Lubię gotować. Zawsze lubiłem. Nawet wtedy, kiedy w poszarzałych od biedy i upokorzenia siermiężnych czasach PRL-u nie za bardzo było co gotować, bo reglamentowana była nie tylko wolność, ale i wszystko inne. Jeszcze w podstawówce – oprócz chodzenia do piwnic jednego z osiedlowych czteropiętrowców na warsztaty sklejania drewnianych modeli samolotów – razem z kolegą z klasy uczęszczałem na kurs kulinarny dla młodzieży prowadzony w ośrodku „Praktycznej Pani”. Młodszym czytelnikom wyjaśniam, że firmowane przez PSS „Społem” ośrodki usługowe „Praktyczna Pani” to miejsca, które poprzez usługi oraz kursy, pokazy i szkolenia miały zaspokajać potrzeby ludzi pracy i pomagać w organizowaniu życia podstawowej komórki społecznej, czyli rodziny. Biorąc pod uwagę to, że w głębokim PRL-u praktycznie żadne potrzeby ludzi pracy i ich rodzin nie były zaspokojone, oferta tychże placówek cieszyła się naprawdę dużym zainteresowaniem. Można w nich było wypożyczyć sprzęt gospodarstwa domowego oraz sprzęt turystyczny, można było nauczyć się szycia, cerowania, przyszywania guzików (jako syn krawca już to umiałem!), majsterkowania, najprostszych napraw, ale też pieczenia ciast i gotowania. Ciasta nigdy nie lubiłem (ani jeść, ani piec), ale gotowanie… To zupełnie inna bajka. Oczywiście to nie były żadne drogie i wykwintne dania, bo na to nie było pieniędzy ani w „Praktycznej Pani”, ani – tym bardziej – w domu. Pa
Zostało Ci jeszcze 75% artykułuWykup dostęp do archiwum
- Dostęp do ponad 7000 artykułów
- Dostęp do wszystkich miesięczników starszych niż 6 miesięcy
- Nielimitowane czytanie na stronie www bez pobierania żadnych plików!
Oceń