oficjalną reakcję z roku 1988 Kongregacji na niejasności zawarte w dokumencie pt. Zbawienie i Kościół Międzynarodowej Komisji Anglikańsko– –Katolickiej.

Marcin Przybyszewski: Jeżeli chodzi o ten społeczny odbiór, to wynika on z fałszywych informacji lub powierzchownej lektury. To, co słyszało się w komentarzach polskiego radia, było po prostu nieprawdą. Padały stwierdzenia, których w dokumencie nie ma. Przypisano na przykład kardynałowi Ratzingerowi i kierowanej przez niego Kongregacji orzeczenie, jakoby zbawienie istniało tylko w Kościele rzymskokatolickim. Tymczasem dokument wykazuje, że zbawienia może dostąpić każdy, nawet człowiek niewierzący, ale wyłącznie dzięki odkupieńczej ofierze Chrystusa. Deklaracja w centralnym punkcie stwierdza, że jedyna droga do Zbawienia prowadzi przez Chrystusa. Kontestacja tej prawdy świadczy wyłącznie o tym, że zarówno dziennikarze, jak i sami ludzie Kościoła nie znają albo zapomnieli, jakie są podstawowe prawdy wiary chrześcijańskiej.

Jacek Salij OP: Albo że nie można Kościołów niekatolickich nazywać siostrzanymi. Po pierwsze takiej tezy w tym dokumencie nie ma, a po wtóre Kościół katolicki używał nazwy „Kościoły siostrzane” wyłącznie w odniesieniu do Kościołów prawosławnych, nigdy do eklezjalnych Wspólnot protestanckich. Przypomnę, że po raz pierwszy nazwa ta oficjalnie pojawiła się w unijnym dokumencie Soboru Florenckiego z roku 1439.

Marcin Przybyszewski: Warto zastanowić się, dlaczego nastąpił taki odbiór, bo nie był to spisek mediów przeciwko Kościołowi. Po pierwsze świat dziennikarski nie jest zdolny do czytania dokumentów kościelnych tej rangi. Po prostu ich nie rozumie. Po drugie odbiór taki świadczy o silnym napięciu, jakie istnieje pomiędzy kreowanym przez media liberalnym światem, konstruowanym zgodnie z zasadą demokracji proceduralnej, gdzie większość ma rację, a światem naszej wiary, dla którego podstawowym kryterium jest prawda i to ta przez duże „P”. Natomiast prawdziwym dramatem jest krytyka tego dokumentu nie tylko w wielu środowiskach katolickich Europy Zachodniej czy Stanów Zjednoczonych, ale także w polskich środowiskach katolickich. Na przykład zastępczyni redaktora naczelnego tak renomowanego pisma jak „Tygodnik Powszechny” powiedziała wprost, że jest jej bardzo przykro, że taki dokument się ukazał. To pokazuje głębokie pęknięcie we wspólnocie katolickiej. Wydaje się, że pewna część katolików postrzega Kościół nie jako depozytariusza Prawdy, którą trzeba głosić światu, ale jako instytucję dostosowaną do wymagań „politycznej poprawności” dzisiejszego świata na tyle, że podstawowe prawdy winny być ustalane drogą „demokratycznego konsensusu”. W takim patrzeniu, w imię wspólnego dobra rozumianego jako ruch ekumeniczny, głoszone twierdzenia należałoby stonować, wzajemnie do siebie przypasować tak, aby uzyskać ogólne porozumienie. Tymczasem Dominus Iesus jest stanowczym „nie” Stolicy Apostolskiej, a konkretnie Kongregacji Nauki Wiary, wobec takiego sposobu myślenia. Z niego wypływa inna koncepcja ruchu ekumenicznego, polegającego na pogłębianiu własnej tożsamości, z zachowaniem wzajemnego szacunku i braterskiej współpracy na wszystkich możliwych polach, ale bez kompromisu doktrynalnego, czy przemilczania podstawowych dla danego Kościoła prawd wiary. Zresztą nasi bracia z innych Kościołów na żadną inną koncepcję ekumenizmu się nie zgadzają i wielokrotnie dawali temu świadectwo.

Dlatego w powiązaniu z jedynością i powszechnością zbawczego pośrednictwa Jezusa Chrystusa należy stanowczo wyznać jako prawdę wiary katolickiej jedyność założonego przezeń Kościoła. Tak jak jest jeden Chrystus, istnieje tylko jedno Jego Ciało, jedna Jego Oblubienica: „jeden Kościół katolicki i apostolski”. Ponadto obietnice Pana, że nigdy nie opuści swojego Kościoła (por. Mt 16,18; 28,20) i będzie nim kierował przez swego Ducha, oznaczają też, iż według wiary katolickiej jedyność i jedność Kościoła, a także wszystko to, co stanowi o jego integralności, nigdy nie przeminie.

Grzegorz Górny: To prawda, że kryzys tożsamości dotknął dzisiaj wielu katolików i widać to doskonale w sferze publicznej. Partie, które mienią się chrześcijańsko–demokratycznymi, czyli chadecje, tworzą ustawy, które są niezgodne z etyką chrześcijańską. Pod rządami chadecji zalegalizowano w Holandii eutanazję, narkotyki, prostytucję, aborcję. Nie lepiej jest w Belgii, gdzie chadecy jako pierwsi zgłosili projekt, żeby związki homoseksualne traktować na równi z małżeństwami. Jeżeli takie propozycje wychodzą od ludzi, którzy mienią się chrześcijanami, świadczy to o ich religijnym zagubieniu. Między demokracją a chrześcijaństwem istnieje nieusuwalne napięcie, które wynika z ich istoty. Chodzi o to, kto jest najwyższym prawodawcą: większość ludu czy Bóg? I co jest ważniejsze: prawo stanowione czy prawo naturalne? W tym rozdarciu między demokracją a chrześcijaństwem chadecy coraz częściej skłaniają się ku temu, co doczesne, co względne, absolutyzują określoną formę ustrojową i zapominają o sprawach ostatecznych. Coraz bardziej zapominają o nadprzyrodzonym wymiarze Kościoła, który zaczyna być traktowany jako pewna instytucja charytatywna, społeczna, kulturowa, duchowa…

Jacek Salij OP: Może przejdźmy do samego dokumentu. Mnie uderza w nim brak jakiegokolwiek ducha konfrontacji, a tym bardziej agresji. Dokument sformułowany jest w duchu jednoznacznego szacunku zarówno dla innych religii, jak dla innych Kościołów i Wspólnot kościelnych. W dokumencie przypomniano deklarację ostatniego soboru, że Kościół nie odrzuca w religiach niechrześcijańskich nic, co w nich dobre i święte. Powtórzono też tak pozytywnie odebrane w czasach soborowych frazy, że Kościół katolicki, rozpoznając się jako ten sam Kościół, który został założony przez Chrystusa, zarazem zdaje sobie sprawę z tego, jak wiele jest autentycznej kościelności w niekatolickich Kościołach i Wspólnotach kościelnych. Te właśnie fragmenty zostały dziś bardzo źle odebrane w Kościołach niekatolickich. Próbuję to zrozumieć, ale jednocześnie chcę zwrócić uwagę na pewną taką asymetryczność, której oczekuje się tam od Kościoła katolickiego. Otóż ja, katolik, mam z całym zrozumieniem słuchać prawosławnych, kiedy oni twierdzą, że to ich Kościół jest tym jedynym Kościołem, jaki założył Chrystus. Mam ponadto okazywać zrozumienie tym protestantom, którzy zachowują się nieraz jak posiadacze Pisma świętego, którzy jako jedyni nie wypaczyli słowa Bożego. Co więcej, mam z cierpliwością słuchać nieustannie wytaczanych przeciwko mojemu Kościołowi zarzutów, jak bardzo Kościół katolicki odszedł rzekomo od Pisma świętego. Ja mam słuchać takich głosów ze zrozumieniem i z całą demokratyczną otwartością. Natomiast mnie czegoś analogicznego powiedzieć nie wolno. Przecież ja naprawdę wierzę tak, jak to wyłożono w tej deklaracji.

Paweł Kozacki OP: Z czego to wynika?

Jacek Salij OP: Proszę ojca kochanego, dla mnie to jest jasne, ale dzisiaj nie będę tego mówił…

Paweł Kozacki OP: Może jednak?

Jacek Salij OP: …no dobrze, powiem prosto i jasno: bo Kościół katolicki jest naprawdę tym Kościołem, który został założony przez Chrystusa. Sądzę, że właśnie to naznacza mój Kościół czymś takim, co innych może bardzo drażnić. Trochę jak w historii Józefa i jego braci.

„Kościół katolicki nic nie odrzuca z tego, co w religiach owych prawdziwe jest i święte. Ze szczerym szacunkiem odnosi się do owych sposobów działania i życia, do owych nakazów i doktryn, które chociaż w wielu wypadkach różnią się od zasad przez niego wyznawanych i głoszonych, nierzadko jednak odbijają promień owej Prawdy, która oświeca wszystkich ludzi”.

Marcin Przybyszewski: Natomiast mnie się wydaje, że ten dokument jest kolejnym etapem dialogu, i nie jest w niczym sprzeczny z duchem encykliki Ut unum sint, która była epokowym dokumentem ekumenicznym, a w pewnym sensie podsumowującym obecny pontyfikat. Największe sukcesy ruch ekumeniczny miał wtedy, kiedy dialog opierał się odkrywaniu pełnej tożsamości poszczególnych Kościołów. Na przykład: uznanie niektórych sakramentów za wspólne było likwidowaniem wielowiekowych naleciałości, interpretacji itd. Wielka dyskusja o Eucharystii ukazała, że jednak jesteśmy bliższej siebie z luteranami, niż myśleliśmy przed rozpoczęciem wzajemnych rozmów. Dlatego — w moim przekonaniu — dokument ukazujący tożsamość Kościoła katolickiego jest milowym krokiem na drodze dialogu ekumenicznego. Nie widzę innej możliwości spotkania we wzajemnej miłości niż poprzez pokazanie: oto my głosimy taką prawdę, z niej nie zrezygnujemy, uważamy, że Kościół założony przez Jezusa Chrystusa trwa najpełniej w Kościele katolickim. Nie widzę w tym przypisywanej kard. Ratzingerowi tendencji do dezawuowania innych wyznań. Przecież kard. Ratzinger, człowiek odpowiedzialny za czystość doktryny katolickiej, nie może głosić niczego sprzecznego z tą doktryną. Przypominanie o niej jest jego najbardziej elementarnym obowiązkiem.

Jacek Salij OP: Przypomnienie nauki z całą jasnością wyłożonej w soborowym Dekrecie o ekumenizmie, że Kościół założony przez Chrystusa trwa najpełniej w Kościele katolickim, wywołało oburzenie. Jednak zauważmy, że to samo stanowisko, kiedy jest formułowane w swoich konkretnych postaciach, bywało nieraz istotnym krokiem naprzód w ekumenicznym dialogu — przypomnę jasne słowa Papieża z encykliki Ut unum sint (nr 88), że „Kościół katolicki jest świadom, iż pośród wszystkich Kościołów i Wspólnot kościelnych to on zachował posługę następcy apostoła Piotra w osobie Biskupa Rzymu”. Zresztą Jan Paweł II również przy innych okazjach zgłaszał gotowość Kościoła katolickiego do dających się pogodzić z dogmatem katolickim modyfikacji w sposobie sprawowania prymatu papieża, i prosił przedstawicieli Kościołów niekatolickich o swoje sugestie na ten temat. Rozróżnienie prymatu Piotra jako prawdy wiary oraz papiestwa jako kanonicznej formy sprawowania tego prymatu jest ważnym osiągnięciem dialogu ekumenicznego. Powiem prostu z mostu, co chciałbym powiedzieć. Wprawdzie przypomnienie, co Kościół katolicki sądzi sam o sobie, wywołało niepokój również wśród tych niekatolików, którzy są nastawieni naprawdę ekumenicznie. Przewiduję jednak, że jest to początek ogromnie interesującej przygody ekumenicznej dla wszystkich chrześcijan, katolików i niekatolików. Na razie trzeba jasno przypominać, że Kościół katolicki — wierząc o sobie to, co napisano w deklaracji Dominus Iesus — przecież nie przypisuje sobie monopolu ani na prawdę, ani na kościelność, ani tym bardziej na zbawienie.

Grzegorz Górny: W dokumencie tym pojawia się sformułowanie na temat relacji między dialogiem a misją. Podkreśla się, że dialog jest częścią misji ewangelizacyjnej Kościoła. Kiedy robiliśmy programy dla telewizji i rozmawialiśmy z protestantami, żydami czy członkami innych wspólnot wyznaniowych, to komplementowali Kościół katolicki za dialog, ale podkreślali: dialog nie ma nic wspólnego z misją. Oni sobie nawet wręcz nie życzyli, żeby ktoś łączył jedno z drugim. Rabin Byron Sherwin powiedział wprost: kiedy rozmawiasz ze mną i cały czas myślisz o tym, jak mnie nawrócić, to przestaje to być dialog. Ten dokument może być więc dla nich niezłą niespodzianką.

Jacek Salij OP: Ja się z nimi zgadzam. Wprowadziłbym tutaj istotne rozróżnienie. Kościół katolicki pragnie głosić Ewangelię wszystkim ludziom i wszystkim narodom, zarazem nie powinno się głosić Ewangelii nikomu, kto nie chce jej słuchać. Takiej postawy nauczył nas Pan Jezus. Dialog między religiami jest niezbędny, bo są miliony ludzi, którzy nie zamierzają słuchać Ewangelii, i są miliony chrześcijan, którzy nie zamierzają szukać wiary katolickiej. A jest niezbędny dlatego, że jest to ważna droga wzajemnego poznawania się oraz budowania wzajemnej życzliwości, a tego w naszym świecie nigdy za dużo. Bywa oczywiście tak, że partner dialogu zaczyna otwierać uszy na Ewangelię, ale wtedy nie wolno udawać kontynuowania dialogu. Bo w związku z głoszeniem Ewangelii w ogóle niczego nie wolno udawać. Osobiście mam wyłącznie uczucia oburzenia na nieuczciwość tych fałszywych ludzi, którzy przychodzili do parafii katolickich pod płaszczykiem ekumenizmu, a zamiarem ich było wyprowadzać Boże owieczki do swojego zboru. Rzecz jasna, gdyby jakiś katolik tak postępował, byłbym oburzony jeszcze bardziej.

Kościół przepowiada dziś Jezusa Chrystusa, „drogę, prawdę i życie” (J 14,6), także poprzez praktykę dialogu międzyreligijnego, choć oczywiście nie zastępuje on, lecz towarzyszy misji „ad gentes”, służąc owej „tajemnicy jedności”, z której „wynika, że wszyscy mężczyźni i kobiety, którzy są zbawieni, uczestniczą, choć w różny sposób, w tej samej tajemnicy zbawienia w Jezusie Chrystusie za pośrednictwem jego Ducha”. Ten dialog będący częścią ewangelizacyjnej misji Kościoła, zakłada postawę zrozumienia, dążenie do wzajemnego poznania się i obopólnego wzbogacania w duchu posłuszeństwa prawdzie i poszanowania wolności.

Grzegorz Górny: …próbowałem zwrócić uwagę na coś innego. Dla współczesnego człowieka dialog nie ma nic wspólnego z misją. Wyznawcy innych religii chętnie widzą Kościół dialogujący, ale nie Kościół misyjny…

Jacek Salij OP: Pan oczywiście ma rację, podkreślając, że Kościół jest również misyjny, nie tylko dialogujący. Ja zwracam uwagę na to, że nie powinien być jednym i drugim równocześnie.

Marcin Przybyszewski: Ten dokument także w sposób doskonały rozwiązuje napięcie pomiędzy koncepcją misji Kościoła a koncepcją dialogu. Już II Sobór Watykański twierdził, że dialog jest środkiem ewangelizacji współczesnego świata, ponieważ świat jest pluralistyczny i Kościół jest w nim obecny poprzez postawę dialogu, rozumianą jako szacunek dla osoby ewangelizowanego. Nie ma to jednak nic wspólnego z ustalaniem jakichś kompromisowych poglądów.

Paweł Kozacki OP: Dialog ma prowadzić do wspólnego odkrywania prawdy. Tymczasem świat powątpiewa w możliwość jej odkrycia. Czy to nie jest jedna z przyczyn, która spowodowała tak ostrą reakcję mediów?

Jacek Salij OP: Chciałbym najpierw zwrócić uwagę na częste dziś nieporozumienie. Prawdę, że Kościół katolicki jest jedynym depozytariuszem pełnego Objawienia, zazwyczaj rozumie się w taki sposób, że my czujemy się posiadaczami prawdy, albo że nasz Kościół uważa się za jej posiadacza. Otóż nigdy dość przypominania, że Prawda objawiona, która ostatecznie jest Prawdą osobową, bo na imię jej Jezus Chrystus, nas bierze w posiadanie. Ani ty, ani ja, ani cały nawet Kościół, nigdy nie będzie posiadał całej prawdy, jakkolwiek już nawet malutkie dzieci zdolne są do posiadania Tego, który jest Prawdą.

Marcin Przybyszewski: Główną prawdą tego dokumentu jest przypomnienie, że nie ma zbawienia poza Chrystusem, że zbawienie dokonuje się wyłącznie poprzez Niego. Ta sprawa wywołała najwięcej polemik. Okazuje się bowiem, że we współczesnym świecie ta prawda nie bardzo funkcjonuje mimo Wielkiego Jubileuszu, który wszyscy uroczyście obchodzą.

Jacek Salij OP: Przewodniczący Wspólnot Hebrajskich we Włoszech, prof. Amos Luzzato powiedział z przekąsem, że rozważanie kwestii jego zbawienia nie należy do kompetencji Ratzingera. Ale przecież zarzut ten można kierować również pod adresem wyznawców judaizmu. Nie da się być prawdziwie wierzącym żydem bez wiary, że Bóg Izraela jest Stwórcą wszystkich ludzi. Również więc pod adresem profesora Luzzato ktoś może powiedzieć: „a co go to obchodzi, kto mnie stworzył? Rozważanie tej sprawy nie należy do jego kompetencji”. Ponownie zwracam uwagę na asymetryczność zarzutów. Ten rodzaj oskarżeń, jaki był formułowany pod adresem Dominus Iesus, w gruncie rzeczy dotyczy każdej religii, w której ważny jest wymiar prawdy.

Marcin Przybyszewski: Myślenie współczesne jest takie, że jest jakaś prawda, jakiś absolut itd., która się objawia przez wszystkie religie na zasadzie równoważnej. Kardynał Ratiznger podejmuje zdecydowaną polemikę z takim myśleniem…

Wielokrotnie stawia się też tezę, która zaprzecza jedyności i powszechności zbawczej tajemnicy Jezusa Chrystusa. To stanowisko nie ma żadnej podstawy biblijnej. Należy bowiem wyznawać stanowczo, jako niezmienną naukę wiary Kościoła, prawdę o Jezusie Chrystusie, Synu Bożym, Panu i jedynym Zbawiciela, który przez wydarzenie swojego wcielenia, śmierci i zmartwychwstania doprowadził do końca historię zbawienia, mającą w Nim swoją pełnię i centrum.

Jacek Salij OP: Myślenie współczesne na temat Pana Jezusa — niestety, niekiedy również wśród katolików — jest dokładnie takie, jak to odnotowano w Ewangelii. Wielu ludzi uważało Go za największego z największych, za kogoś na miarę Jana Chrzciciela, Eliasza, czy Jeremiasza. Otóż kto tylko tyle sądzi o Panu Jezusie — kto Go uważa tylko za największego geniusza religijnego ludzkości, tylko za założyciela światowej religii, ten w Niego nie wierzy. Natomiast w tym dokumencie przypomina się, co to znaczy wierzyć w Pana Jezusa. A znaczy to uwielbiać w Nim Syna Bożego, przez którego świat został stworzony, i który z miłości do nas stał się jednym z nas i umarł za nas na krzyżu, a swoim zmartwychwstaniem otworzył nam drogę do życia wiecznego. Jeżeli to, co teraz powiem, przeczyta jakiś buddysta, pragnę go zapewnić, że mam bardzo wysokie mniemanie na temat Buddy. To był wielki człowiek duchowy, wielki z największych. Mam wewnętrzną pewność, że Budda jest zbawiony, ale zarazem nie mam wątpliwości, że jeżeli jest zbawiony, to łaską naszego Pana Jezusa Chrystusa, mocą Jego krwi, jako wezwany do uczestnictwa w Jego zmartwychwstaniu. Pan Jezus nie jest kimś obok Buddy, On jest jego Stwórcą i Zbawicielem.

Marcin Przybyszewski: Ten dokument potwierdza, że zbawienie nie jest przypisane do określonej wspólnoty członków określonego Kościoła, ale że jest darem Chrystusa, owocem Jego ofiary, łaską, która może dotknąć każdego człowieka, także niewierzących…

Jacek Salij OP: Ale zarazem, że znaczenie Kościoła w posługiwaniu zbawczym jest szczególne.

Grzegorz Górny: Kiedy półtora roku temu rozmawialiśmy z kardynałem Ratzingerem, zapytaliśmy go o równoległe drogi zbawienia, a konkretnie o to, czy judaizm jest równoległą i równoprawną z chrześcijaństwem drogą zbawienia, co głosi dziś wielu znaczących teologów katolickich. Kardynał odpowiedział, że jest to błędne stanowisko, ale ponieważ jest ono dość rozpowszechnione w niektórych środowiskach, istnieje konieczność wydania dokumentu, który będzie podkreślał jedyność i wyjątkowość drogi zbawczej, jaką daje Jezus. To także jedna z przyczyn pojawienia się deklaracji Dominus Iesus.

Jacek Salij OP: Nawiasem mówiąc, św. Cyprian, autor formuły: „poza Kościołem nie ma zbawienia”, użył jej w sensie pastoralnym, upominając zwolenników jakiejś konkretnej grupy rozłamowej w swojej gminie kartagińskiej: „Uważajcie, co robicie! Wychodząc z Kościoła, odchodzicie od zbawienia, przecież poza Kościołem nie ma zbawienia”. W myśl tej samej logiki pastor Bonhoeffer sięgnął po tę formułę wobec prób założenia Kościoła prohitlerowskiego. Również w czasach komunistycznych niejeden duszpasterz ostrzegał konformistę, który dla kariery odchodził od Kościoła: „Uważaj, co robisz! Odchodząc od Kościoła, ryzykujesz utratę zbawienia”.

Natomiast nie pojmiemy istotnego sensu zasady: „poza Kościołem nie ma zbawienia”, dopóki sobie nie uprzytomnimy, że być zbawionym, to znaczy być włączonym w Kościół wiekuisty. „Poza Kościołem nie ma zbawienia” to poniekąd zdanie tautologiczne. Podobnie jak zdanie: „bez jedzenia nie da się najeść”.

Marcin Przybyszewski: Zgadzam się w tym ze św. Cyprianem, bo uważam, że Kościół w swojej misji obejmuje cały świat. Dlatego sformułowałbym tę myśl: poza Chrystusem obecnym w Kościele, który oddziałuje na cały świat, nie ma zbawienia.

Przede wszystkim, należy stanowczo wierzyć w to, że „pielgrzymujący Kościół konieczny jest do zbawienia. Chrystus bowiem jest jedynym pośrednikiem i drogą zbawienia, On, co staje się dla nas obecny w Ciele swoim, którym jest Kościół; On to właśnie, podkreślając wyraźnie konieczność wiary i chrztu (por. Mk 16,16; J 3,5), potwierdził równocześnie konieczność Kościoła, do któreg ludzie dostają się przez chrzest jak przez bramę”. Tej nauki nie należy przeciwstawiać powszechnej woli zbawczej Boga (por. 1 Tm 2,4); dlatego „trzeba koniecznie łączyć wzajemnie te dwie prawdy, mianowicie rzeczywistą możliwość zbawienia w Chrystusie dla wszystkich ludzi i konieczność Kościoła w porządku zbawienia”.

Jacek Salij OP: Powiedzmy to jeszcze inaczej: gdziekolwiek Chrystus jest wśród ludzi, tam jest Kościół. Właśnie dlatego Kościół katolicki, choć uważa siebie za Kościół założony przez Chrystusa, zarazem jednoznacznie naucza, że działanie Chrystusa, Jego obecność i wobec tego różne formy kościelności rozprzestrzeniają się aż po krańce ziemi, także tam, gdzie o Chrystusie Panu z imienia nikt nie słyszał. Ostatni sobór wyłożył tę naukę w numerach 15 i 16 Konstytucji dogmatycznej o Kościele.

Marcin Przybyszewski: Ja bym jeszcze prowokacyjnie powiedział, że zbawienie w Kościele wcale nie jest takie pewne, ponieważ jest ono powierzone naszej odpowiedzialności.

Jacek Salij OP: To nie tylko Pan tak mówi, bo nawet Pan Jezus powiedział, że komu wiele dano, od tego więcej żądać się będzie. Wspomniana przed chwilą Konstytucja mówi o tym wyraźnie w numerze 14.

Przy okazji powiem szczerze, że jednego mi w tej Deklaracji zabrakło. Papież co najmniej dwa razy mówił o tym, że my, chrześcijanie różnorodnie podzieleni, w jednym wymiarze już jesteśmy jednością zrealizowaną. Mianowicie w naszych męczennikach, którzy naprawdę umarli w wierze Chrystusa, Syna Bożego. Taka jedność już jest osiągnięta.

Marcin Przybyszewski: Ale jednocześnie w dokumencie jest wyraźnie mowa o jednym Kościele. Jeżeli odmawiamy Credo, to mówimy o jednym Kościele Chrystusowym. Nie o rzymskokatolickim, greckokatolickim czy innym, tylko o jednym Kościele Chrystusowym, który trwa w różnych wspólnotach kościelnych.

Jeśli chodzi o słabsze strony tego dokumentu, to trzeba wymienić niedopracowaną stylistykę. Podejrzewam, że oryginał powstawał po niemiecku. Ten dokument jest znacznie gorzej zredagowany niż dokumenty soborowe, które podlegały z pewnością znaczniejszej i szerszej obróbce językowej. Jest to dokument bardzo trudny. Trzeba więcej uwagi zwracać na pewną komunikatywność dokumentu. Dziennikarze nie zrozumieli tego dokumentu, podobnie część katolików. To jest troszkę wina autora, bo można było popracować i uczynić Deklarację bardziej komunikatywną.

Paweł Kozacki OP: A propos języka. W Deklaracji pojawia się kilkakrotnie sformułowanie, którego dawno nie słyszałem: „należy stanowczo wyznać” albo „nie wolno więc wiernym uważać”, czy „sprzeciwia się wierze Kościoła”.

Grzegorz Górny: Kardynał Ratzinger mówił na konferencji prasowej, że deklaracja Dominus Iesus ma inną rangę niż na przykład akt pokuty za grzechy ludzi Kościoła. Jest w niej bowiem kilka sformułowań mówiących wyraźnie, że katolik jest zobowiązany w coś wierzyć. Tak więc można sobie wyobrazić katolika, który nie przyjmie dokumentu o pokucie za grzechy z przeszłości Kościoła i nie przestaje przez to być katolikiem. Natomiast w tym przypadku, jeżeli ktoś nie zaakceptuje owych kategorycznych stwierdzeń, które dotyczą bezpośrednio prawd wiary, to automatycznie sam stawia się poza wspólnotą katolicką.

Z pewnością, różne tradycje religijne zawierają i ofiarowują elementy religijności, które pochodzą od Boga i stanowią część tego, co „Duch Święty działa w sercach ludzi i w dziejach narodów, w kulturach i w religiach”. W istocie niektóre modlitwy i niektóre obrzędy innych religii mogą przygotowywać na przyjęcie Ewangelii, ponieważ stwarzają pewne sytuacje lub są formami pedagogii, dzięki którym ludzkie serca zostają pobudzone do otwarcia się na działanie Boże. Nie można im jednak przypisywać pochodzenia Bożego oraz zbawczej skuteczności „ex opere operato”, właściwej chrześcijańskim sakramentom. Z drugiej strony nie należy zapominać, że inne obrzędy, jako związane z przesądami lub innymi błędami (por. 1 Kor 10,20–21), stanowią raczej przeszkodę na drodze do zbawienia.

Jacek Salij OP: Oczywiście to nie jest dokument papieża, jest to dokument ogólny Stolicy Apostolskiej, ale ta nawet stylistyczna stanowczość Deklaracji podkreśla, że nie jest to tylko opinia teologiczna czy nawet Kongregacji Nauki Wiary. Tutaj chodzi wręcz o naszą katolicką wiarę. W ostatnich latach również Ojciec Święty kilka razy wypowiadał się z podobną stanowczością — żeby przypomnieć bardzo mocno sformułowane trzy zdania na temat aborcji, eutanazji i generalnie szacunku dla życia ludzkiego w encyklice Evangelium vitae. Równie mocno przypomniał, że nauka Kościoła katolickiego o udzielaniu sakramentu święceń tylko mężczyznom jest nauką nieodwołalną.

Paweł Kozacki OP: A czym ten dokument jest dla ojca?

Jacek Salij OP: No, miodem na serce…

Paweł Kozacki OP: Jak rozwinąłby ojciec tę myśl?

Jacek Salij OP: Po przeczytaniu Dominus Iesus najzwyczajniej czuję, że w moim Kościele Pana Jezusa traktuje się poważnie i że tak w moim Kościele będzie zawsze…

Wszystkie cytaty według: O jedyności i powszechności zbawczej Jezusa Chrystusa i Kościoła, Libreria Editrice Vaticana, Watykan 2000.

Pana Jezusa traktuje się poważnie
Grzegorz Górny

urodzony 30 marca 1969 r. – polski dziennikarz i publicysta, redaktor naczelny kwartalnika „Fronda”, publicysta i reportażysta, autor wielu artykułów. W latach 2003-2009 publikował felietony na łamach miesięcznika „W drodz...

Pana Jezusa traktuje się poważnie
Jacek Salij OP

urodzony 19 sierpnia 1942 r. w Budach na Wołyniu – polski prezbiter rzymskokatolicki, dominikanin, profesor nauk teologicznych, pisarz, publicysta, autor setek książek i tysięcy artykułów, przez 40 lat prowadził rubrykę...

Pana Jezusa traktuje się poważnie
Paweł Kozacki OP

urodzony 8 stycznia 1965 r. w Poznaniu – dominikanin, kaznodzieja, rekolekcjonista, duszpasterz, spowiednik, publicysta, wieloletni redaktor naczelny miesięcznika „W drodze”, w latach 2014-2022 prowincjał Polskiej Prowincji Zakonu Kaznodziejskiego. Obecnie mieszka w Dom...

Pana Jezusa traktuje się poważnie
Marcin Przeciszewski

urodzony 29 września 1958 r. w Warszawie – polski historyk, dziennikarz i działacz katolicki, od 1993 roku redaktor naczelny i prezes zarządu Katolickiej Agencji Informacyjnej, wiceprzewodniczący Rady Międzynarodowej ruchu „Wiara i Światło” (1986-1991), działacz Związku Duży...

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze