Czym jest dzisiaj katecheza?

Czym jest dzisiaj katecheza?

Oferta specjalna -25%

Góra obietnic

0 opinie
Wyczyść

Refleksje po lekturze działu „Spór o katechezę”
(„W drodze” 9/2000)

(…) Należę do pokolenia (rocznik 1956), które uczęszczało na religię wyłącznie w kościele, i co więcej jestem z tego zadowolona. Pochodzę z rodziny, która nie wykazywała się nigdy głęboką religijnością. Raczej uważano, że wychowanie religijne pomaga w wychowaniu etycznym, niż przeżywano prawdy wiary.

Szkoła była dla mnie instytucją obcą i nieprzyjazną, chociaż byłam prymuską. Szkoła była przymusem i nieprzyjemnym, nudnym obowiązkiem, natomiast lekcje religii w salce w podziemiach kościoła były całkiem inną rzeczywistością. Tam chodziło się dobrowolnie i bez przymusu. Chodzenie na katechezę było wyrazem mojego wyboru, było moją decyzją wolną i nieprzymuszoną. Oczywiście wiązało się to również z osobowością katechetów, którzy byli nie tylko nauczycielami, ale również świadkami wiary, których młodzież chciała naśladować. Bardzo dużo im zawdzięczam, a przede wszystkim wprowadzenie w wiarę przeżywaną osobiście i przyjmowaną dosłownie, bez uników i selekcji przykazań. Nie mogę sobie wyobrazić podobnej atmosfery lekcji religii w szkole. Wtedy udział w lekcjach religii był wyborem, był w opozycji do oficjalnej ideologii wpajanej nam w szkole, był potwierdzeniem naszej osobistej wolności.

Czuliśmy się trochę elitą, szczególnie w klasach szkoły średniej, inteligencją katolicką, która wie więcej, niż można się nauczyć w szkole państwowej.

Czy dzisiaj na tej samej zasadzie młodzież nie lgnęłaby do ludzi wiary, księży i katechetów poza szkołą? Gdyby religia była jak dawniej przy parafii, a nie w szkole, udział w niej byłby wyrazem opozycji wobec skostniałej instytucji przymusu, jaką w oczach młodzieży jest szkoła. Propozycja wiary katolickiej byłaby tak samo atrakcyjna jak propozycje sekt czy grup subkulturowych. Teraz religia jest dla wielu młodych jeszcze jednym, nudnym przedmiotem, a nie nobilitacją i doświadczeniem wiary. I nie chodzi o to, żeby uatrakcyjnić lekcje religii i rekolekcje występami artystycznymi katechety lub zaproszonych zespołów — na naszych lekcjach tego nie było, owszem, były notatki, klasówki i stopnie, ale nie zapomnę formułki, którą miałam na każdym świadectwie z religii : „Z nauki religii uczeń ocenia siebie sam”. Uczęszczanie na lekcje religii było dla mnie i mojego pokolenia szkołą podejmowania właściwych wyborów, a czym jest dzisiaj?

Jolanta Stefankiewicz
Warszawa

Produkt dodany do koszyka

Zobacz koszyk Kontynuuj zakupy

Polecane przez W drodze