na polityce, podobnie jak na medycynie i piłce nożnej, znamy się w Polsce wszyscy. I choć jest to teza podszyta złośliwością, odnosząca się do łatwości, z jaką potrafimy się wypowiadać na każdy temat, jednocześnie pokazuje, że rzeczywistość otaczającego nas porządku społecznego wciąż jest dla nas ważna.
Wiele osób powtarza, że polityka to brudna i cyniczna gra, nastawiona na zniszczenie przeciwnika, niemająca wiele wspólnego z troską o dobro wspólne. I że kampanie wyborcze to swego rodzaju konkursy piękności, w których kandydaci się uśmiechają, ściskają na wiecach dłonie swoich wyborców i obiecują im spełnienie wszystkich marzeń. A całość to wyrachowana manipulacja, którą „ciemny lud kupi”. Stąd już blisko do stwierdzeń o tym, że „Wszyscy politycy kłamią”, „Nigdy nic się nie zmieni” i „W ogóle mnie to nie interesuje”.
Na tak zarysowanym tle dla wielu chrześcijan kościelne podejście do polityki jest trudne. Pomijam skandaliczne w formie zachęty kierowane z ambon przez księży, wskazujące, kogo należy obdarzyć zaufaniem. Chodzi mi raczej o to, że w miejsce poszukiwania rozwiązań idealnych Kościół proponuje postawę realistyczną. Jak pisze o tym w swoim eseju dominikanin ojciec Wojciech Giertych, teolog Domu Papieskiego: „Polityka jest sztuką osiągania kompromisów i nie należy się na to oburzać. Dotyczy to także prawnego kompromisu w sprawach, które są etycznie wrażliwe”. I choć to wszystko prawda, musimy dodać, że ze słowem „kompromis” mamy ogromny problem, ponieważ niebezpiecznie kojarzymy je z wyborem mniejszego zła, łamaniem sumienia, rozmiękczaniem doktryny oraz usprawiedliwianiem nieporządku. Tylko czy rzeczywiście tak należy je traktować?
Zachęcam Państwa do lektury majowego wydania miesięcznika, a w szczególności te osoby, którym nie wystarcza postawienie sprawy w kluczu: Nie ma dobrego kandydata. Czy w związku z tym pozostaje nam tylko rezygnacja?
Oceń